Выбрать главу

Zacisnęła wargi i potrząsnęła głową.

– Współczuję ci, kolego. Nie widziałam swojego chłopaka od miesięcy. Pewnie myśli, że nie żyję. Uroki wojny. Jeśli wrócimy po twoją Ange, będziemy martwi. Jeśli pójdziemy dalej, będziemy mieli szansę. Dopóki my ją będziemy mieli, ona też będzie ją miała. Nie wsadzą tych wszystkich dzieciaków do Gitmo. Pewnie wezmą kilkaset osób na przesłuchanie, a resztę odeślą do domu.

Szliśmy po Market Street obok lokali ze striptizem, gdzie przesiadywały niewielkie grupki meneli i ćpunów śmierdzące jak miejski szalet. Masza zaprowadziła mnie do małej wnęki z zamkniętymi drzwiami prowadzącymi do jednego z tych lokali. Zdjęła kurtkę i wywinęła ją na lewą stronę – podszewka była pokryta stonowanymi paskami. Ze szwami na wierzchu zwisała jakoś inaczej. Z kieszeni Masza wyjęła wełnianą czapkę i założyła ją na bakier. Potem wyciągnęła chusteczki do zmywania makijażu i zaczęła czyścić sobie twarz i paznokcie. Po chwili była już inną kobietą.

– Garderoba zmieniona – powiedziała. – Teraz ty. Pożegnaj się z butami, kurtką i czapką.

Wiedziałem, co ma na myśli. Gliny będą bardzo starannie sprawdzały każdego o wyglądzie wampira. Wyrzuciłem czapkę – nigdy nie lubiłem czapek z daszkiem. Potem do torby wepchnąłem kurtkę, wyjąłem bluzę z długim rękawem i podobizną Róży Luksemburg i naciągnąłem ją na swoją czarną koszulkę. Pozwoliłem Maszy zmyć mój makijaż i wyczyścić paznokcie i już po chwili byłem czysty.

– Wyłącz telefon – powiedziała. – Masz przy sobie jakieś identyfikatory RFID?

Miałem legitymację szkolną, kartę do bankomatu i sieciówkę. Wszystko znalazło się w posrebrzanej torbie, którą wyjęła i która, jak zauważyłem, była odpornym na fale radiowe workiem Faradaya. Ale gdy włożyła moje rzeczy do kieszeni, uświadomiłem sobie, że właśnie oddałem jej swoje dokumenty. Jeśli była po drugiej stronie...

Zaczęła do mnie docierać cała powaga sytuacji. Marzyłem o tym, żeby mieć przy sobie Ange. Z Ange byłoby dwóch na jednego. Ange pomogłaby mi zauważyć, czy coś jest nie tak. Czy Masza jest tą, za którą się podaje.

– Włóż te kamyki do butów, zanim je założysz...

– W porządku. Mam nadwerężoną kostkę. Żadna kamera nie rozpozna teraz mojego chodu.

Przytaknęła i zarzuciła plecak. Ja wziąłem swój bagaż i ruszyliśmy dalej. Całe to przebieranie zajęło nam mniej niż minutę. Wyglądaliśmy i szliśmy jak zupełnie inni ludzie.

Spojrzała na zegarek i pokręciła głową.

– Szybko – powiedziała. – Musimy zdążyć na spotkanie. Tylko nie biegnij. Masz dwa wyjścia. Ja albo więzienie. Teraz przez wiele dni będą analizować nagrania tłumu, ale kiedy już skończą, każda twarz znajdzie się w bazie danych. Odnotują naszą ucieczkę. Jesteśmy poszukiwanymi kryminalistami.

Przy następnej przecznicy skręciła z Market Street w kierunku Tenderloin. Znałem tę dzielnicę. To tutaj polowaliśmy na sieć bezprzewodową podczas gry w Harajuku Fun Madness.

– Dokąd idziemy? – zapytałem.

– Musimy podjechać – odparła. – Zamknij się i pozwól mi się skupić.

Szliśmy szybko, a spod włosów ściekał mi pot, spływał mi po twarzy, plecach, ześlizgiwał się po rowku w tyłku i udach. Potwornie bolała mnie stopa, a przed moimi oczami przesuwały się ulice San Francisco, być może po raz ostatni.

I nie pomógł mi nawet nasz mozolny marsz pod górkę w kierunku miejsca, gdzie obskurne Tenderloin przechodzi w Nob Hill, dzielnicę z zajebiście drogimi nieruchomościami. Ledwo dyszałem. Masza prowadziła nas bocznymi alejkami, przecinając główne ulice tylko po to, żeby przedostać się na drugą stronę.

Właśnie szliśmy po Sabin Place, jednej z takich alejek, kiedy ktoś się za nami pojawił.

