– Co z Darrylem!?
Jolu i Vanessa złapali mnie za ręce i ściągnęli z jezdni. Próbowałem im się wyrwać, wciąż krzycząc. Samochód wycofał się z bocznej alejki na główną ulicę i odjechał. Próbowałem za nim biec, ale Van i Jolu nie chcieli mnie puścić.
Usiadłem na chodniku, objąłem kolana rękami i się rozpłakałem. Płakałem, płakałem i płakałem, to było głośne szlochanie, jakim nie zanosiłem się od czasów wczesnego dzieciństwa. Nie potrafiłem się powstrzymać. Nie mogłem przestać się trząść.
Vanessa i Jolu podnieśli mnie i powiedli w górę ulicy. Znajdował się tam przystanek autobusowy z ławką, na której mnie posadzili. Oni też płakali. Na chwilę wszyscy się objęliśmy. Wiedziałem, że płaczemy z powodu Darryla, którego nie spodziewaliśmy się już kiedykolwiek zobaczyć.
Znajdowaliśmy się na północ od Chinatown, w miejscu gdzie zaczyna się północna plaża, w dzielnicy znanej z klubów ze striptizem i legendarnej księgarni specjalizującej się w literaturze kontrkulturowej, gdzie w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku narodził się ruch beatników[12].
Dobrze znałem tę część miasta. Mieściła się tutaj ulubiona włoska restauracja moich rodziców, dokąd nieraz zabierali mnie na duże linguine oraz ogromne porcje piętrzących się lodów włoskich z kandyzowanymi figami, które popijaliśmy zabójczą małą espresso.
Teraz to było zupełnie inne miejsce – miejsce, gdzie po raz pierwszy smakowałem wolności w chwili, która zdawała się wiecznością.
Sprawdziliśmy portfele i znaleźliśmy dość pieniędzy, żeby móc usiąść pod markizą jednej z włoskich restauracji. Ładna kelnerka zapalniczką do grilla podpaliła piecyk gazowy, zebrała zamówienia i poszła do środka. Poczucie, że mogłem wydawać polecenia, kontrolować własny los, należało do najbardziej niesamowitych przeżyć, jakich kiedykolwiek doświadczyłem.
– Jak długo tam byliśmy? – zapytałem.
– Sześć dni – odparła Vanessa.
– Ja naliczyłem pięć – wtrącił Jolu.
– Ja nie liczyłem.
– Co z tobą robili? – zapytała Vanessa. Nie chciałem o tym rozmawiać, ale oboje na mnie patrzyli. Gdy już zacząłem, to nie mogłem przestać. Powiedziałem im o wszystkim, nawet o tym, że musiałem na siebie nasikać, a oni słuchali w milczeniu. Przerwałem, gdy kelnerka przyniosła nam wodę, i poczekałem, aż oddali się na tyle, żeby mnie nie słyszeć. Wtedy dokończyłem. Podczas opowiadania wszystko się zatarło. Gdy skończyłem, nie wiedziałem, czy koloryzowałem prawdę, czy może przedstawiłem wszystko tak, aby nie brzmiało aż tak źle. Moje wspomnienia były niczym ryby, które próbowałem schwytać i które czasem wyślizgiwały się z mojego uścisku.
Jolu pokręcił głową.
– Ostro cię potraktowali, stary – przyznał.
Opowiedział nam o swoim pobycie w tym miejscu. Przesłuchiwali go, pytając głównie o mnie, a on cały czas mówił prawdę, trzymając się faktów dotyczących tego dnia i naszej przyjaźni. Kazali mu to na okrągło powtarzać, ale nie bawili się z jego głową tak jak z moją. Posiłki jadł w stołówce z grupą innych ludzi, a nawet pozwolili mu spędzić trochę czasu w sali telewizyjnej, gdzie na wideo puszczali tegoroczne hity kinowe.
Historia Vanessy niewiele się różniła. Po tym jak ich wkurzyła, rozmawiając ze mną, zabrali jej ubrania i kazali włożyć pomarańczowy więzienny kombinezon. Musiała spędzić w celi dwa dni, nie kontaktując się z nikim, ale posiłki otrzymywała regularnie.
W większości jednak było tak samo jak z Jolu. Te same pytania powtarzane w kółko i na okrągło.
– Naprawdę cię nienawidzą – przyznał Jolu. – Naprawdę coś do ciebie mają. Dlaczego?
Nie miałem pojęcia dlaczego. Potem sobie przypomniałem. „Albo zaczniesz z nami współpracować, albo będziesz tego bardzo, bardzo żałował”.
– Tego pierwszego wieczoru nie chciałem im odblokować mojego telefonu. Dlatego mnie wybrali.
