Pałac Irada Vialikaha nie prymaŭ nijakaha ŭdziełu ŭ sviatkavanni apošniaje vielikodnaje nočy. U haspadarčych pabudovach pałaca, jakija vychodzili na poŭdzień i dzie razmiascilisia aficery rymskaje kahorty i lehat lehijona, sviacilisia ahni, tam adčuvaŭsia niejki ruch i žyccio. Piaredniaja častka, u jakoj byŭ adziny žychar, — prakuratar, — usia, sa svaimi kałanadami i załatymi skulpturami, byccam aslepła pad biełaju poŭniaju. Tut, u siaredzinie pałaca, panavali ciemra i cišynia. I tudy prakuratar, jak i havaryŭ Afraniju, isci nie zachacieŭ. Jon zahadaŭ pasłać pasciel na bałkonie, tam, dzie abiedaŭ, dzie ranicaj vioŭ dopyt. Jon loh na pryhatavanaje łoža, ale son nie chacieŭ prychodzić da jaho. Hołaja poŭnia nizka visieła na niebie, i prakuratar nie advodziŭ ad jaje pozirku na praciahu niekalkich hadzin.
Prykładna apoŭnačy son zlitavaŭsia nad prakurataram. Prakuratar paziachnuŭ, zniaŭ papruhu z šyrokim stalovym nažom u pochvach, pakłaŭ jaho na kresła pobač z łožam, zniaŭ sandali i vyprastaŭsia. Banha adrazu ŭzlez da jaho na pasciel i loh pobač, hałava da hałavy, i prakuratar, pakłaŭšy ruku na sabačuju šyju, zapluščyŭ narešcie vočy. Tolki pasla hetaha zasnuŭ i sabaka.
Łoža znachodziłasia ŭ pryciemku, zachinutaje ad poŭni kałonaju, ale ad prystupak z hanka da łoža ciahnułasia miesiačnaja stužka. I ledź tolki prakuratar straciŭ suviaź z usim, što było navokal, jon adrazu rušyŭ pa asvietlenaj sciažyncy i pajšoŭ pa joj uhoru, prosta da poŭni. Jon sprasonku navat zasmiajaŭsia ad ščascia, što ŭsio atrymałasia hetak cudoŭna i niepaŭtorna na prazrystaj błakitnaj darozie. Jon išoŭ u supravadženni Banhi, a pobač z im išoŭ vandroŭny fiłosaf. Jany spračalisia pra niešta składanaje i značnaje, i nivodzin nie moh pieramahčy. Jany ni ŭ čym nie pahadžalisia adzin z adnym, i tamu sprečka była hetakaja cikavaja i biaskoncaja. Vidavočna, što sionniašniaje pakarannie akazałasia zvyčajnym nieparazumienniem — bo voś jon, fiłosaf, jaki vydumaŭ zusim nievierahodnuju reč nakštałt taje, što ŭsie ludzi dobryja, išoŭ pobač, a značyć, jon žyvy. I, viadoma, zusim žachliva było navat i padumać, što hetakaha čałavieka možna pakarać. Pakarannia nie było! Voś u čym była hałoŭnaja asałoda ad hetaha padarožža ŭhoru pa miesiačnaj lesvicy.
Volnaha času było hetulki, kolki chočacca, i navalnica budzie tolki pad viečar, i bajazlivasć, viadoma, adna z sama strašnych čałaviečych zahan. Hetak havaryŭ Iiešua Ha-Nocry. Nie, fiłosaf, ja tabie zapiareču: heta sama strašnaja zahana.
Naprykład, nie zbajaŭsia ž ciapierašni prakuratar Judei, były trybun u lehijonie, kali ŭ Dalinie Dzieŭ lutyja hiermancy ledź nie zahryzli Krysaboja-Vielikana. Ale darujcie, fiłosaf! Niaŭžo vy, razumny čałaviek, dumajecie, što z-za čałavieka, jaki zrabiŭ złačynstva suprać kiesara, zahubić svaju karjeru prakuratar Judei?
— Tak, tak, — stahnaŭ, uschlipvaŭ sprasonku Piłat. Viadoma, zahubić. Ranicaj sionnia jašče nie zahubiŭ by, a ciapier, nočču, kali ŭsio ŭzvažyŭ, zahubić. Jon advažycca na ŭsio, kab vyratavać ad pakarannia ni ŭ čym nie vinavataha dzivakavataha letuciennika i doktara!
— Ciapier my z vami budziem zaŭsiody razam, — havaryŭ jamu ŭ snie abšarpany fiłosaf-badziaha, jaki nieviadoma jakim čynam paŭstaŭ na darozie ŭ konnika z załatym kapjom. — Kali adzin, to, značyć, i druhi pobač! Uspomniać mianie, adrazu ž i ciabie ŭspomniać! Mianie, padkidyša, baćki jakoha nieviadomyja, i ciabie — syna karala-astrołaha i dački młynara, pryhažuni Piły!
— Dy ty ŭžo nie zabudźsia, uspomni pra mianie, syna astrołaha, — prasiŭ sprasonku Piłat. I pasla taho jak starac-spadarožnik z En-Saryda daŭ zhodu kiŭkom hałavy, žorstki prakuratar Judei płakaŭ i smiajaŭsia skroź son.
