Выбрать главу

Samochód odjechał. Will stał oniemiały. Lyra potrząsnęła jego ramieniem.

– Wszystko w porządku – stwierdziła. – On nikomu nie powie. Gdyby to zrobił, już by było po tobie. Chodź.

Dziesięć minut później stali na placu przed Wieżą Aniołów. Will opowiedział Lyrze o wężu-dajmonie i dziewczynka znieruchomiała na środku ulicy; znowu dręczyło ją mgliste wspomnienie. Kim był ten starzec? Gdzie go widziała? Niedobrze… pamięć ją zawodziła.

– Nie chciałam mówić przy starym – odezwała się cicho Lyra – ale zeszłej nocy widziałam na wieży jakiegoś mężczyznę. Patrzył w dół, gdy dzieci tak straszliwie hałasowały…

– Jak wyglądał?

– Młody, z kręconymi włosami. Wcale nie był stary. Widziałam go jednak tylko przez chwilę, stał na samej górze, przy blankach. Sądziłam, że to może być… Pamiętasz Angelice i Paola? Chłopiec zdradził się przed nami, że mają starszego brata, który przyszedł z nimi do miasta Wtedy ona kazała Paolowi zamilknąć, jak gdyby wyjawiał jakiś sekret, pamiętasz? Więc pomyślałam, że to może być ten brat. Może również szuka noża. Przypuszczam, że wszystkie tutejsze dzieci o nim wiedzą. To jest moim zdaniem prawdziwy powód, dla którego wróciły do miasta.

– Hmm… – mruknął Will, podnosząc oczy. – Może i tak.

Lyra przypomniała sobie poranną rozmowę z dziećmi. Mówiły, że żadne z nich nie wchodzi do wieży, ponieważ tam straszy. Pamiętała własny niepokój, gdy wraz z Pantalaimonem zaglądali do wieży przez otwarte drzwi. Może dzieci bały się wejść i potrzebowały do tego kogoś starszego? Dajmon dziewczynki w postaci ćmy trzepotał teraz nad jej głową w świetle słonecznym i szeptał coś z trwogą.

– Cicho – odpowiedziała mu również szeptem – nie mamy wyboru, Pan. Przez własną głupotę straciliśmy aletheiometr. Musimy go odzyskać, a to jest jedyny sposób.

Will szedł wzdłuż prawej ściany wieży. Za rogiem ciągnęła się wąska, brukowana aleja i chłopiec ruszył nią, patrząc w górę i oceniając wiekowy budynek. Lyra podążyła za nim. Will zatrzymał się pod oknem na wysokości drugiego piętra i powiedział do Pantalaimona:

– Możesz tam polecieć i zajrzeć do środka?

Dajmon natychmiast przybrał postać wróbla i ruszył w górę. Z trudem oddalał się od swojej pani; gdy znalazł się na parapecie i usiadł na sekundę czy dwie, Lyra straciła oddech i cicho krzyknęła. Pantalaimon wrócił, a wtedy westchnęła i głęboko zaczerpnęła powietrza, niczym człowiek uratowany przed utonięciem. Zakłopotany Will zmarszczył brwi.

– To nie jest takie proste – wyjaśniła. – Kiedy dajmon się oddala, odczuwasz ból…

– Przykro mi. Widziałeś coś? – spytał.

– Schody – odparł Pantalaimon. – Schody i ciemne pomieszczenia. Na ścianie wisiały miecze, włócznie i tarcze, jak w muzeum. I widziałem mężczyznę, który… tańczył.

– Tańczył?

– Poruszał się dziwnym krokiem… i wymachiwał ręką. Może walczył z czymś niewidocznym… Widziałem go tylko przez uchylone drzwi… Niezbyt wyraźnie.

– Walczył z upiorem – domyśliła się Lyra.

Dzieci nie mogły się dowiedzieć niczego więcej, poszły więc dalej. Za wieżą stała wysoka, kamienna ściana zwieńczona warstwami potłuczonego szkła. Pantalaimon jeszcze raz poleciał w górę i spojrzał na drugą stronę – znajdował się tam tylko ogródek z fontanną, wokół której rozmieszczono równiutkie grządki obsiane ziołami.

Przy lewej ścianie wieży ciągnęła się alejka prowadząca na plac. Okna były małe i głęboko osadzone, niczym oczy pod zmarszczonymi brwiami.

– Musimy zatem wejść od frontu – podsumował Poszukiwania Will.

