Выбрать главу

– A jakie to ma dla ciebie znaczenie? – spytała. – Sądziłam, że w Genewie wszystko ustalone.

Mężczyzna przeczesał rękoma włosy i odrzekł:

– No cóż, nie do końca. Niczego nie podpisałem. Zresztą, tam zajmowałbym się zupełnie czymś innym, no i przykro byłoby mi stąd wyjeżdżać, teraz, gdy naprawdę coś odkryliśmy…

– Co ty sugerujesz?

– Nic nie…

– Sugerujesz, że jesteś skłonny dać się przekupić?

– No cóż… – Payne chodził po laboratorium, rozkładał ręce, wzruszał ramionami, potrząsał głową. – Jeśli nie skontaktujesz się z tym człowiekiem, ja to zrobię – wydukał wreszcie.

Milczała. W końcu odezwała się:

– Och, rozumiem.

– Mary, muszę myśleć o…

– Tak, tak, oczywiście.

– To nie znaczy, że…

– Nie, nie.

– Nie rozumiesz…

– Ależ rozumiem. To bardzo proste. Obiecasz, że zrobisz, jak każe, dostaniesz fundusze, ja odejdę, ty obejmiesz funkcję dyrektora. Nietrudno to pojąć. Otrzymasz większy budżet, wiele dobrych, nowych urządzeń, dodatkowe pół tuzina doktorantów. Dobry pomysł. Zrób to Oliverze. Czeka cię kariera. Ja jednak odchodzę. Ta cała sprawa śmierdzi.

– Ty nie…

Mina doktor Malone sprawiła, że mężczyzna zamilkł. Kobieta zdjęła biały fartuch i powiesiła go na drzwiach, następnie zebrała kilka papierów, włożyła je do torby i bez słowa wyszła. Kiedy tylko Payne został sam, wziął wizytówkę sir Charlesa i podniósł słuchawkę.

W kilka godzin później, a dokładnie tuż przed północą, Mary Malone zaparkowała samochód przed budynkiem uczelni i weszła bocznym wejściem. W chwili gdy skręciła na schody, z korytarza wyszedł jakiś człowiek; wystraszył ją tak bardzo, że prawie upuściła teczkę. Mężczyzna miał na sobie mundur.

– Dokąd pani idzie? – spytał.

Stał jej na drodze, wysoki i silny; jego oczy ledwie było widać spod daszka czapki.

– Idę do mojego laboratorium. Pracuję tutaj. A kim pan jest? – spytała, trochę rozzłoszczona, a trochę przerażona.

– Jestem z ochrony. Ma pani jakiś dowód tożsamości?

– Jakiej ochrony? Opuściłam ten budynek o piętnastej i był tu tylko portier na dyżurze, jak zwykle. To pan powinien się wylegitymować mnie. Kto pana wynajął? I dlaczego?

– Oto moja legitymacja – odparł mężczyzna, pokazując jej kartę zbyt szybko, aby mogła cokolwiek odczytać. – Proszę o pani dowód!

Doktor Malone zauważyła, że mężczyzna ma w futerale na biodrze przenośny telefon. Czy miał również broń? Nie, na pewno nie, po prostu ogarniała ją panika. Nie odpowiedział wprawdzie na jej pytania, lecz wiedziała, że jeśli będzie nalegać, wzbudzi jego podejrzliwość, a musiała przecież natychmiast dotrzeć do laboratorium. To było w tej chwili najważniejsze. Pomyślała, że musi uśpić jego czujność. Poszperała w torbie i znalazła portfel.

– Czy to wystarczy? – spytała, pokazując mu kartę, której używała, aby otworzyć barierkę na parkingu.

Spojrzał szybko na kartonik.

– Co pani tu robi o tej porze? – spytał.

– Prowadzę pewien eksperyment i co jakiś czas muszę sprawdzać działania komputera.

Mężczyzna jawnie szukał powodu, aby nie pozwolić jej wejść, a może chciał tylko sprawdzić, jak wielką posiada nad nią władzę. W końcu jednak skinął głową i odsunął się. Mary Malone przeszła obok niego z uśmiechem, ale na jego twarzy pozostała obojętna mina.

