Problem z hotelami jest jednak taki, że przebywa w nich również wiele osób, które nie są zaangażowane w grę – i to nie tylko tych z kręgu science fiction. Chodzi o normalnych ludzi będących na wakacjach, którzy pochodzą ze stanów o nazwach zaczynających i kończących się samogłoskami.
Czasem ci ludzie błędnie interpretowali naturę tej gry.
I niech tak zostanie, OK?
Lekcja kończyła się za dziesięć minut, więc nie miałem dużo czasu na przygotowania. Najważniejszą sprawą były te nieznośne kamery rozpoznające sposób chodzenia. Jak już powiedziałem, na początku były to kamery rozpoznające twarze, ale uznano je za niezgodne z konstytucją. O ile wiem, żaden sąd jak dotąd nie ustalił, czy kamery rozpoznające chód są bardziej legalne, ale dopóki tego nie rozstrzygnie, jesteśmy na nie skazani.
„Chód” to wymyślne słowo określające sposób poruszania się. Ludzie dość dobrze rozpoznają chód – następnym razem gdy będziecie na obozie, nocą sprawdźcie, jak mruga światło latarki, kiedy z oddali zbliża się do was kumpel. Istnieje szansa, że rozpoznacie jego ruchy po samym świetle, po jego charakterystycznym sposobie pojawiania się i znikania, który informuje nasze małpie mózgi, że ktoś się do nas zbliża.
Oprogramowanie rozpoznające sposób chodzenia robi zdjęcia waszych ruchów, próbuje wyodrębnić na fotkach wasze sylwetki, a potem stara się je dopasować do tych w bazie danych, żeby sprawdzić, czy są tam informacje na wasz temat. To taki sam identyfikator biometryczny jak odciski palców czy skany siatkówki, jednak zdarza mu się więcej „kolizji” niż któremukolwiek z pozostałych. „Kolizja” biometryczna przytrafia się, gdy parametry pasują do więcej niż jednej osoby. Nikt nie ma takich odcisków palców jak wy, ale wielu ludzi chodzi w identyczny sposób.
No, może niezupełnie identyczny. Wasz osobisty sposób chodzenia, mierzony centymetr po centymetrze, należy wyłącznie do was. Problem w tym, że wasz chód zmienia się w zależności od tego, czy jesteście zmęczeni, z czego zrobiona jest podłoga, czy naciągnęliście ścięgno, grając w koszykówkę, i czy niedawno zmieniliście buty.
Wielu ludzi chodzi podobnie do was. Ponadto łatwo jest zmienić sposób chodzenia – wystarczy zdjąć jeden but. Oczywiście nawet wtedy będziecie chodzić własnym krokiem, tylko że bez jednego buta, więc kamery w końcu dojdą do tego, że to wy. Dlatego wolę wprowadzać w swoje ataki na kamery trochę przypadkowości. Do każdego buta wsypuję garść żwiru. Jest to tani i skuteczny sposób, dzięki któremu każdy krok staje się inny od pozostałych. Dodatkowo otrzymuje się wspaniały refleksologiczny masaż stóp (żartuję – refleksologia ma tyle wspólnego z nauką co rozpoznawanie chodu).
Kamery uruchamiały alarm za każdym razem, gdy na teren szkoły wchodził ktoś, kogo nie rozpoznawały.
Nie było szans, żeby to tak działało.
Alarm włączał się co dziesięć minut. Gdy przechodził listonosz. Gdy rodzice wpadali w odwiedziny. Gdy przychodziła ekipa do sprzątania boiska. Gdy pojawił się uczeń w nowych butach.
Teraz kamera próbuje więc śledzić, kto, gdzie i kiedy przebywa. Jeśli ktoś podczas lekcji wychodzi ze szkoły, sprawdzane jest, czy przypadkiem jego chód nie pasuje mniej więcej do kroków któregoś z uczniów, a jeśli tak, to łuuu, łuuu, łuuu, włącza się alarm!
Szkołę Chaveza otaczają żwirowe ścieżki. Lubię trzymać kilka garści kamieni w swojej torbie na ramię, tak na wszelki wypadek. Podałem cicho Darrylowi dziesięć czy piętnaście tych małych szpiczastych drani i obaj naładowaliśmy nimi buty.
