Выбрать главу

Wbił zęby w przedramię napastnika, a ten uderzył go w tył głowy. Na chwilę chłopiec poczuł oszołomienie potem znowu zaczął kopać; niektóre kopniaki były celne inne nie. Przez cały czas nie przestawał szarpać się i wyrywać, niestety mężczyzna trzymał go mocno.

Jak przez mgłę do uszu chłopca docierały odgłosy własnego sapania i świszczący oddech przeciwnika. Nagle Will przypadkowo wsunął kolano między nogi pochylonego mężczyzny, a następnie uderzył go w pierś. Napastnik upadł ciężko, a chłopiec skoczył na niego; niestety tamten nawet na chwilę nie wypuścił z ręki ramienia Willa i chłopiec, tocząc się gwałtownie po kamiennym podłożu, poczuł, jak ogromny strach ściska mu serce – bał się, że napastnik nigdy go nie puści i nawet jeśli Will go zabije, nadal będzie trzymał chłopca z całych sił.

Słabł i zaczął krzyczeć, a następnie głośno łkać. Nie przestawał wprawdzie kopać, szarpać się i uderzać mężczyznę głową i nogami, wiedział jednak, że jego mięśnie wkrótce się zmęczą. Jednak w pewnej chwili mężczyzna padł nieruchomy, choć nie wypuścił z uścisku ramienia chłopca. Napastnik leżał, a Will mocno uderzał go kolanami i głową. Po kilku sekundach zupełnie osłabł i padł bezradnie obok przeciwnika. Każdy nerw w jego ciele drgał.

Po chwili podniósł się z bólem i spojrzał. W głębokiej ciemności dostrzegł jasną plamę na ziemi obok mężczyzny. Była to biała pierś i łeb wielkiego ptaka, rybołowa. Dajmona leżała nieruchomo. Will próbował się odsunąć i jego ruch ocucił mężczyznę.

Napastnik nie poluzował uchwytu, ale poruszył się. Drugą ręką obmacał ostrożnie prawą dłoń chłopca. Willowi stanęły włosy na głowie.

– Daj mi drugą rękę – polecił mężczyzna.

– Proszę, niech pan uważa – jęknął Will.

Napastnik dotknął wolną ręką lewego ramienia chłopca. Will poczuł, jak opuszki palców tamtego lekko suną w dół, potem obmacują nadgarstek, docierają do spuchniętej dłoni i z największą delikatnością dotykają dwóch kikutów.

Mężczyzna natychmiast puścił chłopca i usiadł.

– Masz nóż – stwierdził. – Jesteś jego strażnikiem.

Głos był donośny, chrapliwy i zadyszany. Will podejrzewał, że mężczyzna jest poważnie ranny. Czyżby to on zranił go podczas walki w ciemnościach?

Ciągle leżał na kamieniach, zupełnie wyczerpany. Widział jedynie zarys pochylającego się nad nim człowieka, nie mógł dostrzec jego twarzy. Mężczyzna sięgnął po coś na bok i po kilku chwilach cudowny, kojący chłód zawładnął całą dłonią chłopca aż po kikuty; mężczyzna wmasowywał mu maść w skórę.

– Co pan robi? – spytał Will.

– Leczę ci ranę. Nie ruszaj się.

– Kim pan jest?

– Jestem jedynym człowiekiem, który wie, do czego naprawdę służy ten nóż. Trzymaj rękę w górze i nie ruszaj się.

Wiatr dął coraz silniej, na twarz chłopca spadło kilka kropel deszczu. Will drżał, więc podparł prawą ręką lewą dłoń, mężczyzna tymczasem nakładał balsam na rany chłopca, po czym ciasno owinął rękę paskiem płótna. Zakończywszy opatrunek, położył się na boku. Will, ciągle otumaniony cudownym, chłodnym odrętwieniem ręki, próbował usiąść prosto i spojrzeć na leżącego, było jednak zbyt ciemno. Pomacał przed sobą prawą ręką, dotknął piersi mężczyzny, poczuł bicie serca, które szarpało się jak ptak uwięziony w klatce.

– Tak – odezwał się mężczyzna ochrypłym głosem. – Spróbuj to wyleczyć. No dalej.

– Jest pan chory?

– Wkrótce poczuję się lepiej. Masz zatem nóż?

– Tak.

– I wiesz, jak go używać?

– Tak. Czy pan pochodzi z tego świata? Skąd pan wie o nożu?

