Выбрать главу

Lubiłem swój dom.

Nigdy nie miałem pewności, czy znam go w pełni. Nie jest wykluczone, na przykład, że gdzieś wśród książkowych hałd mieszka prawdziwa sabaja, której niezależnie od wysiłków nie jestem w stanie schwytać. Gdybym jednak opowiedział plotkarzom o sabai - nie zrobiłoby to na nich wrażenia; co innego okrutny korninek, przemielający gościa kamiennymi szczękami, czy powiedzmy bezdenny nocnik, kryjący w swej porcelanowej czeluści śmiercionośne sztormy...

- Życzę zdrowia pańskiej sowie! - z opóźnieniem krzyknąłem w ślad za wychodzącym komisarzem.

Przez uchylone okno sączył się skwar. Wyobraziłem sobie, jak mianowany mag trzeciego stopnia (w rzeczywistości czwartego) wychodzi na ganek - z chłodnego półmroku przedpokoju wypada w rozpalone opary tego koszmarnego lata. Jak nasuwa na oczy czapkę, jak złorzeczy przez zęby i wlecze się w słońcu do swojej dwukółki...

Dlaczego on mnie nie lubi - wiadomo. Ale dlaczego ja nie lubię jego?

* * *

ZADANIE Nr 46: Mianowany mag trzeciego stopnia zamówił przed turkuciem podjadkiem ogród o powierzchni 2 ha. Pole o jakiej powierzchni może zamówić on przed szarańczą, jeśli wiadomo, że energopojemność zaklęcia przed szarańczą jest 1,75 raza większa?

Pół godziny po wyjściu komisarza dzwonek przy drzwiach wejściowych zabrzmiał cichym, przytłumionym „dzyń dzyń”. Nowy gość był wyraźnie wzburzony; przez chwilę zastanawiałem się, cóż mogło tak zaniepokoić mojego przyjaciela i sąsiada, i niczego nie wymyśliwszy, poszedłem otworzyć.

Gość wparował do środka, odsuwając mnie w głąb przedpokoju - Szlachetny Iw de Jater miał w zwyczaju wypełniać swoją osobą każde pomieszczenie, i to szczelnie. W pierwszej chwili - dopóki nie przywykłem - jego obecność zawsze mnie przytłaczała.

- Przekleństwo, od rana taki upał... a u ciebie chłodno jak w piwnicy, urządziłeś się, czarodzieju, wiesz.

Milczałem.

Sapnął głośno:

- O co chodzi?

- Arystokraci to dziwny naród - mruknąłem, jakby sam do siebie. - Na co ci drugi świadek? Wyobraź sobie, że ja nie mam ochoty wypływać w rowie. Nie ten charakter.

Przez minutę patrzył na mnie poruszając wargami. Potem zmieni! się na twarzy:

- Ty... za kogo mnie uważasz, czarodzieju? Za ojcobójcę?!

Patrząc w jego błyskawicznie bielejące oczy nagle zrozumiałem, że on nie udaje, nie gra. W chwili obecnej perspektywa przelania krwi naprawdę go przeraża: a jednocześnie on sam, nie zdając sobie z tego sprawy, już dokonał wszelkich niezbędnych przygotowań do tego ostatecznego postępku!

Co prawda, jego wizyta u mnie nie wpasowywała się w schemat tego zabójstwa.

- No co ty. Iw - powiedziałem krótko. - Nawet mi to przez myśl nie przeszło, opacznie mnie zrozumiałeś.

Przez jakiś czas patrzył na mnie rodzinnym spojrzeniem Jaterów - białym, wściekłym wzrokiem. Potem jego oczy stopniowo przybrały świadomy wyraz:

- Lepiej tak nie żartuj, Hort.

* * *

PYTANIE: Czym jest magiczne oddziaływanie?

ODPOWIEDŹ: Jest to aktywne, ukierunkowane oddziaływanie, w celu dokonania zmian w otaczającym środowisku fizycznym.

PYTANIE: Jakiego rodzaju bywają magiczne oddziaływania?

ODPOWIEDŹ: Gospodarcze, bojowe, informacyjne i inne.

PYTANIE: Jakie odmiany magicznych gospodarczych oddziaływań pan zna?

ODPOWIEDŹ: Przyrodniczo-gospodarcze (zmiany pogody i klimatu, oddziaływania rolnicze), socjalno-gospodarcze (zmiana wyglądu swojego i innych osób, to znaczy zamaskowywanie, zmiana cech swoich i innych osób, to znaczy wilkołactwo; zmiana psychologii swojej i innych osób, to znaczy nawiedzenie - do tej odmiany zaliczają się też zaklęcia miłosne), rzemieślniczo-gospodarcze (naprawa bądź zniszczenie odzieży, domostwa, narzędzi pracy, dzieł sztuki i przedmiotów codziennego użytku), przedmiotowe (oddziaływania z imitacją przedmiotu, np.: liny, topora, pochodni, pałki i tym podobnych).

PYTANIE: Jakie zna pan odmiany indywidualnych oddziaływań bojowych?

