Выбрать главу

Były padliza-rehient siadzieŭ na tym samym miescy, dzie siadzieŭ jašče niadaŭna sam Ivan Mikałajevič. Ciapier rehient načapiŭ sabie na nos vidavočna niepatrebnaje piensne, u jakim nie było adnaho škielca, a druhoje — tresnutaje. Ad hetaha klatčasty hramadzianin zrabiŭsia jašče brydčejšym, čym byŭ tady, kali pakazvaŭ Bierlijozu darohu na rejki.

Z zachaładziełym sercam Ivan padniaŭsia da prafiesara, zazirnuŭ jamu ŭ tvar, pierakanaŭsia, što nijakich prykmiet varjactva niama na hetym tvary i nie było.

— Pryznajciesia, chto vy taki? — hłucha spytaŭsia Ivan.

Čužaziemiec nasupiŭsia, hlanuŭ hetak, niby ŭpieršyniu bačyć paeta, i adkazaŭ niepryjazna:

— Nie panimaj… rasiejskij havaryć…

— Jany nie razumiejuć! — umiašaŭsia z łaŭki rehient, chacia jaho nichto i nie prasiŭ tłumačyć za čužaziemca.

— Nie prytvarajciesia! — hrozna skazaŭ Ivan i adčuŭ, jak stała choładna ŭ hrudziach. — Vy tolki što cudoŭna havaryli pa-rasiejsku. Vy nie niemiec i nie prafiesar! Vy — zabojca i špijon! Dakumienty! — luta kryknuŭ Ivan.

Zahadkavy prafiesar hidliva skryviŭ i biez taho skryŭleny rot i pacisnuŭ plačyma.

— Hramadzianin, — znoŭ umiašaŭsia praciŭny rehient, — vy što ž heta pałochajecie inturysta? Za heta vy stroha adkažacie! — A padazrony prafiesar napusciŭ pahardu na tvar, zaviarnuŭsia i pajšoŭ preč ad Ivana.

Ivan adčuŭ, što razhubiŭsia. Zadychajučysia, jon zviarnuŭsia da rehienta:

— Hej, hramadzianin, dapamažycie zatrymać złačynca! Vy abaviazany heta zrabić!

Rehient ažyviŭsia, uschapiŭsia i zakryčaŭ:

— Jaki złačyniec? Dzie jon? Čužaziemny złačyniec? — rehientavy vočy radasna zasviacilisia. — Hety? Kali jon złačyniec, to najpierš treba kryčać: „Karavul!” A to jon uciače. Davajcie razam. Razam! — i tut rehient raziaviŭ pašču.

U razhublenasci Ivan pasłuchaŭsia štukara-rehienta i kryknuŭ: „Karavul!”, a rehient jaho abmanuŭ i ničoha nie kryknuŭ.

Adzinoki chrypaty Ivanaŭ kryk ničoha dobraha nie daŭ. Dzvie niejkija dziaŭčyny šarachnulisia ad jaho, i jon pačuŭ słova „pjany!”.

— E, dyk ty z im zaadno? — złosna zakryčaŭ Ivan. — Ty što, zdziekuješsia z mianie? Pusci!

Ivan kinuŭsia ŭprava, i rehient — uprava. Ivan — uleva, i toj miarzotnik taksama.

— Ty znarok pad nahami błytaješsia? — azviareła zakryčaŭ Ivan. — Ja ciabie samoha zdam u milicyju!

Ivan pasprabavaŭ schapić niahodnika za rukaŭ, ale pramazaŭ i ničoha nie złaviŭ. Rehient byccam skroź ziamlu pravaliŭsia.

