Выбрать главу

– Jestem tutaj po to, by was wysłuchać bez względu na to, co macie mi do powiedzenia, i obiecuję, że wszystkie informacje potraktuję jako poufne. Ale nie mogę obiecać, że zrobię coś w tej sprawie i że zostanie to opublikowane.

Sposób, w jaki to powiedziała, uświadomił mi, że wyświadczyła mojej mamie, która wyrwała ją z łóżka, wielką przysługę bez względu na to, czy była jej przyjaciółką czy też nie. Bycie grubą rybą dziennikarstwa śledczego musiało być potwornie upierdliwe. Pewnie z milion osób chciałoby, żeby zajęła się ich sprawą.

Mama skinęła na mnie głową. Mimo że opowiadałem tę historię już trzy razy tego wieczoru, nie mogłem wykrztusić słowa. To co innego niż rozmowa z rodzicami. Co innego niż opowiadanie ojcu Darryla. To – to miało być nowe posunięcie w grze.

Zacząłem powoli, patrząc, jak Barbara sporządza notatki. Wypiłem całą filiżankę kawy, wyjaśniając, co to jest ARG i jak wydostałem się ze szkoły, żeby wziąć udział w grze. Mama, tata i pan Glover słuchali uważnie. Nalałem sobie kolejną filiżankę kawy i wypiłem ją, tłumacząc, jak zostaliśmy schwytani. Zanim dokończyłem swoją opowieść, osuszyłem cały dzbanek i czułem się jak koń wyścigowy, któremu chce się sikać.

Jej łazienka z brązowym organicznym mydłem o zapachu czystego błota leżącym na umywalce była tak samo surowa jak pokój. Gdy wróciłem, wszyscy dorośli patrzyli na mnie w milczeniu.

Teraz swoją historię opowiedział ojciec Darryla. Oczywiście nie miał nic do powiedzenia na temat tego, co się stało, ale wyjaśnił, że jest weteranem i że jego syn był dobrym dzieckiem. Mówił o tym, co czuje człowiek, który myśli, że jego dziecko nie żyje, o tym, jak jego była żona załamała się i wylądowała w szpitalu, po tym jak się o wszystkim dowiedziała. Trochę płakał, nie czując wstydu. Łzy spływały ciurkiem po jego pomarszczonej twarzy, pozostawiając ciemne plamki na kołnierzu jego galowego munduru.

Gdy skończył, Barbara poszła do drugiego pokoju i wróciła z butelką irlandzkiej whisky.

– To piętnastoletni bushmills z pojedynczej beczki – wyjaśniła, stawiając na stole cztery małe szklanki. Żadnej dla mnie. – Nie sprzedają go od dziesięciu lat. Myślę, że to odpowiedni moment, żeby go otworzyć.

Wypełniła szklanki alkoholem, potem podniosła swoją do ust, wypijając połowę zawartości. Reszta dorosłych poszła za jej przykładem. Wypili, a ona nalała im następną kolejkę.

– W porządku – powiedziała. – Oto, co mogę wam teraz powiedzieć. Wierzę wam. Nie tylko dlatego, że cię znam, Lillian. Ta historia brzmi wiarygodnie i pokrywa się z innymi pogłoskami, które do mnie dotarły. Ale nie mogę wam po prostu uwierzyć na słowo. Będę musiała przeprowadzić dochodzenie na temat każdego aspektu tej sprawy, każdego szczegółu waszego życia i tej historii. Muszę wiedzieć, czy jest coś, o czym mi nie powiedzieliście, coś, co mogłoby was zdyskredytować po wyjściu na światło dzienne. Muszę wiedzieć wszystko. Mogą minąć tygodnie, zanim będę gotowa, żeby to opublikować.

Musicie też myśleć o swoim bezpieczeństwie oraz bezpieczeństwie Darryla. Jeśli rzeczywiście jest „osobą nieistniejącą”, to naciskanie na DBW może spowodować, że wywiozą go gdzieś o wiele dalej. Na przykład do Syrii. Mogą też zrobić coś o wiele gorszego.

Jej słowa zawisły w powietrzu. Wiedziałem, że chodziło jej o to, że mogą go zabić.

– Teraz wezmę ten list i go zeskanuję. Będę potrzebowała zdjęć was wszystkich, teraz i później. Możemy wysłać fotografa, ale dzisiaj chcę to jak najdokładniej udokumentować.

