Выбрать главу

Szaman natomiast dostrzegł przed sobą chłopca znacznie młodszego, niż sądził. Wątłe ciało dziecka dygotało w podartej koszuli, na jego zmęczonej twarzy zobaczył gwałtowność, ostrożność i ogromną ciekawość. Szeroko rozstawione oczy pod prostymi, czarnymi brwiami, dokładnie takimi, jakie miała jego matka…

Nagle światło zamigotało przed twarzą Johna Parry’ego, a w sekundę później z zamglonego nieba nadleciała strzała i mężczyzna padł martwy, zanim zdołał powiedzieć choćby jedno słowo; strzała trafiła go prosto w chore serce. Jego dajmona w postaci rybołowa natychmiast zniknęła.

Will przez jakiś czas siedział w otępieniu.

Po chwili dostrzegł kątem oka jakiś trzepot, błyskawicznie wyciągnął prawą rękę i złapał w nią rudzika o czerwonej piersi. Ptak był przerażony.

– Nie! Nie! – krzyknęła czarownica Juta Kamainen i kładąc sobie rękę na sercu, rzuciła się ku chłopcu; niezdarnie upadła na skalisty teren i usiłowała się podnieść. Will dotarł do niej, zanim zdążyła wstać. Przyłożył jej zaczarowany nóż do gardła i krzyczał:

– Dlaczego to zrobiłaś?! Dlaczego go zabiłaś?!

– Ponieważ go kochałam, a on mną wzgardził! Jestem czarownicą! Nigdy nie wybaczam!

Jako czarownica nie bałaby się zwykłego chłopca, Willa się jednak obawiała. Nigdy nie spotkała człowieka, który uosabiałby większą moc niż ten ranny młodzik. Wycofała się więc. Upadła na plecy, ale chłopiec stanął nad jej głową i lewą ręką chwycił ją za włosy. Nie czuł bólu, lecz jedynie bezgraniczną, straszną rozpacz.

– Nie wiesz, kim był!!! – wrzasnął. – To był mój ojciec! Rozumiesz?!

Juta potrząsnęła głową i szepnęła:

– Nie. Nie! To nie może być prawda. To niemożliwe!

– Możliwe, niemożliwe! – zadrwił. – To prawda i tyle! Ten człowiek był moim ojcem. Dowiedzieliśmy się o tym w tej samej sekundzie, w której go zabiłaś! Czarownico, czekałem na to spotkanie przez całe moje życie, przeszedłem tak daleką drogę, wreszcie go odnalazłem, a ty go zabiłaś…

Potrząsnął jej głową niczym gałganem, potem pchnął czarownicę na ziemię. Uderzenie częściowo ją ogłuszyło. Zdziwienie niemal przytłumiło w niej strach przed Willem. Oszołomiona Juta podniosła się na klęczki i złapała połę koszuli chłopca w błagalnym geście. Will kopnął jej rękę.

– Cóż takiego ci uczynił, że musiałaś go zabić?! – krzyknął. – Wytłumacz mi to, jeśli potrafisz!

Czarownica popatrzyła na martwego człowieka, potem spojrzała na Willa i ze smutną miną potrząsnęła głową.

– Nie, nie potrafię ci tego wyjaśnić – odparła. – Jesteś zbyt młody. Nie zrozumiesz. Kochałam go. To wszystko. To wystarczy.

Zanim Will zdołał ją powstrzymać, obróciła się powoli na bok, wyciągnęła zza paska nóż i wbiła go sobie między żebra.

Chłopiec nie przeraził się, poczuł tylko ogromy żal. Wstał powoli i spojrzał na martwą czarownicę, na jej gęste, czarne włosy, rumiane policzki, gładkie, blade mokre od deszczu ramiona, na jej usta rozchylone jak u kochanki.

– Nie rozumiem – powiedział na głos. – Ta sprawa jest zbyt dziwna.

Odwrócił się ponownie do martwego mężczyzny, swego ojca.

Tysiąc słów cisnęło mu się na usta, do oczu napływały gorące łzy, które chłodził jedynie zacinający deszcz. Ogień małej latarni ciągle mrugał i migotał, gdy wiatr poruszał płomienie wysuwające się z otworu w szklanej obudowie. Will ukląkł, oświetlając sobie widok. Położył ręce na ciele mężczyzny, dotykał jego twarzy, ramion, piersi, zamknął mu oczy, odgarnął mokre, siwe włosy z czoła, przyłożył dłonie do nieogolonych policzków, zamknął ojcu usta i ścisnął go za ręce.

