Выбрать главу

Przestał się uśmiechać. Jego ręce zsunęły się z lwich łap. Zaplótł palce na piersi.

- Magistrat nie udostępnia informacji prywatnym osobom.

- Wiem - odparłem. - Posprzeczaliśmy się kiedyś z tego powodu, pamięta pan?

- Znowu zacznie mi pan grozić Karą? - Zapyta! z troską w głosie. - Doprawdy? Przeceniłem pana, Tabor.

- Grozić nie będę - powiedziałem. - Po prostu ukarzę... gdyż nie mam innego wyjścia. Jeśli zostawię pana przy życiu, po dwóch miesiącach przypomni mi pan o naszej kłótni.

Opuścił kąciki ust. Wzruszył ramionami.

- Lecz jeśli będę martwy, panu przypomną...

- Wie pan co - powiedziałem, przenikliwie patrząc w jego żółte spodki. - Jakoś w ogóle mnie to nie przeraża. Ani trochę. Moje życie, moja wolność, a nawet moje dobre imię... w jednej chwili straciły na wartości. Nie zależy mi już na nich. I niczego się już nie boję. W przeciwieństwie do pana. Pan musi w każdej sekundzie myśleć o tym, jak wygląda w oczach podwładnych, co pomyśli o panu król, czy żona nie poczuje się urażona i czy dostatecznie poważają pana dzieci. Codziennie, co godzinę, musi pan udowadniać swoje prawo do posiadania wszystkich tych niezbędnych rzeczy: poważania, przywiązania, strachu, który wzbudza pan w obywatelach, wierności, jaką okazuje pan tronowi... Jeśli nie potwierdzi pan tego prawa, zacznie pan je tracić. Zaś utrata każdego, najmniejszego nawet okruszka będzie równie bolesna, co utrata całego majątku. Jest pan podobny do chłopa, który patykiem przegania wrony ze swego pola. Jest pan podobny do skąpca, trzęsącego się nad kufrem z gałganami. Jest pan...

Zaciąłem się, wstrząśnięty własnym krasomówstwem.

- Bardzo ciekawe - rzeki ekscelencja, opuszczając powieki.

Miałem ochotę wstać i wyjść.

Ekscelencja milczał jeszcze przez chwilę. W końcu krótko westchnął.

- Chodźmy.

* * *

Szedł przede mną, ciągle w dół. W szczególnie wąskich miejscach musiał przeciskać się bokiem. Pomyślałem nagle, że gdyby ekscelencja był magiem, na jednym jego ramieniu zmieściłyby się rzędem trzy spore sowy, albo cztery mniejsze.

Robiło się coraz chłodniej. Schodziliśmy do lodowej piwnicy pod ratuszem i wiedziałem po co tam idziemy, jednak z każdym krokiem ta świadomość oddalała się coraz bardziej. Odganiałem ją. O niczym nie myślałem, tak było prościej. Przecież mam jeszcze czas: dziesięć schodów, dziewięć, osiem...

Ktoś ubrany na czarno długo manipulował przy zamku. Oczekiwałem, że żelazne drzwi zaskrzypią nieznośnie, jednak otwarły się one gładko, bez jednego szmeru; we włościach ekscelencji wszystkie zawiasy były oliwione we właściwym czasie. Wionęło na nas całkiem zimowym już chłodem. Gdzieś tam, pod ciemnym sufitem unosiło się zaklęcie zamrożenie. Naprzeciw wejścia, przy ścianie, stały rzędem cztery kufry ze stalowymi wiekami, metal pokryty był szronem, przywodzącym na myśl wycieczki saniami, zimowy las i zaciągnięte szadzią okna, za którymi...

- Znaleźli ją w zeszłym tygodniu - sucho powiedział ekscelencja. - A umarła, jak widać, o wiele wcześniej. Uderzyli ją toporem w głowę; umierającą ograbili i wrzucili do studni... Jak u pana z nerwami, Tabor?

- Doskonale - odparłem suchymi wargami. - Nie gorzej niż u pana.

Ktoś ubrany na czarno starannie zdjął kłódkę. Odchylił pokrywę kufra i skinął na mnie, abym podszedł. Skinął zachęcająco, jak kupiec, który prezentuje atrakcyjny towar.

- Dotychczas nikt jej nie zidentyfikował - oznajmił ekscelencja, marszcząc brwi. - Blondynka, około trzydziestki. Zabójców dotychczas nie odnaleziono, ale znajdziemy ich, może pan być spokojny, niewykryte przestępstwa są w tym mieście rzadkością. A ją trzeba by pochować jako nieznaną, gdyby nie pan, zi Tabor.

