Выбрать главу

Później.

Naprawdę miałem szczęście. Spotkałem kolegę Jake’a Petersena, Eskimosa Matta Kigalika. Jake mówił mi, gdzie mogę tamtego znaleźć, nie spodziewałem się jednak, że go zastanę. Matt powiedział mi, że Sowieci także szukają Szczeliny. Przed paroma miesiącami spotkał pewnego mężczyznę wysoko w górach. Nie ujawniając swej obecności, obserwował go przez kilka dni, ponieważ domyślał się, co tamten zamierza. Miał rację - mężczyzna wypatrywał Szczeliny, a w dodatku okazał się rosyjskim szpiegiem. Kigalik nie powiedział mi nic więcej, ale sądzę, że go zamordował. Opisał mi Szczelinę - wygląda jak otwór w powietrzu, jak okienko. Gdy przez nią patrzysz, widzisz innyświat. Nie jest jednak łatwo ją odnaleźć, ponieważ widoczny fragment innego świata niemal się nie różni od naszego: skały, mech… Miejsce to znajduje się po lewej stronie małego strumyka, w odległości mniej więcej pięćdziesięciu kroków na zachód od wysokiej skały w kształcie stojącego niedźwiedzia. Podane mi przez Jake’a współrzędne geograficzne niestety niezupełnie się zgadzają (chodzi raczej o 12” niż o 11” długości geograficznej północnej).

Życz mi szczęścia, kochana. Przywiozę Ci trofeum z duchowego świata. Zawsze będę Cię kochał. Ucałuj ode mnie małego.

Johnny

Will miał w głowie zamęt.

Jego ojciec opisał matce dokładnie to samo, co chłopiec znalazł pod grabem. On również widział okienko, nazwał je nawet identycznym słowem! Will uznał, że na pewno jest na dobrym tropie. Uświadomił sobie również, że właśnie tych informacji szukali włamywacze… Dlatego go prześladowali.

Kiedy ojciec napisał ten list, Will był mały. Kilka lat później, owego ranka w supermarkecie, chłopiec zdał sobie sprawę, że jego matce zagraża niebezpieczeństwo, toteż musi ją chronić. W następnych miesiącach zaczął podejrzewać, że owo niebezpieczeństwo jest urojone, a zatem powinien opiekować się matką jeszcze czulej. Aż nagle odkrył, że biedna kobieta ma wrogów. Istnieli naprawdę. Szukali listów, a zwłaszcza tej informacji.

Will nie rozumiał jej w pełni, czuł się jednak bardzo szczęśliwy, że łączy go z ojcem tak ważna tajemnica oraz że samodzielnie i niezależnie odkrył to samo co tamten. Gdy się spotkają, będą mogli o tym porozmawiać, a ojciec Willa będzie dumny, że syn poszedł w jego ślady. Noc była cicha, morze nieruchome. Chłopiec zebrał listy i położył się spać.

Świetliste istoty

– Grumman? – spytał czarnobrody handlarz futer. – Z Akademii Berlińskiej? Lekkomyślny facet. Spotkałem go pięć lat temu na północnym krańcu Uralu. Sądziłem, że już nie żyje.

Sam Cansino, Teksańczyk i stary znajomy Lee Scoresby’ego, siedział w zadymionym od lamp naftowych barze hotelu „Samirski”. Wychylił właśnie kieliszek palącej wódki i podsunął przyjacielowi talerz z rybą w occie i czarnym chlebem. Lee poczęstował się, po czym kiwnięciem głowy zachęcił Sama do opowiedzenia szczegółów.

– Wpadł w pułapkę głupiego Jakowlewa – kontynuował handlarz – i rozciął sobie nogę aż do kości. Zamiast zastosować zwykłe leki, prosił, by mu znaleźć paskudztwo, którego używają niedźwiedzie, pięciornika. To chyba jakiś porost, nawet nie zwykły mech… Tak czy owak, leżał na saniach, na przemian rycząc z bólu i wykrzykując swoim ludziom instrukcje. Musieli obserwować gwiazdy, dokonywać rozmaitych pomiarów, w przeciwnym bowiem razie straszliwie krzyczał, a język miał ostry jak drut kolczasty, niech go szlak. Chudy facet twardy i silny, wszystkiego ciekaw. Wiesz, że przeszedł inicjację i został Tatarem?

