Выбрать главу

Chciało mi się sikać. Nie mogłem rozpiąć spodni. Naprawdę mi się chciało.

Zsikałem się.

Przyszli po mnie z chwilą, gdy ciepły mocz już ostygł i stał się lepki, sprawiając, że moje i tak już brudne dżinsy przykleiły się do nóg. Przyszli po mnie i poprowadzili przez długi korytarz, wzdłuż którego znajdowały się drzwi. Wszystkie miały swój indywidualny kod kreskowy, a do każdego z nich był przypisany więzień taki jak ja. Przeprowadzili mnie przez korytarz i doprowadzili do pokoju przesłuchań. Gdy do niego wszedłem, wydawało mi się, że znalazłem się na innej planecie, w świecie, gdzie wszystko było normalne i nie śmierdziało uryną. Czułem się potwornie brudny i zawstydzony, znowu ogarnęło mnie uczucie, że sobie na to zasłużyłem.

W środku siedziała Miss Gestapo. Wyglądała perfekcyjnie. Miała starannie ułożoną fryzurę i delikatny makijaż. Poczułem zapach środków do pielęgnacji włosów. Na mój widok zmarszczyła nos. Stopniowo zaczął rosnąć we mnie wstyd.

– Cóż, byłeś bardzo niegrzecznym chłopcem, nieprawdaż? Czy nie jesteś obrzydliwy?

Wstyd. Spojrzałem w dół, na stolik. Nie potrafiłem podnieść wzroku. Chciałem wyjawić jej hasło do swojej poczty elektronicznej i sobie pójść.

– O czym rozmawiałeś ze swoją przyjaciółką na dziedzińcu?

Parsknąłem śmiechem.

– Powiedziałem jej, żeby odpowiadała na wasze pytania. Powiedziałem, żeby z wami współpracowała.

– Czyli wydajesz polecenia?

Poczułem, jak w uszach pulsuje mi krew.

– To nie tak – powiedziałem. – Uczestniczymy razem w g r z e, nazywa się Harajuku Fun Madness. Jestem kapitanem drużyny. Nie jesteśmy terrorystami, jesteśmy licealistami. Nie wydaję jej rozkazów. Powiedziałem, że musimy być z wami szczerzy, żeby rozwiać wszelkie podejrzenia i się stąd wydostać.

Przez chwilę milczała.

– Co z Darrylem? – zapytałem.

– Z kim?

– Z Darrylem. Złapaliście nas razem. To mój przyjaciel. Ktoś dźgnął go nożem na stacji Powell Street. Dlatego wydostaliśmy się na ulicę. Żeby mu pomóc.

– W takim razie jestem pewna, że wszystko z nim w porządku – odparła.

Ścisnęło mnie w żołądku i omal nie zwymiotowałem.

– To wy niczego nie wiecie? Nie zabraliście go tu?

– To, kogo tu mamy, a kogo nie, to nie są sprawy, o których będziemy z tobą rozmawiać. Tego się nigdy nie dowiesz. Marcusie, widziałeś, co się dzieje, gdy przestajesz z nami współpracować. Widziałeś, co się dzieje, gdy nie słuchasz naszych rozkazów. Zacząłeś z nami współpracować i dzięki temu omal nie znalazłeś się znowu na wolności. Jeśli chcesz, aby ta możliwość stała się rzeczywistością, musisz odpowiadać na moje pytania.

Nic nie odparłem.

– Uczysz się, to dobrze. A teraz proszę o twoje hasło do skrzynki elektronicznej.

Byłem na to przygotowany. Dałem im wszystko: adres serwera, login, hasło. To nie miało znaczenia. Na serwerze i tak nie było żadnego maila. Wszystkie znajdowały się w moim komputerze, który co sześćdziesiąt sekund zgrywał i usuwał moją pocztę. Niczego nie dostaną – wszystko zostało wyczyszczone i jest przechowywane w domowym laptopie.

Znalazłem się z powrotem w celi, a ponieważ rozcięli plastikowe kajdanki, miałem wolne ręce i mogłem skorzystać z prysznica. Otrzymałem też parę pomarańczowych więziennych spodni. Były na mnie za duże i zwisały mi z bioder jak meksykańskiemu dzieciakowi z gangu w Mission. Wiecie, skąd pochodzi moda na zwisające z dupy workowate spodnie? Z więzienia. I wiecie co? Z chwilą gdy nie jest to już kwestia mody, przestaje być zabawne.

Zabrali mi dżinsy, a ja spędziłem kolejny dzień w celi. Na ścianach spod odrapanego cementu prześwitywała stalowa siatka. Łatwo można ją było dostrzec, ponieważ stal rdzewiała pod wpływem słonego powietrza, a ciemnopomarańczowe linie siatki przebłyskiwały spod zielonej farby. Gdzieś tam, na zewnątrz, za oknem, znajdowali się moi rodzice.