– Posłuchaj – powiedział mężczyzna, starając się usiąść prosto. – Nie przerywaj mi. Jeśli jesteś strażnikiem noża, masz przed sobą trudniejsze zadanie, niż możesz sobie wyobrazić. Dziecko… Jak mogli pozwolić, by strażnikiem zostało dziecko? No cóż, tak widocznie musi być… Nadchodzi wojna, chłopcze. Największa wojna w historii świata. Podobna zdarzyła się już kiedyś, ale tym razem musi zwyciężyć prawość… Przez tysiące lat nie otaczało nas nic poza kłamstwami, propagandą, okrucieństwem i podstępem. Czas zacząć jeszcze raz, lecz tym razem w odpowiedni sposób…

Mężczyzna umilkł i kilka razy odetchnął; w jego płucach świstało.

– No więc… – kontynuował po minucie. – Ci starzy filozofowie nie wiedzieli, co robią. Wykonali przyrząd, który potrafi przeciąć nawet najmniejszą cząsteczkę materii, i używali go, by kraść cukierki. Nie mieli pojęcia, że zrobili jedyną we wszystkich wszechświatach broń, która może pokonać tyrana. Wszechmocnego. Boga. Zbuntowane anioły przegrały walkę, ponieważ nie dysponowały takim narzędziem. Teraz jednak…

– Nie pragnąłem go! Teraz też nie chcę! – krzyknął Will. – Jeśli pan go chce, niech pan weźmie! Nienawidzę go i tego, co mi zrobił…

– Za późno, chłopcze. Nie masz wyboru, jesteś przecież strażnikiem. Nóż cię wybrał. I, co więcej, tamci wiedzą, że go masz. Jeśli nie użyjesz noża przeciwko nim, wydrą ci go z ręki i zaatakują z jego pomocą nas wszystkich…

– Dlaczego mam z nimi walczyć? Zbyt wiele razy walczyłem, nie mogę więcej, chciałbym…

– Wygrałeś swoje walki?

Will milczał. Wreszcie odparł:

– Tak, przypuszczam, że tak.

– Walczyłeś o nóż?

– Tak, ale…

– W takim razie jesteś wojownikiem. Tak, wojownikiem. Nie można się opierać własnej naturze.

Will wiedział, że mężczyzna mówi prawdę, nie miał jednak ochoty słuchać jego słów; brzmiały zbyt poważnie i przerażająco. Mężczyzna chyba to rozumiał, ponieważ odczekał, aż chłopiec zastanowi się chwilę, później podjął:

– Istnieją dwie wielkie siły, które ścierają się ze sobą od początku czasu. Wydzierały sobie każdą cząstkę wiedzy, mądrości i przyzwoitości. Ci, którzy pragną, by ludzie wiedzieli więcej, by byli mądrzejsi i silniejsi, stale walczą z przeciwnikami postępu, którym wystarczy, byśmy byli posłuszni, pokorni i ulegli. Walczą o każdy nowy przejaw naszej wolności. Obecnie te dwie siły stoją naprzeciw siebie, gotowe do bitwy. Jedni i drudzy pragną twojego noża bardziej niż czegokolwiek na świecie. Musisz wybrać, chłopcze, po której stronie chcesz stanąć. Obu nas przywiódł tu los – ty masz nóż, ja muszę ci przekazać te informacje.

– Nie! Pan się myli! – krzyczał Will. – Nie szukałem niczego takiego! Wcale tego nie chciałem!

– Może i tak, niestety nóż wybrał ciebie – oświadczył mężczyzna z ciemności.

– Ale co mam zrobić?

Wtedy Stanislaus Grumman, Jopari, John Parry zawahał się, pamiętał bowiem o przysiędze, którą dał Lee Scoresby’emu. Zawahał się, zanim ją złamał, musiał jednak to zrobić.

– Pójdziesz do Lorda Asriela – odrzekł – i powiesz mu, że przysłał cię Stanislaus Grumman i że masz niezbędną broń. Musisz wykonać to zadanie. Porzuć wszystkie inne sprawy, niezależnie od tego, jak bardzo wydają ci się ważne. Idź i zrób, jak mówię. Pojawi się ktoś, kto cię poprowadzi – noc pełna jest aniołów. Teraz twoja rana się zagoi. Poczekaj. Zanim odejdziesz, chcę ci się dobrze przyjrzeć.

Pomacał wokół siebie, a gdy znalazł torbę, coś z niej wyjął, po czym odwinął z ceraty pudełko zapałek; od pierwszej zapalił małą cynową latarnię. W jej świetle, zanim zalał ją deszcz, mężczyzna i chłopiec spojrzeli na siebie.

Will zobaczył błyszczące błękitne oczy w wychudzonej twarzy, kilkudniowy zarost na wydatnej szczęce, siwe włosy, wykrzywione z bólu usta, chude, zgarbione ciało pod ciężkim płaszczem przyozdobionym piórami.