— Dvanaccać tysiač poŭniaŭ za adnu poŭniu kaliści, ci nie zanadta mnoha? — spytałasia Marharyta.
— Paŭtarajecca historyja z Frydaj? — skazaŭ Vołand. — Ale, Marharyta, nie turbujcie siabie daremna. Usio budzie pa-spraviadlivasci, na hetym trymajecca sviet.
— Adpuscicie jaho! — raptam pranizliva zakryčała Marharyta, hetak, jak jana kryčała tady, kali była viedźmaj, i ad hetaha kryku sarvaŭsia kamień u harach i palacieŭ z padskokami ŭ biezdań, ahłušajučy hory hrukatam. Marharyta nie mahła skazać, ci heta byŭ hrukat ad kamienia, ci vodhułle sataninskaha smiechu. Jak by jano ni było, ale Vołand smiajaŭsia, paziraŭ na Marharytu i havaryŭ:
— Nie treba kryčać u harach, jon usio roŭna pryvyk da abvałaŭ, i heta jaho nie patryvožyć. Vam nie treba prasić za jaho, Marharyta, tamu što za jaho paprasiŭ užo toj, z kim jon choča pahavaryć. — Tut Vołand znoŭ zaviarnuŭsia da majstra i skazaŭ: — Nu što ž, ciapier vy vaš raman možacie skončyć adnym skazam!
Majstar niby čakaŭ hetaha, pakul stajaŭ nieruchoma i hladzieŭ na prakuratara. Jon skłaŭ ruki ruparam i kryknuŭ hetak, što recha prakaciłasia pa biazludnych i biazlesych harach:
— Volny! Volny! Jon čakaje ciabie!
Hory pieratvaryli majstraŭ hołas u hrom, i hety hrom ich razburyŭ. Praklatyja skalistyja hory rassypalisia. Zastałasia tolki terasa z kamiennym kresłam. Nad čornaju prorvaju, u jakuju pravalilisia scieny, paŭstaŭ nieabdymny horad z uładarnymi nad im zichotkimi idałami nad pyšnym sadam, jaki vyras za mnoha tysiač miesiacaŭ. Prosta da hetaha sadu praciahnułasia doŭhačakanaja prakuratam miesiačnaja daroha, i pieršy kinuŭsia biehčy pa joj vastravuchi sabaka. Čałaviek u biełym płaščy z kryvavym padbojem ustaŭ z kresła i niešta kryknuŭ chrypłym, sarvanym hołasam. Nielha było razabracca, płača jon ci smiajecca i što kryčyć. Vidać było tolki, što sledam za svaim addanym vartaŭnikom pa miesiačnaj darozie imkliva pabieh i jon.
— Mnie tudy, za im? — spytaŭsia nieŭhamonny majstar i tuzanuŭ za pavady.
— Nie, — skazaŭ Vołand, — navošta ž dahaniać toje, što ŭžo skončyłasia?
— Tady, vychodzić, tudy? — spytaŭ majstar, zaviarnuŭsia i pakazaŭ nazad, tudy, dzie satkaŭsia niadaŭna pakinuty horad z manastyrskimi pranikavymi viežami, z razbitym uščent soncam u akonnym škle.
— Taksama nie, — adkazaŭ Vołand, i hołas jaho pahuscieŭ i paciok nad skałami. — Ramantyčny majstar! Toj, kaho hetak prahnie pabačyć vydumany vami hieroj, jakoha vy sami tolki što adpuscili, pračytaŭ vaš raman, — tut Vołand zaviarnuŭsia da Marharyty: — Marharyta Mikałajeŭna! Nielha nie pavieryć tamu, što vy chacieli prydumać majstru najlepšuju budučyniu, ale, sapraŭdy, toje, što ja prapanoŭvaju vam, i toje, pra što prasiŭ Iiešua za vas taksama, — jašče lepš. Pakińcie ich udvaich, — skazaŭ Vołand, nachiliŭsia sa svajho siadła da majstra i pakazaŭ usled prakurataru, — nie budziem im pieraškadžać. I mahčyma, jany pra što-niebudź i damoviacca, — tut Vołand machnuŭ rukoj na Jeršałaim, i toj znik.
— I tam taksama, — Vołand pakazaŭ nazad, — što rabić vam u padvalčyku? — Tut patuchła pabitaje sonca ŭ šybach. — Navošta? — praciahvaŭ Vołand pierakanaŭča i dalikatna. — O trojčy ramantyčny majstar, niaŭžo vy nie chočacie hulać udzień sa svajoj siabroŭkaju pad višniami, jakija pačynajuć zacvitać, a viečaram słuchać muzyku Šubierta? Niaŭžo vam nie budzie pryjemna pisać pry sviečkach husinym piarom? Niaŭžo vam nie chočacca, jak Faŭstu, siadzieć nad retortaju ŭ spadziavanni, što vam udasca zrabić novaha hamunkuła? Tudy, tudy! Tam čakaje vas dom i stary słuha, sviečki harać užo, a chutka jany patuchnuć, tamu što vy zaraz sustreniecie svitannie. Pa hetaj darozie, majstar, pa hetaj! Byvajcie! Mnie čas.
— Byvajcie! — adnym krykam adkazali Vołandu Marharyta i majstar.
