Jak tolki z voknaŭ u začaravanaj kvatery vybiła pieršyja strumieńčyki dymu, u dvary pačulisia adčajnyja čałaviečyja kryki:
— Pažar! Pažar! Harym!
Z roznych kvater ludzi pačali kryčać u telefony:
— Sadovaja! Sadovaja, trysta dva-bis!
U toj čas, kali na Sadovaj pačulisia strašnyja sercu ŭdary i zvon čyrvonych doŭhich mašyn, jakija imčali z usich kancoŭ horada, ludzi, što mitusilisia na dvary, bačyli, jak razam z dymam z akna na piatym paviersie vylecieli try ciomnyja, jak zdałosia, mužčynskija postaci i adna postać hołaje žančyny.
Razdziel 28
APOŠNIJA PRYHODY KAROŬIEVA I BIEHIEMOTA
Ci sapraŭdy byli tam postaci, ci heta tolki zdałosia ŭražanym ad pierapałochu žycharam niaščasnaha doma na Sadovaj, viadoma, nichto dakładna skazać nie moža. Kali i byli jany, to kudy nakiravalisia, taksama nichto nie viedaje. Dzie jany razyšlisia, my taksama skazać nie možam, ale dzieści praz čverć hadziny pasla pažaru na Sadovaj u lustranych dzviarach Tarhsina na Smalenskim bazary zjaviŭsia vysoki hramadzianin u klatčastym harnitury, a z im vialiki čorny kot.
Sprytna nyrajučy miž minakoŭ, hramadzianin adčyniŭ dzviery kramy. Ale tut maleńki, kastlavy i zusim nie hascinny šviejcar paŭstaŭ na darozie i niezadavolena skazaŭ:
— Z katami nielha!
— Prašu prabačennia, — zasakataŭ vysoki i prykłaŭ vuzłavatuju ruku da vucha, jak hłuchi, — z katami, kažacie? A dzie vy bačycie kata?
Šviejcar vytraščyŭ vočy, i było čaho: nijakaha kata la noh u hramadzianina nie akazałasia, a z-za jaho plača ŭžo vysoŭvaŭsia i rvaŭsia ŭ kramu taŭstun u parvanaj šapačcy, sapraŭdy, z tvaru krychu padobny na kata. U rukach u taŭstuna byŭ prymus.
Hetaja paračka čamuści nie spadabałasia šviejcaru-mizantropu.
— U nas tolki na valutu, — zachrypieŭ jon razzłavana i hladzieŭ z-pad kudłatych, byccam vyjedzienych mołlu brovaŭ.
— Darahi moj, — pasypaŭ słovami vysoki i zabliskaŭ pabitym piensne, — a adkul vy viedajecie, što jaje ŭ mianie niama? Pa adzienni miarkujecie? Nikoli nie rabicie hetaha, šanoŭniejšy storaž! Vy pamylicca možacie, i vielmi mocna. Pieračytajcie jašče raz chacia b historyju znakamitaha kalifa Harun-al-Rašyda. Ale zaraz ja adkidaju hetuju historyju ŭbok, a chaču skazać vam, što paskardžusia na vas zahadčyku i raskažu jamu pra vas takoje, što z-za hetaha daviadziecca razvitacca vam sa svajoj słužbaju pamiž lustranymi dzviaryma.
— U mianie, mahčyma, poŭny prymus valuty, — uviazaŭsia horača ŭ havorku padobny na kata taŭstun, jaki hetak i piorsia ŭ kramu.
A zzadu padpirała razzłavanaja publika. Z nianavisciu i sumnienniem hledziačy na dziŭnuju paračku, šviejcar sastupiŭ z darohi, i našy znajomyja, Karoŭieŭ i Biehiemot, apynulisia ŭ kramie. Tut jany spačatku ahledzielisia navokal, i potym zvonkim hołasam, jaki čuvać było ŭ kožnym zakutku, Karoŭieŭ abjaviŭ:
— Cudoŭnaja krama? Vielmi, vielmi dobraja krama!
Publika adviarnułasia ad pryłaŭkaŭ i čamuści zdziŭlena pahladzieła na taho, chto havaryŭ, chacia chvalić kramu ŭ jaho byli ŭsie padstavy.
Sotni štuk parkalu sama raznastajnaj rasfarboŭki vidać byli na paličnych kletkach. Za imi vysilisia mitkali i šyfon, sukno fračnaje. Kolki bačyć možna było, stajali štabiali karobak z abutkam, i niekalki hramadzianak siadzieli na maleńkich usłončykach z pravaju nahoju ŭ starym tufli, a levaju — u novaj bliskučaj łodačcy, jakoju jany zakłapočana prytupvali na dyvanku. Dzieści ŭhłybini spiavali i hrali patefony.
Ale Karoŭieŭ i Biehiemot abminuli ŭsie hetyja spakusy i pakiravali da styku kandytarskaha i hastranamičnaha addziełaŭ. Tut było prastorna, hramadzianie ŭ bieretach i chuscinkach nie napirali na pryłavak, jak u parkalovym addziele.
Małoha rostu, zusim kvadratny čałaviek, paholeny da siniavy, u rahavych akularach, u novieńkim kapielušy, nie pakamiečanym i biez padciokaŭ na stužcy, u bezavym palito i łajkavych ryžych palčatkach, stajaŭ la pryłaŭka i niešta ŭładarna myčeŭ. Pradaviec u čystym biełym chałacie i ŭ siniaj šapačcy absłuhoŭvaŭ bezavaha klijenta. Vostrym nažom, padobnym na toj, što Levij ukraŭ u chlebnika, jon zdziraŭ z vilhotnaje ružovaje łasasiny jaje, padobnuju da zmiainaj, sa srebnym vodbliskam, skuru.
