– Kasa! – krzyknąłem.
– Tak – przytaknęła. – Miałam wyczyścić swoje konto w bankomacie w drodze do domu. Mam na nim ponad stówkę.
– Serio?
– Na co ja to wydam? – zapytała. – Odkąd powstał Xnet, nie musiałam płacić nawet za dostęp do sieci.
– Ja mam jakieś trzy stówki.
– To dobrze. Wypłać je rano w drodze do Civic Center.
Miałem dużą torbę na książki, w której taszczyłem mnóstwo sprzętu po mieście. Nie rzucała się w oczy tak jak mój plecak turystyczny. Ange bezlitośnie przejrzała moje rzeczy i wybrała swoje ulubione.
Gdy już byłem spakowany, a torba leżała pod łóżkiem, oboje usiedliśmy.
– Jutro musimy wstać naprawdę wcześnie – stwierdziła.
– Tak, to będzie wielki dzień.
Plan był taki: jutro mieliśmy rozesłać wiadomość, podając kilka fałszywych lokalizacji, w których mieli zgromadzić się uczestnicy WampMoba, i wysyłając ich tym samym do jakichś ustronnych miejsc w odległości kilku minut od Civic Center. Wycięliśmy szablon z napisem: WAMPMOB CIVIC CENTER -> -> i mieliśmy to wymalować sprejem o piątej rano. Chcieliśmy w ten sposób powstrzymać DBW przed zamknięciem Civic Center przed naszym dotarciem. Zaprogramowałem mailbota, żeby rozesłał wiadomości o siódmej – przed wyjściem z domu miałem po prostu zostawić włączonego Xboksa.
– Jak długo... – zamilkła.
– Też się nad tym zastanawiałem – przyznałem. – Przypuszczam, że to może potrwać długo. Ale kto wie? Może kiedy wyjdzie artykuł Barbary? Jutro rano mailbot też ma do niej wysłać maila. Może za dwa tygodnie będziemy bohaterami.
– Może – powiedziała i westchnęła.
Objąłem ją. Jej ramiona drżały.
– Boję się – przyznałem. – Myślę, że tylko wariat by się nie bał.
– Tak – przytaknęła. – Tak.
Mama zawołała nas na obiad. Tata uścisnął dłoń Ange. Był nieogolony i zmartwiony, wyglądał tak, odkąd poszliśmy do Barbary, ale gdy zobaczył tę dziewczynę, pojawiło się w nim trochę dawnego taty. Pocałowała go w policzek, a on poprosił, żeby nazywała go Drew.
Obiad był właściwie bardzo dobry. Lody zostały przełamane, gdy Ange wyjęła swoją tubkę pikantnego sosu, polała nim talerz i opowiedziała o skali Scovillea. Tata spróbował kęsa jej przysmaku i zataczając się, poszedł do kuchni, gdzie wlał w siebie cztery litry mleka. Możecie w to wierzyć lub nie, ale po tym numerze mama też tego spróbowała i wszystko wskazywało, że jej to strasznie smakuje. Jak się okazało, miała wrodzony, lecz jak dotąd nieodkryty talent do pałaszowania pikantnych potraw.
Zanim Ange wyszła, wcisnęła mamie swoją tubkę z ostrym sosem.
– W domu mam jeszcze jedną – powiedziała. Widziałem, jak wsadzała ją do swojego plecaka. – Wygląda pani na kobietę, której się to przyda.
Rozdział 19
Oto e-mail, który został wysłany o siódmej rano, podczas gdy ja i Ange w strategicznych punktach miasta malowaliśmy sprejem: WAMPMOB CIVIC CENTER -> ->.
> ZASADY WAMPMOBA
> Należycie do klanu wampirowi które poruszają się w dzień. Odkryliście tajemnicę, dzięki której wiecie, jak przetrwać w dziennych promieniach słońca. Tą tajemnicą jest kanibalizm – krew innych wampirów da wam siłę, żeby żyć tak jak zwykli ludzie.
> Żeby pozostać w grze, musicie ugryźć jak najwięcej wampirów, musicie gryźć co minuta, bo inaczej wylot– Jak już wylecicie, załóżcie koszulkę tyłem do przodu i idźcie do arbitra – obserwujcie dwa lub trzy inne wampiry, czy rzeczywiście gryzą.
> Żeby ugryźć innego wampira, musicie powiedzieć pięć razy „gryzę”, zanim on ugryzie was. Więc podbiegacie do wampira, nawiązujecie z nim kontakt wzrokowy i krzyczycie: »Gryzę gryzę gryzę gryzę gryzę!”i i jeśli uda się wam to zrobić wcześniej od niego, żyjecie dalej, a on rozpada się w proch.
