Bierlijoz z vialikaju ŭvahaju słuchaŭ niepryjemny raskaz pra sarkomu i pra tramvaj, i niejkija tryvožnyja dumki pačynali mučyć jaho. „Ion nie čužaziemiec! Jon nie čužaziemiec! — dumaŭ jon. — Heta vielmi dziŭny subjekt… ale, darujcie, chto ž jon taki?”
— Vy chočacie palić, jak ja baču? — niečakana zviarnuŭsia da Biazdomnaha nieznajomiec. — Vy jakija palicie?
— A ŭ vas chiba roznyja josć? — panura spytaŭsia paet, u jakoha končylisia papiarosy.
— Jakija vam? — spytaŭsia nieviadomy.
— Nu, „Našu marku”, — złosna adkazaŭ Biazdomny.
Nieznajomy adrazu ž dastaŭ z kišeni partabak i prapanavaŭ Biazdomnamu:
— „Naša marka”.
I redaktara i paeta nie hetak uraziła toje, što znajšłasia ŭ partabaku mienavita „Naša marka”, kolki sam partabak. Jon byŭ vialiki, z čyrvonnaha zołata, i na im, kali adčyniaŭsia, blisnuŭ sinim i biełym ahniom brylantavy trochkutnik.
Tut litaratary padumali roznaje. Bierlijoz: „Nie, čužaziemiec!”, a Biazdomny: „Vo, djabal jaho vaźmi! Ha?”
Paet i haspadar partabaka zapalili, a Bierlijoz admoviŭsia.
„Treba budzie zapiarečyć jamu takim čynam, — rašyŭ Bierlijoz, — pravilna, čałaviek smiarotny, nichto heta nie asprečvaje. A sprava ŭ tym, što…”
Adnak jon nie ŭspieŭ skazać hetyja słovy, jak zahavaryŭ čužaziemiec:
— Pravilna, čałaviek smiarotny, ale heta tolki paŭbiady. Drenna, što jon raptoŭna smiarotny, voś u čym fokus! I naohul ciažka skazać, što z im budzie sionnia viečaram.
„Niejkaja niedarečnaja pastanoŭka pytannia…” — padumaŭ Bierlijoz i zapiarečyŭ:
— Nu, u hetym josć pierabolšannie. Ja pra svoj sionniašni viečar viedaju amal dakładna. Samo saboju razumiejecca, kali mnie na Bronnaj nie ŭpadzie na hałavu cahlina…
— Cahlina ni z taho ni z siaho, — pierakanaŭča pierapyniŭ nieviadomy, — nikomu i nikoli na hołaŭ nie ŭpadzie. U pryvatnasci, zapeŭnivaju vas, vam jana nie pahražaje. Vy pamracie inšaj smierciu.
— Moža, vy viedajecie i jakoj, — zusim naturalna,z ironijaj pacikaviŭsia Bierlijoz i takim čynam uciahvaŭsia ŭ niejkuju niedarečnuju razmovu, — i skažacie mnie?
— Achvotna, — adazvaŭsia nieznajomy.
Ion zirnuŭ na Bierlijoza, byccam zniaŭ mierku na harnitur, skroź zuby pramarmytaŭ niešta: „Raz, dva… Mierkuryj u druhim domie… poŭnia syšła… šesć — niaščascie… viečar — siem…” — i hučna i radasna abjaviŭ: — Vam adrežuć hałavu!
Biazdomny dzika i złosna vyłupiŭ vočy na nachabnaha nieznajomca, a Bierlijoz spytaŭsia z kryvoj usmieškaj:
— A chto kankretna? Vorah? Intervienty?
— Nie, — adkazaŭ subiasiednik, — rasiejskaja žančyna, kamsamołka.
— Hm… — pramarmytaŭ razzłavany žarcikami nieznajomaha Bierlijoz. — Nu, heta, vybačajcie, mała vierahodna.
— Prašu prabačennia, — adkazaŭ čužaziemiec, — ale heta praŭda. Aha, mnie chaciełasia spytać u vas, što vy budziecie rabić sionnia viečaram, kali nie sakret?
— Sakreta niama. Zaraz ja zajdu dadomu na Sadovuju, a potym u dziesiać viečara ŭ MASSALICie adbudziecca pasiedžannie, i ja na im budu staršyniavać.
— Nie, hetaha nie budzie, — cviorda zapiarečyŭ čužaziemiec.
— Heta čamu?