Pokonał schodki i mocno pchnął drzwi. Promienie słoneczne rozświetliły wnętrze, zgrzytnęły ciężkie zawiasy. Chłopiec zrobił kilka kroków i, nie widząc nikogo, wszedł dalej. Lyra szła tuż za nim. Podłogę wykonano z kamieni brukowych, wygładzonych w ciągu stuleci. Poczuli chłód. Will spojrzał na schody wiodące w dół i zauważył że prowadzą do obszernego, niskiego pomieszczenia z ogromnym, zimnym paleniskiem; gipsowe ściany wokół pieca poczerniały od sadzy. W sali nie było nikogo, toteż chłopiec wrócił do głównego korytarza. Stała tam Lyra z palcem na ustach. Patrzyła w górę.

– Słyszę go – wyszeptała. – Wydaje mi się, że mówi do siebie.

Will wytężał słuch i również usłyszał zawodzące mamrotanie przerywane od czasu do czasu chrapliwym śmiechem lub krótkimi, gniewnymi okrzykami. Chłopiec odniósł wrażenie, że słucha szaleńca.

Wydął policzki i ruszył po schodach w górę. Były dębowe; pociemniałe, wysokie i szerokie stopnie, równie wydeptane jak kamienie w korytarzu, lecz na szczęście na tyle masywne, że dziecięce kroki nie spowodowały skrzypienia. Im wyżej Will i Lyra się wspinali, wokół nich robiło się coraz mroczniej, ponieważ światło dochodziło jedynie z małych, głęboko osadzonych okienek na półpiętrach. Dzieci dotarły na pierwsze piętro, zatrzymały się i nadsłuchiwały, po czym wspięły się na następne; tu męski głos mieszał się z głośnymi, rytmicznymi krokami. Odgłosy dochodziły z pomieszczenia po przeciwnej stronie podestu; drzwi do sali były uchylone.

Will podszedł do nich na palcach i pchnął je jeszcze o kilka centymetrów, aby zobaczyć, co się dzieje w środku.

Pokój był duży, z sufitu zwisały gęste pajęczyny, a ściany pokrywały rzędy półek, na których stały książki w bardzo złym stanie – ich okładki spleśniały, łuszczyły się lub spuchły od wilgoci. Liczne tomy spadły z półek i leżały otwarte na podłodze albo na wielkich, pokrytych kurzem stołach, jeszcze inne nieporządnie ułożono w stosy.

W pokoju jakiś młody mężczyzna… tańczył. Pantalaimon miał rację: rzeczywiście tak to wyglądało. Osobnik był odwrócony plecami do drzwi i powłócząc nogami przesuwał się to w jedną, to w drugą stronę, przez cały czas machał przed sobą prawą ręką, jak gdyby oczyszczał drogę z niewidocznych przeszkód. W ręce trzymał zwykły nóż. Ostrze – około dwudziestu centymetrów długości – wydawało się zaśniedziałe; osobnik wysuwał nóż do przodu, ciął na boki, dźgał nim przed sobą, w górę i w dół – jakby walczył z niewidzialnym wrogiem.

Nagle mężczyzna zrobił ruch, jak gdyby zamierzał się odwrócić, i Will się cofnął. Położył palec na ustach i skinął na Lyrę, po czym poprowadził ją na schody i w górę, na następne piętro.

– Co ten człowiek robi? – spytała szeptem dziewczynka.

Chłopiec postarał się jak najlepiej opisać zachowanie mężczyzny.

– To chyba wariat – oceniła Lyra. – Jest szczupły i ma kręcone włosy?

– Tak. Rude, tak jak Angelica. Z pewnością oszalał. Nie wiem… wydaje mi się, że ta sprawa jest bardziej skomplikowana, niż twierdził sir Charles. Zobaczmy następne pomieszczenia, zanim przemówimy do tego człowieka.

Dziewczynka przyznała Willowi rację, więc ruszyli po schodach na najwyższe piętro. Tu, na górze, było znacznie jaśniej, ponieważ pomalowana na biało klatka schodowa prowadziła aż na dach czy też raczej do przypominającej małą oranżerię nadbudówkę z drewna i szkła. Nawet na schodach dzieci czuły, jak bardzo nagrzane jest to pomieszczenie.

Gdy zatrzymali się na chwilę na schodach, z góry usłyszeli czyjś jęk.

Oboje aż podskoczyli, byli bowiem przekonani, że poza ich trojgiem w Wieży Aniołów nie ma nikogo więcej. Pantalaimon tak bardzo się przestraszył, że od razu zmienił się z kota w ptaka i pofrunął na pierś swojej pani. Will i Lyra chwycili się za ręce.

– Chodźmy zobaczyć – szepnął Will. – Pójdę pierwszy.