Nie mogłem w to uwierzyć, ale nie znajdowałem innego wyjaśnienia. To była zwykła mściwość. Na myśl o tym zakręciło mi się w głowie. Robili to wszystko w ramach kary za to, że przeciwstawiłem się ich autorytetowi.
Wtedy byłem przerażony. Teraz byłem wściekły.
– Dranie – powiedziałem łagodnie – wyżywali się na mnie za to, że im pyskowałem.
Jolu zaklął, a Vanessa ulżyła sobie po koreańsku, co robiła tylko wtedy, gdy była naprawdę, naprawdę zła.
– Dorwę ich – wyszeptałem, gapiąc się w swoją wodę. – Dorwę ich.
Jolu potrząsnął głową.
– Wiesz, że nie możesz. Z nimi nie można walczyć.
Nikt z nas nie chciał wtedy rozmawiać o zemście. Zamiast tego zastanawialiśmy się, co teraz zrobić. Musieliśmy iść do domu. Nasze telefony były rozładowane, a automatów telefonicznych nie było w tej dzielnicy już od lat. Po prostu musieliśmy iść do domu. Nawet myślałem o taksówce, ale nie było nas na nią stać.
Poszliśmy więc na piechotę. Na rogu wepchnęliśmy kilka drobniaków do automatu z gazetą „San Francisco Chronicle” i zaczęliśmy czytać. Od wybuchu bomb minęło już pięć dni, ale temat wciąż nie schodził z pierwszych stron gazet.
Miss Gestapo mówiła o wysadzeniu „mostu”. Zakładałem, że chodziło jej o most Golden Gate, ale się myliłem. Terroryści wysadzili Bay Bridge.
– Po co, do diabła, mieliby wysadzać Bay Bridge? – zapytałem. – Na wszystkich pocztówkach jest przecież Golden Gate.
Nawet jeśli ktoś nigdy nie był w San Francisco, istnieje duża szansa, że wie, jak wygląda Golden Gate. To ten duży pomarańczowy most wiszący, który rozpościera się pomiędzy starą bazą wojskową Presidio a Sausalito, gdzie znajdują się te wszystkie pretensjonalne sklepiki ze świeczkami zapachowymi oraz galerie sztuki. Wygląda piekielnie malowniczo i stanowi praktycznie symbol Kalifornii. Tuż za bramą kalifornijskiego Disneylandu można zobaczyć jego replikę, po której jeździ pociąg.
Założyłem więc naturalnie, że jeśli ktoś miałby wysadzać most w San Francisco, to wybrałby właśnie ten.
– Prawdopodobnie wystraszyli się tych wszystkich kamer i tego typu sprzętu – stwierdził Jolu. – Gwardia Narodowa zawsze sprawdza samochody przy wjeździe po obu stronach mostu, no i jest na nim pełno tych barierek i zabezpieczeń, które mają utrudnić zadanie samobójcom.
Ludzie zaczęli skakać z Golden Gate zaraz po jego otwarciu w 1937 roku – przestano ich liczyć, gdy w 1995 roku ich liczba dobiła do tysiąca.
– No tak – westchnęła Vanessa. – Poza tym Bay Bridge dokądś prowadzi.
Most ten wiedzie od centrum San Francisco do Oakland, a potem do Berkeley – miast leżących na wschodnim brzegu zatoki, zamieszkiwanych przez ludzi, z których wielu pracuje w San Francisco. To jedna z nielicznych części miasta nad zatoką, gdzie normalna osoba może sobie pozwolić na dom tak duży, by móc się w nim rozprostować. Znajduje się tam też uniwersytet oraz kilka zakładów z przemysłem lekkim. Pod zatoką biegnie linia metra łącząca te dwa miasta, ale i tak największy ruch odbywa się przez Bay Bridge. Golden Gate, ze względu na swój ozdobny charakter, może spodobać się turyście bądź bogatemu emerytowi mieszkającemu w pobliżu winnic. Bay Bridge natomiast jest – był – koniem pociągowym San Francisco.
Zastanowiłem się nad tym przez chwilę.
– Macie rację – powiedziałem. – Ale myślę, że to nie wszystko. Wydaje nam się, że terroryści atakują ważne obiekty, bo ich nienawidzą. Terroryści nie czują nienawiści do budynków, mostów czy samolotów. Chcą po prostu coś wysadzić i wystraszyć ludzi. Siać przerażenie. Naturalne, że wybrali Bay Bridge, bo na Golden Gate zamontowane są te wszystkie kamery, a w samolotach wykrywacze metalu i rentgeny.
12
Beatnicy – nieformalny awangardowy ruch społeczno-literacki, negujący tradycyjny styl życia oraz propagujący anarchistyczny indywidualizm, nonkonformizm i swobodę twórczą.