– Naprawdę? – spytał Lee Scoresby, nalewając wódki do kieliszka Sama. Jego dajmona Hester przycupnęła na barze przy łokciu swego właściciela jak zwykle z na wpół zamkniętymi oczyma i uszami położonymi płasko na grzbiecie.

Lee przybył tego popołudnia, przyniósł go do Nowej Zembli wiatr, który wywołały czarownice. Po wylądowaniu aeronauta spakował sprzęt i skierował się prosto do hotelu „Samirski”, który znajdował się tuż przy przetwórni ryb. Wielu arktycznych podróżników zatrzymywało się tu, by posłuchać nowin, poszukać zatrudnienia lub zostawić dla kogoś informację. Lee Scoresby spędzał tu często kilka dni, gdy czekał na kontrakt, na pasażera albo na pomyślny wiatr, dlatego również teraz tam poszedł.

Z powodu ogromnych zmian, które zachodziły w ich świecie, ludzie lgnęli do siebie: zbierali się i rozmawiali. Każdego dnia nadchodziły kolejne nowiny – na rzece Jenisej nieoczekiwanie stopniały kry, wyschła część oceanu, obnażając osobliwie regularne, kamienne dno, trzydziestometrowa kałamarnica porwała z łodzi trzech rybaków i rozerwała ich na kawałki…

Od północy stale nadciągała mgła, gęsta, zimna i od czasu do czasu wypełniona niezwykłym światłem, w którym niewyraźnie widać było jakieś wielkie kształty i słychać tajemnicze głosy.

Pora nie była najlepsza do pracy, więc bar w hotelu „Samirski” był pełny.

– Czy mówicie o Grummanie? – spytał siedzący obok starszy mężczyzna w stroju łowcy fok, którego dajmona w postaci leminga z powagą wyglądała z jego kieszeni. – Rzeczywiście został Tatarem. Towarzyszyłem mu, gdy przyłączył się do tamtego plemienia. Widziałem, jak drążył sobie otwór w czaszce. Używał również innego mienia, tatarskiego. Zaraz je sobie przypomnę…

– Chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział Lee Scoresby. – Chętnie postawię ci drinka, stary. Szukam informacji o tym człowieku. Co to było za plemię?

– Jenisejscy Pachtarowie. Mieszkają u podnóża Gór Siemionowa, w pobliżu rozwidlenia Jeniseju i rzeki, która spływa z tamtejszych wzgórz. Zapomniałem jej nazwy… Przy lądowisku znajduje się skała wielkości domu.

– Tak, rzeczywiście – odezwał się Lee. -Teraz sobie przypominam. Przelatywałem nad nią. Mówisz, że Grumman wywiercił sobie otwór w czaszce? Po co?

– Był szamanem – odparł stary łowca fok. – Zdaje mi się, że plemię uznało go za szamana, jeszcze zanim przyjęło go do swego grona. Niesamowita historia z tym drążeniem otworów. Rytuał trwa dwie noce i dzień. Tatarzy używają przyrządu przypominającego ten do rozpalania ognia.

– Ach, teraz rozumiem, dlaczego jego ludzie byli mu tak całkowicie posłuszni – wtrącił Sam Cansino. – To była najgorsza banda łotrów, jaką kiedykolwiek spotkałem, a wykonywali jego polecenia niczym zastraszone dzieciaki. Sądziłem, że obawiają się jego przekleństw. Jeśli uważali go za szamana… tak, to ma sens. Ale wiesz co? Ludzka ciekawość jest równie silna jak szczęki wilka. Ten facet nie odpuszczał. Chciał, żebym mu opowiedział ze szczegółami o tamtejszych ziemiach, o zwyczajach rosomaków i lisów. Cierpiał z powodu rany, którą spowodowała ta przeklęta pułapka Jakowlewa. Noga cała poszarpana, a on wierzył, że pięciornik obniży mu temperaturę. Obserwował, jak się tworzy blizna, robił notatki na temat każdego cholernego drobiazgu… Dziwny człowiek. Pewna czarownica chciała, żeby został jej kochankiem, ale odmówił.