– Nigdy więcej nie używaj publicznie tej ksywy – warknąłem.
Van pokiwała głową.
– Właśnie o tym mówię. Możesz przez to skończyć w więzieniu, Marcusie, i nie tylko ty. Po tym, co stało się z Darrylem...
– Robię to dla Darryla!
Studenci odwrócili się, spoglądając na nas, więc zacząłem mówić ciszej.
– Robię to, bo inaczej pozwolimy, żeby uszło im to na sucho.
– Myślisz, że ich powstrzymasz? Chyba oszalałeś. To rząd.
– To jest nadal nasz kraj – odparłem. – Nadal mamy prawo to robić.
Van wyglądała tak, jakby miała się zaraz rozpłakać. Wzięła parę głębokich wdechów i wstała.
– Nie mogę tego zrobić, przepraszam. Nie mogę patrzeć, jak to robisz. To tak, jakby patrzeć na wypadek samochodowy w zwolnionym tempie. Zniszczysz samego siebie, a ja za bardzo cię kocham, żeby na to patrzeć.
Pochyliła się, mocno mnie przytuliła i pocałowała w policzek, dotykając wargami krawędzi moich ust.
– Uważaj na siebie, Marcusie – powiedziała.
Moje usta zapłonęły, kiedy je musnęła. Jolu potraktowała tak samo, jednak jego pocałowała po prostu w policzek. Potem wyszła. Spojrzeliśmy na siebie z Jolu. Przykryłem twarz dłońmi.
– Cholera – powiedziałem w końcu.
Jolu poklepał mnie po plecach i zamówił mi kolejną latte.
– Będzie dobrze – skwitował.
– Myślałem, że kto jak kto, ale Van zrozumie.
Rodzice Van byli uchodźcami z Korei Północnej. Zanim uciekli do Ameryki, żeby zapewnić córce lepsze życie, przez lata mieszkali pod rządami szalonego dyktatora. Jolu wzruszył ramionami.
– Może dlatego tak się wkurzyła. Bo wie, jakie to może być niebezpieczne.
Wiedziałem, o czym mówi. Po tym jak jej rodzice opuścili rodzinny kraj, jej dwaj wujkowie poszli do więzienia i słuch po nich zaginął.
– Tak – westchnąłem.
– Więc jak to się stało, że wczoraj wieczorem nie byłeś w Xnecie?
Byłem wdzięczny za tę zmianę tematu. Opowiedziałem mu o wszystkim, o Bayesie i moich obawach, że już nigdy nie będziemy mogli używać Xnetu tak jak wcześniej, bez wpadki. Słuchał uważnie.
– Wiem, o czym mówisz. Problem w tym, że jeśli w czyimś połączeniu internetowym jest za dużo szyfrów, będą się wyróżniać jako nietypowe. Ale jeśli nie będziesz szyfrował, ci kolesie będą cię podsłuchiwać.
– Właśnie – odparłem. – Przez cały dzień próbowałem to rozpracować. A może moglibyśmy spowolnić połączenie i rozproszyć je na konta innych użytkowników...
– To nie zadziała – powiedział. – Gdybyś chciał je spowolnić na tyle, żeby znikło w całym tym szumie, musiałbyś w ogóle wyłączyć sieć, a takiej opcji nie ma.
– Masz rację – przyznałem. – Ale co jeszcze mogę zrobić?
– A jeśli zmienimy definicję normalności?
Właśnie dlatego Jolu został zatrudniony w firmie Pigspleen w wieku dwunastu lat. Gdy dacie mu dwa kiepskie rozwiązania, wymyśli trzecie, zupełnie inne, odrzucając wszystkie wasze założenia. Pokiwałem energicznie głową.
– No dalej, mów.
– A jeśli przeciętny użytkownik internetu w San Francisco korzystałby codziennie częściej z szyfrowanych połączeń? Jeśli uda nam się zmienić ten podział tak, że w połowie będziemy używać tekstów jawnych i w połowie tekstów zaszyfrowanych, wtedy użytkownicy wysyłający je do Xnetu będą wyglądali normalnie.
– Ale jak to zrobić? Gdy ludzie surfują po necie, nie dbają za bardzo o swoją prywatność i nie wykorzystują zaszyfrowanych linków. Nie rozumieją, jakie to ma znaczenie, że szpicle wiedzą, co googlujemy.
– Tak, ale strony internetowe to tylko niewielka część ruchu. Jeśli namówimy ludzi, żeby codziennie ściągali kilka ogromnych zaszyfrowanych plików, to stworzymy tyle tekstów zaszyfrowanych co tysiące stron.
– Mówisz o niezależnej sieci: indienecie – upewniłem się.