— Tamu, — adkazaŭ čužaziemiec i prypluščanymi vačyma pahladzieŭ na nieba, u jakim u pradčuvanni viačerniaj prachałody niačutna kružyli čornyja ptuški, — što Aniečka ŭžo kupiła alej, i nie tolki kupiła, ale navat i razliła. Takim čynam pasiedžannie nie adbudziecca.
Tut, jak zrazumieła, pad lipami zapanavała maŭčannie.
— Darujcie, — pasla maŭčannia zahavaryŭ Bierlijoz, hledziačy na čužaziemca, jaki ploŭ aby-što, — pry čym tut alej, i jakaja Aniečka?
— Alej tut voś pry čym, — raptam zahavaryŭ Biazdomny, jaki, vidać, vyrašyŭ abjavić niaprošanamu subiasiedniku vajnu, — vam nie davodziłasia, hramadzianin, byvać u psichbalnicy?
— Ivan!.. — cicha ŭskryknuŭ Michaił Alaksandravič.
Ale čužaziemiec nie pakryŭdziŭsia i navat viesieła zasmiajaŭsia.
— Byŭ, byŭ i nieadnojčy! — uskryknuŭ jon smiašliva, ale nie advodziŭ svaich vačej, jakija nie smiajalisia, ad paeta. — Dzie tolki ja nie byŭ! Škada tolki, što mnie nie chapiła času raspytacca ŭ prafiesara, što heta takoje šyzafrenija. Dyk vy ŭžo sami daviedajciesia ŭ jaho, Ivan Mikałajevič!
— Adkul vy viedajecie, jak mianie zavuć?
— Zlitujciesia, Ivan Mikałajevič, chto ž vas nie viedaje? — tut čužaziemiec vyciahnuŭ z kišeni numar „Litaraturnaj haziety”, i Ivan Mikałajevič ubačyŭ na pieršaj pałasie svoj fotazdymak, a pad im i ŭłasnyja vieršy. Ale hety dokaz słavy i viadomasci, jaki tolki jašče ŭčora paradavaŭ by, zaraz radasci nie prynios.
— Vybačajcie, — skazaŭ jon i paciamnieŭ z tvaru, — vy nie možacie pačakać chvilinku? Mnie treba tavaryšu skazać dva słovy.
— Nu, z zadavalnienniem! — uskliknuŭ nieznajomy. — Tut hetak dobra pad lipami, a ja, darečy, nikudy nie spiašajusia.
— Voś što, Miša, — zašaptaŭ paet, kali advioŭ Bierlijoza ŭbok, — heta nijaki nie inturyst, a špijon. Heta rasiejski emihrant, jaki prabraŭsia da nas. Patrabuj u jaho dakumienty, a to ŭciače…
— Ty dumaješ? — ustryvožana šapnuŭ Bierlijoz, a sam padumaŭ: „A jaho ž praŭda!”
— Ty mnie vier, — zašypieŭ jamu ŭ vucha paet, — durniem prytvarajecca, kab vyviedać niešta. Ty čuješ, jak jon pa-rasiejsku šparyć? — paet havaryŭ i sačyŭ, kab nieznajomy nie ŭciok. — Pajšli, zatrymajem jaho, a to ŭciače…
I paet za ruku paciahnuŭ Bierlijoza da łaŭki. Nieznajomy ŭžo nie siadzieŭ, a stajaŭ la jaje, trymaŭ u rukach niejkuju knižačku ŭ ciomna-šerym pieraplocie, kapertu sa ščylnaje, dobraha hatunku, papiery i vizitoŭku.
— Prabačcie mnie, što ja za sprečkaju zabyŭsia nazvacca. Voś vam kartačka, pašpart i zaprašennie pryjechać u Maskvu na kansultacyi, — važka pramoviŭ nieznajomy i ŭvažliva pahladzieŭ na abodvuch litarataraŭ.
Tyja zbiantežylisia. „Djabal, usio pačuŭ…” — padumaŭ Bierlijoz i vietlivym žestam daŭ zrazumieć, što ŭ pakazie dakumientaŭ patreby niama. Pakul čužaziemiec sovaŭ ich redaktaru, paet uspieŭ razhledzieć na kartačcy nadrukavanaje zamiežnymi litarami słova „prafiesar” i pieršuju litaru prozvišča — dvajnoje „V”.
— Vielmi pryjemna, — tym časam zbiantežana marmytaŭ redaktar, a čužaziemiec schavaŭ dakumienty ŭ kišeniu.
Adnosiny takim čynam byli adnoŭleny, i ŭsie ŭtroch znoŭ sieli na łaŭku.