— I hety addziel cudoŭny, — uračysta adznačyŭ Karoŭieŭ, — i čužaziemiec simpatyčny, — jon zyčliva pakazaŭ palcam na bezavuju spinu.
— Nie, Fahot, nie, — zadumiona adkazaŭ Biehiemot, — ty, miły, pamylaješsia. Na tvary ŭ bezavaha džentlmiena, pa-mojmu, niečaha nie chapaje.
Bezavaja spina zdryhanułasia, ale, mabyć, vypadkova, bo nie moh viedać čužaziemiec, pra što havaryli pa-rasiejsku Karoŭieŭ i jaho spadarožnik.
— Karošy? — stroha pytaŭsia bezavy pakupnik.
— Miravaja! — adkazaŭ pradaviec, kakietliva kałupajučy nažom pad skuraju.
— Karošy lublu, drenny — nie, — surova havaryŭ čužaziemiec.
— Viadoma! — z zachaplenniem adkazvaŭ pradaviec.
Tut našy znajomcy adyšli ad čužaziemca z jaho łasasinaju da kraju kandytarskaha pryłaŭka.
— Horača sionnia, — skazaŭ Karoŭieŭ maładzieńkaj čyrvanaščokaj pradaŭščycy i nie atrymaŭ nijakaha adkazu. — Pa čym mandaryny? — zapytaŭsia tady ŭ jaje Karoŭieŭ.
— Tryccać kapiejek za kiło, — adkazała pradaŭščyca.
— Usio kusajecca, — uzdychnuŭ Karoŭieŭ, — ach, ach… — jon krychu padumaŭ i zaprasiŭ svajho spadarožnika: — Ješ, Biehiemot.
Taŭstun uziaŭ svoj prymus pad pachu, uchapiŭ vierchni mandaryn z piramidki, zjeŭ jaho adrazu sa škurkaju i ŭziaŭsia za Druhi.
Pradaŭščyca žachliva spałochałasia.
— Vy zvarjacieli! — zakryčała jana, i čyrvań syšła ŭ jaje z tvaru. — Ček davajcie! Ček! — i vypusciła z ruk cukieračnyja ščypcy.
— Dušačka, miłačka, pryhažuńka, — zasipieŭ Karoŭieŭ, navaliŭšysia na pryłavak i padmirhvajučy pradaŭščycy, — nie pry valucie my sionnia… što zrobiš! Ale, klanusia vam, što nastupny raz, i nie pazniej čym u paniadziełak, addam usio najaŭnymi! My ž tut niepadaloku, na Sadovaj, dzie pažar…
Biehiemot prahłynuŭ treci mandaryn, sunuŭ łapu ŭ zamysłavataje zbudavannie z šakaładnych plitak, vychapiŭ adnu, nižniuju, z-za čaho ŭsio zbudavannie ŭpała, i prahłynuŭ šakaładku razam z abhortkaju.
Pradaŭcy ŭ rybnym addziele niby akamianieli sa svaimi nažami ŭ rukach, bezavy čužaziemiec zaviarnuŭsia da rabaŭnikoŭ, i vysvietliłasia, što Biehiemot byŭ niespraviadlivy: u bezavaha nie nie chapała niečaha na tvary, a, naadvarot, chutčej było lišniaje — abvisłyja ščoki i mituslivyja vočki.
Pradaŭščyca ŭžo pažaŭcieła z tvaru i pranizliva zakryčała na ŭsiu kramu:
— Pałosič! Pałosič!
Publika z parkalovaha addzieła rušyła na hety kryk, a Biehiemot adyšoŭ ad kandytarskaje spakusy i sunuŭ łapu ŭ bočku z nadpisam: „Sieladziec kierčanski asablivy”, dastaŭ paru sieladcoŭ i prakaŭtnuŭ ich, tolki chvasty vyplunuŭ.
— Pałosič! — paŭtaryŭsia adčajny kryk z-za kandytarskaha pryłaŭka, a z-za rybnaha pryłaŭka hyrknuŭ pradaviec u espańiołcy:
— Što ž ty, had, robiš?!
Paviel Vosipavič užo spiašaŭsia na miesca zdarennia. Heta byŭ salidny z vyhladu mužčyna ŭ čystym biełym chałacie, jak chirurh, i z ałoŭkam, jaki tyrčaŭ z kišeńki. Paviel Vosipavič, vidać, čałaviek byŭ spraktykavany. Kali na biahu ŭhledzieŭ u rocie ŭ Biehiemota chvost treciaha sieladca, jon imhnienna acaniŭ stanovišča, usio zrazumieŭ, nie pačynajučy z nachabami nijakaje havorki, machnuŭ rukoj udalečyniu i skamandavaŭ:
— Sviščy!
Na roh Smalenskaje vylecieŭ šviejcar z lustranych dzviarej i zaliŭsia złaviesnym svistam. Publika pačała akružać niahodnikaŭ, i tady ŭ spravu ŭmiašaŭsia Karoŭieŭ.
— Hramadzianie! — tonkim dryhotkim hołasam zakryčaŭ jon. — Dy što ž heta robicca? Aś? Dazvolcie ŭ vas zapytać! Biedny čałaviek, — Karoŭieŭ padpusciŭ žalu ŭ hołas i pakazaŭ na Biehiemota, jaki płaksiva skryviŭsia, — biedny čałaviek ceły dzień ramantuje prymusy: jon zhaładaŭ… a valutu adkul jamu ŭziać?