– Nie ruszać się – powiedział z perwersyjnym rozbawieniem.

Stanęliśmy i obróciliśmy się.

Na końcu alejki w kiepskim stroju wampira, czarnej koszulce, dżinsach i z twarzą wymalowaną na biało stał Charles.

– Cześć, Marcus – powiedział. – Dokąd się wybierasz?

Na jego twarzy widniał szeroki, wilgotny uśmiech.

– To twoja dziewczyna?

– Czego chcesz, Charles?

– Wiesz, siedzę w tym zdradzieckim Xnecie, odkąd zauważyłem, że rozdajesz DVD w szkole. Jak się dowiedziałem o tym twoim WampMobie, pomyślałem sobie, że wpadnę i pokręcę się z boku, żeby zobaczyć, czy się pojawisz i co porabiasz. Wiesz, co zobaczyłem?

Nic nie odpowiedziałem. W ręku trzymał wycelowany w nas telefon. Nagrywał. W każdej chwili mógł wykręcić dziewięćset jedenaście. Obok mnie nieruchomo jak kłoda stała Masza.

– Zobaczyłem, że dowodzisz tą całą cholerną akcją. Nagrałem to, Marcus. A teraz zawiadomię gliny i sobie tutaj na nich poczekamy. A potem pójdziesz do pierdla, cwelu, na bardzo, bardzo długo.

Masza zrobiła krok do przodu.

– Ani kroku dalej, ciziu – powiedział. – Widziałem, jak go wyprowadziłaś. Wszystko widziałem...

Zrobiła kolejny krok do przodu i wyrwała mu z łapy telefon, chowając go drugą ręką za plecami i wyciągając po chwili ponownie, razem z odznaką.

– DBW, debilu – warknęła. – Jestem z DBW Biegłam z tym frajerem do jego przywódców, żeby zobaczyć, dokąd mnie zaprowadzi. Dobrze mi s z ł o, ale ty to spieprzyłeś. Nawet mamy na to nazwę: „Zakłócanie bezpieczeństwa wewnętrznego”. Teraz będziesz słyszał te słowa o wiele, wiele częściej.

Charles cofnął się o krok, unosząc przed sobą ręce. Pod warstwą makijażu zrobił się jeszcze bledszy.

– Co? Nie! To znaczy... Nie wiedziałem! Próbowałem pomóc!

– Ostatnia rzecz, jakiej potrzebujemy, to szczylowaci pomocnicy. Takie gadki to ty możesz strzelać w sądzie.

Znowu się cofnął, ale Masza była szybka. Chwyciła go za nadgarstek i wykręciła tym samym chwytem judo, którym potraktowała mnie w Civic Center. Włożyła rękę do kieszeni i wyjęła plastikową taśmę-kajdanki, którą szybko związała mu nadgarstki.

To była ostatnia rzecz, jaką zobaczyłem, zanim zerwałem się do biegu.

Udało mi się dobiec do końca alejki, kiedy mnie dopadła i popchnęła od tyłu, tak że wylądowałem na ziemi. Nie mogłem zbyt szybko się poruszać, nie z moją obolałą nogą i ciężką torbą. Zaryłem mocno twarzą o ziemię i przejechałem nią po brudnym asfalcie.

– Jezu – powiedziała. – Ty cholerny idioto. Chyba w to nie uwierzyłeś, co?

Serce waliło mi w piersiach. Stała nade mną, pozwalając, żebym się powoli podniósł.

– Mam cię zakuć w kajdanki, Marcus?

Podniosłem się. Wszystko mnie bolało. Chciałem umrzeć.

– Chodź – dodała. – To już niedaleko.

Okazało się, że to „niedaleko” to duża ciężarówka zaparkowana na bocznej uliczce Nob Hill, szesnastokołowiec wielkości jednej z tych wszechobecnych, najeżonych antenami ciężarówek DB W, które wciąż pojawiały się na rogach ulic San Francisco.

Jednak na tej widniał napis: „Przeprowadzki”, a trzej kolesie wędrowali tam i z powrotem do wysokiego apartamentowca z zieloną markizą. Przenosili meble w starannie oznakowanych pudełkach, pakowali je po kolei na ciężarówkę, po czym ostrożnie je tam układali.

Widocznie coś jej nie pasowało, bo oprowadziła nas wokół tego bloku, a potem, przy kolejnym okrążeniu nawiązała kontakt wzrokowy z facetem, który obserwował furgonetkę – starszym czarnoskórym mężczyzną w pasie ochronnym i ciężkich rękawicach. Miał miłą twarz i uśmiechał się do nas. Szybkim krokiem zbliżyliśmy się do furgonetki, wspięliśmy się po trzech schodkach i wskoczyliśmy do środka.