— Propissiu, propissiu, Mikanor Ivanavič!.. tysiač rubloŭ… — i sa słovami, jakija nie stasavalisia da surjoznaj spravy: — Ejn, cvej, drej! — pakłaŭ staršyni piać novieńkich bankaŭskich pačkaŭ.
Adbyŭsia pieralik, pierasypany žarcikami i prymaŭkami Karoŭieva nakštałt „hrošyki padlik lubiać”, „svaje vočki nie hladziać ubočki” i inšymi.
Pasla taho jak pieraličyŭ hrošy, atrymaŭ ad Karoŭieva pašpart čužaziemca i kantrakt i ŭsio pakłaŭ u partfiel, staršynia nie ŭtrymaŭsia i saramliva paprasiŭ kantramarku…
— Pra što havorka! — harknuŭ Karoŭieŭ. — Kolki vam bilecikaŭ, Mikanor Ivanavič, dvanaccać, piatnaccać?
Ahałomšany staršynia rastłumačyŭ, što kantramarki jamu patrebny tolki dzvie, jamu i Piełahiei Antonaŭnie, jaho žoncy.
Karoŭieŭ adrazu ž vychapiŭ błaknot i zalichvacka vypisaŭ Mikanoru Ivanaviču kantramaračku na dzvie asoby na pieršym radzie. I hetu kantramaračku pierakładnik levaju rukoju sprytna ŭsunuŭ Mikanoru Ivanaviču, a pravaju ŭkłaŭ u ruku staršyni toŭsty chrustki pačak. Mikanor Ivanavič kinuŭ na jaho vokam, husta pačyrvanieŭ i pačaŭ adpichać ad siabie.
— Hetaha nie pałožana… — marmytaŭ jon.
— I słuchać nie budu, — zašaptaŭ jamu na vucha Karoŭieŭ, — u nas nie pałahajecca, a za miažoj pałahajecca. Vy pakryŭdzicie jaho, Mikanor Ivanavič, a heta niajomka. Vy pracavali…
— Stroha prasledujecca… — cichieńka prašaptaŭ staršynia i azirnuŭsia.
— A sviedki dzie? — šapnuŭ na druhoje vucha Karoŭieŭ. — Ja ŭ vas pytajusia, dzie jany? Što vy?
I tut zdaryłasia, jak scviardžaŭ potym staršynia, dziva: pačak sam saboju ŭpoŭz jamu ŭ partfiel. Potym staršynia, niejki rassłableny i navat razbity, apynuŭsia na lesvicy. Vichor dumak bušavaŭ u jaho ŭ hałavie. U im krucilisia i viła ŭ Nicy, i dresiravany kot, i dumka pra toje, što sviedkaŭ sapraŭdy nie było, i što Piełahieja Antonaŭna budzie rada kantramarcy. Heta byli błytanyja dumki, ale ŭ cełym pryjemnyja. I razam z tym niejkaja ihołačka ŭ samaj hłybini dušy pakołvała staršyniu. Heta była ihołačka tryvohi. Akramia ŭsiaho, tut, na lesvicy, staršyniu, jak udar, praciała dumka: „A jak trapiŭ u kabiniet pierakładnik, kali na dzviarach była piačatka?! I jak heta jon, Mikanor Ivanavič, pra heta nie papytaŭsia?” Niejki čas staršynia, jak baran, hladzieŭ na prystupki lesvicy, ale potym vyrašyŭ naplavać na ŭsio heta i nie mučyć siabie niepatrebnymi pytanniami…
Ledź tolki staršynia vyjšaŭ z kvatery, sa spalni dalacieŭ husty hołas:
— Mnie hety Mikanor Ivanavič nie spadabaŭsia. Jon abarmot i ašukaniec. Ci nielha zrabić tak, kab jon bolš nie prychodziŭ siudy?
— Miesir, vam varta tolki zahadać!.. — adhuknuŭsia adniekul Karoŭieŭ, ale nie dryhotkim, a čystym i hučnym hołasam.
I adrazu ž praklaty pierakładnik apynuŭsia ŭ piarednim pakoi, nakruciŭ tam telefonny numar i pačaŭ čamuści płaksiva havaryć u słuchaŭku:
— Halo! Liču, što moj abaviazak paviedamić, što naš staršynia žyłtavarystva doma numar trysta dva-bis na Sadovaj, Mikanor Ivanavič Bosy, spiekuluje valutaju. Zaraz u jaho ŭ kvatery numar tryccać piać, u prybiralni, u hazietnaj papiery čatyrysta dalaraŭ. Havoryć žychar adznačanaha doma z kvatery numar adzinaccać Cimafiej Kvascoŭ. Ale boham prašu trymać majo prozvišča ŭ tajnie. Bajusia pomsty vyšejnazvanaha staršyni.
I niahodnik paviesiŭ słuchaŭku.
Što dalej adbyvałasia ŭ kvatery № 50 nieviadoma, što ŭ kvatery Mikanora Ivanaviča — viadoma. Jon zaščapiŭsia doma ŭ prybiralni, dastaŭ z partfiela pačak, pierakanaŭsia, što ŭ im čatyrysta rubloŭ. Hety pačak Mikanor Ivanavič zakruciŭ u abryvak haziety i sunuŭ u vientylacyjnuju adtulinu.
