I roŭna apoŭnačy ŭ adnym z ich niešta mocna hruknuła, zazvinieła, pasypałasia, zaskakała. I adrazu ž tonieńki mužčynski hołas adčajna zakryčaŭ: „Aliłujia!” Heta ŭrezaŭ znakamity hrybajedaŭski džaz. Pakrytyja potam tvary niby zasviacilisia, zdałosia, što ažyli na stoli namalavanyja koni, u lampach byccam pabolšała sviatła, i raptam, jak z łancuha sarvalisia, zaskakali abiedzvie zały, a za imi i vieranda.
Zaskakaŭ Hłucharaŭ z paetesaj Tamaraj Paŭmiesiac, zaskakaŭ Kvant, zaskakaŭ Žukopaŭ-ramanist z niejkaju kinaaktrysaju ŭ žoŭtaj sukiency. Skakali: Drahunski, Čardakčy, maleńki Dzianiskin z hihanckaj Šturman Žoržam, skakała pryhažunia architektar Siamiejkina-Hal, mocna abłaplenaja nieviadomym u biełych dziaružnych štanach. Skakali svaje i zaprošanyja hosci, maskoŭskija i pryjezdžy piśmiennik Johan z Kranštata, niejki Vicia Kufcik z Rastova, zdajecca, režysior, z liłovym lišajom na ŭsiu ščaku, skakali vydatniejšyja pradstaŭniki paetyčnaha padrazdzieła MASSALITa, a mienavita Pavijanaŭ, Bahachulski, Sałodki, Špičkin i Adelfina Buzdziak, skakali nieviadomych prafiesij maładyja ludzi, stryžanyja pad boks, z padšytymi vataju plačyma, skakaŭ niejki pažyły z baradoju, u jakoj zasieła piorka zialonaje cybuli, skakała z im pažyłaja zmarnavanaja małakroŭiem dziaŭčyna ŭ aranžavaj šaŭkovaj pakamiečanaj sukienačcy.
Spłyvali potam aficyjanty i nasili nad hałovami zapaciełyja kufli z pivam, chrypła i z nianavisciu kryčali: „Vybačajcie, hramadzianin!” Niedzie z rupara hołas kamandavaŭ: „Karski raz! Zubryk dva! Flaki haspadarskija!” Hrukat załatych džazavych talerak u arkiestry časam pierakryvaŭ hrukat posudu, jaki pasudamyjki pa žołabie spuskali na kuchniu. Adnym słovam, piekła.
I było apoŭnačy ŭ piekle vidovišča. Vyjšaŭ na vierandu čarnavoki pryhažun z kinžalnaju barodkaju, u surducie i carskim pozirkam pahladzieŭ navokal. Havaryli, havaryli mistyki, što byŭ čas, kali pryhažun nie apranaŭ surduta, a byŭ padpiarazany šyrokaj skuranoj papruhaju, z jakoj tyrčali rukajatki pistaletaŭ, a jaho vałasy pad koler krumkačovaha kryła byli padviazany čyrvonym šoŭkam, i płyŭ u Karaibskim mory pad jaho kamandaju bryh pad čornym miortvym sciaham z Adamavaj hałavoj.
Ale nie, nie! Abmanvajuć spakušalniki-mistyki, nijakaha Karaibskaha mora niama na sviecie, i nie płyvuć tam adčajnyja flibusćiery, i nie dahaniaje ich karviet, i nie scielecca nad vadoju harmatny dym. Niama ničoha, i ničoha nie było! Vuń ssochłaja lipa josć, josć čyhunnaja rašotka i za joj bulvar… I rastaje lod u vazačcy, i vidać za susiednim stolikam nabiehłyja kryvioj niečyja vočy, i strašna, strašna… O bahi, bahi litascivyja, atruty mnie, atruty!..
I raptam za stolikam uspyrchnuła słova: „Bierlijoz!”
Džaz razvaliŭsia i znik, byccam niechta hruknuŭ pa ich kułakom. „Što, što, što, što?!!” — „Bierlijoz!!!” I pačali ŭschoplivacca z miescaŭ, pačali ŭskrykvać…
Tak padniałasia chvala hora ad strašnaje naviny pra Michaiła Alaksandraviča. Niechta mitusiŭsia, kryčaŭ, što treba adrazu tut ža skłasci niejkuju telehramu i terminova adpravić jaje.
Ale jakuju telehramu, spytajemsia my, i kudy? I navošta jaje pasyłać? I sapraŭdy, kudy? I navošta niejkaja tam telehrama tamu, čyja razdušanaja patylica scisnuta zaraz praziektarskimi rukami, čyju šyju kole zaraz kryvymi ihołkami prafiesar? Zahinuŭ jon, i nie treba jamu nijakaj telehramy. Usio skončana, nie budziem bolej zahružać telehraf.
Sapraŭdy, zahinuŭ, zahinuŭ… Ale ž my žyvyja!
Nu, padniałasia chvala hora, patrymałasia-patrymałasia i pačała apadać, i sioj-toj užo viarnuŭsia da svajho stolika i — spačatku kradkom, a potym i adkryta — vypiŭ harełački i zakusiŭ. I na samaj spravie, nie prapadać ža kurynym katletam devalaj? Čym my dapamožam Michaiłu Alaksandraviču? Tym, što zastaniemsia hałodnyja? Ale ž my žyvyja!
