Выбрать главу

Paviel Vosipavič, zvyčajna strymany i spakojny, kryknuŭ surova:

— Ty pierastań! — i machnuŭ udalečyniu nieciarpliva.

Tady svistok u dzviarach zaliŭsia jašče viesialej.

Ale Karoŭieva nie zbiantežyła ŭmiašannie Paŭła Vosipaviča, jon praciahvaŭ:

— Adkul? — pytajusia ja va ŭsich! Jon zmučany ad hoładu i ad smahi! Jamu horača. Nu ŭziaŭ, biadak, pasprabavać mandaryn na try kapiejki. I voś jany ŭžo sviščuć, jak sałaŭi viasnoj u lesie, turbujuć milicyju, adryvajuć jaje ad spravy. A jamu možna? Ha? — i tut Karoŭieŭ pakazaŭ na bezavaha taŭstuna, i ŭ taho na tvary prastupiła mocnaja tryvoha. — Chto jon taki? Ha? Adkul jon pryjechaŭ? Čaho? Nam sumna było biez jaho? Zaprašali my jaho, ci što? Viadoma, — sarkastyčna kryviŭ rot i kryčaŭ, jak tolki moh, były rehient, — jon, bačycie, u bezavym sviatočnym harnitury, ad łasasiny až raspuch, napchany valutaj, a nam, nam?! Kryŭdna mnie! Kryŭdna! Kryŭdna! — roŭ Karoŭieŭ, jak šafier kaliści na viasiełli.

Usia hetaja durnaja, nietaktoŭnaja i, mabyć, palityčna škodnaja pramova prymusiła hnieŭna ŭzdryhvać Paŭła Vosipaviča, ale, jak heta ni dziŭna, pa vačach prysutnych było zaŭvažna, što ŭ vielmi mnohich ludziej jana znachodzić razumiennie. A kali Biehiemot, prytuliŭšy brudny padrany rukaŭ da vačej, trahična ŭskliknuŭ:

— Dziakuj, darahi tavaryš, zastupiŭsia za biednaha! — zdaryŭsia cud. Prystojny cichieńki dziadok, apranuty biedna, ale čysta, jaki kuplaŭ try mindalnyja pirožnyja ŭ kandytarskim addziele, raptam pieramianiŭsia. Vočy jaho ŭspychnuli bajavym ahniom, jon pačyrvanieŭ, kinuŭ kulok z pirožnymi na padłohu i kryknuŭ:

— Praŭda! — dziciačym tonieńkim hołasam.

Potym jon schapiŭ padnos, skinuŭ z jaho astatki razburanaj Biehiemotam šakaładnaj ejfielevaj viežy, uzmachnuŭ im, levaj rukoj sarvaŭ z čužaziemca kapialuš, a pravaj udaryŭ pa łysaj hałavie. Pačuŭsia huk, jak byccam z hruzavika skidajuć dołu listavoje žaleza. Taŭstun pabialeŭ, adchisnuŭsia nazad i sieŭ u bočku z kierčynskimi sieladcami, vybiŭ z-pad siabie fantan loku. Adbyŭsia adnačasna i druhi cud. Čužaziemiec, jak tolki pravaliŭsia ŭ bočku, na čystaj rasiejskaj movie biez usiakaha akcentu zakryčaŭ:

— Zabivajuć! Milicyja! Mianie bandyty zabivajuć! — jon, mabyć, ad pierapudu raptoŭna avałodaŭ da hetaha času nieviadomaju movaju.

Tady spyniŭsia šviejcaraŭ svist, u natoŭpie ŭschvalavanych pakupnikoŭ zamilhali, nabližajučysia, dva milicejskija šlemy. Ale škodny Biehiemot, niby z balei ŭ łazni na pałok, linuŭ z prymusa bienzinam na kandytarski pryłavak, i jon uspychnuŭ sam. Połymia šuhanuła ŭhoru i pabiehła ŭzdoŭž pryłaŭka, zžyrajučy pa darozie pryhožyja papiarovyja stužki na košykach z sadavinaju. Pradaŭščycy z piskam kinulisia ŭciakać z-za pryłaŭkaŭ, i ledź tolki vyskačyli z-za jaho, uspychnuli na voknach štory i na padłozie zahareŭsia bienzin. Publika adrazu ŭzniała adčajny kryk, šarachnułasia nazad z kandytarskaha, zniesła niepatrebnaha Paŭła Vosipaviča, a z-za rybnaha na svaich pryhožańkich nožkach cuham uciakali da čornaha vychadu pradaŭščycy. Bezavy hramadzianin ledźvie vyłupiŭsia z bočki, uvieś u slizkim loku, pieravaliŭsia cieraz siomhu na pryłaŭku i padaŭsia sledam. Zazvinieła i pasypałasia škło ŭ dzviarach, vydušanaje natoŭpam, a abodva niahodniki — i Karoŭieŭ, i Biehiemot — kudyści znikli, a kudy — nielha było zrazumieć. Potym užo prysutnyja na pačatku pažara ŭ Tarhsinie na Smalenskim raskazvali, što byccam abodva chulihany ŭzlacieli pad stol i tam niby łopnuli, jak dziciačyja pavietranyja šary. Heta, viadoma, vielmi sumnicielna, ale čaho nie viedajem, taho nie viedajem.

