Выбрать главу

– Może nie złapali terrorystów, ale z pewnością oczyszczą ulice z wielu kanalii. Spójrz na dilerów: podobno odkąd się to wszystko zaczęło, tysiące z nich się stąd wyniosło. Pamiętasz, jak cię te ćpuny okradły? Jeśli nie zapuszkuje się dilerów, będzie jeszcze gorzej.

Napadli na mnie rok temu. Byli dość kulturalni. Jeden chudy koleś, który potwornie śmierdział, powiedział mi, że ma gnata, a drugi poprosił mnie o portfel. Nawet pozwolili mi zatrzymać dokumenty, choć sami wzięli kartę debetową i sieciówkę. Po tym wydarzeniu byłem śmiertelnie, paranoicznie przerażony i przez następne tygodnie ciągle sprawdzałem, czy ktoś mnie nie śledzi.

– Ale większość ludzi, których łapią, nie robi niczego złego, tato – stwierdziłem. Zaczęło to do mnie docierać. Mój własny ojciec! – To szaleństwo. Za każdą winną osobę, która zostanie schwytana, karę ponoszą tysiące niewinnych ludzi. To po prostu nie fair.

– Niewinnych? Goście, którzy zdradzają swoje żony? Handlarze narkotyków? Bronisz ich, a co z tymi, którzy umarli? Jeśli nie masz nic do ukrycia...

– Nie miałbyś więc nic przeciwko, gdyby ciebie zatrzymali?

Histogramy mojego taty były jak dotąd przygnębiająco normalne.

– Podporządkowanie się temu uznałbym za swój obowiązek – odparł. – Byłbym dumny. Dzięki temu poczułbym się bezpieczniej.

Łatwo mu mówić.

Vanessa nie chciała, żebym o tym gadał, ale była zbyt bystra, abym mógł przez dłuższy czas milczeć. Stale ze sobą przebywaliśmy, rozmawiając o pogodzie, szkole i takich tam, a potem, jakoś tak, wróciłem do tego tematu. Podeszła do tego bez emocji – tym razem się na mnie nie wściekła – ale widziałem, że ją to zaniepokoiło. A jednak.

– Mój ojciec mówi: „Podporządkowanie się temu uznałbym za swój obowiązek”. Możesz w to, do cholery, uwierzyć? To znaczy, Boże! O mało mu wtedy nie powiedziałem o więzieniu i nie zapytałem go, czy jego zdaniem to też jest nasz „obowiązek”!

Po szkole siedzieliśmy na trawniku w parku Dolores, patrząc na psy biegające za frisbee.

Van wpadła do domu i przebrała się w starą koszulkę z jednym ze swoich ulubionych brazylijskich zespołów tecno-brega -Rio Carioca Probidāo, w wolnym tłumaczeniu: Zakazany Chłopak z Rio. Koszulkę zdobyła dwa lata temu, gdy wszyscy wspólnie wymknęliśmy się ukradkiem na wielkie widowisko w hali koncertowej zwanej Cow Palace. Była już na nią trochę za mała i ciasno przylegała do jej brzucha, uwidaczniając mały płaski pępek.

Van położyła się na plecach w słabych promieniach słońca. Miała zamknięte oczy, ukryte pod okularami przeciwsłonecznymi. Poruszała palcami u stóp (włożyła japonki). Znałem ją od zawsze i kiedy o niej myślałem, za każdym razem przed oczami stawał mi mały znajomy dzieciak z setkami brzęczących bransoletek zrobionych z pociętych puszek po napojach, który grał na pianinie i beznadziejnie tańczył. Siedząc tam, w parku Dolores, nagle zobaczyłem ją taką, jaka naprawdę była.

A była maksymalnie s3XY, czyli sexy. To tak jakby na obrazku z wazą dostrzec dwie twarze. Patrząc na Van, widziałem po prostu Van, ale dostrzegłem też, że jest piekielnie ładna, czego nigdy dotąd nie zauważyłem.

Oczywiście Darryl zawsze o tym wiedział i nie myślcie, że z chwilą gdy sobie to uświadomiłem, dałem za wygraną.

– Nie możesz powiedzieć tacie, przecież wiesz – rzekła Van. – Naraziłbyś nas wszystkich na niebezpieczeństwo.

Miała zamknięte oczy, a jej piersi falowały z każdym oddechem, rozpraszając mnie i wprawiając w zakłopotanie.

– Wiem – odparłem ponuro. – Ale problem w tym, że on w tym siedzi po pachy. Gdybyś zatrzymała mojego tatę i kazała mu udowodnić, że nie molestuje dzieci albo że nie jest dilującym terrorystą, wpadłby w szał. Totalnie by mu odbiło. On nie znosi, jak każą mu czekać, gdy dzwoni w sprawie rachunku swojej karty kredytowej, a co dopiero gdyby go zamknęli na tylnym siedzeniu samochodu i przesłuchiwali przez godzinę. Dostałby chyba tętniaka.