Lekcja zbliżała się ku końcowi, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie sprawdziłem strony Harajuku Fun Madness, żeby zobaczyć, gdzie znajduje się następna wskazówka! Byłem zanadto pochłonięty ucieczką i nie zadałem sobie trudu, żeby ustalić, dokąd właściwie uciekamy.
Obróciłem się w stronę swojego schoolbooka i uderzyłem w klawiaturę. Wyszukiwarka, której używaliśmy, była zainstalowana w pecetach od początku. To okrojona wersja Internet Explorera, ciągle nawalające badziewie Microsoftu, którego nikt poniżej czterdziestki dobrowolnie nie używał.
W moim zegarku było wbudowane USB, na którym miałem kopię Firefoksa, ale to nie wystarczyło – Schoolbook chodził na Windowsie Vista4Schools, przestarzałym systemie operacyjnym zaprojektowanym tak, aby władze szkoły miały wrażenie, że kontrolują programy, z których korzystają uczniowie.
Vista4Schools jest swoim największym wrogiem. Istnieje wiele programów, których Vista4Schools nie pozwoli wam zamknąć: keyloggery, programy filtrujące – wszystkie pracują w specjalnym trybie sprawiającym, że są niewidoczne dla systemu. Nie możecie ich zamknąć, bo nawet nie wiecie, że one tam są.
Każdy program, którego nazwa zaczyna się od $SYS$, jest niewidoczny dla systemu operacyjnego. Nie pojawia się ani w listingu plików twardego dysku, ani w monitorze procesów. Moja kopia Firefoksa nazywała się $SYS$Firefox – więc kiedy go włączałem, stawał się niewidoczny dla Windowsa i równie niewidoczny dla sieciowych programów szpiegujących.
Teraz, gdy miałem już niezależną wyszukiwarkę, potrzebowałem jedynie niezależnego połączenia z internetem. Szkolna sieć rejestrowała każde kliknięcie podczas wchodzenia do systemu i wychodzenia z niego, co w sytuacji gdy chciało się wejść na stronę Harajuku Fun Madness, żeby się trochę zabawić podczas lekcji, nie było dobrą wiadomością.
Ten problem można rozwiązać za pomocą pomysłowego narzędzia, które nazywa się TOR (The Onion Router), czyli router cebulowy. Router cebulowy to sieć internetowa zbierająca dane z różnych stron i przekazująca je do innych routerów cebulowych, aż w końcu jeden z nich ostatecznie zdecyduje się przenieść informacje i przekazać je z powrotem poprzez kolejne warstwy cebuli wprost do was. Ruch w kierunku routera cebulowego jest zakodowany, co oznacza, że szkoła nie może zobaczyć waszej aktywności w sieci, a na warstwach cebuli nie pozostaje informacja, kto co robił. Istnieją miliony takich węzłów – program ten został zainstalowany przez Biuro Badań Marynarki Wojennej USA, żeby pomóc własnym pracownikom w obejściu programów filtrujących w takich krajach, jak Syria czy Chiny, co oznacza, że idealnie nadaje się do działania w restrykcyjnych warunkach panujących w przeciętnej amerykańskiej szkole średniej.
TOR działał, ponieważ szkoła posiadała skończoną czarną listę nieprzyzwoitych adresów stron, których mieliśmy nie oglądać, a adresy węzłów cały czas się zmieniały – szkoła w żaden sposób nie była w stanie śledzić wszystkich. Dzięki Firefoksowi i TOR-owi stałem się niewidzialnym człowiekiem nieczułym na szpiegowskie działania władz szkolnych. Mogłem do woli sprawdzać Harajuku FM i patrzeć, co się dzieje.
Oto ona, nowa wskazówka. Tak jak wszystkie wskazówki z Harajuku Fun Madness składała się z elementów: fizycznego, sieciowego i umysłowego. Element sieciowy to zagadka, której rozwiązanie wymagało znalezienia odpowiedzi na masę niejasnych pytań. Ta partia zawierała grupę pytań dotyczących wątków z dōjinshi – komiksów tworzonych przez fanów japońskiej mangi. Bywają tak duże jak oficjalne komiksy, które stanowią dla nich inspirację, lecz są o wiele bardziej niesamowite – można w nich znaleźć krzyżujące się wątki, a czasem naprawdę głupkowate piosenki i fabułę. No i oczywiście jest tam pełno historii miłosnych. W końcu wszyscy lubią oglądać, jak ich ulubione postaci ze sobą kręcą.