Cały podstęp polegał na tym, żeby wymyślić coś takiego, co wzbudzi sympatię mediów, tak jak lewitacja Pentagonu.
Cały podstęp polegał na tym, żeby zorganizować coś, co przyciągnie około trzech tysięcy studentów z Berkeley, którzy nie pozwolą na zabranie choćby jednego z nich do policyjnej suki.
Cały podstęp polegał na tym, żeby przyciągnąć tam wszystkich reporterów, którzy doniosą o działaniach policji, tak jak zrobili to w Chicago w 1968 roku.
To musiał być naprawdę niezły podstęp.
Następnego dnia zerwałem się ze szkoły godzinę wcześniej, stosując moje zwyczajowe techniki ucieczki, nie dbając o to, czy uruchomię kolejny zastawiony przez DBW czujnik i czy moi rodzice dostaną kolejną skargę.
Tak czy inaczej po jutrzejszej akcji problemy w szkole miały być ostatnią rzeczą, jaką powinni przejmować się moi rodzice.
Poszedłem do Ange. Musiała zerwać się ze szkoły jeszcze wcześniej niż ja. Zaczęła udawać, że ma straszne skurcze i że słabnie, więc wysłali ją do domu.
Puściliśmy informację w Xnecie. Rozesłaliśmy e-maile do zaufanych znajomych i powiadomiliśmy kumpli na czacie. Przemierzyliśmy pokłady i miasta w Mechanicznej Grabieży i powiadomiliśmy naszą ekipę. Rozesłanie wystarczającej liczby informacji, przy jednoczesnym niewtajemniczaniu w to DBW, było trudnym zadaniem, ale myślę, że udało mi się zachować właściwe proporcje:
> UWAMMPOB JUTRO
> Jeśli jesteście gotami, zaimponujcie strojem. Jeśli nie jesteście gotami, dorwijcie jakiegoś i pożyczcie ciuchy. Obowiązuje strój wampira.
> Gra zaczyna się o ósmej rano. PUNKTUALNIE. Przyjdźcie i przygotujcie się na to, że zostaniecie podzieleni na grupy. Gra trwa 30 minut, więc będziecie mieli dużo czasu, żeby potem wrócić do szkoły.
> Miejsce poznacie jutro. Wyślijcie mailem swój klucz publiczny na mlk3y@malybrat.partiapiratou.org.se i sprawdźcie skrzynkę o siódmej rano– Jeśli to dla was za wcześnie, nie kładźcie się w ogóle spać. To jest nasz plan.
> To będzie zabawa roku, gwarantuję wam.
> Serio.
> M1k3y
Potem wysłałem krótką wiadomość do Maszy.
> Jutro
> M1k3y
Po minucie dostałem od niej odpowiedź:
> Tak myślałam. WampMob, co? Szybko działasz. Załóż czerwoną czapkę. Nie bierz ze sobą za dużo.
Co ze sobą zabieracie, gdy szykujecie się do ucieczki? Nanosiłem się dosyć plecaków na obozach skautowych, żeby wiedzieć, że z każdym krokiem każdy dodatkowy kilogram wrzyna się w ramiona z przygniatającą siłą grawitacji – bo to już nie jest kilogram, to kilogram, który dźwigacie przez milion kroków. A to już tona.
– W porządku – powiedziała Ange. – Sprytnie. I tak zawsze bierze się ciuchy tylko na trzy dni. Można je przecież przepłukać w umywalce. Lepiej mieć plamę na koszulce niż bagaż, który nie mieści się pod siedzeniem w samolocie.
Wyciągnęła torbę zrobioną z nylonu balistycznego, której pasek przechodził między jej piersiami – na widok czego trochę się spociłem. W środku było sporo miejsca, położyła ją na łóżku. Obok niej zaczęła układać ubrania.
– Myślę, że wystarczą trzy koszulki, spodnie, spodenki, trzy pary majtek i skarpetek i sweter.
Wysypała zawartość swojej torby sportowej i zaczęła wybierać przybory toaletowe.
– Muszę pamiętać, żeby jutro rano zabrać szczoteczkę do zębów, zanim pójdę do Civic Center.
Pakowała się w imponujący sposób. Była bezlitosna. To wszystko było takie dziwne – uświadomiłem sobie, że następnego dnia miałem wyjechać. Może nawet na długo. Może na zawsze.
– Mam zabrać Xboksa? – zapytała. – Na twardym dysku mam tony rzeczy, notatki, szkice, maile. Wolałabym, żeby nie wpadły w nieodpowiednie ręce.
