— Hetaha być nie moža!
Rymski zrabiŭ inakš. Jon ustaŭ, adčyniŭ dzviery i raŭnuŭ kurjeršy, jakaja siadzieła na taburetcy:
— Nikoha, akramia paštalona, nie ŭpuskać! — i zamknuŭ kabiniet na kluč.
Potym jon dastaŭ z piśmovaha stała stos papiery i pačaŭ staranna paraŭnoŭvać tłustyja, z nachiłam uleva, litary na fotahramie z litarami na Sciapanavych rezalucyjach i jaho podpisach z vintavoju zakaručkaju. Varenucha ŭzloh na stol i horača dychaŭ u ščaku Rymskamu.
— Heta jaho počyrk, — narešcie pramoviŭ findyrektar, a Varenucha adazvaŭsia recham:
— Jaho.
Administratar pryhledzieŭsia da tvaru Rymskaha i zdziviŭsia pieramienie, jakaja adbyłasia z im. I tak chudy findyrektar byccam jašče bolš pachudzieŭ i navat pastareŭ, a jaho vočy ŭ rahavoj apravie stracili svaju zvyčajnuju kalučasć, i zjaviłasia ŭ ich byccam nie tolki tryvoha, ale i smutak.
Varenucha zrabiŭ usio, što robić čałaviek u chviliny vialikaha zdziŭlennia. Jon i pa kabiniecie prabieh, i ruki dvojčy ŭskidaŭ uhoru, niby raspiaty, i vypiŭ cełuju šklanku vady z žaŭtavataha hrafina, i ŭsklikvaŭ:
— Nie razumieju! Nie ra-zu-mie-iu!
Rymski ŭsio hladzieŭ u akno i pra niešta napružana dumaŭ. Stanovišča ŭ findyrektara było davoli ciažkaje. Treba tut ža, adrazu prydumać zvyčajnaje tłumačennie niezvyčajnym zjavam.
Findyrektar prypluščyŭsia i ŭiaviŭ Sciopu ŭ načnoj saročcy i biez botaŭ, jak toj ułaziŭ niedzie a pałovie dvanaccataje ŭ niejki nieviadomy zvyšchutkasny samalot, a potym jaho, Sciopu, i taksama a pałovie dvanaccataje, jak jon stajaŭ u adnych škarpetkach na aeradromie ŭ Jałcie… čortviedama što takoje!
Moža, i nie Sciopa sionnia havaryŭ z im pa telefonie z ułasnaje kvatery? Nie, heta havaryŭ Sciopa! Kab jon dy nie viedaŭ Sciopaŭ hołas! Dy kali b sionnia i nie Sciopa havaryŭ, to nie pazniej čym učora, pad viečar, Sciopa sa svajho kabinieta pryjšoŭ u hety samy kabiniet z hetym praklatym dahavoram i razzłavaŭ findyrektara svajoj lehkadumnasciu. Jak heta jon moh pajechać ci niekudy palacieć, ničoha nie skazaŭšy ŭ teatry? Dy kab jon i palacieŭ učora viečaram, to da sionniašniaha nie dalacieŭ by. Ci dalacieŭ by?
— Kolki kiłamietraŭ da Jałty? — spytaŭsia Rymski.
Varenucha pierastaŭ biehać i zakryčaŭ:
— Dumaŭ! Užo dumaŭ! Da Sievastopala čyhunkaju amal paŭtary tysiačy kiłamietraŭ, dy da Jałty jašče dadać vosiemdziesiat kiłamietraŭ. Pavietram, viadoma, mienš…
Hmy… Aha… Ni pra jakija ciahniki nie moža być i havorki. Ale što ž tady? Zniščalnik? Chto i na jaki zniščalnik prapuscić Sciopu biez botaŭ? Navošta? Moža, jon zniaŭ boty, jak prylacieŭ u Jałtu? Ale taksama: našto? Dy navat i ŭ botach jaho ŭ zniščalnik nie pusciać! Dy i zniščalnik tut ni pry čym. Napisana ž u pasłanni kryminalnaha vyšuku, što zjaviŭsia tudy a pałovie dvanaccataj udzień, a havaryŭ jon pa telefonie ŭ Maskvie… dazvolcie… tut pierad vačyma ŭ Rymskaha paŭstaŭ cyfierbłat hadzinnika… Jon uspomniŭ, dzie byli strełki. Žach! Heta było ŭ dvaccać chvilin na dvanaccatuju hadzinu. Dyk heta ž što atrymlivajecca? Kali dapuscić, što imhnienna pasla havorki Sciopa kinuŭsia na aeradrom i dapiaŭ tudy praz piać, naprykład, chvilin, što, darečy, taksama niemahčyma, to atrymlivajecca, što samalot, kali jon adrazu ŭzlacieŭ, za piać chvilin adoleŭ bolš za tysiaču kiłamietraŭ!! Značyć, za hadzinu jon moža pralacieć bolej čym dvanaccać tysiač kiłamietraŭ! Takoha nie moža być, a značyć, jaho niama ŭ Jałcie.
Što ž zastajecca? Hipnoz? Nijakaha hipnozu, kab zakinuć čałavieka bolej čym za tysiaču kiłamietraŭ, niama na sviecie! Značyć, jamu tolki mroicca, što jon u Jałcie! Jamu niachaj sabie mroicca, a jałcinskamu kryminalnamu vyšuku taksama mroicca?! Nu, nie, prabačcie, takoha nie byvaje!.. Ale ž telehrafujuć jany adtul?
