Выбрать главу

Will przyjrzał się z uwagą osobliwej parze – chudej, jasnookiej dziewczynce i czarnemu szczurowi, którego tuliła w ramionach – i poczuł się bardzo samotny.

– Jestem zmęczony. Idę spać – oświadczył. – Zamierzasz zostać w mieście?

– Nie wiem. Muszę się dowiedzieć więcej o Pyle. Są chyba w tym świecie jacyś uczeni. Musi być ktoś, kto wie.

– W tym świecie może ich nie być, ja jednak przybyłem z miejsca zwanego Oksford, gdzie pracuje wielu uczonych.

– Oksford?! – krzyknęła. – Ja też pochodzę z Oksfordu!

– Więc jest i w twoim świecie? Nigdy przecież nie odwiedziłaś mojego świata.

– Na pewno nie – odrzekła z przekonaniem. – Pochodzimy z dwóch zupełnie odmiennych światów. Ale w moim również istnieje Oksford. Mówimy też w tym samym języku, zauważyłeś? Zapewne istnieje wiele innych podobieństw. Jak się tu dostałeś? Przez most?

– Nie. Przez pewne niezwykłe okienko wycięte w powietrzu.

– Pokaż mi je – rzuciła szybko.

To był rozkaz, nie prośba. Jednakże Will potrząsnął głową.

– Nie teraz – odparł. – Chce mi się spać. Jest przecież środek nocy.

– Więc zaprowadzisz mnie do niego rano!

– W porządku, zaprowadzę cię. Ale pamiętaj, że mam własne sprawy. Będziesz musiała sama poszukać uczonych.

– To łatwe – mruknęła. – Wiem o nich wszystko. Will zebrał talerze i wstał.

– Ja zrobiłem kolację – powiedział – więc ty pozmywasz naczynia.

Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Po co? – zadrwiła. – Wszędzie wokół stoją miliony czystych naczyń! Zresztą, nie jestem służącą. Nie zamierzam niczego myć.

– Więc nie pokażę ci drogi do mojego świata.

– Znajdę ją sama.

– Nie znajdziesz, jest dobrze ukryta. Nigdy ci się nie uda odszukać przejścia. Nie wiem, jak długo możemy zostać w tym mieście. Ponieważ musimy coś jeść, będziemy więc jedli tutejsze jedzenie, ale za każdym razem posprzątamy po sobie. Będziemy utrzymywać to miejsce w czystości, ponieważ tak należy postępować. Zmyj naczynia. Musimy traktować to miejsce dobrze. Teraz idę spać. Wybiorę sobie inny pokój. Zobaczymy się rano.

Poszedł na górę, gdzie umył zęby palcem i pastą wydobytą z poszarpanej siatki, potem wszedł do sypialni, padł na podwójne łóżko i natychmiast zasnął.

Lyra odczekała jakiś czas, a gdy upewniła się, że Will śpi, zaniosła naczynia do kuchni, włożyła do zlewu i odkręciła kran. Mocno tarła talerze zmywakiem, aż wyglądały na czyste. Tak samo zrobiła z nożami i widelcami, niestety patelni po omlecie nie udało jej się w ten sposób domyć, skorzystała więc z kawałka żółtego mydła i tarła uparcie, póki efekt jej nie zadowolił. Następnie ścierką wytarła wszystkie naczynia do sucha i postawiła je na suszarce.

Ponieważ nadal była spragniona i chciała sprawdzić, czy sama potrafi otworzyć puszkę, wzięła kolejną colę i pociągnęła za metalowy uchwyt. Otwartą puszkę zabrała na górę. Stanęła na chwilę pod drzwiami pokoju Willa, ale niczego nie usłyszała; weszła na palcach do drugiego pokoju i wyjęła spod poduszki aletheiometr.

Nie musiała znajdować się w pobliżu chłopca, aby zapytać o niego urządzenie, lecz tak czy owak chciała na Willa spojrzeć. Najciszej jak potrafiła, przekręciła gałkę w drzwiach i weszła.

Pokój był rozświetlony światłem od morza. W poświacie odbitej od sufitu Lyra spojrzała na śpiącego Willa. Marszczył brwi, a jego twarz lśniła od potu. Chłopiec był krępy i silny, choć rzecz jasna nie był jeszcze zbyt wysoki; ponieważ wydawał się niewiele starszy od Lyry, dziewczynka przypuszczała, że kiedyś wyrośnie na potężnego mężczyznę. Znacznie łatwiej potrafiłaby go ocenić, gdyby mogła się przyjrzeć jego dajmonie! Zastanawiała się, jaka byłaby jej postać i czy osiągnęłaby już stałą formę. W każdym razie, na pewno uosabiałaby Willa – gwałtownego, a zarazem uprzejmego, równocześnie z jakiegoś powodu nieszczęśliwego.

