— Vy ŭ jakasci kansultanta zaprošany da nas, prafiesar? — spytaŭsia Bierlijoz.
— Aha, kansultantam.
— Vy — niemiec? — dapytvaŭsia Biazdomny.
— Ja?.. — pierapytaŭ prafiesar i raptam zadumaŭsia. — Aha, mabyć, niemiec… — skazaŭ jon.
— Vy dobra havorycie pa-rasiejsku, — ustaviŭ Bierlijoz.
— O, ja naohul palihłot i viedaju vielmi mnoha moŭ, — adkazaŭ prafiesar.
— A jakaja ŭ vas spiecyjalnasć? — spytaŭsia Bierlijoz.
— Ja — spiecyjalist pa čornaj mahii.
„Na tabie!..” — stuknuła ŭ hałavie ŭ Michaiła Alaksandraviča.
— I… vas pa hetaj spiecyjalnasci zaprasili da nas? — spytaŭsia jon, zaikajučysia.
— Aha, pa hetaj zaprasili, — pacvierdziŭ prafiesar i rastłumačyŭ: — Tut u dziaržaŭnaj biblijatecy znojdzieny aryhinalnyja rukapisy čarnaknižnika Hierbierta Aŭryłakskaha, dziesiataha stahoddzia. Dyk voś, patrabujecca, kab ja pračytaŭ ich. Ja adziny ŭ sviecie spiecyjalist.
— A-a! Vy historyk? — z vialikaj palohkaj i pavahaj spytaŭsia Bierlijoz.
— Ja — historyk, — pacvierdziŭ vučony i dadaŭ ni k siału ni k horadu: — Sionnia viečaram na Patryjarchavych budzie cikavaja historyja!
I znoŭ vielmi zdzivilisia i redaktar, i paet, a prafiesar paklikaŭ ich da siabie i, kali jany nachililisia da jaho, prašaptaŭ:
— Majcie na ŭvazie, što Isus isnavaŭ.
— Bačycie, prafiesar, — adazvaŭsia z vymučanaj usmieškaj Bierlijoz, — my pavažajem vašy vialikija viedy, ale sami majem nakont hetaha druhoje pierakanannie.
— Nie treba nijakich pierakananniaŭ! — adkazaŭ dziŭny prafiesar. — Prosta jon isnavaŭ, a bolš ničoha.
— Ale treba ž choć niejki dokaz… — pačaŭ Bierlijoz.
— I dokazaŭ nijakich nie treba, — adkazaŭ prafiesar i zahavaryŭ cichim hołasam, akcent u jaho adrazu čamuści znik: — Usio prosta: u biełym płaščy…
Razdziel 2
PONCIJ PIŁAT
U biełym płaščy z kryvavym padbojem, kavaleryjskaju chadoju z padšarkvanniem na dasviecci čatyrnaccataha čysła viasnovaha miesiaca nisana ŭ krytuju kałanadu, jakaja złučała dva kryły pałaca Irada Vialikaha, vyjšaŭ prakuratar Judei Poncij Piłat.
Bolš za ŭsio na sviecie prakuratar nienavidzieŭ pach ružavaha aleju, i ŭsio ciapier pradkazvała niadobry dzień, bo pach hety pačaŭ dajmać prakuratara z dasvieccia. Prakurataru zdavałasia, što ružavy pach idzie ad kiparysaŭ i palmaŭ u sadzie, što da pachu skur i kanvoju prymiešvajecca praklaty ružavy strumień. Ad flihielaŭ za pałacam, dzie razmiasciłasia pieršaja kahorta Dvanaccataha Małankavaha lehijona, jakaja pryjšła z prakurataram u Jeršałaim, zaciahvała dymok u kałanadu cieraz vierchniuju placoŭku sadu, i da harkavaha dymu, jaki sviedčyŭ pra toje, što kašavary ŭ kienturyjach pačali hatavać stravu, prymiešvaŭsia ŭsio toj ža tłusty duch ružavaha aleju. Ach bahi, bahi, za što vy karajecie mianie?
„Ale, niesumnienna! Heta jana, znoŭ jana — niepieramožnaja, strašnaja chvaroba hiemikranija, ad jakoje balić pałavina hałavy. Ad jaje niama lakarstva, niama nijakaha ratunku. Pasprabuju nie varušyć hałavoj”.
Na mazaičnaj padłozie la fantana ŭžo było padrychtavana kresła, i prakuratar, nie hledziačy ni na koha, sieŭ na jaho i praciahnuŭ ruku ŭbok.
Sakratar pavažliva ŭkłaŭ u hetuju ruku kavałak pierhamientu. U prakuratara ad bolu skryviŭsia tvar, i jon skosa, mimachodź pahladzieŭ na napisanaje, viarnuŭ pierhamient sakrataru i z ciažkasciu pramoviŭ:
— Padsledny z Halilei? Da tetrarcha spravu pasyłali?
— Pasyłali, prakuratar, — adkazaŭ sakratar.
— I što jon?
— Jon admoviŭsia dać zaklučennie pa spravie i smiarotny prysud Siniedryjona nakiravaŭ vam na zacviardžennie, — rastłumačyŭ sakratar.
U prakuratara pierasmyknułasia ščaka, i jon skazaŭ cicha:
— Pryviadzicie vinavataha.
