— Hej, rabotnica! — kryknuŭ Mikanor Ivanavič u pryciemku piaredniaha pakoja. — Jak ciabie? Hrunia, ci što? Ciabie niama?
Nichto nie adhuknuŭsia.
Tady Mikanor Ivanavič zniaŭ z dzviarej kabinieta piačatku, vyniaŭ z partfiela składny mietr i stupiŭ u kabiniet. Stupić-to jon stupiŭ, ale ŭražana spyniŭsia ŭ dzviarach i až skałanuŭsia.
Za stałom niabožčyka siadzieŭ nieznajomy čałaviek, chudy hramadzianin u klatčastym pinžačku, u žakiejskaj šapačcy i ŭ piensne… adnym słovam, toj samy.
— Vy chto budziecie, hramadzianin? — spałochana spytaŭsia Mikanor Ivanavič.
— A-a! Mikanor Ivanavič, — zakryčaŭ dryhotkim tenarkom nieznajomy hramadzianin, padchapiŭsia, pryvitaŭ staršyniu hvałtoŭnym i niečakanym pociskam ruki. Pryvitannie heta zusim nie ŭzradavała Mikanora Ivanaviča.
— Ja prašu prabačennia, — zahavaryŭ jon padazrona, — chto vy taki budziecie? Vy — asoba aficyjnaja?
— Ech, Mikanor Ivanavič! — pryjazna ŭskliknuŭ nieznajomy. — Jakoje maje značennie, aficyjnaja asoba albo nieaficyjnaja? Usio heta zaležyć ad taho, z jakoha punktu hledžannia hladzieć na pradmiet, usio heta, Mikanor Ivanavič, davoli chistka i časova. Sionnia ja nieaficyjnaja asoba, a zaŭtra, hladziš, aficyjnaja! A byvaje i naadvarot, Mikanor Ivanavič. I jak jašče byvaje!
Razvažanni hetyja ni ŭ jakoj stupieni nie zadavolili staršyniu domakiraŭnictva. Jon byŭ ad pryrody čałaviek nasciarožany i tamu pryjšoŭ da vyvadu, što čałaviek, jaki raspinajecca pierad im, i josć jakraz asoba nieaficyjnaja, a dakładniej — vałacuha.
— Dy chto vy taki? Jak vaša prozvišča? — usio suroviej dapytvaŭsia staršynia i navat pačaŭ nastupać na nieznajomaha.
— Prozvišča majo, — surovasć nijak nie zbiantežyła hramadzianina, — nu, skažam, Karoŭieŭ. Dy ci nie chočacie čaračku, Mikanor Ivanavič? Pa-svojsku! Ha?
— Prabačcie! — Mikanor Ivanavič užo aburaŭsia. — Jakija tut čarački? (Treba pryznacca, chacia heta i niepryjemna, što Mikanor Ivanavič byŭ ad pryrody čałaviek hrubavaty.) — Na pałavinie niabožčyka siadzieć nie dazvolena! Vy što tut robicie?
— Dy vy prysiadźcie, Mikanor Ivanavič, — kryčaŭ hramadzianin. Jon zusim nie razhubiŭsia, kruciŭsia, prapanoŭvaŭ staršyni kresła.
Mikanor Ivanavič davoli luta adapchnuŭ kresła i zakryčaŭ:
— Chto vy taki, narešcie?
— JA, majcie łasku viedać, pierakładnik pry asobie čužaziemca, jaki maje rezidencyju ŭ hetaj kvatery, — adrekamiendavaŭsia nieznajomy Karoŭieŭ i hruknuŭ abcasam ryžaha nievaksavanaha čaravika.
Mikanor Ivanavič raziaviŭ rot. Najaŭnasć niejkaha čužaziemca, dy jašče z pierakładnikam, u hetaj kvatery była jamu nievierahodnym siurpryzam, i jon zapatrabavaŭ tłumačennia.
Pierakładnik achvotna rastłumačyŭ. Zamiežny artyst pan Vołand byŭ pryjazna zaprošany dyrektaram Varjete Sciapanam Bahdanavičam Lichadziejevym pažyć u čas svaich hastrolaŭ, prykładna tydzień, na jaho kvatery, pra što jon jašče ŭčora napisaŭ Mikanoru Ivanaviču prośbu prypisać čužaziemca časova, pakul sam Lichadziejeŭ zjezdzić u Jałtu.
— Ničoha jon mnie nie pisaŭ, — zdziŭlena skazaŭ staršynia.
— A vy pahladzicie ŭ svaim partfieli, Mikanor Ivanavič, — soładka prapanavaŭ Karoŭieŭ.
Mikanor Ivanavič pacisnuŭ plačyma, rasšpiliŭ partfiel i znajšoŭ u im piśmo Lichadziejeva.
— Jak ža ja pra jaho zabyŭ? — tupa hladzieŭ na raspiačatanuju kapertu i marmytaŭ Mikanor Ivanavič.
— Byvaje i nie takoje, byvaje, Mikanor Ivanavič! — zatraščaŭ Karoŭieŭ. — Niaŭvažlivasć, niaŭvažlivasć, i pieratomlenasć, i pavyšany cisk, darahi Mikanor Ivanavič! Ja sam žachliva niaŭvažlivy. Jak-niebudź pry čarcy ja raskažu vam niekalki faktaŭ z maje bijahrafii, i ŭ vas žyvot zabalić ad rohatu.
— Kali ž Lichadziejeŭ jedzie ŭ Jałtu?