Wchodząc do swojego laboratorium, ciągle jeszcze drżała. W budynku nigdy nie było żadnych dodatkowych zabezpieczeń poza zamkiem w drzwiach i starszym portierem na dyżurze i doktor Malone domyślała się, co spowodowało zmiany. Wiedziała, że ma bardzo mało czasu – musiała natychmiast wypełnić swoje zadanie, ponieważ kiedy przedstawiciele „ochrony” uświadomią sobie, jaki jest cel uczonej, już nigdy więcej nie pozwolą jej wejść do budynku.

Zamknęła za sobą drzwi i opuściła żaluzje w oknach. Włączyła detektor, potem wyjęła z kieszeni dyskietkę i wsunęła ją do komputera, który kierował Jaskinią. Po chwili zaczęła manipulować liczbami na ekranie, kierując się po części logiką, po części domysłami, a także używając programu, nad którym pracowała w domu przez wszystkie ostatnie wieczory. Zadanie, które sobie postawiła, było równie skomplikowane, jak stworzenie całości z niepełnych fragmentów.

Odgarnęła włosy z oczu i założyła elektrody na głowę, poćwiczyła palce i zaczęła pisać na klawiaturze. Czuła, że postępuje jedynie na wpół świadomie.

Witaj. Nie jestem pewna, co robię.

Może to szaleństwo.

Słowa umieściły się same po lewej stronie ekranu, co niezwykle zaskoczyło doktor Malone. Nie używała żadnego edytora tekstu, wykorzystywała jedynie system operacyjny, toteż formatowanie nie było jej dziełem. Nagle poczuła, jak podnoszą jej się włoski na karku i odniosła wrażenie, że ogarnia świadomością cały budynek – ciemne korytarze, wyłączone maszyny, samoczynnie działające rozmaite przyrządy, komputery monitorujące testy i nagrywające rezultaty, automatyczną klimatyzację, program regulacji wilgotności i temperatury, wszystkie kanaliki, rurki i przewody będące czujnymi arteriami oraz nerwami uczelni… Były one, w gruncie rzeczy… prawie świadome.

Spróbowała znowu.

Próbuję wyrazić słowami

stan umysłu, ale…

Zanim skończyła zdanie, kursor przeskoczył na prawą stronę ekranu i napisał:

Zadaj pytanie.

Tekst ten powstał w ułamku sekundy.

Mary Malone wydało się, ze wkracza w jakąś nieistniejącą przestrzeń. Całe ciało drżało z szoku i zdziwienia. Uspokajała się przez kilka minut. Potem ponownie zaczęła pisać. Zadawała pytania, lecz niemal zanim skończyła je wystukiwać, po prawej stronie monitora pojawiały się odpowiedzi.

Jesteście Cieniami?

Tym samym, co Pył Lyry?

Mroczną materią?

Mroczna materia jest świadoma?

To, co powiedziałam Oliverowi

dziś rano o ludzkiej ewolucji, jest…

Tak.

Tak.

Tak.

Z pewnością tak.

Poprawne.Musisz jednak zadać więcej pytań.

Przerwała, głęboko zaczerpnęła powietrza, odepchnęła krzesło i znowu poćwiczyła palce. Słyszała, jak szybko bije jej serce. To, co się działo, było absolutnie niemożliwe – tak krzyczała cała jej istota – wykształcenie umysł, zdrowy rozsądek. Coś było nie tak. To się nie miało prawa dziać. Śnisz, kobieto, mówiła sobie. A jednak słowa znajdowały się na ekranie – jej pytania i odpowiedzi jakiegoś innego świadomego umysłu.

Skupiła się i zadawała kolejne pytania. Odpowiedzi pojawiały się niemal natychmiast.

Umysł, który odpowiada na te pytania, nie należy do człowieka, prawda?

Nas? Jest was więcej?

Ale czym jesteście?

Nie, ale ludzie zawsze nas znali.

Niezliczone biliony.

Aniołami.

W głowie Mary Malone szumiało. Została wychowana na katoliczkę, mało tego – tak jak odkryła Lyra – uczona była kiedyś zakonnicą. Niewiele zostało z jej wiary, lecz sporo wiedziała o aniołach. Święty Augustyn powiedział: „Anioł to nazwa ich profesji, nie natury. Jeśli chcesz nazwać ich naturę, nazwij ją duchem. To, z czego są, to duch; ich zajęciem jest bycie aniołem”. Oszołomiona, drżąc, znowu zaczęła pisać: