Выбрать главу

Rozdział 6

Możecie w to wierzyć lub nie, ale następnego dnia rodzice kazali mi iść do szkoły. Dopiero o trzeciej w nocy zapadłem w gorączkowy sen, a o siódmej rano tata stał już przy moim łóżku, grożąc, że wyciągnie mnie za nogi. Udało mi się wstać – czułem się tak, jakby coś zdechło mi w ustach – i pójść do łazienki.

Mama wmusiła we mnie tosta i banana, a ja modliłem się gorąco, żeby rodzice pozwolili mi wypić kawę w domu. Mogłem wpaść na jedną w drodze do szkoły, ale patrzenie, jak popijają swoje czarne złoto, podczas gdy ja obijałem się po pokojach, ubierając się i wkładając książki do torby – było okropne.

Szedłem do szkoły tysiące razy, ale dzisiaj było inaczej. Przeszedłem przez wzgórze i dotarłem do Mission, gdzie stało całe mnóstwo ciężarówek. Dostrzegłem nowe czujniki i kamery uliczne zainstalowane na wielu znakach stopu. Ktoś miał sporo sprzętu wywiadowczego i tylko czekał na pierwszą lepszą okazję, żeby go wykorzystać. Atak na Bay Bridge był dokładnie tym, czego potrzebował.

Przez to wszystko miasto zdawało się jakieś przygaszone, jakby zatrzaśnięte w windzie, skrępowane dokładną inwigilacją sąsiadów i wszechobecnością kamer.

W tureckiej kawiarni czynnej przez całą dobę kupiłem kawę na wynos, która postawiła mnie na nogi. W zasadzie turecka kawa to błoto udające kawę. Jest na tyle gęsta, że można postawić w niej łyżeczkę, i ma o wiele więcej kofeiny niż takie napoje dla dzieciaków jak red bull. Możecie być tego pewni, bo mówi wam to ktoś, kto przeczytał o tym w Wikipedii: oto, jak zdobyto Imperium Osmańskie – rozwścieczeni jeźdźcy napędzani zabójczym, czarnym jak smoła kawowym błotem.

Wyjąłem kartę debetową, żeby zapłacić za kawę, ale sprzedawca zrobił dziwną minę.

– Nie przyjmujemy już kart debetowych – powiedział.

– Że co? Dlaczego nie?

Od lat płaciłem u Turka kartą za swój kawowy nawyk. Ten facet wciąż się ze mną handryczył, mówiąc, że jestem zbyt młody na kawę, i nigdy w trakcie lekcji nie chciał mnie obsłużyć przekonany, że jestem na wagarach. Ale przez te lata nawiązało się między nami pewne szorstkie porozumienie.

Potrząsnął smutno głową.

– Nie zrozumiesz tego. Idź do szkoły, chłopcze.

Nie ma pewniejszego sposobu na wzbudzenie mojego zainteresowania, niż powiedzieć mi, że czegoś nie zrozumiem. Nakłoniłem go, żeby mi to wyjaśnił. Wyglądał tak, jakby chciał mnie wyrzucić za drzwi, ale kiedy go zapytałem, czy myśli, że nie jestem dość dobry, aby u niego kupować, odpuścił.

– Bezpieczeństwo – odparł, rozglądając się po swojej małej kawiarni z pudełkami suszonej fasoli i nasion, z półkami pełnymi tureckich artykułów spożywczych. – Rząd. Cały czas nas monitorują, pisali o tym w gazetach. Druga ustawa Patriot Act została wczoraj przyjęta przez Kongres. Teraz mogą cię monitorować za każdym razem, gdy użyjesz karty. Jestem temu przeciwny. Nie będę im pomagał w szpiegowaniu moich klientów.

Szczęka mi opadła.

– Uważasz, że to nic wielkiego? Że nic złego nie ma w tym, że rząd wie, kiedy kupujesz kawę? To dzięki temu dowiadują się, gdzie jesteś, gdzie byłeś. Myślisz, że dlaczego wyjechałem z Turcji? Tam, gdzie rząd ciągle szpieguje ludzi, nie jest dobrze. Przyjechałem tu dwadzieścia lat temu po wolność i nie pomogę im odebrać tej wolności.

– Ale stracisz przez to wielu klientów – wyrwało mi się. Chciałem mu powiedzieć, że jest bohaterem, i uścisnąć mu dłoń, ale oto, co z tego wyszło. – Każdy korzysta z kart debetowych.

– Może teraz już nie każdy. Może moi klienci wrócą tu, bo zobaczą, że ja też kocham wolność. Powieszę znak w oknie. Może inne sklepy też tak zrobią. Słyszałem, że ACLU[15] pozwie ich za to do sądu.

– Odtąd będę twoim stałym klientem – oświadczyłem. Naprawdę tak myślałem. Sięgnąłem po portfel. – Hm, ale nie mam gotówki.

Zacisnął wargi i skinął głową.