– Załapałeś – odparł.
indienet – cała nazwa małymi literami, zawsze – to rzecz, dzięki której firma Pigspleen Net stała się najprężniejszym niezależnym dostawcą internetu na świecie. Kiedy największe wytwórnie płytowe zaczęły wnosić sprawy do sądu przeciwko fanom ściągającym muzykę z netu, wiele niezależnych wytwórni i współpracujących z nimi artystów było oburzonych. Jak można zarabiać pieniądze na procesach wytoczonych przeciwko własnym klientom?
Założycielka Pigspleena znała odpowiedź. Otworzyła interes dla każdego, kto chciał pracować ze swoimi fanami, zamiast z nimi walczyć. Jeśli dacie firmie Pigspleen licencję na dystrybucję waszej muzyki wśród jej klientów, dostaniecie od niej część dochodów z subskrypcji, których wysokość będzie zależała od popularności waszej muzyki. Dla niezależnego artysty największym problemem nie jest piractwo, lecz brak popularności – nikomu aż tak nie zależy na waszych utworach, żeby je podkradać.
To się sprawdzało. Setki niezależnych projektów i wytwórni zapisało się do Pigspleena, a im więcej było muzyki, tym więcej fanów wykupywało w tej firmie dostęp do internetu i tym więcej pieniędzy otrzymywali artyści. W ciągu roku firma zdobyła sto tysięcy nowych klientów, a teraz było ich już milion – ponad połowa szerokopasmowych połączeń internetowych w mieście.
– Od miesięcy pracuję nad przeróbką kodu do indienetu – powiedział Jolu. – Oryginalne programy zostały napisane naprawdę szybko i byle jak i gdyby nad nimi trochę popracować, to mogłyby być o wiele bardziej użyteczne. Ale jak dotąd nie miałem na to czasu. Jedną z ważniejszych rzeczy do zrobienia jest zaszyfrowanie połączeń, po prostu dlatego że tak chce Trudy.
Trudy Doo to założycielka Pigspleena. Stara, legendarna punkowa z San Francisco, wokalistka i liderka anarchofeministycznego zespołu Speedwhores, która miała fioła na punkcie prywatności. Byłem całkowicie przekonany, że chciałaby, aby jej serwis muzyczny był zaszyfrowany na zasadach ogólnych.
– Czy to będzie trudne? To znaczy ile nam to zajmie?
– No cóż, w sieci są całe tony darmowych szyfrów – powiedział Jolu.
Zrobił to, co zawsze, drążąc rozległy problem kodu – patrzył na to z dystansem, bębniąc palcami o blat stołu i wylewając kawę na spodki. Chciało mi się śmiać – Jolu napisze ten kod, nawet jeśli wszystko miałoby ulec zniszczeniu lub nie wypalić i bez względu na to, jak przerażające miałoby to być.
– Mogę się do czegoś przydać?
Spojrzał na mnie.
– Myślisz, że sobie nie poradzę?
– Co?
– To znaczy rozkręciłeś tę całą sprawę z Xnetem i nawet mi o tym nie powiedziałeś. Nie rozmawiałeś ze mną o tym. Myślałem, że nie potrzebujesz mojej pomocy.
To mnie otrzeźwiło.
– Co? – zapytałem ponownie. Jolu wyglądał teraz na naprawdę zdenerwowanego. Widać, że gryzło go to od dłuższego czasu. – Jolu...
Spojrzał na mnie i zobaczyłem, że jest wkurzony. Jak mogłem to przeoczyć? O rany, czasem byłem takim idiotą.
– Słuchaj, stary, to nic wielkiego... – dodał, dając mi w ten sposób do zrozumienia, że to naprawdę poważna sprawa – ...chodzi tylko o to, że nigdy nawet nie zapytałeś. Nienawidzę tego DBW. Darryl był również moim kumplem. Mogłem ci w tym naprawdę pomóc.
Miałem ochotę wepchnąć sobie głowę między kolana.
– Posłuchaj, Jolu, zachowałem się głupio, ale zrobiłem to wszystko o drugiej nad ranem. Zupełnie mi wtedy odbiło. Ja...
Nie potrafiłem tego wyjaśnić. Tak, miał rację, i w tym cały problem. Była druga nad ranem, ale mogłem pogadać o tym z Jolu następnego dnia lub kolejnego. Nie zrobiłem tego, bo wiedziałem, co powie – że to kiepskie rozwiązanie i że powinienem je lepiej przemyśleć. Jolu zawsze zastanawiał się nad tym, jak zmienić moje pomysły, na które wpadłem o drugiej nad ranem, na prawdziwe kody, ale rzeczy, jakie wymyślał, były zawsze trochę inne od tych, na które ja wpadłem. Chciałem stworzyć ten projekt dla siebie. Totalnie wczułem się w bycie M1k3yem.