Findyrektaraŭ tvar byŭ prosta strašny. Za ručku ŭ dzviarach tym časam tuzali i krucili, i było čuvać, jak kurjerša za dzviaryma adčajna kryčała:
— Nielha! Nie pušču! Choć režcie mianie! Pasiedžannie!
Rymski, jak tolki zmoh, avałodaŭ saboj, uziaŭ telefonnuju słuchaŭku i skazaŭ u jaje:
— Dajcie zvyšterminovuju havorku z Jałtaj.
„Razumna!” — uskliknuŭ u dumkach Varenucha. Ale razmova z Jałtaju nie adbyłasia. Rymski pakłaŭ słuchaŭku i skazaŭ:
— Jak na złosć, sapsavałasia linija.
Prykmietna było, što niaspraŭnasć na linii jaho asabliva zasmuciła i navat prymusiła zadumacca. Jon krychu padumaŭ, znoŭ padniaŭ słuchaŭku adnoj rukoj, a druhoj pačaŭ zapisvać toje, što havaryŭ u słuchaŭku:
— Adpraŭcie zvyšmałankaju. Varjete. Aha. Jałta. Kryminalny vyšuk. Aha. „Sionnia kala pałovy dvanaccataje Lichadziejeŭ havaryŭ mnoju pa telefonie Maskvie, kropka. Pasla hetaha na rabotu nie zjaviŭsia i znajsci jaho pa telefonie nie možam, kropka. Počyrk pacviardžaju, kropka. Miery pa naziranni za nazvanym artystam ažycciaŭlaju. Findyrektar Rymski”.
„Vielmi razumna!” — padumaŭ Varenucha, ale nie ŭspieŭ razdumacca jak sled, u hałavie pramilhnuła słova: „Hłupstva! Nie moža jaho być u Jałcie!”
Rymski tym časam zrabiŭ nastupnaje: akuratna skłaŭ usie atrymanyja telehramy i kopiju sa svajoj u stosik, stosik pakłaŭ u kapertu, zakleiŭ jaje, napisaŭ na joj niekalki słoŭ i ŭručyŭ jaje Varenuchu sa słovami:
— Zaraz ža, Ivan Savielevič, asabista zaviazi. Niachaj tam razbirajucca.
„A voś heta na samaj spravie razumna!” — padumaŭ Varenucha i schavaŭ kapertu ŭ svoj partfiel. Zatym jon jašče raz nabraŭ telefonny numar Sciopavaj kvatery, prysłuchaŭsia i tajamniča i radasna zamirhaŭ, pačaŭ padavać znaki. Rymski vyciahnuŭ šyju.
— Artysta Vołanda možna paprasić? — sałodka spytaŭsia Varenucha.
— Jany zaniatyja, — adkazała słuchaŭka tresnutym hołasam. — A chto pytajecca?
— Administratar Varjete Varenucha.
— Ivan Savielevič? — radasna zakryčała słuchaŭka. — Vielmi rady pačuć vaš hołas! Jak vaša zdaroŭie?
— Miersi, — ledź adkazaŭ Varenucha, — a z kim ja havaru?
— Pamočnik jaho, pamočnik i pierakładnik Karoŭieŭ, — traščała słuchaŭka, — hatovy da vašych pasłuh, darahi Ivan Savielevič! Rasparadžajciesia mnoj, jak vam treba. Słuchaju?
— Vybačajcie, a Sciapana Bahdanaviča Lichadziejeva zaraz niama doma?
— Na žal, niama! Niama! — kryčała słuchaŭka. — Pajechaŭ.
— A kudy?
— Za horad na prahułku na mašynie.
— JA… jak? Na… prahułku?.. A kali ž jon vierniecca?
— A skazaŭ, padychaju sviežym pavietram i viarnusia!
— Aha… — razhublena skazaŭ Varenucha. — Miersi. Majcie łasku, pieradajcie mśie Vołandu, što vystuplennie jaho sionnia, u trecim addzialenni.
— Słuchajusia. A jak ža. Abaviazkova. Terminova. Najabaviazkova. Pieradam, — koratka stukała słuchaŭka.
— Usiaho dobraha, — zdziŭlena skazaŭ Varenucha.
— Prašu vysłuchać, — havaryła słuchaŭka, — maje najlepšyja haračyja pryvitanni i pažadanni! Pospiechaŭ! Udač. Poŭnaha ščascia. Usiaho!
— Nu, viadoma! Ja ž havaryŭ! — uzbudžana kryčaŭ administratar. — Nijakaja nie Jałta, a jon za horad pajechaŭ!
— Nu, kali heta sapraŭdy tak, — pabialeŭ ad złosci findyrektar i skazaŭ: — Dyk heta sapraŭdy svinstva. I słoŭ niama!
Tut administratar padskočyŭ i kryknuŭ hetak, što Rymski zdryhanuŭsia:
— Uspomniŭ! Uspomniŭ! U Puškinie adčyniłasia čaburečnaja „Jałta”! Usio zrazumieła. Pajechaŭ tudy, napiŭsia i zaraz adtul telehrafuje!
— Nu, heta ŭžo zanadta, — u findyrektara torhałasia ščaka i ŭ vačach hareła sapraŭdnaja złosć, — nu što ž, doraha jamu hetaja prahulanka abydziecca, — tut jon raptam spatyknuŭsia i nierašuča dadaŭ: — Ale jak ža, kryminalny vyšuk…
— Hłupstva heta! Jaho samoha štučki, — pierabiŭ ekspansiŭny administratar i spytaŭsia: — A pakiet viezci?
— Abaviazkova, — adkazaŭ Rymski.