Выбрать главу

– Pod ten duży stół – powiedział. – Zostawiliśmy tam dla was trochę miejsca.

Ponad połowa ciężarówki była wypełniona towarem, ale wokół wielkiego stołu z nogami opatulonymi pęcherzykowym plastikiem i z pikowaną narzutą na blacie znajdowało się wąskie przejście.

Masza wepchnęła mnie pod stół. Było tam ciasno i cicho, a w powietrzu unosił się kurz, więc gdy wcisnęliśmy się między pudła, o mało nie kichnąłem. Było tam tak mało miejsca, że właściwie na sobie siedzieliśmy. Nie sądzę, żeby Ange się tam zmieściła.

– Dziwka – powiedziałem, patrząc na Maszę.

– Zamknij się. Powinieneś lizać mi buty z wdzięczności. Za tydzień, góra dwa wylądowałbyś w pierdlu. I to nie w Gitmo na Zatoce, ale na przykład w Syrii. Chyba tam wysyłają tych, których naprawdę chcą się pozbyć.

Oparłem głowę o kolana, starając się głęboko oddychać.

– A przy okazji, dlaczego wypowiedziałeś wojnę DBW, przecież to głupota?

Powiedziałem jej. Powiedziałem jej, jak mnie wsadzili, i o tym, co zrobili z Darrylem.

Poklepała się po kieszeniach i wyjęła telefon. To była komórka Charlesa.

– To nie ten.

Wyjęła drugi. Włączyła go, a światło dochodzące z ekranu wypełniło naszą małą fortyfikację. Coś tam jeszcze ustawiła i po chwili mi go pokazała.

To było zdjęcie, które zrobiła nam tuż przed eksplozją. Byli na nim Jolu, Van, ja i...

Darryl.

W ręku trzymałem dowód, który wskazywał na to, że Darryl był z nami kilka chwil przed wybuchem bomby i że wszystkich nas aresztował DBW. To był dowód na to, że Darryl żył, miał się dobrze i przebywał w naszym towarzystwie.

– Musisz mi dać kopię tego zdjęcia – oznajmiłem. – Muszę to mieć.

– Jak dotrzemy do LA – powiedziała, zabierając telefon. – Gdy już się dowiesz, jak powinien zachowywać się uciekinier, żeby nie wpaść i nie dać się wysłać do Syrii. Nie chcę, żebyś zastanawiał się nad planem odbicia tego gościa. Tam gdzie jest, jest dosyć bezpieczny... na razie.

Myślałem, żeby zabrać jej to siłą, ale zdążyła już zademonstrować swoje fizyczne możliwości. Musiała mieć czarny pas albo coś w tym stylu.

Siedzieliśmy tam w ciemności, nasłuchując, jak ci trzej kolesie ładują kolejne pudła na ciężarówkę, wiążą je i stękają z wysiłku. Próbowałem zasnąć, ale nie mogłem. Masza nie miała z tym problemu. Już chrapała.

Z wąskiego zagraconego przejścia, które wiodło na zewnątrz, na świeże powietrze, prześwitywało światło. Gapiłem się na nie w mroku, myśląc o Ange.

Moja Ange. Gdy poruszała głową, śmiejąc się z czegoś, co zrobiłem, jej włosy ocierały się o ramiona. Gdy ją po raz ostatni widziałem, leżała twarzą przy ziemi. Wszyscy ci ludzie, którzy grali w WampMoba, tak jak tamci w parku, leżeli i wili się na ziemi, podczas gdy kolesie z DBW nacierali na nich z pałkami. Wszyscy ci, co zniknęli.

Darryl. Przetrzymywany na Treasure Island, ze szwami na boku, zabierany z celi na niekończące się przesłuchania na temat terrorystów.

Ojciec Darryla przybity, pijany, nieogolony. Ojciec Darryla umyty i w mundurze, na wypadek „gdyby chciała robić zdjęcia”. Płaczący jak mały chłopiec.