ODPOWIEDŹ: Ofensywne, obronne i dekoratywne. Do ofensywnych zalicza się cios bezpośredni (odpowiednik uderzenia tępym metalowym przedmiotem w twarz), cios ogniowy (odpowiednik ukierunkowanego strumienia ognia), cios pozorowany (cios imitujący realną broń). Do obronnych zaliczają się obrona ogólna i obrony ukierunkowane: przed żelazem, drewnem, ogniem, wrogim spojrzeniem i tym podobne. Obrony ukierunkowane można z powodzeniem łączyć. Do oddziaływań dekoratywnych zalicza się salwy i fajerwerki.

PYTANIE: Jakie zna pan odmiany oddziaływań informacyjnych?

ODPOWIEDŹ: Pocztowe (pozwalają wymieniać się informacją na odległość, konieczny jest tu materialny nośnik, jak np. ptak, chmara owadów, czy dowolna powierzchnia, na którą nanosi się tekst przesłania), wyszukujące, śledzące, wartownicze, obserwacyjne.

PYTANIE: Jakie rodzaje oddziaływań preferuje pan jako przyszły mag mianowany?

ODPOWIEDŹ: Przyrodniczo-gospodarcze i rzemieślniczo-gospodarcze, a także niektóre rodzaje informacyjnych.

* * *

Jaterowie żyli bogato i z rozmachem, nie szczędząc pieniędzy ani rozrywek. Mnie i Iwa powitała cała chmara służących - od łysego zgarbionego starca do dwunastoletniego chłopca. Nie dostrzegłem żadnej twarzy, jedynie czubki głów - w obecności gospodarza służba de Jaterów oddawała nieprzerwany pokłon.

W bawialni powitała nas żona Iwa - wykończona licznymi niedomaganiami blondynka. Jej mizerna twarzyczka wydawała się być narysowana na przetłuszczonym papierze - niemal można było przez nią zobaczyć zarys pokoju.

- Pan Hort z Tabor zapragnął obejrzeć mój salon myśliwski - nieprzyjaźnie oznajmił jej baron. - Wydaj dyspozycje odnośnie kolacji, moja droga.

Bezbarwne oczka baronowej nagle wypełniły się łzami; zniknięcie Piera, zamieszanie w domu i wzburzenie w glosie męża nie uszły jej uwadze, a wczesna wizyta „okropnego czarodzieja” - to znaczy mnie - ostatecznie doprowadziła bidulkę do rozpaczy. Trzeba jednak przyznać, że Jater potrafił poskramiać żony. Baronowa przysiadła w niskim reweransie i oddaliła się bez słowa. Z wachlarza, który trzymała w dłoni, sterczały pióra, co upodabniało go do zdechłego ptaka.

- Idziemy - ochryple powiedział Iw.

W pokojach barona panowała gęsta, ścieląca się warstwami duchota. Wyszywana jedwabiem chusteczka w rękach młodego Jatera całkowicie przemokła od potu - baron samozwaniec musiał co chwilę ocierać nią czoło.

Klucz od salonu myśliwskiego - wielkości rączki odkarmionego dziecięcia - był niewątpliwym arcydziełem sztuki kowalskiej. Jater się denerwował. Drzwi nie ustąpiły od razu; impulsywny baron podjął nawet próbę ich wyłamania, choć na pierwszy rzut oka było jasne, że poradzić sobie z tymi drzwiami może tylko beczka z prochem.

W końcu zamek ustąpił. Jater po raz ostatni otarł czoło - najpierw mokrą chusteczką, następnie rękawem bluzy. Odwrócił się do mnie; groźny baron był teraz potwornie przerażony, pomyślałem nawet, że gdyby rygiel odmówił posłuszeństwa, spadkobierca samozwaniec odetchnąłby z ulgą...

Odsunąłem Jatera, otwarłem drzwi i pierwszy wszedłem do pokoju.

Tak, baron myśliwy z wielkim pośpiechem zacierał wszelką pamięć a ojcu. Niemal nic nie przypominało o tym, że pomieszczenie to służyło kiedyś staruszkowi jako sypialnia i gabinet. Ściana między pokojami była całkowicie wyburzona, meble wyniesiono, podłoga wyłożona została ceramicznymi płytami, zaś sufit mozaiką z różnych gatunków drewna. Ściany pstrzyły się gobelinami, zarówno starymi, kunsztownymi i cieszącymi oko, jak i nowymi, wykonanymi na szybko, pełnymi natchnionej brzydoty. W założeniu każdy, kto po raz pierwszy wchodził do myśliwskiego salonu, miał być oszołomiony wspaniałymi trofeami łowieckimi (tuzinem smutnych jelenich głów, nabitymi watą ptakami różnej wielkości i dzikiem, wypchanym z naruszeniem zasad technologii, przez co wydawał się on być półtora raza większy niż za życia) oraz porażony blaskiem oręża (stojakiem na kopie i rohatyny, dwiema kuszami na ścianach i kilkoma bojowymi ostrzami, niemającymi nic wspólnego z polowaniem).