Выбрать главу

Abodva, Karoŭieŭ i Biehiemot, razviali rukami, padniali vočy ŭ nieba, a Biehiemot zakryčaŭ:

— Nie razumieju! Siadzieli mirna, zusim cicha, abiedali…

— I raptam — trach, trach! — padchapiŭ Karoŭieŭ. — Streły! Ašalełyja ad strachu, my z Biehiemotam kinulisia ŭciakać na bulvar, dahaniały sledam, my kinulisia ŭ Cimirazieŭku!..

— Ale adčuvannie abaviazku, — umiašaŭsia Biehiemot, — pieramahło naš brydki strach, i my viarnulisia.

— Dyk vy viarnulisia? — skazaŭ Vołand. — Nu, viadoma, tady budynak zhareŭ uščent.

— Uščent! — horka pacvierdziŭ Karoŭieŭ. — Heta značyć zusim uščent, miesir, jak vy i skazali. Adny hałavieški.

— Ja nakiravaŭsia, — raskazvaŭ Biehiemot, — u zal pasiedžanniaŭ, heta toj, što z kałonami, miesir, spadziavaŭsia vyciahnuć što-niebudź kaštoŭnaje. Ach, miesir, maja žonka, kali b jana tolki była ŭ mianie, jana dvaccać razoŭ ryzykavała b zastacca ŭdavoju! Ale, na ščascie, ja niežanaty, i skažu vam ščyra — ščaslivy, što nie žanaty. Ach, miesir, chiba možna pramianiać chałasciackuju volu na ciažkaje jarmo!

— Znoŭ hłupstva mieleš, — skazaŭ Vołand.

— Słuchajusia i praciahvaju, — adkazaŭ toj, — aha, voś łandšafcik. Bolej ničoha nielha było ŭziać, połymia šuhanuła mnie ŭ tvar. Ja pabieh u kamorku, vyratavaŭ siomhu. Pabieh na kuchniu, vyratavaŭ chałat. Ja liču, miesir, što zrabiŭ usio, što tolki moh, i nie razumieju, čamu ŭ vas hetaki skieptyčny tvar.

— A što rabiŭ Karoŭieŭ u hety čas, kali ty maradziorničaŭ? — spytaŭ Vołand.

— Ja dapamahaŭ pažarnikam, miesir, — adkazaŭ Karoŭieŭ i pakazaŭ na parvanyja štany.

— Nu, kali hetak, to daviadziecca budavać novy budynak.

— Jon budzie pabudavany, miesir, — adazvaŭsia Karoŭieŭ, — zapeŭnivaju vas.

— Što ž, zastajecca tolki pažadać, kab jon byŭ lepšy, čym stary, — zaŭvažyŭ Vołand.

— Hetak jano i budzie, miesir, — skazaŭ Karoŭieŭ.

— Vy mnie paviercie, — dadaŭ kot, — ja sama sapraŭdny prarok.

— Narešcie my viarnulisia, miesir, — dakładvaŭ Karoŭieŭ, — i čakajem vašych zahadaŭ…

Vołand ustaŭ sa svaje taburetki, padyšoŭ da balustrady i doŭha maŭčaŭ, adzin, zaviarnuŭšysia plačyma da svaje svity, hladzieŭ udalačyń. Potym adyšoŭ ad kraju, znoŭ sieŭ na taburetku i skazaŭ:

— Zahadaŭ nijakich nie budzie — vy vykanali ŭsio, što zmahli, i bolš pakul što mnie vašy pasłuhi nie patrebny. Možacie adpačyvać. Zaraz pryjdzie navalnica, apošniaja navalnica, jana skončyć usio, što treba skončyć, i my rušym u darohu.

— Vielmi dobra, miesir, — adkazali abodva hajery i znikli dzieści za kruhłaju centralnaju viežaju, jakaja razmiaščałasia pasiarod terasy.

Navalnica, pra jakuju havaryŭ Vołand, užo zbirałasia nad niebakrajem. Čornaja chmara ŭstała na zachadzie i da pałaviny adrezała sonca. Potym jana nakryła jaho całkam. Na terasie pasviažeła. Jašče praz niejki čas zrabiłasia ciomna.

Hetaja ciemra, jakaja nasunułasia z zachadu, nakryła vializny horad. Znikli masty, pałacy. Usio znikła, byccam hetaha nikoli i nie było na sviecie. Pa ŭsim niebie prabiehła vohniennaja nitka. Potym horad skałanuŭsia ad udaru. Udar paŭtaryŭsia, i pačałasia navalnica. Vołanda nie stała bačna ŭ imžy.

Razdziel 30

PARA! PARA!

— Ty viedaješ, — havaryła Marharyta, — jakraz kali ty zasnuŭ učora nočču, ja čytała pra ciemru, jakaja pryjšła z Mižziemnaha mora… i hetyja idały, ach, załatyja idały! Jany čamuści mnie ŭvieś čas nie dajuć spakoju. Mnie zdajecca, što i zaraz le doždž. Ty adčuvaješ, jak pasviažeła?

— Usio heta dobra i miła, — adkazaŭ majstar, jon paliŭ i razhaniaŭ rukoju dym, — i hetyja idały, boh z imi… ale što dalej budzie, zusim nie zrazumieła!