Ivan vochnuŭ, hlanuŭ udalečyniu i ŭhledzieŭ nienavisnaha nieznajomca. Toj užo byŭ la vychadu ŭ Patryjarchaŭ zavułak, i nie adzin. Bolej čym sumnicielny rehient paspieŭ dałučycca da jaho. Ale heta jašče nie ŭsio: trecim u hetaj kampanii akazaŭsia vialiki, jak karmlak, čorny, jak saža albo hrak, kot z vializnymi kavaleryjskimi vusami, jaki nieviadoma adkul uziaŭsia. Trojca rušyła ŭ Patryjarchaŭ zavułak, pryčym kot išoŭ na zadnich łapach.

Ivan kinuŭsia ŭsled za złačyncami i adrazu ž pierakanaŭsia, što dahnać ich budzie vielmi ciažka.

Trojca imhnienna pralacieła pa Patryjarchavym i apynułasia na Spirydonaŭcy. Kolki Ivan ni prybaŭlaŭ chady, adlehłasć nijak nie skaračałasia. I nie paspieŭ paet apamiatacca, jak pasla cichaje Spirydonaŭki apynuŭsia la Nikickich varot, dzie stanovišča jaho pahoršyłasia. Tut užo było šmat ludziej, Ivan nalacieŭ na minaka, jaho abłajali. Bandyckaja šajka tut vyrašyła ŭžyć vyprabavany bandycki pryjom — uciakać urossyp.

Rehient sprytna na chadu ŭskočyŭ u aŭtobus, jaki imčaŭ da Arbackaje płoščy, i znik. Pasla taho jak zhubiŭ adnaho ŭciekača, Ivan zasiarodziŭ svaju ŭvahu na katu i bačyŭ, jak hety dziŭny kot padyšoŭ da padnožki matornaha vahona „A”, što stajaŭ na prypynku, nachabna adapchnuŭ žančynu, jakaja až visknuła, uchapiŭsia za parenču i navat pasprabavaŭ sunuć kanduktarcy hryŭniu praz adčynienaje z-za duchaty akno.

Pavodziny kata hetak urazili Ivana, što jon nieruchoma zamior la bakalejnaj kramy na rahu, i tut druhi raz jašče bolš byŭ uražany pavodzinami kanduktarki. Taja, jak tolki ŭhledzieła kata, jaki lez u tramvaj, až zakałaciłasia ad złosci i zakryčała:

— Katam nielha! Z katami nielha! Psik! Złaź, a to milicyju pakliču!

I kanduktarku, i pasažyraŭ uraziła toje, što kot lezie ŭ tramvaj, a nie toje, što jon zbirajecca zapłacić!

Kot akazaŭsia nie tolki zdolny apłacić, ale i dyscyplinavany. Pasla pieršaha ž vokryku jon spyniŭ nastup, zlez z padnožki i sieŭ na prypynku, pacirajučy hryŭniaj vusy. Ale jak tolki kanduktarka tuzanuła za viaroŭku i tramvaj rušyŭ, kot zrabiŭ toje, što robiać usie, kaho vyhaniajuć z tramvaja i kamu treba jechać. Kot prapusciŭ usie try vahony, uskočyŭ na zadniuju duhu apošniaha, łapaju ŭčapiŭsia za niejkuju kišku, jakaja tyrčała zboku, i pajechaŭ, tym samym zekanomiŭšy i hryŭniu.

Zachapiŭšysia brydkim katom, Ivan ledź nie ŭpusciŭ hałoŭnaha — prafiesara. Ale, na ščascie, toj nie ŭspieŭ uciačy. Ivan uhledzieŭ šery bierecik u natoŭpie ŭ pačatku Vialikaje Nikickaje, albo pa-ciapierašniamu Hiercana. U adno imhniennie Ivan apynuŭsia tam. Paet i chady dadavaŭ, i sprabavaŭ podbieham, šturchaŭ minakoŭ, ale i na santymietr nie nabliziŭsia da prafiesara.

