Выбрать главу

– Ale oni po mnie przyjdą. Sama widzisz. Wsadzą mnie na zawsze do pierdla. Nawet nie do pierdla. Po prostu zniknę jak Darryl. A może gorzej. Może wyślą mnie do Syrii. Dlaczego mieliby mnie zostawić w San Francisco? Dopóki siedzę w USA, jestem ich kulą u nogi.

Usiadła ze mną na łóżku.

– No tak – powiedziała.

– Hm...

– Cóż, wiesz, co masz robić?

– Co? – Spojrzała znacząco na moją klawiaturę. Zobaczyłem, że po jej policzkach toczą się łzy. – Nie! Oszalałaś. Myślisz, że zwieję z jakąś wariatką z internetu? Z jakimś szpiegiem?

– A masz lepszy pomysł?

Kopnąłem stertę prania w powietrze.

– Wszystko jedno. Dobra. Jeszcze z nią pogadam.

– Pogadaj – powtórzyła Ange. – Powiedz jej, że uciekasz razem ze swoją dziewczyną.

– Co?

– Zamknij się, kretynie. Myślisz, że jesteś w niebezpieczeństwie? Marcus, mnie grozi takie samo niebezpieczeństwo. To się nazywa współwina. Jeśli ty pójdziesz, to ja też. – Wysunęła brodę w buntowniczym geście. – Ty i ja. Teraz jesteśmy razem. Musisz to zrozumieć.

Usiedliśmy razem na łóżku.

– Chyba że mnie nie chcesz – dodała w końcu cichym głosem.

– Jaja sobie robisz, co?

– A wyglądam tak, jakbym sobie żartowała?

– Nie ma mowy, żebym dobrowolnie poszedł bez ciebie, Ange. Nigdy bym cię nie poprosił, żebyś ze mną poszła, ale strasznie się cieszę, że to zaproponowałaś.

Uśmiechnęła się i rzuciła mi moją klawiaturę.

– Napisz do tego Maszostwora. Zobaczymy, co ta cizia może dla nas zrobić.

Napisałem maila, kodując wiadomość i czekając na odpowiedź. Ange lekko się do mnie przytuliła, musnąłem ją wargami i zaczęliśmy się całować. Przez to całe poczucie niebezpieczeństwa i świadomość, że będziemy trzymać się razem, zapomniałem o skrępowaniu, które pojawiło się po seksie, i zrobiłem się zarabiacie napalony.

Gdy znowu byliśmy na wpół rozebrani, nadszedł mail od Maszy.

> Dwie osoby? Jezu, to już i tak wystarczająco trudne.

> Nie mogę nigdzie wychodzić, chyba że u celach wywiadowczych, gdy w Xnecie wydarzy się jakaś wielka akcja. Kapujesz? Agenci obserwują każdy mój ruch, ale spuszczają mnie ze smyczy, gdy w Xnecie dzieje się coś wielkiego. Wtedy wysyłają mnie w teren.

> Zorganizuj jakąś wielką akcję. Wtedy mnie wyślą. Wydostanę naszą dwójkę. Trójkę, jeśli nalegasz.

> Ale zrób to szybko. Nie mogę wysyłać do ciebie zbyt wielu maili, rozumiesz? Obserwują mnie. Niedługo cię złapią. Nie masz zbyt wiele czasu– Tygodnie? Może tylko dni.

> Bez ciebie się nie wydostanę. Dlatego to robię, na wypadek gdybyś się zastanawiał. Nie mogę uciec sama. Xneterzy muszą odciągnąć ich uwagę. To twoja działka. Nie zawiedź mnie, M1k3y, bo zginiemy oboje. Twoja lalunia też.

> Masza

Zadzwonił mój telefon i aż oboje podskoczyliśmy. To była moja mama, która chciała wiedzieć, kiedy wracam do domu. Powiedziałem jej, że już idę. Nie wspomniała o Barbarze. Umówiliśmy się, że nie będziemy o tych sprawach rozmawiać przez telefon. To był pomysł mojego taty. Potrafił być tak samo paranoiczny jak ja.

– Muszę już iść – oświadczyłem.

– Nasi rodzice będą...

– Wiem – odparłem. – Widziałem, co działo się z moimi rodzicami, gdy myśleli, że nie żyję. Świadomość, że jestem uciekinierem, nie będzie o wiele lepsza. Ale lepiej być uciekinierem niż więźniem. Tak sądzę. W każdym razie gdy znikniemy, Barbara będzie mogła to opublikować, nie martwiąc się, że wpakuje nas w kłopoty.

Pocałowaliśmy się w drzwiach pokoju. Nie w taki gorący, niedbały sposób, w jaki zazwyczaj całowaliśmy się przy rozstaniu. Ten pocałunek był słodki. Powolny. Pożegnalny.

Przejazdy metrem skłaniają do introspekcji. Gdy pociąg kołysze się na boki, a ty próbujesz uniknąć kontaktu wzrokowego z innymi pasażerami i starasz się nie czytać reklam zachwalających chirurgię plastyczną, pożyczki i testy na AIDS, gdy próbujesz ignorować graffiti i nie przyglądać się bliżej rzeczom na podłodze, wtedy właśnie umysł zaczyna naprawdę pracować.

