Выбрать главу

– Chcesz trochę? – zapytała i wyciągnęła swój pojemnik.

– Pas – odparłem tak szybko, że oboje się roześmialiśmy.

Gdy wyszliśmy z baru i ruszyliśmy w kierunku parku Dolores, objęła mnie w pasie i okazało się, że jest akurat takiego wzrostu, że mogłem ją objąć ramieniem. To coś nowego. Nigdy nie byłem wysokim facetem, a wszystkie dziewczyny, z którymi chodziłem, były mojego wzrostu – nastoletnie dziewczyny rosną szybciej niż chłopaki, co jest zwyczajną drwiną natury. To było przyjemne. Ja czułem się przyjemnie.

Skręciliśmy w 20th Street i ruszyliśmy pod górkę, w kierunku parku. Jeszcze zanim postawiliśmy pierwszy krok, usłyszeliśmy odgłosy imprezy. Brzmiały niczym bzyczenie miliona pszczół. Ludzie wlewali się strumieniami do parku, a kiedy spojrzałem w jego kierunku, zauważyłem, że jest sto razy bardziej zapchany niż wtedy, gdy szedłem na spotkanie z Ange.

Na widok tego krew zawrzała mi w żyłach. Była piękna, chłodna noc, a my szliśmy na imprezę, na prawdziwą imprezę, jakby nie było żadnego jutra. „Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy”[26].

Bez słowa zaczęliśmy biec, mijając gliniarzy o spiętych twarzach. Ale co oni niby chcieli zrobić? W parku było naprawdę mnóstwo ludzi.

Nie jestem dobry w liczeniu tłumu. W gazetach cytowano później organizatorów, według których zjawiło się dwadzieścia tysięcy ludzi; według policji było pięć tysięcy. Być może oznacza to, że przyszło dwanaście i pół tysiąca.

Wszystko jedno. Jeszcze nigdy nie stałem w tak ogromnym tłumie na niezaplanowanej, nieusankcjonowanej, nielegalnej imprezie.

Natychmiast się tam znaleźliśmy. Nie dam głowy, ale wśród tej masy ciał nie było nikogo powyżej dwudziestkipiątki. Wszyscy się uśmiechali. Było tam też kilkoro dziesięcio– czy może dwunastoletnich dzieciaków, więc poczułem się lepiej. Nikt nie zrobi nic głupiego takim małym dzieciakom w tłumie. Nikt nie chce, żeby dzieciom coś się stało. To miała być po prostu cudowna, wiosenna, uroczysta noc.

Uznałem, że musimy się przedrzeć w stronę kortów tenisowych. Przepychaliśmy się przez tłum, a żeby się nie zgubić, złapaliśmy się za ręce. Nie musieliśmy przeplatać palców. Zrobiliśmy to jednak z czystej przyjemności. To było bardzo miłe.

Na kortach tenisowych zebrały się zespoły z gitarami, mikserami, keyboardami, a nawet sprzętem perkusyjnym. Znalazłem później w Xnecie zdjęcia na Flickrze, jak przemycali tam sprzęt, kawałek po kawałku, w torbach i pod kurtkami. Wzdłuż kortów rozstawione były ogromne głośniki, takie jakie można znaleźć w sklepach motoryzacyjnych, a wśród nich stos... akumulatorów. Roześmiałem się. Genialne! To miało być zasilanie. Z miejsca, w którym stałem, dostrzegłem, że były to ogniwa z samochodu hybrydowego marki Toyota Prius. Ktoś wybebeszył ekologiczne auto, żeby zasilić całonocną imprezę. Akumulatory leżały nawet za kortami, były przywiązane do głównego stosu drutami przeciągniętymi przez siatkę w płocie. Naliczyłem ich... dwieście! Musiały ważyć z tonę.

Tego wszystkiego nie można byłoby zorganizować bez maili, wiki i list dyskusyjnych. A tacy sprytni ludzie na pewno nie zrobili tego przez ogólnodostępny internet. Jestem pewien, że to wszystko działo się w Xnecie.

Zespoły stroiły się i naradzały ze sobą, więc zaczęliśmy podskakiwać w tłumie. Z daleka dostrzegłem Trudy Doo, która stała na korcie tenisowym. Wyglądała jak zapaśnik w klatce. Miała na sobie podkoszulkę na ramiączkach i długie fluorescencyjne różowe dredy aż do pasa. Ubrana była w bojówki i ogromne gotyckie buty z blachami. Widziałem, jak podnosi ciężką skórzaną kurtkę, wytartą jak rękawica do bejsbolu, i zakłada ją niczym zbroję. Zdałem sobie sprawę, że to prawdopodobnie jest zbroja.

Próbowałem do niej pomachać, chyba po to żeby zaimponować Ange, ale mnie nie zauważyła, więc wyszedłem na idiotę. W tym tłumie tkwiła niesamowita energia. Czasem słyszy się, jak ludzie rozmawiają o „wibracjach” i „energii” dużych grup, ale dopóki się tego nie doświadczy, ma się prawdopodobnie wrażenie, że to tylko takie gadanie.