Jak nie byŭ zasmučany Ivan, jaho ŭražvała taja nienaturalnaja chutkasć, z jakoju išła pahonia. I dvaccać siekund nie praminuła, jak Ivan byŭ užo aslepleny ahniami Arbackaje płoščy. Jašče niekalki siekund — i ciomny zavułak z kryvymi chodnikami, dzie Ivan Mikałajevič upaŭ i ababiŭ kalena. Znoŭ asvietlenaja mahistral — vulica Krapotkina, potym zavułak, potym Astožanka i jašče adzin zavułak, panyły, niepryhožy i małaasvietleny. I voś tut Ivan Mikałajevič kančatkova zhubiŭ taho, chto byŭ jamu patrebny. Prafiesar znik.

Ivan Mikałajevič zbiantežyŭsia, ale nienadoŭha, tamu što raptam zdahadaŭsia, što prafiesar abaviazkova pavinien apynucca ŭ domie № 13 i abaviazkova ŭ kvatery № 47.

Ivan Mikałajevič uvarvaŭsia ŭ padjezd, uzlacieŭ na druhi pavierch, adrazu ž znajšoŭ hetuju kvateru i nieciarpliva pazvaniŭ. Čakać daviałosia mała: adčyniła Ivanu niejkaja dziaŭčynka hadoŭ piaci, ničoha nie spytałasia i pajšła niekudy.

U vializnym, uščent zaniadbanym piarednim pakoi, jaki asviatlaŭsia maleńkaj vuhalnaj lampačkaj pad vysokaj i čornaj ad brudu stołlu, na scianie visieŭ viełasipied biez šyn, stajaŭ vializny kufar, akavany žalezam, a na palicy nad viešałkaj lažała zimovaja šapka, i jaje doŭhija vušy zvisali ŭniz. Za adnymi z dzviarej hułki mužčynski hołas u radyjoaparacie siardzita kryčaŭ niešta vieršami.

Ivan Mikałajevič nie razhubiŭsia ŭ nieznajomych abstavinach i pašybavaŭ u kalidor, razvažajučy: „Ion, viadoma, schavaŭsia ŭ vannym pakoi”. U kalidory było ciomna. Patykaŭšysia ŭ scieny, Ivan ubačyŭ vuzieńkuju pałosku sviatła pad dzviaryma, namacaŭ ručku i paciahnuŭ za jaje. Zaščapka adskočyła, i Ivan apynuŭsia jakraz u vannym pakoi, padumaŭ, što jamu pašancavała.

Adnak pašancavała nie hetak, jak treba było! Na Ivana patychnuła vilhotnaj ciepłynioj, i, pry sviatle vuhołla ŭ kałoncy, jon ubačyŭ vialikija nočvy, jakija visieli na scianie, vannu z čornymi plamami tam, dzie była ababita emal. Dyk voś, u hetaj vannie stajała hołaja hramadzianka, usia ŭ myle i z mačałkaju ŭ rukach. Jana blizaruka prypluščyłasia na Ivana, jaki ŭvarvaŭsia, vidać, pamyliłasia pry hetym piakielnym asviatlenni, skazała cicha i viesieła:

— Kiruška! Chopić vytvarać! Vy što, zdurnieli!.. Fiodar Ivanavič zaraz vierniecca. Marš adsiul zaraz ža! — i machnuła na Ivana mačałkaju.

Nieparazumiennie było vidavočnaje, i vinavaty ŭ im byŭ, viadoma ž, Ivan Mikałajevič. Ale pryznacca ŭ hetym jon nie zachacieŭ i ŭskliknuŭ z dakoram: „Aj, raspusnica!..” — i adrazu čamuści apynuŭsia na kuchni. Tam nikoha nie było i na plicie stajała maŭkliva kala dziesiatka prymusaŭ. Tolki miesiačny pramieńčyk, jaki prabiŭsia skroź zapylenaje, mnohija hady nie vyciranaje škło, skupa asviatlaŭ kutok, dzie ŭ pyle i pavucinie visieła zabytaja ikona, z-za kivota jakoje vysoŭvalisia dva kancy viančalnych sviečak. Pad vialikaj ikonaj visieła pryšpilenaja maleńkaja — papiarovaja.