Udałem się z nią do jej biura, żeby zeskanować list. Spodziewałem się stylowego komputera o niskim zasilaniu, który pasowałby do całego wystroju, ale zamiast tego jej gościnna sypialnia/biuro było zagracone najwyższej klasy pecetami z dużymi płaskimi monitorami i skanerem tak ogromnym, że zmieściłaby się w nim cała gazeta codzienna. Szybko sobie z tym poradziła. Z pewną aprobatą dostrzegłem, że używała ParanoidLinuksa. Ta kobieta traktowała swoją pracę poważnie.

Wentylatory w komputerze tworzyły efektywny ekran białego szumu, lecz mimo to zamknąłem drzwi i podszedłem do niej.

– Hm, proszę pani?

– Tak?

– Ja w sprawie tego, o czym pani mówiła, tego, co mogą wykorzystać, żeby mnie zdyskredytować.

– Tak?

– Chcę pani coś powiedzieć, ale nie może pani pod żadnym pozorem nikomu tego wyjawić, dobrze?

– Ujmę to tak. Wolę pójść do więzienia, niż ujawnić źródło informacji.

– OK, OK. Dobrze. Łał. Więzienie. Łał. OK.

Wziąłem głęboki wdech.

– Słyszała pani o Xnecie? O M1k3yu?

– Tak?

– To ja jestem M1k3y.

– O! – odparła. Uruchomiła skaner i przewróciła list na drugą stronę. Skanowała z jakąś nieprawdopodobną rozdzielczością, dziesięć tysięcy dpi lub jeszcze większą, co na ekranie wyglądało jak efekt pracy elektronowego mikroskopu tunelowego.

– To rzuca nowe światło na całą sprawę.

– Tak – przytaknąłem – chyba tak.

– Twoi rodzice nie wiedzą.

– Nie. I nie wiem, czy chcę, żeby wiedzieli.

– Decyzja należy do ciebie. Muszę się nad tym zastanowić. Czy możesz przyjść do mnie do redakcji? Chcę się dowiedzieć, co to dokładnie znaczy.

– Czy ma pani Xbox Universal? Mógłbym przynieść instalkę.

– Tak, jestem pewna, że to się da załatwić. Kiedy się zjawisz, powiedz w recepcji, że przyszedł pan Brown, żeby się ze mną zobaczyć.

Wiedzą, co to znaczy. Nie odnotują twojej wizyty, a wszystkie nagrania zarejestrowane przez kamery zostaną automatycznie wykasowane, same zaś kamery wyłączone, dopóki nie wyjdziesz.

– Dobre – powiedziałem. – Myśli pani tak samo jak ja.

Uśmiechnęła się i rąbnęła mnie w ramię.

– Chłopcze, jestem w tej grze od piekielnie długiego czasu. Jak dotąd udało mi się spędzić więcej czasu na wolności niż za kratkami. Moją przyjaciółką jest paranoja.

Następnego dnia w szkole wyglądałem jak zombi. W sumie spałem trzy godziny i nawet trzy kubki tureckiego kofeinowego błota nie zdołały uruchomić mojego mózgu. Problem z kofeiną jest taki, że zbyt łatwo się do niej przyzwyczaić i żeby funkcjonować, trzeba przyjmować coraz to większe i większe dawki.

Całą poprzednią noc zastanawiałem się, co mam zrobić. Czułem się tak, jakbym biegł po ciasnych, krętych korytarzach labiryntu – wszystkie wyglądały tak samo, każdy kończył się ślepym zaułkiem. Jeśli pójdę do Barbary, to już po mnie. Taki będzie tego finał, bez względu na to, co o tym myślę.

Nim lekcje dobiegły końca, marzyłem tylko o tym, żeby pójść do domu i wpełznąć do łóżka. Ale miałem umówione spotkanie w „Bay Guardianie”. Ze wzrokiem wbitym w ziemię chwiejnym krokiem wyszedłem przez bramę, skręciłem w 24th Street i wtedy dołączyła do mnie druga para stóp. Rozpoznałem buty i zatrzymałem się.

– Ange?

Wyglądała tak, jak ja się czułem. Niewyspana, z podkrążonymi oczami i smutną miną.

– Cześć – powiedziała. – Niespodzianka. Zrobiłam sobie wolne. I tak nie mogłam się skupić na lekcjach.

– Hm – westchnąłem.

– Zamknij się i mnie przytul, idioto.

Tak też zrobiłem. Czułem się dobrze. Lepiej niż dobrze. Czułem się tak, jakby przyszyto mi jakąś część siebie, którą wcześniej sam sobie amputowałem.

– Kocham cię, Marcusie Yallow.

– Kocham cię, Angelo Carvelli.

– OK – przerwała. – Spodobał mi się twój wpis o tym, dlaczego nie chodzisz na akcje. Szanuję to. Czy znalazłeś jakiś sposób, żeby robić zadymy i nie dać się złapać?