Ja słuchałem przechwałek, jawnie brzmiących w jego głosie i patrzyłem na kufer z odkrytym wiekiem.

Z kufra sterczała sina kobieca ręka z czarnymi paznokciami.

„Szantalia Ora. Mian. mag 3. st., obec. martw.”

Dynie, pole.

Zwierzątko, biegnące przez łopiany.

Oczy pomalowane różnymi cieniami, ironiczne wargi.

„Gdyby miał pan sowę, życzyłabym jej zdrowia”.

Błyszcząca stal w ręce Jatera. „Boi się pan przegrać?”

Stałem, nie mogąc się zdecydować na zrobienie dwóch kroków, a mój wróg patrzył na mnie niemal ze współczuciem.

Jak zimno...

Zrobiłem krok. Pochyliłem się, zmuszając do tego niechcące się zgiąć plecy. I zobaczyłem.

* * *

„Jesteś magiem dziedzicznym w rozkwicie sił i myślisz o potomstwie. Zamiar w najwyższym stopniu godny pochwały. Pozostaje ci wybór odpowiedniej żony.

Małżonkę wybiera się nie na dzień i nie na rok. Małżonkę wybiera się na cale życie. Ma ona dać życie twoim dzieciom (i oczywiście dziedzicom), a także przez wiele lat stwarzać w waszym domu komfortową, sprzyjającą twórczości atmosferę.

Poszukiwanie odpowiedniej żony wydaje się na pierwszy rzut oka bardzo skomplikowane, zaś dokonanie wyboru niemal niewykonalne. Pokusa zejścia na złą drogę jest bardzo silna. Ale uważaj! Bękartowi nigdy nie przekażesz swojego imienia. Magiczny stopień bękartów jest z zasady niski; jest to zapewne naturalny mechanizm, chroniący lekkomyślnych magów przed bezprawnymi pretendentami do ich dziedzictwa. (Bardzo ważny i słuszny mechanizm, biorąc pod uwagę wrodzoną agresywność bękartów i ambicje ich matek, tych samych, które przełożyłeś nad prawowitą żonę, wystraszywszy się długich poszukiwań).

Nie poddawaj się więc chwilowej słabości. Ogłoś konkurs na narzeczoną, skorzystaj z pomocy poczty, rozpytaj znajomych. Bardzo często przykładnymi żonami zostają córki magów dziedzicznych; dziewczynki, które wychowały się w magicznych rodzinach. Rozumieją i przestrzegają praw, według których przyjdzie żyć twej żonie. W żadnym natomiast przypadku nie zawieraj znajomości z córkami magów mianowanych! Większość z nich to egoistki, które za przykładem ojca same próbują uzyskać stopień magiczny. Podobne kandydatury przeganiaj od progu z zasady.

Spośród całej różnorodności narzeczonych wybierz cztery-pięć dziewcząt. Zaproś każdą z nich na spotkanie przy świecach, w miarę możliwości sam na sam; w menu powinny być trudne w jedzeniu potrawy (oścista ryba, wielkie kawałki mięsa, wymyślne kawałeczki kury). Zwróć uwagę, jak przyszła panna młoda zachowuje się przy stole, jak trzyma nóż i widelec, jak obchodzi się z innymi akcesoriami stołowymi. Jeśli narzeczona ma nienaganne maniery, jednak dużo je, jej kandydaturę lepiej odrzucić. Jeśli narzeczona nie je nic oprócz chleba, gdyż nie wie, jak się zachowywać za stołem, jest jednak skromna i wstydliwa, jej kandydaturę należy wziąć pod uwagę.

Tematy do rozmów z pretendentkami wybieraj z bardzo ograniczonej listy: piękno przyrody w różnych porach roku (estetyczny rozwój narzeczonej), ceny produktów i rzemieślniczych usług (praktyczność), jej krewni (jeśli o kimś odezwie się niepochlebnie, ma nieużyty charakter; jeśli o wszystkich będzie mówić zbyt dobrze, jest nieszczera). W rozmowie z narzeczoną nie oceniaj jej słów, lecz pauzy między nimi i przemilczenia, czyli momenty, w których dziewczyna chce coś powiedzieć, ale się wstrzymuje.

Uwaga: nawet jeśli dziewczyna bardzo ci się spodobała, w żadnym przypadku nie uciekaj się do zaklęć miłosnych. Pamiętaj, że miejscem poczęcia następcy jest sypialnia małżeńska, zaś czas na poczęcie będziesz miał od nocy poślubnej, aż do późnej starości. A miłosne zaklęcia w stosunku do żony - tym bardziej przyszłej żony - są szkodliwe i nieobyczajne, zmieniają w rozpustnicę i zniszczą wasze relacje, zamiast je wzmacniać.