Dziewczynka podeszła na palcach do okna. W świetle ulicznej lampy starannie rozstawiła wskazówki aletheiometru, rozluźniła się, a następnie skupiła na pytaniu. Igła zaczęła się huśtać wokół tarczy, zatrzymując się na sekundę przy kilku obrazkach.

Lyra zadała pytanie:

– Kim on jest? Przyjacielem czy wrogiem?

„To morderca”, odpowiedział aletheiometr.

Kiedy dziewczynka otrzymała odpowiedź, od razu się odprężyła. Will potrafił znaleźć jedzenie i wskazać jej drogę do Oksfordu. Były to użyteczne umiejętności, jednak Lyra obawiała się, że chłopiec okaże się osobnikiem niegodnym zaufania lub tchórzem. A mordercę uważała za cennego towarzysza i wiedziała, że będzie się z Willem czuła równie bezpiecznie, jak niegdyś z pancernym niedźwiedziem Iorkiem Byrnisonem.

Nie zamykając okna, zasunęła zasłony, aby poranne słońce nie obudziło chłopca, i wyszła na palcach z pokoju.

Wśród czarownic

Serafina Pekkala, czarownica, która uratowała Lyrę i inne dzieci uciekające ze stacji eksperymentalnej w Bolvangarze, a następnie towarzyszyła dziewczynce w locie na wyspę Svalbard, była ogromnie zaniepokojona.

Po ucieczce Lorda Asriela z miejsca jego wygnania na Svalbardzie nastąpiły niezwykłe zakłócenia atmosferyczne, które rzuciły czarownice ponad zamarzniętym morzem na wiele mil od wyspy. Niektóre z towarzyszek Serafiny trzymały się blisko uszkodzonego balonu teksańskiego aeronauty Lee Scoresby’ego, jednak ją samą wichura skierowała wysoko w górę, w mgielne chmury, które wydobyły się ze szczeliny powstałej w niebie po eksperymencie Lorda Asriela.

Kiedy Serafina stwierdziła, że ponownie potrafi kontrolować swój lot, natychmiast pomyślała o Lyrze. Nie wiedziała ani o walce między samozwańczym niedźwiedzim królem a Iorkiem Byrnisonem, ani o tym, co się przydarzyło dziewczynce po tym zdarzeniu, zaczęła więc jej szukać w swoim świecie.

Na gałęzi z sosny obłocznej leciała przez mętne powietrze o odcieniu złota. Towarzyszył jej dajmon, Kaisa, śnieżny gąsior. Najpierw zawrócili ku Svalbardowi, lekko zbaczając na południe, i przez wiele godzin szybowali pod chmurami zabarwionymi niezwykłymi plamami światła i cienia. Światło to w niepokojący sposób łaskotało skórę Serafiny Pekkali, dzięki czemu czarownica domyśliła się, że pochodzi ono z innego świata. Po pewnym czasie odezwał się Kaisa.

– Spójrz! Dajmon jakiejś czarownicy. Chyba się zgubił…

Serafina spojrzała poprzez mgielne zasłony i w smugach zamglonego światła zobaczyła krążącego i krzyczącego samca rybołówki. Czarownica i jej dajmon zakołowali i polecieli w jego kierunku. Widząc, że nadlatują, przerażona rybołówka szaleńczo rzuciła się w górę, lecz Serafina zasygnalizowała przyjazne zamiary, a wówczas samotny dajmon opadł i wyrównał lot. Leciał teraz obok nich.

– Z jakiego jesteś klanu? – spytała Serafina Pekkala.

– Z tajmyrskiego – odparł. – Moją czarownicę schwytano, nasze towarzyszki przepędzono! Zgubiłem się…

– Kto schwytał twoją czarownicę?

– Kobieta z dajmonem w postaci małpy. Z Bolvangaru… Pomóżcie nam! Pomóżcie mi! Tak bardzo się boję!

– Czy twój klan sprzymierzył się z rozcinaczami dzieci?

– Tak, ale tylko do chwili, gdy poznaliśmy ich zamiary… Po walce w Bolvangarze przegnali nas, a moją czarownicę wzięli do niewoli… Zabrali ją na statek… Co mam robić? Woła mnie, ale nie mogę jej znaleźć! Och, pomóżcie mi, błagam!

– Cicho – mruknął Kaisa. – Wsłuchajmy się w odgłosy z dołu.

Szybowali teraz niżej, uważnie nadsłuchując. Wkrótce uwagę Serafiny Pekkali przyciągnęło stłumione przez mgłę dudnienie gazowego silnika.