– Wielu ludzi mówi to samo. W porządku. Lepiej oddaj te pieniądze na ACLU.

W ciągu tych dwóch minut zamieniłem z Turkiem więcej słów niż przez cały ten czas, gdy przychodziłem do jego baru. Nie miałem pojęcia, że ma takie poglądy. Traktowałem go jak przyjaznego dostawcę kofeiny z sąsiedztwa. Teraz uścisnąłem mu dłoń i gdy opuściłem kawiarnię, czułem, jakbym dołączył do pewnej grupy. Tajnej grupy.

Nie było mnie w szkole przez kilka dni, ale zdawało się, że nie opuściłem wielu lekcji. Na jeden z tych dni szkołę zamknięto, podczas gdy miasto starało się dojść do siebie. Zdaje się, że następny dzień został poświęcony żałobie po tych, którzy zaginęli lub prawdopodobnie zginęli. W gazetach opublikowano biogramy zaginionych, osobiste wspomnienia. W sieci roiło się od tysięcy nekrologów.

Ku mojemu zakłopotaniu byłem jednym z tych ludzi. Nie wiedząc o tym, wszedłem na szkolny dziedziniec – rozległ się krzyk, a chwilę później wokół mnie stała już setka osób klepiących mnie po plecach i ściskających mi rękę. Kilka dziewczyn, których nawet nie znałem, pocałowało mnie, i nie były to tylko przyjacielskie pocałunki. Czułem się jak gwiazda rocka.

Moi nauczyciele byli bardziej powściągliwi, ale tylko trochę. Pani Galvez płakała tak jak moja matka i zanim pozwoliła mi odejść i usiąść w ławce, uściskała mnie trzykrotnie. Z przodu klasy znajdowało się coś nowego. Kamera. Pani Galvez przyłapała mnie, jak się na nią gapiłem, i wręczyła mi umazaną kserówkę jakiegoś dokumentu z pieczątką szkoły.

Kuratorium oświaty okręgu San Francisco w ciągu weekendu zwołało nadzwyczajne posiedzenie, na którym jednogłośnie zdecydowano, żeby zapytać rodziców każdego dziecka w mieście o pozwolenie na zainstalowanie kamer monitorujących w szkole. Prawo mówiło, że nie można nas zmusić do chodzenia do szkoły naszpikowanej kamerami, ale nie wspominało nigdzie o tym, że nie możemy dobrowolnie zrzec się naszych praw konstytucyjnych. W piśmie tym kuratorium wyrażało przekonanie, że uzyska zgodę wszystkich rodziców, lecz mimo to podejmie działania, aby w oddzielnych „niestrzeżonych” klasach zorganizować lekcje dla dzieci, których rodzice wyrażą sprzeciw.

Dlaczego w naszych klasach były teraz kamery? Terroryści. To oczywiste. Ponieważ wysadzając most, terroryści dali do zrozumienia, że następne będą szkoły. W każdym razie do takiego wniosku doszło kuratorium.

Przeczytałem pismo trzy razy, a potem podniosłem rękę.

– Tak, Marcusie?

– Proszę pani, chodzi o ten list.

– Tak, Marcusie.

– Czy celem terrorystów nie jest nas zastraszyć? Dlatego nazywają się terrorystami, prawda?

– Tak sądzę.

Wszyscy w klasie gapili się na mnie. Nie byłem najlepszym uczniem w szkole, ale dobrze wypadałem w dyskusjach. Czekali, co powiem.

– Więc czy nie zachowujemy się zgodnie z wolą terrorystów? Czy nie zwyciężą, jeśli wszyscy będziemy przerażeni i wstawimy do klas kamery i cały ten sprzęt?

Rozległ się nerwowy chichot. Ktoś podniósł rękę. To był Charles. Pani Galvez udzieliła mu głosu.

– Kamery są tutaj po to, żeby nas chronić, dzięki nim mniej się boimy.

– Chronić przed czym? – zapytałem, nie czekając na pozwolenie.

– Przed terroryzmem – odparł Charles. Inni przytaknęli głowami.

– Jak miałyby to zrobić? Gdyby wpadł tutaj zamachowiec-samobójca i nas wszystkich wysadził...

– Proszę pani, Marcus narusza regulamin szkoły. Nie powinniśmy robić sobie żartów z ataków terrorystycznych...

– A kto sobie żartuje?

– Dziękuję wam obu – powiedziała pani Galvez. Wyglądała na naprawdę nieszczęśliwą. Czułem się źle z myślą, że zająłem jej czas lekcyjny. – Moim zdaniem jest to bardzo interesująca dyskusja, ale chciałabym ją przełożyć na następną lekcję. Myślę, że dzisiaj możecie podchodzić do tych spraw zbyt emocjonalnie. A teraz wróćmy do sufrażystek, dobrze?

вернуться

15

ACLU (ang. American Civil Liberties Union) – Amerykańska Unia Swobód Obywatelskich.