— Dy jon pajechaŭ, pajechaŭ! — zakryčaŭ pierakładnik. — Jon, viedajecie, imčyć užo, imčyć! Jon užo čortviedama dzie! — I tut pierakładnik zamachaŭ rukami, jak młyn kryłami. Mikanor Ivanavič zajaviŭ, što jamu treba ŭbačyć čužaziemca asabista, ale tut atrymaŭ ad pierakładnika admovu: nielha, zaniaty. Dresiruje kata.
— Kata, kali chočacie, mahu pakazać, — prapanavaŭ Karoŭieŭ.
Ad hetaha, u svaju čarhu, admoviŭsia Mikanor Ivanavič, a pierakładnik adrazu ž zrabiŭ staršyni niečakanuju, ale nadta cikavuju prapanovu.
Uličvajučy toje, što pan Vołand nizavošta nie choča žyć u hateli, a žyć jon pryvyk prastorna, dyk voś ci nie dazvolić žyłtavarystva zaniać na tydzień, pakul praciahvajucca hastroli Vołanda ŭ Maskvie, jamu ŭsiu kvateru, heta značyć i pakoi niabožčyka?
— Jamu ž usio roŭna, niabožčyku, — šeptam pieŭ Karoŭieŭ, — jamu ciapier, zhadziciesia sami, Mikanor Ivanavič, kvatera hetaja da lampački?
Mikanor Ivanavič niedaŭmienna zapiarečyŭ, što čužaziemcam naležyć žyć u „Mietrapoli”, a nie na pryvatnych kvaterach.
— Kažu vam, kapryzny, jak čortviedama što! — zašaptaŭ Karoŭieŭ. — Nu nie choča! Nie lubić jon hatelaŭ! Vo jany dzie ŭ mianie siadziać, hetyja inturysty! — intymna paskardziŭsia Karoŭieŭ i tknuŭ palcam u svaju žylistuju šyju. — Vierycie, usiu dušu vymatali! Pryjedzie… i ci našpijonić, jak sučy syn, ci kapryzami ŭsie niervy vymataje: i toje jamu nie hetak, i heta jamu nie tak!.. A vašamu tavarystvu, Mikanor Ivanavič, poŭnaja vyhada i vidavočny prafit. A hrošaj jon nie paškaduje, — Karoŭieŭ azirnuŭsia, potym šapnuŭ na vucha staršyni: — Milanier!
U prapanovie pierakładnika byŭ zakładzieny jaŭny praktyčny sens, prapanova była davoli aŭtarytetnaja, ale niešta nadziva nie aŭtarytetnaje było i ŭ maniery pierakładnika havaryć, i ŭ jaho adzienni, i ŭ hetym miarzotnym, ničoha nie vartym piensne. U vyniku hetaha niešta padsviadomaje mučyła staršyniovu dušu, i ŭsio ž jon vyrašyŭ zhadzicca z prapanovaju. Sprava ŭ tym, što tavarystva mieła davoli vialiki deficyt. Da vosieni treba było vykupić naftu na paravoje aciaplennie, a za jakuju fihu — nieviadoma. Z inturystavymi hrašyma i možna budzie vykrucicca. Ale dziełavy i asciarožny Mikanor Ivanavič zajaviŭ, što jamu pierš za ŭsio treba ŭviazać hetaje pytannie z inturysckim biuro.
— Ja razumieju, — kryknuŭ Karoŭieŭ, — jak ža heta biez uviazki, abaviazkova. Voś vam telefon, Mikanor Ivanavič, i terminova ŭviazvajcie. A nakont hrošaj nie dumajcie, — šeptam dadaŭ jon i pavioŭ staršyniu ŭ piaredni pakoj da telefona, — z kaho ž uziać, jak nie z jaho? Kab vy bačyli, jakaja ŭ jaho viła ŭ Nicy! Na nastupnaje leta, jak pajedziecie za miažu, znarok zajazdžajcie pahladzieć — achniecie!
Sprava z inturysckim biuro ŭładziłasia pa telefonie z niezvyčajnaju chutkasciu, jakaja ŭraziła staršyniu. Akazałasia, što tam užo viedajuć pra namier pana Vołanda žyć u pryvatnaj kvatery Lichadziejeva i suprać nie majuć ničoha.
— Nu i cudoŭna! — kryčaŭ Karoŭieŭ.
Krychu ahłušany jaho traskatnioju, staršynia zajaviŭ, što žyłtavarystva zhodna zdać na tydzień kvateru № 50 artystu Vołandu z płataj pa… — Mikanor Ivanavič sumieŭsia krychu i skazaŭ:
— Pa piaćsot rubloŭ u dzień.
Tut Karoŭieŭ kančatkova ŭraziŭ staršyniu. Jon žulikavata padmirhnuŭ na spalniu, adkul čuvać było, jak miakka skača kot, i prasipieŭ:
— Za tydzień, vychodzić, try z pałovaju tysiačy? Mikanor Ivanavič padumaŭ, što jon dadasć: „Adnak ža i apietyt u vas, Mikanor Ivanavič!” — ale Karoŭieŭ skazaŭ zusim inšaje:
— Prasicie piać, jon dasć! Chiba heta suma? Mikanor Ivanavič razhublena ŭsmichnuŭsia i sam nie zaŭvažyŭ, jak apynuŭsia la piśmovaha stała niabožčyka, dzie Karoŭieŭ chucieńka napisaŭ kantrakt u dvuch ekziemplarach. Pasla hetaha jon zlataŭ z im u spalniu i adrazu ž viarnuŭsia, abodva ekziemplary byli razmašysta padpisany čužaziemcam. Padpisaŭ kantrakt i staršynia. Tut Karoŭieŭ zapatrabavaŭ raspisačku na piać…