Kołyszesz się tam i z powrotem, a twój mózg analizuje wszystkie te rzeczy, jakie zdarzyło ci się przeoczyć, odtwarza wszystkie filmy z twojego życia, w których nie grasz bohaterów, lecz durni i frajerów.

W twoim umyśle pojawiają się różne teorie, na przykład:

„Gdyby DBW chciał złapać M1k3ya, nie byłoby lepszego sposobu, jak wywabić go z ukrycia i sprowokować, żeby w panice zorganizował jakąś wielką publiczną imprezę Xnetu. Czy dla tej sprawy nie warto ujawnić jednego kompromitującego nagrania?”.

Twój mózg wytwarza takie myśli, nawet jeśli jedziesz metrem tylko dwa lub trzy przystanki. Gdy wysiadasz i zaczynasz się poruszać, twoja krew znów zaczyna krążyć i czasem twój umysł pomaga ci ponownie.

Czasem twój mózg oprócz problemów podsuwa też rozwiązania.

Rozdział 18

Kiedyś moją najbardziej ulubioną na świecie rzeczą było wystawanie w pelerynie po hotelach i udawanie niewidzialnego wampira, na którego wszyscy się gapili.

To skomplikowane i o wiele dziwniejsze, niż się wydaje. Miejsce, gdzie rozgrywają się LARP-y, łączy w sobie najlepsze aspekty D&D, kółka teatralnego i zlotów fanów science fiction.

Rozumiem, że dla was to może nie brzmieć aż tak pociągająco, jak brzmiało dla mnie, gdy miałem czternaście lat.

Najlepsze gry toczyły się na obozach skautowych poza miastem: setka nastolatków, chłopaków i dziewczyn, walczących z korkami w piątkowe wieczory, wymieniająca się historiami, grająca na przenośnych konsolach, popisująca się całymi godzinami. Potem wszyscy wysiadali, żeby stanąć na trawie przed grupą starszych mężczyzn i kobiet w badziewnych zbrojach domowej roboty, poprutych i pozszywanych, bo przecież zbroja powinna wyglądać tak, jak w dawnych czasach, jak mundur żołnierza, który przez miesiąc siedział w krzakach, zupełnie inaczej niż pokazują w filmach.

Teoretycznie tym osobom płacono za przeprowadzanie gier, ale tylko ludzie, którzy byli skłonni robić to za darmo, mogli dostać tę pracę. Wcześniej na podstawie ankiet, które wypełniliśmy, dzielili nas na drużyny, zupełnie jakbyśmy mieli grać w bejsbol.

Potem mieliśmy szkolenie. Wyglądało to jak w filmie o szpiegach: to jest twoja tożsamość, to misja, a to sekrety drużyny.

I tak nadchodził czas obiadu. Huczące ogniska, mięso przypiekane na rożnie, tofu skwierczące na patelni (to północna Kalifornia, tutaj opcja wegetariańska nie jest opcjonalna) oraz styl jedzenia i picia, który można nazwać jedynie siorbaniem.

Już wtedy napalone dzieciaki zaczynały wczuwać się w swoje postacie. Podczas pierwszej gry byłem czarodziejem. Miałem torbę pełną woreczków z fasolą symbolizujących zaklęcia – gdy nimi ciskałem, musiałem też krzyknąć nazwę czaru, który rzucałem: ognista kula, magiczny pocisk, róg światła, i jeśli udało mi się trafić, gracz lub „potwór”, w którego rzucałem, musiał uklęknąć. Ale czasem tego nie robił – wtedy musieliśmy wzywać arbitra do mediacji, ale w większości wszyscy graliśmy fair. Nikt nie lubił rzucającego kośćmi sędziego.

Zanim poszliśmy spać, wszyscy zdążyliśmy się już wczuć we własne role. W wieku czternastu lat nie byłem jeszcze pewien, jak powinien brzmieć głos czarodzieja, ale mogłem podeprzeć się filmami i powieściami. Mówiłem powolnym, wyważonym tonem, z odpowiednim, mistycznym wyrazem twarzy, myśląc o ezoterycznych sprawach.

Misja była skomplikowana, chodziło o odzyskanie tajemnej relikwii skradzionej przez ogra, który chciał podporządkować swojej woli ludność mieszkającą na jego terenie. Tak naprawdę nie miało to większego znaczenia. Liczyło się, że miałem prywatną misję polegającą na tym, żeby złapać pewnego chochlika, aby ten służył mi za druha, i że byłem tajemną nemezis jednego gracza z mojej drużyny, który brał udział w wyścigu i zabił moją rodzinę, gdy byłem jeszcze chłopcem, gracza, który nie wiedział, że oto powróciłem, aby się na nim zemścić. Gdzieś oczywiście był też gracz, który żywił podobną urazę wobec mnie, więc nawet wtedy gdy cieszyłem się towarzystwem mojej drużyny, musiałem mieć oczy szeroko otwarte, w razie gdyby ktoś chciał mnie zajść od tyłu z nożem lub dosypać trucizny do jedzenia.