– Uchodzi im to na sucho tylko dlatego, że normalni czują się z siebie zadowoleni, gdy ich porównują do nienormalnych. Gdyby zatrzymywali wszystkich ludzi, doszłoby do katastrofy. Nikt by nigdzie nie dojechał. Wszyscy czekaliby, aż zostaną przesłuchani przez gliny. Totalny bajzel.

Łał!

– Van, jesteś genialna – stwierdziłem.

– Mów dalej – odparła. Uśmiechała się leniwie, patrząc na mnie spod wpółprzymkniętych powiek, prawie romantycznie.

– Serio. Możemy to zrobić. Możemy łatwo wymieszać profile. Zatrzymywanie ludzi jest łatwe.

Usiadła, odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na mnie. Na myśl, że naprawdę jej zaimponowałem, poczułem, jak coś lekko przewraca mi się w żołądku.

– Chodzi o klonery RFID – oznajmiłem. – Bardzo łatwo je zrobić. Wystarczy sflashować firmware na czytniku RFID za dziesięć dolców i gotowe. Musimy tylko połazić po mieście i pozamieniać losowo wybranym osobom ich tagi, nadpisując kody innych ludzi na ich sieciówkach i FasTrakach. Przez to wszyscy będą wyglądać na wypaczonych, dziwnych i nienormalnych, wszyscy będą wyglądać na winnych. A potem: totalny bajzel.

Van zacisnęła usta i opuściła okulary przeciwsłoneczne, a ja zdałem sobie sprawę, że była tak wściekła, że aż nie mogła mówić.

– Do widzenia, Marcus – powiedziała i podniosła się. Zanim się połapałem, była już daleko, praktycznie biegła.

– Van! – zawołałem, wstając i ruszając za nią. – Van! Poczekaj!

Przyspieszyła, więc zacząłem biec, aż w końcu ją dogoniłem.

– Van, do cholery – wydyszałem, łapiąc ją za ramię.

Odepchnęła moją rękę tak mocno, że aż walnąłem się w twarz.

– Jesteś psychopatą. Narażasz swoich kumpli z Xnetu na śmiertelne niebezpieczeństwo, a przede wszystkim przez ciebie całe miasto będzie wkrótce podejrzewane o terroryzm. Nie możesz z tym skończyć, zanim zranisz tych wszystkich ludzi?

Otworzyłem i zamknąłem buzię kilka razy.

– Van, to nie ja jestem problemem, to o n i nim są. Ja nie aresztuję ludzi, nie wsadzam ich do więzień, to nie przeze mnie znikają. To przez Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Walczę po to, żeby ich powstrzymać.

– Jak? Pogarszając sytuację?

– A może musi się pogorszyć, żeby mogło się polepszyć. Nie o tym mówiłaś? Jeśli każdy zostanie zatrzymany...

– Nie to miałam na myśli. Nie chodziło mi o to, żebyś wszystkich zaaresztował. Jeśli chcesz protestować, dołącz do ruchu protestacyjnego. Zrób coś pozytywnego. Niczego się nie nauczyłeś z historii Darryla? Niczego?

– Masz cholerną rację, czegoś się nauczyłem – odparłem, tracąc cierpliwość. – Nauczyłem się, że nie można im ufać. Że jeśli z nimi nie walczysz, to im pomagasz. Że jeśli im na to pozwolimy, zmienią ten kraj w więzienie. A ty czego się nauczyłaś, Van? Żeby się ciągle bać, nie ruszać się, siedzieć z opuszczoną głową i z nadzieją, że cię nie zauważą? Myślisz, że będzie lepiej? Jeśli nic nie zrobimy, będzie tak cudownie, jak właśnie zaczyna być. Odtąd będzie coraz gorzej. Chcesz pomóc Darrylowi? To pomóż mi odsunąć ich od władzy!

I znowu to samo. Moja przysięga. Nie chodziło o to, żeby uwolnić Darryla, ale by obalić cały DBW. To szaleństwo, nawet ja o tym wiedziałem. Ale właśnie to planowałem zrobić. Nie miałem co do tego wątpliwości.

Van odepchnęła mnie mocno obiema rękami. Była silna, bo w szkole ćwiczyła lekką atletykę – szermierkę, lacrosse[19], hokej na trawie i wszystkie te dziewczęce sporty – więc wylądowałem na tyłku na jednym z tych ohydnych chodników typowych dla San Francisco. Ruszyła dalej, ale tym razem nie poszedłem za nią.

вернуться

19

Lacrosse – kanadyjska gra podobna do hokeja na trawie.