A viedajem my, što roŭna praz chvilinu pasla zdarennia na Smalenskim i Biehiemot, i Karoŭieŭ užo apynulisia na chodnikach bulvara jakraz la doma hrybajedaŭskaj ciotki. Karoŭieŭ spyniŭsia la rašotki i zahavaryŭ:

— Ha! Dy heta ž piśmiennicki dom! Viedaješ, Biehiemot, ja mnoha cikavaha i dobraha čuŭ pra jaho. Zviarni ŭvahu, moj siabra, na hety dom. Pryjemna dumać, što pad hetym dacham chavajecca i spieje cełaja prorva talentaŭ.

— Jak ananasy ŭ aranžarejach, — skazaŭ Biehiemot i, kab lepiej palubavacca na kremavy dom z kałonami, staŭ na bietonny padmurak aharodžy.

— Praŭdu kažaš, — zhadziŭsia sa svaim nierazumnym spadarožnikam Karoŭieŭ, — i až soładka-žudasna robicca pad sercam, kali dumaješ pra toje, što ŭ hetym domie zaraz spieje budučy aŭtar „Don-Kichota”, albo „Faŭsta”, albo, čort mianie zabiary, „Miortvych dušaŭ”! Ha?

— Až strašna padumać, — pacvierdziŭ Biehiemot.

— Aha, dziŭnych rečaŭ možna čakać z parnikoŭ hetaha doma, jaki abjadnaŭ pad svaim kryłom niekalki tysiač samaachviarnych, što vyrašyli addać biez astatku žyccio słuženniu Mielpamienie, Polihimnii i Talii. Ty ŭiaŭlaješ, jaki šum pačniecca, kali chto-niebudź z ich dla pačatku padoryć publicy „Revizora” albo „Jaŭhienija Aniehina”!

— Zaprasta moža być, — pacvierdziŭ Biehiemot.

— Sapraŭdy, — praciahvaŭ Karoŭieŭ i zakłapočana padniaŭ palec, — ale! Ale, havaru ja heta i paŭtaraju — ale! Kali na hetyja dalikatnyja ciapličnyja rasliny nie napadzie jaki-niebudź mikraarhanizm, nie padtočyć im korań, i jany nie zahnijucca! A heta zdarajecca z ananasami! Aj-ia-iaj, jak zdarajecca!

— Darečy, — pacikaviŭsia Biehiemot i ŭsunuŭ svaju kruhłuju hałavu praz dzirku ŭ kavanaj aharodžy, — što heta jany robiać na vierandzie?

— Abiedajuć, — rastłumačyŭ Karoŭieŭ, — dadam jašče, moj miły, što tut niadrennaja i davoli tannaja restaracyja. A ja miž tym, jak i kožny turyst pierad dalokim padarožžam, maju vialikaje žadannie padjesci i vypić vialiki ledziany kufal piva.

— I ja taksama, — adkazaŭ Biehiemot, i abodva niahodniki rušyli pa sciažyncy pad lipami prosta da vierandy restaracyi, jakaja nie pradčuvała biady.

Biełatvaraja i sumnaja hramadzianka ŭ biełych škarpetkach i biełym biereciku z chvoscikam siadzieła na vienskim kresle tam, dzie ŭ zielaninie trylaža byŭ zrobleny ŭvachod na vierandu. Pierad joj na zvyčajnym kantorskim stale lažała kantorskaja kniha, u jakuju hramadzianka, nieviadoma navošta, zapisvała tych, chto zachodziŭ u restaracyju. Mienavita hetaja hramadzianka i spyniła Karoŭieva i Biehiemota.

— Vašy pasviedčanni? — jana zdziŭlena hladzieła na piensne Karoŭieva, a taksama na prymus i na parvany Biehiemotaŭ łokać.

— Tysiaču razoŭ vybačajcie, jakoje pasviedčannie? — spytaŭsia Karoŭieŭ zdziŭlena.

— Vy — piśmienniki? — u svaju čarhu zapytałasia hramadzianka.

— Niesumnienna, — z honaram adkazaŭ Karoŭieŭ.

— Vašy pasviedčanni? — paŭtaryła hramadzianka.

— Krasunia ty maja, — pačaŭ piaščotna Karoŭieŭ.

— Ja vam nie krasunia, — pierapyniła jaho hramadzianka.

— A jak škada, — rasčaravana skazaŭ Karoŭieŭ i praciahvaŭ: — Nu, kali vy nie chočacie być krasuniaj, a heta było b pryjemna, možacie i nie być. Ale voś što, kab pierakanacca, što Dastajeŭski piśmiennik, treba ŭ jaho patrabavać pasviedčannie? Dy vaźmicie na vybar staronačak piać z luboha ramana, i vy biez pasviedčannia pierakanajeciesia, što jon piśmiennik. Dy ja dumaju, što pasviedčannia ŭ jaho nikoli i nie było! A ty jak dumaješ? — zviarnuŭsia Karoŭieŭ da Biehiemota.

— Mahu ŭ zakład pajsci, što nie było, — adkazaŭ toj, pastaviŭ prymus pobač z knihaj i vycier pot na zakuranym iłbie.

— Vy — nie Dastajeŭski, — skazała hramadzianka, jakuju zbivaŭ Karoŭieŭ z pantałyku.

— Nu, jak skazać, jak skazać, — adkazaŭ toj.

— Dastajeŭski pamior, — skazała hramadzianka, ale niejak niaŭpeŭniena.

— Pratestuju! — horača ŭskliknuŭ Biehiemot. — Dastajeŭski niesmiarotny!