> Razem z wampirami, które spotkacie u miejscu zbiórki, stanowicie drużynę. Oni są waszym klanem. Ich krwią nie możecie się żywić.
> Możecie „stać się niewidzialni”, stojąc nieruchomo z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Nie można gryźć niewidocznych wampirowi a one nie mogą ugryźć was.
> To gra honorowa. Gramy dla zabawy, nie dla wygranej.
> O końcu gry dowiecie się od innych, gdy zaczną wyłaniać się zwycięzcy. W odpowiednim czasie mistrzowie gry puszczą szeptem w obieg informację. Powtórzcie ją szeptem innym jak najszybciej i czekajcie na znak.
> M1k3y
> gryzę gryzę gryzę gryzę gryzę!
Mieliśmy nadzieję, że chętnych do WampMoba znajdzie się jakieś sto osób. Każde z nas wysłało około dwustu zaproszeń. Ale gdy o czwartej nad ranem dorwałem swojego Xboksa, znalazłem tam czterysta odpowiedzi. Czterysta.
Dodałem te adresy do bota i ukradkiem wyszedłem z domu. Zszedłem po schodach, słysząc, jak tata chrapie, a mama przekręca się na drugi bok. Zamknąłem za sobą drzwi.
O czwartej piętnaście w Potrero Hill było cicho jak na wsi. Z oddali dochodziły mnie jakieś odgłosy samochodów, jeden nawet raz obok mnie przejechał. Zatrzymałem się przy bankomacie i wypłaciłem trzysta dwadzieścia dolców w dwudziestkach, zwinąłem je w rolkę, obwiązałem gumką recepturką i wsunąłem do zasuwanej kieszeni w moich wampirzych spodniach.
Znowu miałem na sobie pelerynę, koszulę z żabotem i spodnie od smokingu z dosztukowanymi kieszeniami, w których nosiłem swoje małe gadżety. Założyłem buty z czubami i srebrnymi klamerkami z trupią czachą i nażelowałem sobie włosy, przez co wyglądałem tak, jakby wokół mojej głowy rozkwitł czarny dmuchawiec. Ange zabrała biały make-up i obiecała, że pomaluje mi kredką oczy i lakierem paznokcie na czarno. Czemu nie, do diabła? Kiedy będę miał kolejną szansę, żeby sobie pograć w takim przebraniu?
Z Ange spotkałem się przed jej domem. Miała na sobie kabaretki i gotycką sukienkę z falbanami à la Lolita, a do tego plecak, twarz pomalowaną na biało i staranny makijaż w stylu kabuki, a jej palce i szyja ociekały srebrną biżuterią.
– Wyglądasz zarąbiście! – powiedzieliśmy do siebie jednocześnie, po czym roześmialiśmy się cicho i zaczęliśmy skradać się po ulicach z kieszeniami pełnymi puszek ze sprejem.
Lustrując Civic Center, zastanawiałem się, jak będzie wyglądać, gdy zbierze się tam czterysta wampirów. Spodziewałem się ich za dziesięć minut przed wejściem do ratusza. Na wielkim placu roiło się już od ludzi jadących do pracy, którzy starannie omijali żebrzących tam bezdomnych.
Od zawsze nie znosiłem Civic Center. To zespół ogromnych, przypominających torty weselne budynków: sądów, muzeów oraz obiektów użyteczności publicznej, takich jak ratusz. Chodniki są tam szerokie, a budynki białe. Ich zdjęcia, na których wyglądają tak futurystycznie i surowo jak Epcot Center[31], widnieją w przewodnikach turystycznych po San Francisco.
Ale w rzeczywistości są brudne i odpychające. Na wszystkich ławkach śpią bezdomni. Po szóstej wieczorem cała dzielnica pustoszeje, zostają wyłącznie pijacy i ćpuny. Wszystkie te budynki mają tylko jedno przeznaczenie, więc ludzie nie czują żadnej wyraźnej potrzeby, żeby się tam kręcić po zmroku. To bardziej centrum handlowe niż dzielnica i są tam tylko lombardy, sklepy monopolowe, firmy cateringowe serwujące posiłki rodzinom oszustów, którzy mają akurat rozprawy sądowe, i menele, którzy zrobili sobie z tego miejsca noclegownię.
Tak naprawdę zacząłem to wszystko rozumieć po przeczytaniu wywiadu z pewną niesamowitą starą urbanistką, kobietą zwaną Jane Jacobs, która jako pierwsza rozgryzła, dlaczego miast nie powinno się przecinać autostradami, a biedaków upychać na siłę w osiedlach. Nie była też zwolenniczką stosowania praw strefowych, które służyły do ścisłej kontroli poczynań mieszkańców stref.
31
Epcot Center – park tematyczny mieszczący się w Disneylandzie, poświęcony międzynarodowej kulturze i wynalazkom.