Tady čorny Vołand naprastki kinuŭsia ŭ biezdań, a sledam za im prašumieła i jaho svita. Raptoŭna znikli skały, sama placoŭka i miesiačnaja daroha da horada Jeršałaima. Znikli i čornyja koni. Majstar i Marharyta ŭbačyli paabiacanaje svitannie. Jano pačynałasia adrazu pasla načnoje poŭni. Majstar sa svajoj siabroŭkaju ŭ blasku pieršych soniečnych promniaŭ išoŭ pa muravanym zamšełym mastku. Jany prajšli pa im. Ručaj zastaŭsia zzadu ŭ viernych kachankaŭ, jany stupali pa piasčanaj darozie.
— Słuchaj cišyniu, — havaryła Marharyta majstru, i piasok šaptaŭ u jaje pad bosymi nahami, — słuchaj i ciešsia tym, što ŭ ciabie adbirali pry žycci, — cišynioj. Hladzi, vuń napieradzie tvoj viečny dom, jaki tabie dadzieny jak uznaharoda. Ja baču ŭžo vieniecyjanskaje akno i jak ujecca vinahrad, jon padymajecca da samaha dachu. Voś tvoj dom, tvoj viečny dom. Ja viedaju, što viečaram da ciabie pryjduć tyja, kaho ty lubiš, chto ciabie cikavić i chto ciabie nie zasmucić. Jany buduć ihrać, jany buduć spiavać, ty ŭbačyš, jakoje sviatło ŭ pakoi ad zapalenych sviečak. Ty budzieš zasynać u svaim viečnym kaŭpaku, zasynać z usmieškaju na tvary. Son zrobić ciabie dužym, ty budzieš mudra razvažać. A prahnać mianie ty nie zmožaš užo. Son tvoj budu achoŭvać ja.
Hetak havaryła Marharyta i išła z majstram da viečnaha doma, i majstru zdavałasia, što Marharyciny słovy pluskočuć i šepčuć hetak, jak šaptaŭ pakinuty zzadu ručaj, i pamiać majstra, balučaja, usia skołataja kalučkami pamiać pačała patuchać. Chtości adpuskaŭ majstra na volu, jak jon tolki što adpusciŭ stvoranaha im hieroja. Hety hieroj pravaliŭsia ŭ prorvu, pajšoŭ nazaŭsiody, atrymaŭšy daravannie ŭ noč pierad niadzielaj, syn karala-astrołaha, luty piaty prakuratar Judei, konnik Poncij Piłat.
Epiłoh
Ale što adbyvałasia potym u Maskvie pasla taho, jak u subotni viečar pierad zachadam sonca Vołand pakinuŭ stalicu, znik razam sa svajoj svitaj z Vierabjovych hor?
Pra toje, što doŭha jašče pa ŭsioj stalicy kaciŭsia hul ad sama nievierahodnych čutak, jakija vielmi chutka pierakinulisia navat u dalokija i hłuchija miasciny ŭ pravincyi, i havaryć nie varta. Niebylicy hetyja navat niepryjemna paŭtarać.
Aŭtar hetych praŭdzivych radkoŭ u ciahniku ŭ Fieadosiju čuŭ raskaz pra toje, jak u Maskvie dzvie tysiačy čałaviek vyjšli z teatra hołyja i ŭ hetakim vyhladzie razjechalisia pa damach na taksi.
Šept „Niačystaja siła…” čuŭsia ŭ čerhach u małočnych, u tramvajach, u kramach, u kvaterach, na kuchniach, u ciahnikach, i leciščnych i mižharodnich, na stancyjach i paŭstankach, na leciščach i na plažach.
Najbolš razvityja i kulturnyja ludzi ŭ hetych raskazach pra niačystuju siłu, jakaja naviedała stalicu, viadoma, udziełu nie prymali i navat nasmichalisia z ich i sprabavali abrazumić raskazčykaŭ. Ale fakt, jak havorać, zastajecca faktam, i admachnucca ad jaho biez tłumačenniaŭ nielha: chtości ŭsio ž pabyŭ u stalicy. Adno vuhołle, jakoje zastałosia ad Hrybajedava, dy i šmat inšaha heta pacviardžała.
Kulturnyja ludzi stali na bok sledstva: pracavała šajka hipnatyzioraŭ i čeravaviaščalnikaŭ, jakija cudoŭna vałodajuć svaim majsterstvam.
Zachady złavić šajku ŭ Maskvie i za jaje miežami, viadoma, byli zrobleny nieadkładna i enierhična, ale, na vialiki žal, vynikaŭ nie dali. Toj, chto nazyvaŭ siabie Vołandam, sa svaimi pamahatymi znik, i ŭ Maskvu bolej nie viartaŭsia, i nidzie bolej nie abjaŭlaŭsia. Zusim naturalna ŭznikła mierkavannie, što jon uciok za miažu, ale i tam nidzie nie vyjaviŭsia.
Sledstva pa jaho spravie praciahvałasia doŭha. Jak nie kažy, a sprava była žachlivaja! Akramia čatyroch spalenych damoŭ i socień zvarjaciełych ludziej, byli i zabityja. Pra dvuch možna skazać dakładna: heta Bierlijoz i niaščasny słužačy z Biuro pa aznajamlenni čužaziemcaŭ sa znakamitasciami Maskvy, były baron Majhiel. Jany byli zabityja. Abharełyja kosci druhoha byli znojdzieny ŭ kvatery № 50 na Sadovaj vulicy pasla taho, jak patušyli pažar. Tak, byli achviary, i heta patrabavała rassledavannia.