Выбрать главу

– Chcę to mieć na koszulce – powiedziałem.

– To by było dobre – odparła.

Uśmiechnęliśmy się do siebie.

– Gdzie mogę dostać swoje klucze? – zapytała, wyjmując telefon.

– Zrobimy to tam, w ustronnym miejscu obok jaskiń. Zaprowadzę cię i wszystko ustawię, potem zrobisz swoje i zaniesiesz komputer do swoich przyjaciół, żeby zrobili zdjęcia publicznego klucza i mogli go przepisać po powrocie do domu.

Podniosłem głos:

– A! Jeszcze jedno! Jezu, nie mogę uwierzyć, że o tym zapomniałem. Gdy już wpiszecie klucze, wykasujcie te zdjęcia! Ostatnia rzecz, jakiej chcemy, to Flickr pełen zdjęć, na których wspólnie konspirujemy.

Rozległ się przyjacielski nerwowy chichot, Jolu zgasił światło i nagle zrobiło się ciemno, tak że przestałem cokolwiek widzieć. Stopniowo moje oczy przyzwyczaiły się do mroku i ruszyliśmy w kierunku jaskini. Ktoś za mną szedł. Ange. Odwróciłem się do niej i uśmiechnęliśmy się do siebie, jej zęby błyszczały w ciemności.

– Dzięki – powiedziałem. – Byłaś świetna.

– To z tym workiem na głowie i cała reszta to prawda?

– Jasne – odparłem. – To się stało. Nigdy o tym nikomu nie mówiłem, ale to się wydarzyło.

Przerwałem na chwilę, żeby się nad tym zastanowić.

– Wiesz, przez cały ten czas, który upłynął od tamtej pory, przez to, że nikomu o tym nie mówiłem, zaczęło mi się wydawać, że to był tylko zły sen. Ale to się działo naprawdę.

Zatrzymałem się i zacząłem się wspinać do jaskini.

– Cieszę się, że w końcu to powiedziałem. Inaczej zacząłbym wątpić we własną poczytalność.

Ustawiłem laptop na suchym fragmencie skały, odpaliłem go z DVD, a ona się wszystkiemu przyglądała.

– Załaduję go dla każdego od nowa. To standardowa wersja ParanoidLinuksa, chociaż myślę, że będziesz musiała uwierzyć mi na słowo.

– Cholera – powiedziała. – Tu chodzi o zaufanie?

– Tak – przytaknąłem. – O zaufanie.

Gdy włączyła generator klucza, cofnąłem się trochę, nasłuchując, jak pisze i porusza myszką, by wprowadzić losowo wybrane znaki. Wsłuchiwałem się w odgłos fal rozbijających się o skały, w odgłosy imprezy, na której lało się piwo.

Wyszła z jaskini z laptopem w dłoniach. Widniał na nim wypisany wielkimi, błyszczącymi literami jej klucz publiczny, jej „odcisk palca” i adres mailowy. Przysunęła ekran do twarzy i zaczekała, aż wyciągnę komórkę.

– Uśmiech – powiedziałem. Strzeliłem jej fotkę i wrzuciłem telefon z powrotem do kieszeni.

Wróciła do znajomych i wszyscy zrobili jej zdjęcie z ekranem. Panował imprezowy nastrój. Nastrój zabawy. Miała naprawdę dużo charyzmy – miałem ochotę się śmiać, nie z niej, ale razem z nią. Ale czad, to było zajebiste! Wypowiadaliśmy tajną wojnę tajnej policji. Co my sobie, do cholery, myśleliśmy?

I tak się to kręciło przez następną godzinę lub dwie. Wszyscy robili zdjęcia i generowali klucze. Musiałem się z każdym spotkać. Wielu z tych ludzi znałem – niektórych sam zaprosiłem – inni byli przyjaciółmi moich kumpli lub kumpli moich kumpli. Wszyscy powinniśmy być kolegami. Zanim noc dobiegła końca, staliśmy się nimi.

Gdy już wszyscy skończyli, Jolu poszedł zrobić swój klucz, a potem odwrócił się, uśmiechając się do mnie z zażenowaniem. Nie byłem już na niego zły. Robił to, co musiał. Wiedziałem, że bez względu na to, co mówił, zawsze będę mógł na niego liczyć. Razem przeszliśmy przez więzienie DBW. Van też. A takie rzeczy wiążą ludzi na całe życie bez względu na wszystko.

Wpisałem swój klucz i przeszedłem się tak, żeby każdy mógł strzelić sobie fotkę. Potem wdrapałem się wysoko na miejsce, z którego wcześniej przemawiałem, i poprosiłem wszystkich o uwagę.