– Ojcze – szepnął. – Tato, tatusiu… Ojcze… Nie rozumiem, dlaczego ta czarownica zabiła ciebie i siebie. To takie dziwne. Obiecuję… przysięgam ci, że zrobię tak, jak mi poleciłeś. Będę walczył. Będę wojownikiem. Zostanę nim. Zaniosę nóż do Lorda Asriela, gdziekolwiek w tej chwili przebywa, i pomogę mu walczyć z wrogiem. Zrobię to. Możesz już odpocząć. Spełniłeś swoje zadanie. Wszystko będzie dobrze. Możesz teraz spać.

Chłopiec dostrzegł, że obok martwego mężczyzny leży torba ze skóry renifera. Spakował do niej owinięte nieprzemakalną ceratką zapałki oraz małe rogowe pudełko zawierające maść z pięciornika. Nagle zauważył zdobiony piórami płaszcz, ciężki i przemoczony, ale ciepły. Pomyślał, że ojciec nie potrzebuje już grubego okrycia, a on sam trzęsie się z zimna, odpiął więc spiżową sprzączkę przy gardle martwego mężczyzny, wyciągnął okrycie spod jego ciała, zdjął z ramienia torbę i włożył płaszcz.

Zgasił latarnię i spojrzał jeszcze raz za siebie – na niewyraźną sylwetkę zabitego ojca, na czarownicę-samobójczynię, znowu na ojca – po czym odwrócił się i zaczął schodzić po zboczu.

Burzowe powietrze wypełniały dźwięki szalejącego wichru oraz rozmaite odgłosy: osobliwe szepty, echo, mieszanina krzyków i śpiewów, szczęk metalu o metal, trzepot wielkich skrzydeł, odgłosy słyszalne bardzo blisko (Willowi wydawało się wówczas, że powstają w jego głowie), a następnie z tak znacznej odległości, jak gdyby dochodziły z innej planety. Skalna powierzchnia była tu śliska i zarzucona drobnymi kamykami, toteż droga w dół okazała się znacznie trudniejsza niż wspinaczka. Chłopiec ani na chwilę nie tracił jednak odwagi.

Zanim dotarł do małego wąwozu, w którym przed kilkoma godzinami zostawił śpiącą Lyrę, zatrzymał się nagle, dostrzegł bowiem dwóch mężczyzn. Stali w ciemnościach i wyglądali, jak gdyby na coś czekali. Will położył dłoń na rękojeści noża.

W tym momencie odezwał się jeden z mężczyzn.

– Jesteś tym chłopcem z nożem? – spytał. Jego głos był niezwykły i przypominał trzepot skrzydeł. Will uświadomił sobie, że z pewnością nie ma do czynienia z istotą ludzką.

– Kim jesteście? – spytał. – Nie jesteście przecież ludźmi…

– Rzeczywiście. Jesteśmy Stróżami. Bene elim. Aniołami, mówiąc w twoim języku.

Will milczał. Mówca kontynuował:

– Anioły dysponują różnymi możliwościami, które wiążą się z wykonywanymi pracami. Nam wyznaczono proste zadanie: odnaleźć ciebie. Podążaliśmy krok w krok za szamanem, mieliśmy bowiem nadzieję, że przywiedzie nas do ciebie, i nie pomyliliśmy się. Chodź z nami, zaprowadzimy cię do Lorda Asriela.

– Przez cały czas towarzyszyliście mojemu ojcu?

– W każdej chwili.

– Wiedział o tym?

– Nie miał pojęcia.

– Dlaczego więc nie powstrzymaliście tej czarownicy? Czemu pozwoliliście, by go zabiła?

– Chroniliśmy go przez całą drogę. Niestety, nasza misja zakończyła się, gdy szaman doprowadził nas do ciebie.

Will milczał. W głowie mu szumiało. Te odpowiedzi były równie trudne do zrozumienia jak wiele poprzednich.

– W porządku – odparł w końcu – pójdę z wami. Najpierw jednak muszę obudzić Lyrę.

Anioły odsunęły się, aby pozwolić mu przejść. Gdy Will je mijał, poczuł w powietrzu dziwne drżenie, lecz nie zwrócił na to uwagi i schodził po zboczu ku osłoniętemu miejscu, gdzie zostawił dziewczynkę.

Coś jednak kazało mu się zatrzymać.

W półmroku zauważył strzegące Lyry czarownice. Wszystkie siedziały lub stały nieruchomo i przypominały posągi, tyle że oddychały, chociaż były ledwie żywe. Na ziemi leżało również kilka odzianych w czarny jedwab martwych ciał. Will domyślił się, że zapewne w powietrzu zaatakowały je upiory i pozbawiły świadomości, po czym zobojętniałe czarownice spadły na ziemię i straciły życie.