Praz piać chvilin staršynia siadzieŭ za stałom u svajoj čyscieńkaj maleńkaj stałoŭcy. Žonka jaho pryniesła z kuchni akuratna parezanaha sieladca, husta pasypanaha zialonaju cybulaju. Mikanor Ivanavič naliŭ u łafitničak harełki, vypiŭ, druhi raz naliŭ, vypiŭ, padchapiŭ na videlec try kavałački sieladca… i ŭ hety čas pazvanili, a Piełahieja Antonaŭna pryniesła rondal, hlanuŭšy na jaki abaviazkova i adrazu zdahadaješsia, što ŭ im, u huščy vohniennaha baršču, znachodzicca toje, smačniej za što niama na sviecie, — mazhavaja kostka.
Mikanor Ivanavič skaŭtnuŭ slinu i pravurčaŭ, jak sabaka:
— A kab vy pravalilisia! Padjesci nie daduć. Nie ŭpuskaj nikoha, mianie niama doma. Nakont kvatery skažy, kab pierastali bałbatać. Praz tydzień budzie pasiedžannie…
Žonka pabiehła ŭ piaredni pakoj, a Mikanor Ivanavič apałonikam pavałok z vohniennaha voziera — jaje, kostku, tresnutuju ŭdoŭžki. Ale ŭ hetaje imhniennie ŭ stałoŭku ŭvajšli dvoje hramadzian, a za imi čamuści spałatniełaja Piełahieja Antonaŭna. Jak tolki hlanuŭ na hramadzian, adrazu ž spałatnieŭ i Mikanor Ivanavič. I ŭstaŭ.
— Dzie sarcir? — zakłapočana skazaŭ pieršy, jaki byŭ u kasavarotcy.
Na stale niešta hruknuła (heta Mikanor Ivanavič upusciŭ łyžku na stol).
— Tut, tut, — skorańka zahavaryła Piełahieja Antonaŭna.
I pryšłyja adrazu ž pamknulisia ŭ kalidor.
— A što takoje? — cicha spytaŭsia Mikanor Ivanavič, jaki išoŭ sledam. — U nas ničoha takoha ŭ kvatery być nie moža… a ŭ vas dakumienciki… ja prašu prabačennia…
Pieršy na chadu pakazaŭ Mikanoru Ivanaviču dakumienciki, a druhi ŭžo stajaŭ na taburetcy ŭ prybiralni z rukoju ŭ vientylacyjnym chodzie. U vačach u Mikanora Ivanaviča paciamnieła. Hazietu razharnuli, ale ŭ joj akazalisia nie rubli, a nieviadomyja hrošy, nie to sinija, nie to zialonyja, z partretam niejkaha staroha. Miž inšym, usio heta Mikanor Ivanavič bačyŭ užo ćmiana, u vačach u jaho płavali niejkija plamy, plamy.
— Dalary ŭ vientylacyi, — zadumliva skazaŭ pieršy i spytaŭsia ŭ Mikanora Ivanaviča vietliva: — Vaš pakiecik?
— Nie! — adkazaŭ Mikanor Ivanavič strašnym hołasam. — Vorah padkinuŭ!
— Heta byvaje, — zhadziŭsia toj, pieršy, i znoŭ miakka dadaŭ: — Nu što ž, treba zdavać i astatnija.
— Niama ŭ mianie! Niama, boham klanusia, nikoli ŭ rukach nie trymaŭ! — adčajna ŭskryknuŭ staršynia.
Ion kinuŭsia da kufra, dastaŭ partfiel i ŭvieś čas marmytaŭ niezrazumiełaje:
— Voś kantrakt… pierakładnik-had padkinuŭ… Karoŭieŭ u piensne!
Ion rasšpiliŭ partfiel, zirnuŭ u jaho, usunuŭ ruku, pasinieŭ z tvaru, upusciŭ partfiel u boršč. U partfieli ničoha nie było: ni Sciopkavaha piśma, ni kantrakta, ni čužaziemcavaha pašparta, ni hrošaj, ni kantramarki. Ničoha, słovam, akramia składnoha mietra.
— Tavaryšy! — dzika zakryčaŭ staršynia. — Trymajcie ich! U našym domie niačystaja siła!
I tut zusim nieviadoma što zdałosia Piełahiei Antonaŭnie, ale jana ŭsplasnuła rukami, uskryknuła:
— Pakajsia, Ivanavič! Tabie skidka vyjdzie!
Z nabiehłymi kryvioj vačyma Mikanor Ivanavič padniaŭ kułaki nad žončynaj hałavoju:
— U-u, dura praklataja!
Tut jon asłabieŭ i apusciŭsia na kresła, mabyć, vyrašyŭ pakarycca niepazbiežnamu.
U hety čas Cimafiej Kandratavič Kvascoŭ na placoŭcy prypadaŭ da zamočnaje adtuliny staršyniovaje kvatery to vucham, to vokam i kanaŭ ad cikaŭnasci.
Praz piać chvilin žychary doma, jakija byli ŭ dvary, bačyli, jak staršynia z dvuma čałaviekami pajšoŭ prosta ŭ varoty doma. Raskazvali, što na Mikanoru Ivanaviču i tvaru nie było, što jon chistaŭsia, jak pjany, i niešta marmytaŭ.
A jašče praz hadzinu nieviadomy hramadzianin zjaviŭsia ŭ kvateru numar adzinaccać, jakraz u toj čas, kali Cimafiej Kandratavič, zachlobvajučysia ad zadavalniennia, raskazvaŭ inšym žycharam pra toje, jak zamiali staršyniu, palcam paklikaŭ Cimafieja Kandrataviča ŭ piaredni pakoj, niešta jamu skazaŭ i znik razam z im.