I adrazu ž z sadovaje placoŭki pad kałony na bałkon dva lehijaniery pryviali i pastavili pierad kresłam prakuratara čałavieka hadoŭ dvaccaci siami. Čałaviek hety byŭ apranuty ŭ stary i parvany błakitny chiton. Hałavu prykryvała biełaja paviazka z ramieńčykam vakol iłba, a ruki zviazany zzadu. Pad levym vokam u čałavieka byŭ vialiki čarniak, u kutku hub — drapina i skarełaja kroŭ. Pryviedzieny z tryvožnaj cikavasciu pahladzieŭ na prakuratara.
Toj pamaŭčaŭ, potym cicha spytaŭsia pa-aramiejsku:
— Dyk heta ty padbuchtorvaŭ narod razburyć jeršałaimski chram?
U hety čas prakuratar siadzieŭ, jak kamienny, i tolki huby ledź-ledź varušylisia, kali havaryŭ. Prakuratar byŭ niby kamienny, tamu što bajaŭsia pavarušyć hałavoj, jakaja pałała ad piakielnaha bolu.
Čałaviek sa zviazanymi rukami krychu padaŭsia napierad i pačaŭ havaryć:
— Dobry čałaviek! Pavier mnie…
Ale prakuratar, jaki nie pavarušyŭsia i nie pavysiŭ hołasu, adrazu ž pierapyniŭ jaho:
— Heta ty mianie nazyvaješ dobrym čałaviekam? Ty pamylaješsia. U Jeršałaimie ŭsie šepčuć pra mianie, što ja lutaje strašylišča, i heta praŭda, — i hetak ža roŭna dadaŭ: — Kienturyjona Krysaboja da mianie.
Usim zdałosia, što na bałkonie paciamnieła, kali kienturyjon, kamandujučy nadzvyčajnaj kienturyjaj, Mark, pa mianušcy Krysaboj, zjaviŭsia pierad prakurataram.
Krysaboj byŭ na hałavu vyšejšy za sama vysokaha sałdata ŭ lehijonie i hetaki šyroki ŭ plačach, što zusim zasłaniŭ jašče nizkaje sonca.
Prakuratar skazaŭ kienturyjonu pa-łacinsku:
— Złačyniec nazyvaje mianie „dobrym čałaviekam”. Vyviedzi jaho adsiul na chvilinu, rastłumač jamu, jak treba havaryć sa mnoj. Ale nie skaleč.
I ŭsie, akramia nieruchomaha prakuratara, praviali pozirkam Marka Krysaboja, jaki machnuŭ rukoju aryštavanamu — zahadaŭ isci sledam.
Krysaboja naohul usie pravodzili pozirkami, dzie b jon ni pakazvaŭsia, z-za jaho rostu, a jašče — tyja, chto bačyŭ jaho ŭpieršyniu, — tamu što tvar u kienturyjona byŭ skalečany: nos u jaho kaliści byŭ razbity ŭdaram hiermanskaje bułavy.
Zahrukali ciažkija Markavy boty pa mazaicy, zviazany pajšoŭ za im niačutna, u kałanadzie zapanavała maŭčannie, i było čuvać, jak burkujuć hałuby na sadovaj placoŭcy pierad bałkonam, dy jašče vada vyspieŭvała, vyvivała z fantana pryjemnuju piesniu.
Prakurataru zachaciełasia ŭstać, padstavić skroniu pad chałodny strumień i hetak zastyć. Ale jon viedaŭ, što i heta jamu nie dapamoža.
Jak tolki vyvieŭ aryštavanaha z-pad kałonaŭ u sad, Krysaboj uziaŭ z ruk u adnaho z lehijanieraŭ, jaki stajaŭ la bronzavaje statui, bič, zlohku razmachnuŭsia i ŭdaryŭ aryštavanaha pa spinie. Zrabiŭ heta kienturyjon niby lohka i nieznarok, ale zviazany imhnienna buchnuŭ na ziamlu, byccam jamu padrezali nohi, tvar zbialeŭ i vočy stali pustyja. Mark adnoj levaju rukoju lohka, jak pusty miašok, padniaŭ upaŭšaha, pastaviŭ jaho na nohi i zahavaryŭ huhniava, drenna vymaŭlajučy pa-aramiejsku:
— Rymskaha prakuratara nazyvać — ihiemon. Inšych słoŭ nie havaryć. Stajać smirna. Ty zrazumieŭ mianie, ci jašče raz ułupić?
Aryštavany pachisnuŭsia, ale saŭładaŭ z saboju, syšła z tvaru spałatniełasć, jon pieravioŭ duch i adkazaŭ chrypła:
— Ja ciabie zrazumieŭ. Nie bi mianie.
Praz chvilinu jon znoŭ stajaŭ pierad prakurataram.
Prahučaŭ hłuchi, chvory hołas:
— Imia?
— Majo? — paspiešna adazvaŭsia aryštavany, usioj istotaj jon pakazvaŭ hatoŭnasć havaryć tałkova, nie vyklikać bolej hnievu.
Prakuratar skazaŭ cicha:
— Majo — mnie viadoma. Nie prytvarajsia durniejšym, čym josć na samaj spravie. Tvajo.
— Iiešua, — paspiešna adkazaŭ aryštant.
— Prozvišča josć?
— Ha-Nocry.
— Adkul rodam?
— Z horada Hamały, — adkazaŭ aryštant, i hałavoj kiŭnuŭ, što tam, niedzie daloka, naprava ad jaho, na poŭnačy, josć horad Hamała.
— Chto ty pa kryvi?
— Dakładna nie viedaju, — žyva adkazaŭ aryštant, — ja nie pamiataju svaich baćkoŭ. Mnie havaryli, što baćka moj siryjec…