– Większość z was dostrzegła, że w tej procedurze tkwi istotny błąd. A co, jeśli temu laptopowi nie można ufać? A jeśli po cichu zapisuje nasze instrukcje? Lub nas szpieguje? Co, jeśli nie można ufać mnie i José Luisowi?

Rozległ się donośniejszy przyjazny chichot. Trochę cieplejszy niż poprzednio, bardziej pijacki.

– Naprawdę – dodałem. – Gdybyśmy byli po niewłaściwej stronie, to wpadlibyście wszyscy, każdy z was, w tarapaty. Może nawet skończylibyście w więzieniu.

Chichot stał się bardziej nerwowy.

– Dlatego teraz zamierzam zrobić to – podniosłem młotek, który wziąłem ze skrzynki na narzędzia mojego taty.

Ustawiłem laptop na skale, wziąłem zamach, a Jolu śledził moje ruchy swoją latarką. Trzask. Zawsze marzyłem, żeby rozwalić laptop młotkiem, i oto teraz moje marzenia się spełniały. W przyjemności i bólu, jakie odczuwałem, było coś z pornografii.

Trach! Rozbity na miliony kawałków ekran odpadł, odsłaniając klawiaturę. Wciąż waliłem w laptop, dopóki i ona nie odpadła, odkrywając płytę główną i twardy dysk. Trzask! Przygotowałem się, żeby uderzyć w dysk pod kątem prostym. Walnąłem z całej siły. Musiałem uderzyć trzy razy, zanim rozpadła się obudowa, odsłaniając delikatne wnętrzności komputera. Uderzałem jednak dalej, dopóki wszystkie kawałki nie osiągnęły rozmiarów mniejszych od zapalniczki, a potem wsadziłem je do torby na śmieci. Tłum wznosił dzikie okrzyki – dość głośne, więc zacząłem się niepokoić, że ktoś w jednym z tych domów na klifach powyżej może usłyszeć nas wśród odgłosów fal i wezwać policję.

– Dobra! – zawołałem. – A teraz, jeśli chcecie mi towarzyszyć, zamierzam zanieść to na dół i zanurzyć na dziesięć minut w słonej wodzie.

Na początku nikt nie zgłosił się na ochotnika, lecz potem Ange wysunęła się naprzód, chwyciła mnie za ramię swoimi ciepłymi dłońmi i wyszeptała mi do ucha:

– To było piękne – po czym ruszyliśmy razem w stronę oceanu.

Nawet z naszymi diodowymi latarkami nad oceanem było całkowicie ciemno i zdradliwie. Dookoła leżały śliskie, ostre skały, po których stąpało się dość trudno i bez tych dodatkowych trzech kilo potrzaskanej elektroniki w plastikowej torbie. Poślizgnąłem się i pomyślałem, że potnę się tam na kawałki, ale Ange chwyciła mnie zaskakująco mocno i pomogła złapać równowagę. Znalazłem się blisko niej, dość blisko, aby poczuć jej perfumy, przywołujące na myśl zapach nowych samochodów. Uwielbiam ten zapach.

– Dzięki – wydusiłem z siebie, patrząc w jej duże oczy, dodatkowo powiększone przez męskie okulary w czarnych oprawkach.

W ciemnościach nie mogłem rozpoznać ich koloru, ale sądząc po jej ciemnych włosach i oliwkowej cerze, były ciemne. Miała śródziemnomorski typ urody, może grecki, może hiszpański lub włoski.

Przykucnąłem i zanurzyłem torbę w oceanie, pozwalając, by wypełniła się słoną wodą. Osunąłem się trochę i zamoczyłem but. Zakląłem, a ona się roześmiała. Odkąd ruszyliśmy w stronę oceanu, nie odezwaliśmy się ani słowem. W naszym milczeniu było coś magicznego.

Do tej pory całowałem się w sumie z trzema dziewczynami, nie licząc momentu, kiedy po powrocie do szkoły niektóre przywitały mnie jak bohatera. To nie jest jakaś ogromna liczba, ale też nie jakoś specjalnie mało. Mam całkiem niezłe wyczucie co do dziewczyn i myślę, że ją też mogłem pocałować. Może nie była typem gorącej laski w tradycyjnym znaczeniu, ale byłem z nią sam na sam, w nocy, na plaży, a ona była w dodatku bystra, żywiołowa i oddana sprawie.

Nie pocałowałem jej jednak ani nie wziąłem za rękę. Doświadczyliśmy za to czegoś, co można by nazwać duchowym przeżyciem. Fale, noc, morze, skały i nasze oddechy. Ta chwila trwała całe wieki. Westchnąłem. W końcu pokonaliśmy spory odcinek drogi. Czekało mnie jeszcze dzisiaj niemało roboty, miałem wpisać te wszystkie klucze na moją listę, podpisać je i opublikować. Miałem uruchomić Sieć Zaufania.