Wcale nie. To uśmiechy na wszystkich twarzach zaraźliwe i wielkie jak arbuzy. Lekkie podrygiwanie w rytm niesłyszalnej muzyki, kołysanie ramionami. Taneczny krok. Żarty i śmiech. Napięte i przyciszone głosy. Nie można nie być tego częścią. Po prostu się nią jest.

Atmosfera panująca w tłumie zahipnotyzowała mnie, jeszcze zanim wystartowały zespoły. Na początku zagrała jakaś serbska kapela turbofolkowa i nie za bardzo mogłem załapać, jak się to tańczy. Umiem tańczyć jedynie do dwóch rodzajów muzyki, do trance'u (powłóczysz nogami dookoła i dajesz się ponieść muzyce) i do punka (rozpychasz się i pogujesz, aż wyczerpią ci się baterie). Następni byli hiphopowcy z Oakland, którzy wystąpili wspólnie z kapelą thrashmetalową, co brzmiało lepiej, niż mogłoby się wydawać. Potem był jeszcze jakiś landrynkowy pop. Aż w końcu na scenę weszła kapela Speedwhores, a do mikrofonu zbliżyła się Trudy Doo.

– Nazywam się Trudy Doo i jeśli mi ufacie, to jesteście idiotami. Mam trzydzieści dwa lata, więc już na mnie za późno. Już po mnie. Utknęłam w starym sposobie myślenia. Wciąż uważam swoją wolność za rzecz oczywistą i pozwalam, żeby inni ludzie mi ją odbierali. Jesteście pierwszym pokoleniem, które dorasta w Gułagu Ameryka, i wiecie, ile warta jest wasza wolność, co do ostatniego cholernego centa!

Tłum zawył. Grała szybkie, nerwowe akordy na gitarze, a basistka, wielka otyła dziewczyna w lesbijskiej fryzurze, jeszcze większych butach i z uśmiechem, o który można było otwierać butelki z piwem, wtórowała jej szybko i ciężko. Miałem ochotę skakać. Skakałem. Ange skakała ze mną. Po naszych ciałach spływał swobodnie pot, którego zapach wraz z dymem z marihuany unosił się w wieczornym powietrzu. Ze wszystkich stron napierały na nas ciepłe ciała. One też skakały.

– Nie ufajcie nikomu powyżej dwudziestkipiątki! – krzyknęła.

Zaryczeliśmy Byliśmy teraz jednym wielkim zwierzęcym ryczącym gardłem.

– Nie ufajcie nikomu powyżej dwudziestki piątki!

– Nie ufajcie nikomu powyżej dwudziestkipiątki!

– Nie ufajcie nikomu powyżej dwudziestkipiątki!

– Nie ufajcie nikomu powyżej dwudziestkipiątki!

– Nie ufajcie nikomu powyżej dwudziestkipiątki!

– Nie ufajcie nikomu powyżej dwudziestkipiątki!

Uderzyła w ciężkie akordy, a druga gitarzystka, dziewczyna drobna jak skrzat z twarzą najeżoną kolczykami, włączyła się, grając wysokie łidl-di-łidl-di-di-di za dwunastym progiem.

– To jest nasze cholerne miasto! To jest nasz cholerny kraj. Dopóki jesteśmy wolni, żaden terrorysta nie może ich nam odebrać. Jeśli utracimy naszą wolność, terroryści zwyciężą! Odzyskajcie ją! Odzyskajcie ją! Jesteście na tyle młodzi i na tyle głupi, że nie wiecie, że nie możecie wygrać, więc jesteście jedynymi ludźmi, którzy mogą doprowadzić nas do zwycięstwa! Odzyskajcie ją!

– ODZYSKAJCIE JĄ! – zaryczeliśmy. Uderzyła mocno w struny. Odpowiedzieliśmy krzykiem i wtedy zrobiło się naprawdę, naprawdę GŁOŚNO.

Tańczyłem dotąd, aż zrobiłem się tak zmęczony, że nie mogłem wykonać kolejnego kroku. Ange tańczyła obok mnie. W zasadzie nasze spocone ciała ocierały się o siebie od kilku godzin, ale wierzcie lub nie, wcale nie zrobiłem się przez to napalony. Tańczyliśmy zatraceni w boskim rytmie, uderzeniach i krzyku: ODZYSKAJCIE JĄ! ODZYSKAJCIE JĄ!

Gdy już nie mogłem tańczyć, chwyciłem ją za rękę, a ona uścisnęła ją tak, jakby miała zaraz spaść z wysokiego budynku. Zaciągnęła mnie na brzeg tłumu, gdzie było bardziej przestronnie i przyjemnie. Tam, na skraju parku Dolores, powietrze było chłodne i pot na naszych ciałach zrobił się natychmiast lodowaty. Zaczęliśmy się trząść, więc objęła mnie wpół.

вернуться

26

1 Kor 15.32. [w:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, w przekładzie z języków oryginalnych, oprać, zespół biblistów polskich z inicjatywy benedyktynów tynieckich, wyd. 5 na nowo oprać, i popr., Poznań 2002.