Następnego dnia oprawcy znowu po mnie przyszli.

– Od wczoraj czytamy twoje maile. Zmieniliśmy hasło, żeby twój domowy komputer nie mógł ich ściągnąć.

Cóż, pewnie, że to zrobili. Zrobiłbym tak samo, ale dopiero teraz o tym pomyślałem.

– Mamy już na ciebie na tyle dużo, że możemy zamknąć cię na bardzo długi czas, Marcusie. Twoje rzeczy – gestem wskazała na moje małe gadżety – dane, które odtworzyliśmy z twojego telefonu i kart pamięci, oraz te wywrotowe materiały, jakie z pewnością znaleźlibyśmy, gdybyśmy tylko przeszukali twój dom i zarekwirowali komputer. Za to wszystko siedziałbyś do późnej starości. Rozumiesz?

Nie wierzyłem w to ani przez sekundę. Sędzia w żaden sposób nie mógłby orzec, że te wszystkie rzeczy świadczą o jakimkolwiek przestępstwie. Przecież obowiązuje jeszcze wolność słowa, a to było tylko eksperymentowanie z techniką. To nie przestępstwo.

Ale kto powiedział, że ci ludzie postawią mnie kiedykolwiek przed sądem.

– Wiemy, gdzie mieszkasz, wiemy, kim są twoi przyjaciele. Wiemy, jak działasz i jak myślisz.

Wtedy to do mnie dotarło. Zamierzali mnie wypuścić. W pokoju jakby pojaśniało. Usłyszałem własny oddech, krótkie, płytkie łyki powietrza.

– Chcemy dowiedzieć się tylko jednego: w jaki sposób materiały wybuchowe zostały dostarczone na most?

Wstrzymałem oddech. W pokoju znowu pociemniało.

– Co?

– Na moście znajdowało się dziesięć ładunków, były rozłożone wzdłuż całej jego długości. Nie schowano ich w bagażnikach samochodów. Były zamontowane na moście. Kto je tam umieścił i jak się tam dostał?

– Co? – zapytałem ponownie.

– To twoja ostatnia szansa, Marcusie – powiedziała. Wyglądała na smutną. – Tak dobrze ci szło do tej pory. Jeśli nam to powiesz, będziesz mógł pójść do domu. Możesz zatrudnić adwokata i bronić się przed sądem. Istnieją niewątpliwe okoliczności łagodzące, które możesz wykorzystać w celu wyjaśnienia swoich działań. Powiedz nam tylko tę jedną rzecz, a będziesz wolny.

– Nie wiem, o czym mówicie! – krzyczałem, nie dbając o nic. Łkając i szlochając. – Nie mam pojęcia, o czym mówicie!

Potrząsnęła głową.

– Proszę cię, Marcusie. Pozwól nam sobie pomóc. Zdążyłeś już zauważyć, że zawsze dostajemy to, czego chcemy.

Z tyłu mojej głowy pojawił się jakiś bełkotliwy dźwięk. Oni byli obłąkani. Wziąłem się w garść, starając się z całych sił powstrzymać od płaczu.

– Niech pani posłucha, to istne szaleństwo. Dostaliście się do mojego sprzętu, przejrzeliście całą jego zawartość. Jestem siedemnastoletnim licealistą, a nie terrorystą! Chyba nie myślicie poważnie...

– Marcusie, czy jeszcze nie zauważyłeś, że jesteśmy zupełnie poważni? – Potrząsnęła głową. – Masz nawet dobre oceny. Myślałam, że jesteś mądrzejszy. – Pstryknęła palcami, po czym strażnicy chwycili mnie pod pachy.

Znowu znalazłem się w celi, a w mojej głowie pojawiły się setki odpowiedzi. Francuzi mówią na to esprit d'escalier – duch schodów: to seria trafnych argumentów, które przychodzą do głowy zaraz po wyjściu z pokoju, gdy wymykacie się chyłkiem po schodach. Wyobrażałem sobie, że stoję przed Miss Gestapo i wygłaszam przemówienie, twierdząc, że jestem obywatelem kochającym swoją wolność, która uczyniła ze mnie patriotę, a z niej zdrajczynię. Wyobrażałem sobie, że wywołuję w niej poczucie wstydu, bo zamieniła mój kraj w obóz wojskowy. Wyobrażałem sobie, że jestem elokwentny i błyskotliwy i że doprowadzam ją do łez.

Ale wiecie co? Następnego dnia, kiedy po raz kolejny mnie wyciągnęli, żadne z tych wspaniałych słów nie przyszło mi do głowy. Wszystko, o czym teraz myślałem, to wolność... i moi rodzice.