Выбрать главу

– Anioły – odezwał się Pantalaimon, który jako świerszcz siedział na ramieniu swej pani.

– Może to upiory – zastanowiła się Lyra.

– Nie! Dzieci użyły słowa angeli - upierał się jej dajmon – Założęsię, że to anioły.

– Wejdziemy?

Podnieśli oczy na wielkie dębowe wrota z czarnymi, ozdobnymi zawiasami. Pół tuzina stopni, które prowadziły do wejścia, było mocno zniszczonych, a drzwi uchylone. Nic z wyjątkiem własnego strachu nie powstrzymywało Lyry przed wślizgnięciem się do wieży.

Dziewczynka weszła na palcach po schodach i zajrzała do środka. Dostrzegła jedynie fragment ciemnego, wykładanego kamiennymi płytami korytarza, lecz Pantalaimon drżał z niepokoju na jej ramieniu, podobnie jak wtedy, gdy zamieniali czaszki w krypcie Kolegium Jordana. Na szczęście Lyra zmądrzała od tamtego czasu. Domyśliła się, że w wieży panoszy się zło, zbiegła więc szybko po schodkach, przebiegła plac i skierowała się w stronę jaskrawo rozjaśnionego słonecznym światłem bulwaru z palmami. Gdy tylko się upewniła, że nikt jej nie obserwuje, podeszła do okienka i przeszła do Oksfordu Willa.

W czterdzieści minut później po raz kolejny stała w budynku wydziału fizyki i kłóciła się z portierem. Tym razem jednak miała w ręku kartę atutową.

– Niech pan po prostu zapyta doktor Malone – stwierdziła słodko. – Niech pan tylko ją spyta, nic więcej. Ona panu powie.

Portier odwrócił się do telefonu i Lyra obserwowała z litościwą miną, jak mężczyzna przyciska guziki i mówi w słuchawkę. Myślała ze smutkiem o biednym tutejszym portierze, któremu nawet nie przydzielono odpowiedniego pomieszczenia – takiego, jak w jej prawdziwym kolegium Oksfordzkim – miał przed sobą tylko duży drewniany kontuar, jak gdyby pracował w sklepie.

– W porządku – oświadczył portier, odwracając się. – Mówi, że masz wejść. Tylko nigdzie nie zbaczaj po drodze.

– Dobrze – odparła poważnie, niczym uprzejma panienka, która zawsze postępuje zgodnie z poleceniami dorosłych.

Na szczycie schodów czekała ją jednakże niespodzianka, ponieważ nagle otworzyły się drzwi z narysowaną sylwetką kobiety na tabliczce i wysunęła się głowa i ręka doktor Malone. Uczona bez słowa kiwała na Lyrę ręką zapraszając ją do środka.

Dziewczynka weszła, zaintrygowana. Nie było to laboratorium, ale toaleta, a doktor Malone wydawała się bardzo poruszona.

– Lyro – odezwała się – w laboratorium są jacyś ludzie… chyba policjanci… Wiedzą, że byłaś u mnie wczoraj… Nie wiem, czego szukają, ale nie podobają mi się… Co się dzieje?

– Skąd się dowiedzieli, że przyszłam się z panią zobaczyć?

– Nie wiem! Nie znali twojego nazwiska, ale od razu wiedziałam, o kim mówią…

– Och! No dobrze, mogę ich okłamać. To łatwe.

– Ale o co w tym wszystkim chodzi?

Jakiś kobiecy głos spytał z korytarza przed toaletą:

– Doktor Malone? Widziała pani dziewczynkę?

– Tak – odparła doktor Malone. – Właśnie jej pokazywałam, gdzie jest toaleta…

Lyra pomyślała, że uczona nie ma powodu do niepokoju, najwyraźniej jednak nie była przyzwyczajona do niebezpieczeństw.

Kobieta w korytarzu była młoda i bardzo elegancko ubrana. Naprawdę próbowała się uśmiechnąć na widok dziewczynki, ale jej oczy patrzyły srogo i podejrzliwie.

– Witaj – odezwała się. – Jesteś Lyra, prawda?

– Tak. A pani jak się nazywa?

– Jestem sierżant Clifford. Wejdź.