Usio heta było dobra, ale abudžennie było žachlivaje. Banha zahyrčaŭ na poŭniu, i slizkaja, byccam ablitaja alejem, błakitnaja daroha pierad prakurataram niby pravaliłasia. Jon raspluščyŭ vočy, i pieršaje, što ŭspomniŭ, było pakarannie. Pakarannie adbyłosia. Pieršaje, što zrabiŭ prakuratar, heta scisnuŭ abrožak Banhi, potym chvorym pozirkam adšukaŭ poŭniu i ŭbačyŭ, što jana krychu adyšła ŭbok i pablakła. Jaje sviatło pieramahło niepryjemnaje mihatlivaje sviatło, jakoje bliščała na bałkonie pierad samymi vačyma. U rukach u kienturyjona Krysaboja pałała i kurodymiła pachodnia. Krysaboj sa stracham i złosciu kasavuryŭsia na zviera, jaki byŭ hatovy skočyć.
— Nie čapać, Banha, — skazaŭ prakuratar chvorym hołasam i kašlanuŭ. Jon zasłaniŭsia rukoju ad połymia i praciahvaŭ: — I nočču pry poŭni mnie niama spakoju. O bahi! U vas taksama drennaja pasada, Mark… Sałdat vy kalečycie…
Mark zdziŭlena hladzieŭ na prakuratara, i toj apamiataŭsia. Kab zhładzić daremna skazanyja słovy sprasonku, prakuratar skazaŭ:
— Nie kryŭdujcie, kienturyjon. Mnie, paŭtaraju, jašče horš. U čym sprava?
— Da vas načalnik tajnaje słužby, — spakojna paviedamiŭ Mark.
— Kličcie, kličcie, — pračysciŭšy kašlem horła, zahadaŭ prakuratar i pačaŭ bosymi nahami namacvać sandali.
Połymia zamitusiłasia na kałonach, zahrukali kienturyjonavy kalihi pa mazaicy. Kienturyjon vyjšaŭ u sad.
— I pry poŭni mnie niama spakoju, — skryhanuŭšy zubami, sam sabie pramoviŭ prakuratar.
Na bałkonie zamiest kienturyjona pakazaŭsia čałaviek u bašłyku.
— Banha, nie čapać, — cicha skazaŭ prakuratar i scisnuŭ sabaku zahryvak.
Pierš čym havaryć, Afranij, jak i zvyčajna, azirnuŭsia navokal i adstupiŭ u cień, pierakanaŭšysia, što niama nikoha čužoha, akramia Banhi, cicha skazaŭ:
— Prašu addać mianie pad sud, prakuratar. Vaša praŭda. Ja nie zmoh zbierahčy Judu z Karyjafa, jaho zarezali. Prašu sudzić mianie i zniać z pasady.
Afraniju zdałosia, što na jaho hladziać čatyry voki — sabačyja i vaŭčynyja.
Afranij dastaŭ z-pad chłamidy zakareły ad kryvi kašalok z dzviuma piačatkami.
— Voś hety miašok z hrašyma zabojcy padkinuli ŭ dom pieršasviataru. Na hetym miašku kroŭ Judy z Karyjafa.
— Kolki tam, cikava? — spytaŭ Piłat i nachiliŭsia da kašalka.
— Tryccać tetradrachmaŭ.
Prakuratar usmichnuŭsia i skazaŭ:
— Mała.
Afranij maŭčaŭ.
— Dzie zabity?
— Hetaha nie viedaju, — spakojna, z hodnasciu adkazaŭ čałaviek, jaki nie razłučaŭsia sa svaim bašłykom, — ranicaj sionnia pačniom šukać.
Prakuratar skałanuŭsia, pakinuŭ u spakoi ramieńčyk na sandali, jaki nie zašpilvaŭsia.
— A vy dakładna viedajecie, što jon zabity?
Prakuratar atrymaŭ karotki adkaz:
— JA, prakuratar, piatnaccać hadoŭ na rabocie ŭ Judei. Ja pačaŭ słužbu pry Valeryju Hracie. Mnie nie abaviazkova treba bačyć trup, kab skazać, što čałaviek zabity, i tamu ja vam zaraz dakładaju, što čałaviek, jakoha zvali Judam z Karyjafa, niekalki hadzin tamu zarezany.
— Prabačcie mianie, Afranij, — adkazaŭ Piłat, — ja jašče nie pračnuŭsia jak sled, tamu i skazaŭ heta. Ja drenna splu, — prakuratar usmichnuŭsia, — i ŭvieś čas sniu miesiačny promień. Uiavicie, jak smiešna, byccam by ja chadžu pa hetym promni. Takim čynam, ja chacieŭ by viedać, što vy dumajecie pra heta? Dzie vy zbirajeciesia jaho šukać? Siadajcie, načalnik tajnaj słužby.
Afranij pakłaniŭsia, padsunuŭ kresła bližej da łoža i sieŭ, hruknuŭšy miačom.
— Ja zbirajusia šukać jaho niepadaloku ad masličnaha presa ŭ Hiefsimanskim sadzie.
— Aha, aha. A čamu mienavita tam?
— Ihiemon, ja dumaju, Juda zabity nie ŭ samim Jeršałaimie i nie daloka ad jaho. Jon zabity pad Jeršałaimam.
— Liču vas adnym z lepšych majstroŭ svaje spravy. Ja nie viedaju, jak nakont hetaha ŭ Rymie, ale ŭ kałonijach roŭnaha vam niama. Rastłumačcie čamu?
— Navat dumki nie dapuskaju, — cicha havaryŭ Afranij, — kab Juda daŭsia kamu-niebudź u ruki ŭ horadzie. Na vulicy cicha nie zarežaš. Vychodzić, jaho pavinny byli zavabić u jaki-niebudź padval. Ale słužba ŭžo šukała jaho ŭ Nižnim Horadzie, i niesumnienna znajšła b. Jaho niama ŭ horadzie, za heta ja ručajusia. Kali b jaho zabili daloka za horadam, to pakunak z hrašyma nie mahli b hetak chutka padkinuć. Jaho zabili pablizu horada, kudy zmahli vymanić.