Выбрать главу

Kipiało we mnie.

– Och, na miłość boską. Sięgnęli po terroryzm? Pokazali, że powszechny nadzór jest bardziej niebezpieczny niż terroryzm. Spójrz, co się stało w parku w zeszły weekend. Ci ludzie tańczyli i słuchali muzyki. Czy to jest terroryzm?

Nauczycielka przeszła na drugą stronę klasy, stanęła przede mną i wisiała mi tak nad głową, dopóki się nie zamknąłem.

– Marcus, wydaje mi się, że twoim zdaniem w tym kraju nic się nie zmieniło. Musisz zrozumieć, że wysadzenie Bay Bridge zmieniło wszystko. Tysiące naszych znajomych i krewnych leży martwych na dnie zatoki. Nadszedł czas narodowego zjednoczenia w obliczu brutalnej zniewagi, której doświadczył ten kraj...

Wstałem. Miałem już dość tych bzdetów w stylu „wszystko się zmieniło”.

– Narodowego zjednoczenia? Przecież cały sens Stanów Zjednoczonych Ameryki tkwi w tym, że tutaj akceptuje się różne punkty widzenia. Jesteśmy krajem dysydentów, bojowników, ludzi, którzy rzucili studia, i osób walczących o wolność słowa.

Pomyślałem o ostatniej lekcji z panią Galvez oraz o tysiącach studentów z Berkeley otaczających samochód policji, która chciała aresztować chłopaka za rozprowadzanie materiałów informacyjnych o prawach obywatelskich. Teraz nikt nie starał się zatrzymać ciężarówek, gdy odjeżdżały z tymi wszystkimi ludźmi, którzy tańczyli w parku. Ja też nie. Uciekłem.

Być może rzeczywiście wszystko się zmieniło.

– Myślę, że wiesz, gdzie jest gabinet pana Bensona – zwróciła się do mnie. – Masz się tam natychmiast stawić. N i e będę tolerować tak niegrzecznego zachowania na moich lekcjach. Jak na kogoś, kto twierdzi, że kocha wolność słowa, przejawiasz zbyt dużą ochotę, aby zakrzyczeć każdego, kto się z tobą nie zgadza.

Wziąłem swojego schoolbooka, torbę i wypadłem z klasy jak burza. Drzwi miały zawiasy ze spowalniaczami, więc nie można było nimi trzaskać, gdyby nie to, rąbnąłbym nimi.

Poszedłem szybko do gabinetu Bensona. Cały czas filmowały mnie kamery. Rejestrowały mój chód. Czujniki RFID w moim szkolnym identyfikatorze transmitowały dane na mój temat do czujników rozmieszczonych na korytarzu. Jak w więzieniu.

– Zamknij drzwi, Marcusie – powiedział Benson. Odwrócił swój ekran tak, żeby móc patrzeć na nagranie z lekcji WOS-u. Oglądał je.

– Co masz na swoją obronę?

– To nie była nauka, to była propaganda. Powiedziała nam, że konstytucja nie ma znaczenia!

– Nie, powiedziała, że to doktryna religijna. A ty zaatakowałeś ją niczym jakiś fundamentalista, udowadniając, że ma rację. Marcusie, kto jak kto, ale ty powinieneś zrozumieć, że po wysadzeniu mostu wszystko się zmieniło. Twój przyjaciel Darryl...

– Niech pan nawet o nim nie wspomina! – krzyknąłem, kipiąc ze złości. – Nie ma pan prawa o nim mówić. Tak, rozumiem, że wszystko jest teraz inne. Kiedyś żyliśmy w wolnym kraju. A teraz nie.

– Marcusie, wiesz, co oznacza „zero tolerancji”?

Dałem za wygraną. Mógł mnie wydalić ze szkoły za „groźne zachowanie”. Program „zero tolerancji” był wymierzony przeciwko dzieciakom z gangów, które próbowały zastraszyć swoich nauczycieli. Ale oczywiście nie miałby żadnych skrupułów, żeby wykorzystać go przeciwko mnie.

– Tak – odparłem. – Wiem, co to znaczy.

– Myślę, że jesteś mi winien przeprosiny – zasugerował.

Spojrzałem na niego. Ledwie mógł się powstrzymać od swojego sadystycznego uśmieszku. Jakaś część mnie chciała się przed nim płaszczyć. Chciała błagać o przebaczenie za cały wstyd, który przyniosłem. Ujarzmiłem tę część i postanowiłem, że prędzej wykopie mnie ze szkoły, niż doczeka się przeprosin.