– Wszystko jest zakodowane – powiedziałem. – W ParanoidXboksie to standard. Zostaw Xboksa, w LA będzie ich pełno. Załóż tylko konto na serwerze Partii Piratów i wyślij do siebie maila z obrazem swojego twardego dysku. Jak wrócę do domu, zrobię to samo.
Zrobiła tak, jak powiedziałem, i ustawiła się w kolejce, żeby wysłać maila. Zanim wszystkie dane przecisną się przez bezprzewodówkę sąsiadów i dofruną do Szwecji, może minąć kilka godzin.
Zamknęła torbę i naciągnęła paski. Teraz na jej plecach zwisało coś wielkości piłki nożnej, patrzyłem na to z podziwem. Mogła maszerować po ulicy, trzymając to pod pachą i nie zwracając niczyjej uwagi – wyglądała tak, jakby szła do szkoły.
– Jeszcze jedno – dodała, po czym podeszła do nocnego stolika i wyjęła prezerwatywy. Wyciągnęła je z pudełka, otworzyła torbę i wsadziła do środka, a potem klepnęła mnie w tyłek.
– Co teraz? – zapytałem.
– Teraz pójdziemy do ciebie, żebyś zabrał swoje rzeczy. Czas, żebym poznała twoich rodziców, co?
Postawiła torbę na podłodze wśród stosów ubrań i śmieci. Była gotowa odwrócić się do tego wszystkiego plecami i odejść tylko po to, żeby być ze mną. Dla sprawy. Dzięki temu poczułem się odważny, między innymi.
Gdy dotarłem do domu, mama już tam była. Siedziała przy stole kuchennym przed swoim laptopem i wysyłała maile, rozmawiając przez podłączone do komputera słuchawki z jakimś gościem z Yorkshire o tym, jak wraz z rodziną ma zaaklimatyzować się w Luizjanie.
Wszedłem do środka, a za mną Ange. Uśmiechała się jak wariatka, ale trzymała mnie za rękę tak mocno, że czułem, jak zgrzytają mi kości. Nie wiedziałem, o co się tak martwi. Nie zanosiło się na to, że po tym wszystkim będzie spędzać wiele czasu z moimi starymi, nawet jeśli się nam nie uda.
Gdy weszliśmy, mama przerwała rozmowę z Angolem.
– Cześć, Marcus – powiedziała, całując mnie w policzek. – A kto jest z tobą?
– Mamo, poznaj Ange. Ange, to moja mama Louisa.
Mama wstała i uścisnęła Ange.
– Miło cię poznać, kochanie – dodała, lustrując ją od stóp do głów. Ange wyglądała na osobę, którą można zaakceptować, tak myślę. Ubierała się ładnie, powściągliwie i wystarczyło na nią spojrzeć, żeby się zorientować, że jest bystra.
– Miło mi panią poznać – powiedziała pewnym siebie głosem. Poszło jej o wiele lepiej niż mnie podczas spotkania z jej mamą.
– Mów mi Lillian, skarbie – dodała. Rejestrowała każdy szczegół. – Zostaniesz na obiad?
– Z wielką chęcią – odpowiedziała.
– Jesz mięso? – mama już dość dobrze przyzwyczaiła się do życia w Kalifornii.
– Jem wszystko, co wcześniej nie zje mnie – odparła.
– Jest fanatyczką pikantnych sosów – wtrąciłem. – Mogłabyś jej dać stare opony, a ona je zje, jeśli tylko będzie mogła je umoczyć w salsie.
Szturchnęła mnie lekko w ramię.
– Właśnie miałam zamówić coś tajskiego – powiedziała mama. – Dodam do zamówienia kilka dań z chili.
Ange podziękowała jej grzecznie, a mama zaczęła się krzątać po kuchni, podając nam szklanki z sokiem oraz talerz herbatników i pytając nas trzykrotnie, czy nie chcemy herbaty. Trochę się wzdrygnąłem.
– Dzięki, mamo – rzuciłem. – Pójdziemy na chwilę na górę.
Mama zmrużyła na moment oczy, a potem ponownie się uśmiechnęła.
– Oczywiście – odparła. – Zjemy za jakąś godzinę, jak wróci tata.
W szafie miałem schowany swój strój wampira. Pozwoliłem, żeby Ange coś z tego wybrała, podczas gdy ja przebierałem swoje ciuchy. Wybierałem się tylko do LA. Przecież mieli tam sklepy i ubrania, których mogłoby mi zabraknąć. Potrzebowałem tylko trzech, czterech ulubionych koszulek i ulubionej pary dżinsów, dezodorantu i nitki dentystycznej.