Havorka hetaja adbyvałasia pierad zachodam sonca, jakraz tady, kali da Vołanda na terasu zjaviŭsia Levij Maciej. Akienca ŭ padvale było adčyniena, i kali b chto-niebudź zazirnuŭ u jaho, jon zdziviŭsia b z taho, jak vyhladajuć subiasiedniki. Na Marharycie prosta na hołaje cieła byŭ nakinuty čorny płašč, a majstar byŭ u balničnaj bializnie. Było heta tamu, čto Marharycie zusim nie było čaho adzieć, bo ŭsie jaje rečy zastalisia ŭ asabniaku, i chacia hety asabniak byŭ niepadaloku, viadoma, niečaha było i dumać, kab pajsci tudy i zabrać rečy. A majstar, usie harnitury jakoha znajšlisia ŭ šafie, niby jon nikudy i nie vyjazdžaŭ, prosta nie chacieŭ adziavacca, havaryŭ Marharycie, što voś-voś pačniecca tvarycca niejkaje niesusvietnaje hłupstva. Praŭda, jon byŭ upieršyniu paholeny, kali ličyć ad taje asienniaje nočy (u klinicy jamu barodku padstryhli mašynkaju).

Pakoj taksama vyhladaŭ dziŭna, razabracca ŭ hetym chaosie było ciažka. Na dyvanie lažali rukapisy, jany byli i na kanapie. Valałasia niejkaja kniha na kresle. Na kruhłym stoliku stajaŭ abied, pamiž zakussiu niekalki butelek. Adkul uzialisia hetyja stravy i pitvo, było nieviadoma i Marharycie, i majstru. Kali jany pračnulisia, usio heta było ŭžo na stale.

Pasla taho jak praspali da subotniaha nadviačorka, i majstar, i jaho siabroŭka adčuvali siabie dobra, i tolki adno nahadvała pra ŭčarašniuju pryhodu — u abodvuch baleli skroni. Z psichikaj u abodvuch adbylisia vialikija pieramieny, u hetym by pierakanaŭsia kožny, pasłuchaŭšy razmovu ŭ padvalnaj kvatery.

Ale padsłuchoŭvać nie było kamu. Dvoryk tamu i byŭ dobry, što zaŭsiody pustavaŭ. Z kožnym dniom lipy, jakija huscieli zielaninaj, i viarba za aknom pa-viasnovamu pachli, i vietryk zanosiŭ hety pach u padval.

— Fu ty čort! — niečakana ŭskliknuŭ majstar. — Padumać tolki… — jon patušyŭ niedakurak u popielnicy i scisnuŭ hałavu abieruč. — Nie, pasłuchaj, ty razumny čałaviek, i varjatkaju nie była… Ty sapraŭdy vieryš, što my ŭčora byli ŭ satany?

— Vieru, — adkazała Marharyta.

— Viadoma, viadoma, — iranična skazaŭ majstar, — ciapier, vychodzić, zamiest adnaho varjata až dva! I muž i žonka. — Jon padniaŭ ruki ŭhoru i zakryčaŭ: — Nie, heta čortviedama što, čort, čort, čort!

Zamiest adkazu Marharyta ŭpała na kanapu, ad smiechu až zadryhała nahami, potym uskryknuła:

— Oj, nie mahu! Oj, nie mahu! Ty hlań tolki, na kaho ty padobny!

Jana nasmiajałasia, pakul majstar saramliva padciahvaŭ balničnyja kalsony, i skazała surjozna:

— Ty zaraz mižvoli skazaŭ praŭdu. Čort viedaje što heta, i čort, pavier mnie, usim rasparadzicca! — Vočy jaje raptoŭna zaharelisia, jana padchapiłasia, zatancavała na miescy i pačała ŭskrykvać: — Jakaja ja ščaslivaja, jakaja ja ščaslivaja, što zhavaryłasia z im! O djabal, djabal!.. Daviadziecca vam, moj miły, žyć z viedźmaju! — pasla hetaha jana kinułasia da majstra, abchapiła jaho za šyju i pačała całavać u huby, u nos, u ščoki. Vichry nierasčasanych vałasoŭ kudłacilisia na majstry, i łob i ščoki ŭ jaho zaharelisia ad pacałunkaŭ.

— Ty i sapraŭdy stała padobnaja na viedźmu.

— Ja nie admaŭlajusia, — skazała Marharyta, — ja viedźma i vielmi hetym zadavolena.

— Nu, dobra, — skazaŭ majstar, — niachaj viedźma. Vielmi dobra! Mianie, vychodzić, ukrali z lakarni… Taksama cudoŭna! Viarnuli siudy, dapuscim i heta… Nu, niachaj nas i nie pačnuć šukać… Ale skažy ty mnie, na miłasć bohu, za što my budziem žyć? Kali ja havaru pra heta, ja kłapačusia tolki pra ciabie, pavier mnie!

U hety momant u akiency pakazalisia tupanosyja čaraviki i nižniaja častka štanoŭ u pałosačku. Zatym hetyja štany sahnulisia ŭ kaleniach, i sviatło dnia zaharadziŭ niečy toŭsty zad.

— Ałaizij, ty doma? — spytaŭsia hołas naviersie, niedzie nad štanami, nad aknom.

— Nu, pačynajecca, — skazaŭ majstar.

— Ałaizij? — spytałasia Marharyta i padyšła bližej da akna. — Jaho aryštavali ŭčora. A chto pra jaho pytajecca? Jak vaša prozvišča?

U adno imhniennie zad i štany znikli, i čuvać było, jak hruknuli varotcy, pasla ŭsio stała pa-raniejšamu. Marharyta ŭpała na kanapu i zarahatała hetak, što slozy vystupili na vačach. Pasla taho jak supakoiłasia, tvar u jaje mocna zmianiŭsia, jana zahavaryła surjozna i, havoračy, zjechała z kanapy dołu, padpaŭzła da kaleniaŭ majstra, hladzieła jamu ŭ vočy, hładziła pa hałavie.