– „Wyłonione zostały wśród ludzi rządy, których sprawiedliwa władza wywodzi się ze zgody rządzonych. Że jeżeli kiedykolwiek jakakolwiek forma rządu uniemożliwiałaby osiągnięcie tych celów, to naród ma prawo taki rząd zmienić lub obalić i powołać nowy, którego podwalinami będą takie zasady i taka organizacja władzy, jakie wydadzą się narodowi najbardziej sprzyjające dla szczęścia i bezpieczeństwa”. – Pamiętałem to co do słowa.

Potrząsnął głową.

– Pamiętanie rzeczy to nie to samo, co ich rozumienie, synu. -Nachylił się nad komputerem i kliknął kilka razy. Zamruczała drukarka. Wręczył mi kartkę ciepłego papieru firmowego szkoły i oznajmił, że zostałem zawieszony na dwa tygodnie.

– Teraz wyślę e-mail do twoich rodziców. Jeśli za trzydzieści minut będziesz nadal przebywał na terenie szkoły, zostaniesz aresztowany za wtargnięcie.

Spojrzałem na niego.

– Chyba nie chcesz wypowiedzieć mi wojny w mojej własnej szkole – dodał. – Nie możesz jej wygrać. IDŹ!

Wyszedłem.

Rozdział 14

Kiedy wszyscy użytkownicy Xnetu siedzieli w szkole, korzystanie z niego nie było zabawne. W tylnej kieszeni dżinsów miałem złożoną kartkę, którą po przyjściu do domu rzuciłem na stół kuchenny. Usiadłem w pokoju gościnnym i włączyłem telewizję. Rzadko ją oglądałem, ale wiedziałem, że robili to moi rodzice. Wszystkie swoje poglądy o świecie czerpali z telewizji, radia i gazet.

Wiadomości były okropne. Istniało tyle powodów, żeby się bać. Żołnierze amerykańscy ginęli na całym świecie. Nie tylko żołnierze. Funkcjonariusze Gwardii Narodowej, którzy zapisali się na służbę, myśląc, że będą ratowali ludzi przed huraganami, stacjonowali teraz latami za granicą, uczestnicząc w długiej, niekończącej się wojnie.

Przeleciałem wszystkie dwudziestoczterogodzinne programy informacyjne, jeden po drugim: parada urzędników tłumacząca nam, dlaczego powinniśmy być przerażeni. Defilada zdjęć bomb wybuchających na całym świecie.

Przerzucałem kolejne kanały i nagle złapałem się na tym, że patrzę na znajomą twarz. Ten koleś wszedł do ciężarówki, na której tyłach byłem przykuty, i rozmawiał z Miss Gestapo. Miał na sobie mundur żołnierski. Podpis mówił, że jest to generał Graeme Sutherland, dowódca regionalny Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

– Trzymam w rękach materiały informacyjne, które rozdawano na tak zwanym koncercie w parku Dolores w zeszłym tygodniu.

Podniósł stos broszurek. Pamiętam, że rozdawało je tam wiele osób. Jeśli gdziekolwiek w San Francisco napotkacie grupę ludzi, znajdziecie tam też broszury.

– Chciałbym, aby przez chwilę państwo na to zerknęli. Pozwólcie, że przeczytam tytuły. Bez zgody rządzonych: Obywatelska instrukcja obalenia państwa. I jeszcze jeden: Czy zamach terrorystyczny z 11 września naprawdę miał miejsce? I kolejny: Jak obrócić służby bezpieczeństwa przeciwko nim samym. Te broszury pokazują nam prawdziwy powód nielegalnego zgromadzenia w sobotnią noc. To nie było jedynie niebezpieczne zgromadzenie tysięcy ludzi, którzy nie podjęli odpowiednich środków ostrożności, ba, nawet nie zaopatrzyli się w toalety. To był wiec rekrutacyjny wroga. To była próba deprawacji dzieci i wmówienia im, że Ameryka nie powinna się bronić. Weźmy na przykład ten slogan: NIE UFAJCIE NIKOMU POWYŻEJ 25-TKI. Czy jest lepszy sposób, żeby nie dopuścić do jakiejkolwiek przemyślanej, wyważonej i dojrzałej dyskusji na temat tego proterrorystycznego przesłania, niż wyeliminowanie dorosłych i jednoczesne ograniczenie własnej grupy do łatwowiernych młodych ludzi?

Kiedy na scenę weszła policja – ciągnął swój wywód – okazało się, że trwa tam wiec rekrutujący wrogów Ameryki. Zgromadzenie to zakłóciło ciszę nocną setek mieszkańców tej okolicy, z którymi nie skonsultowano się w sprawie organizacji owej całonocnej imprezy.