Dziewczynka pomyślała, że ta młoda kobieta ma tupet skoro traktuje laboratorium jak swój własny pokój, lecz nicnie powiedziała, tylko skinęła potulnie głową. Po raz pierwszy poczuła ukłucie żalu. Zdała sobie sprawę że nie powinna tu być; pamiętała, co aletheiometr kazał jej zrobić – miała pomóc Willowi, a nie przychodzić tutaj. Niezdecydowana stała w progu.

W pomieszczeniu siedział wysoki barczysty mężczyzna o białych brwiach. Dziewczynka świetnie wiedziała, jak wyglądają uczeni, i tych dwoje z pewnością nimi nie było.

– Wejdź, Lyro – ponagliła ją sierżant Clifford. – Wszystko w porządku. To jest inspektor Walters.

– Witaj, Lyro – odezwał się mężczyzna. – Wiele o tobie słyszałem od doktor Malone. Chciałbym zadać ci kilka pytań, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

– Na jaki temat? – spytała.

– Och, to nic trudnego – odparł, uśmiechając się. – Wejdź i usiądź.

Pchnął ku niej krzesło. Dziewczynka usiadła ostrożnie. Usłyszała, jak zamykają się drzwi. Doktor Malone stała obok. Pantalaimon, który pod postacią świerszcza tkwił w kieszeni na piersi Lyry, był bardzo poruszony – czuła to. Miała nadzieję, że nikt nie zauważy jej drżącego dajmona. Poleciła mu w myślach, aby się nie ruszał.

– Skąd pochodzisz, Lyro? – spytał inspektor Walters.

Gdyby wymieniła Oksford, łatwo mogliby sprawdzić jej słowa. Nie mogła jednak powiedzieć, że przybyła z innego świata. Uznała tych ludzi za niebezpiecznych, choćby dlatego, że od razu chcieli się wszystkiego dowiedzieć. Przyszła jej do głowy jedyna nazwa, jaką znała w tym świecie: miejsce, z którego pochodził Will.

– Z Winchesteru – odrzekła.

– Biłaś się z kimś, prawda, Lyro? – spytał inspektor. – Skąd masz te siniaki? Jeden na policzku, drugi na nodze… Czy ktoś cię uderzył?

– Nie – mruknęła.

– Chodzisz do szkoły?

– Tak. Czasami – dodała.

– Nie powinnaś być dziś w szkole?

Nic nie odpowiedziała. Czuła się coraz bardziej nieswojo. Popatrzyła na doktor Malone i dostrzegła na jej twarzy napięcie i smutek.

– Przyszłam tu tylko zobaczyć się z doktor Malone – bąknęła dziewczynka.

– Zatrzymałaś się w Oksfordzie, Lyro? Gdzie nocujesz?

– U pewnych ludzi – odrzekła. – To moi przyjaciele.

– Jaki jest ich adres?

– Nie potrafię powiedzieć, gdzie mieszkają. To znaczy… łatwo tam trafię, ale nie pamiętam nazwy ulicy.

– Kim są ci ludzie?

– To przyjaciele mojego ojca.

– Och, rozumiem. W jaki sposób trafiłaś do doktor Malone?

– Mój ojciec jest fizykiem i ją zna.

Pomyślała, że na razie jakoś sobie radzi, i zaczęła się uspokajać. Dzięki temu potrafiła kłamać płynniej.

– Doktor Malone pokazała ci, nad czym pracuje, prawda?

– Tak. Maszyna z ekranem… Tak, pokazała.

– Interesujesz się takimi sprawami? Nauką i badaniami?

– Tak. Zwłaszcza fizyką.

– Zamierzasz zostać naukowcem, kiedy dorośniesz?

Lyra zareagowała na to pytanie obojętnym spojrzeniem. Mężczyzna nie zmieszał się, wymienił spojrzenie z młodą kobietą, po czym znowu popatrzył jasnymi oczyma na dziewczynkę.

– Byłaś zaskoczona tym, co ci pokazała doktor Malone…

– No cóż, w pewnym sensie, ale wiedziałam, czego się spodziewać.

– Dzięki ojcu?

– Tak, ponieważ mój ojciec zajmuje się podobnymi rzeczami.

– Hm, powiedzmy. Rozumiesz to zjawisko?

– W pewnym sensie.

– Twój ojciec bada zatem mroczną materię?

– Tak.

– Czy doszedł do takich wniosków, jak doktor Malone?

– Nie w ten sam sposób. Może pewne badania wyszły mu lepiej, ale nie ma takiej maszyny ze słowami na ekranie.

– Will także zatrzymał się u twoich przyjaciół?