Naturalna, rajal zamknuli, džaz razyšoŭsia, niekalki žurnalistaŭ pajechali ŭ svaje redakcyi pisać niekrałohi. Stała viadoma, što pryjechaŭ z morha Žaŭdybin. Jon razmiasciŭsia ŭ kabiniecie niabožčyka naviersie, i adrazu ž prakaciłasia čutka, što jon i budzie zamiest Bierlijoza. Žaŭdybin vyklikaŭ da siabie z restaracyi ŭsich dvanaccać siabraŭ praŭlennia, i na pasiedžanni, jakoje terminova pačałosia ŭ Bierlijozavym kabiniecie, pačali abmiarkoŭvać terminovyja pytanni, jak prybrać hrybajedaŭskuju zału, pra pieravoz cieła z morha, pra adkryccio dostupu i pra ŭsio astatniaje, što zviazana z sumnym zdarenniem.
A restaracyja zažyła svaim zvyčajnym žycciom, i žyła by im da zakryccia, heta značyć da čatyroch hadzin, kali b nie zdaryłasia niešta takoje, što ŭraziła hasciej značna bolš, čym viestka pra hibiel Bierlijoza.
Pieršyja zachvalavalisia ramizniki, jakija dziažuryli la varot hrybajedaŭskaha doma. Čuvać było, jak adzin z ich, pryŭstaŭšy na kozłach, zakryčaŭ:
— Ciu, vy tolki hlańcie!
I adrazu ž la čyhunnaje rašotki adniekul uspychnuŭ ahieńčyk i pačaŭ nabližacca da vierandy. Usie, chto siadzieŭ za stolikami, pačali ŭstavać i pryhladacca, i ŭbačyli, što razam z ahieńčykam da restaracyi nabližajecca biełaja zdań. Kali zdań padyšła da trylaža, usie niby akascianieli z kavałačkami scierladzi na videlcach i vyłuplenymi vačyma. Šviejcar, jaki ŭ hety čas vyjšaŭ z dzviarej restaracyjnaha harderoba, kab papalić, zataptaŭ papiarosku i spačatku rušyŭ nasustrač zdani, kab pieraharadzić joj darohu ŭ restaracyju, ale čamuści nie zrabiŭ hetaha, spyniŭsia z niedarečnaju ŭsmiešačkaju.
I zdań prajšła praz adtulinu ŭ trylažy, volna stupiła na vierandu. I tut tolki ŭsie ŭhledzieli, što heta nijaki nie pryvid, a Ivan Mikałajevič Biazdomny — viadomy paet.
Ion byŭ bosy, u parvanaj biełaj tałstoŭcy, da jakoje na hrudziach špilkaju pryšpilena papiarovaja ikonka z vyliniałym malunkam niejkaha sviatoha, i ŭ pałasatych spodnikach. U ruce Ivan Mikałajevič nios zapalenuju viančalnuju sviečku. Pravaja ščaka ŭ Ivana Mikałajeviča była abadranaja. Ciažka navat vymierać tuju hłybiniu maŭčannia, jakoje zapanavała na vierandzie. U adnaho z aficyjantaŭ z nachilenaha kufla ciakło na padłohu piva.
Paet padniaŭ sviečku nad hałavoj i mocna skazaŭ:
— Zdarovy, druhi maje! — i adrazu ž zazirnuŭ pad bližejšy stolik i tužliva ŭskliknuŭ: — Nie, jaho niama tut!
Pačulisia dva hałasy. Bas skazaŭ biazlitasna:
— Usio jasna. Biełaja haračka.
A druhi, žanočy, spałochana pramoviŭ słovy:
— Jak ža heta milicyja prapusciła jaho pa vulicach u takim vyhladzie?
Heta Ivan Mikałajevič pačuŭ i adazvaŭsia:
— Dvojčy chacieli zatrymać, u Skaciertnym i tut, na Bronnaj, dy ja sihanuŭ cieraz płot, bačycie, ščaku razadraŭ! — Tut Ivan Mikałajevič padniaŭ sviečku i zakryčaŭ: — Braty ŭ litaratury! (Asipły jaho hołas pamacnieŭ i zrabiŭsia pałymianym.) Słuchajcie mianie ŭsie! Jon zjaviŭsia! Łavicie jaho terminova, bo jon narobić biady, jakaja i nie sniłasia nam!
— Što? Što? Što jon skazaŭ? Chto zjaviŭsia? — pačulisia hałasy z usich bakoŭ.
— Kansultant, — adkazaŭ Ivan, — i hety kansultant zaraz zabiŭ na Patryjarchavych Mišu Bierlijoza.
Tut z unutranych załaŭ pavaliŭ na vierandu narod, vakol Ivanavaha ahniu sabraŭsia natoŭp.
— Vybačajcie, vybačajcie, skažycie dakładniej, — pačuŭsia nad vucham u Ivana Mikałajeviča cichi i vietlivy hołas, — skažycie, jak heta zabiŭ? Chto zabiŭ?
— Zamiežny kansultant, prafiesar i špijon! — skazaŭ Ivan i azirnuŭsia.
— A jak jaho prozvišča? — cicha spytalisia na vucha.
— Vo, prozvišča! — sumna kryknuŭ Ivan, — Kab ja viedaŭ prozvišča! Nie zapomniŭ ja prozvišča na vizitnaj kartcy… Pamiataju tolki pieršuju litaru „Ve”, na „Ve” prozvišča! Jakoje ž prozvišča na „Ve”? — schapiŭšysia za łob, sam u siabie spytaŭsia Ivan i raptam zamarmytaŭ: — Ve… Ve… Ve! Va… Vašnier? Vahnier? Vajnier? Viehnier? Vinter? — vałasy na hałavie ŭ Ivana ad napruhi pačali varušycca.