Mój ojciec i to, jak się zmienił po moim zaginięciu na Treasure Island. Był tak załamany jak ojciec Darryla, ale na swój własny sposób. I ta jego twarz, kiedy mu powiedziałem, gdzie byłem.

Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że nie mogę uciec.

Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że muszę zostać i walczyć.

Masza oddychała głęboko i równo, ale gdy z prędkością lodowca wyciągnąłem rękę w kierunku jej kieszeni z komórką, sapnęła lekko i się przesunęła. Znieruchomiałem i nawet wstrzymałem oddech na dwie minuty, licząc: jeden hipopotam, dwa hipopotamy.

Stopniowo jej oddech znowu stał się głęboki. Wyjmowałem telefon z jej kieszeni milimetr po milimetrze, aż z wysiłku zaczęły trząść mi się palce i ręce.

W końcu go miałem – mały telefon w kształcie batonika.

Kiedy odwróciłem głowę w kierunku światła, nagle coś sobie przypomniałem: Charlesa trzymającego swoją komórkę, poruszającego nią w naszym kierunku, szydzącego. Miał srebrny telefon w kształcie batonika oklejony logo całej masy firm, które po części sponsorowały jego zakup. To był taki telefon, w którym za każdym razem, gdy chciało się do kogoś zadzwonić, najpierw leciały reklamy.

W ciężarówce było zbyt ciemno, żeby dokładnie obejrzeć komórkę, ale wyczuwałem ją dotykiem. Czyżby jej boki były wyklejone firmowymi nalepkami? Tak? Tak. Właśnie ukradłem Maszy telefon Charlesa.

Odwróciłem się bardzo, bardzo powoli i powoli, powoli sięgnąłem ponownie do jej kieszeni. Jej telefon był większy i mniej poręczny, miał lepszy aparat i kto wie, co jeszcze.

Już raz to zrobiłem – dlatego tym razem było trochę łatwiej. Znowu milimetr po milimetrze wydobywałem go z jej kieszeni, zastygając dwukrotnie w bezruchu, gdy sapnęła i drgnęła.

Kiedy z telefonem w dłoni zacząłem się wycofywać, jej ręka wystrzeliła w moim kierunku szybko niczym wąż i chwyciła mnie mocno za nadgarstek, a jej paznokcie wbiły się w małe, delikatne kości powyżej mojej dłoni.

Westchnąłem i spojrzałem w szeroko otwarte, wybałuszone oczy Maszy.

– Ale z ciebie idiota – powiedziała swobodnym tonem, zabierając mi telefon i klepiąc drugą ręką w klawiaturę. – Jak zamierzałeś go odblokować?

Przełknąłem ślinę. Czułem, jak kości w moim nadgarstku zgrzytają o siebie. Przygryzłem usta, żeby się nie rozpłakać. Drugą ręką nadal stukała w klawisze.

– O to ci chodzi? Z tym chciałeś zwiać? – pokazała mi zdjęcie naszej czwórki: Darryla, Jolu, Van i mnie. – Z tym zdjęciem?

Milczałem. Czułem się tak, jakby mój nadgarstek był w strzępach.

– Może powinnam je po prostu skasować, żeby cię już więcej nie kusiło.

Wolną ręką nadal przyciskała jakieś klawisze. Na ekranie telefonu pojawiła się prośba o potwierdzenie operacji, więc musiała na niego spojrzeć, żeby znaleźć właściwy przycisk.

I właśnie wtedy postanowiłem zadziałać. Telefonem Charlesa, który nadal trzymałem w drugiej dłoni, z całej siły walnąłem ją w przygniatającą mnie rękę, uderzając jej palcami o znajdujący się powyżej blat stołu. Walnąłem ją tak mocno, że komórka rozpadła się na części, a Masza jęknęła, rozluźniając uścisk. Sięgnąłem po jej drugą rękę, po jej odblokowany już telefon i palec wciąż wycelowany w przycisk „OK”. Jej palce wystrzeliły w powietrze, próbując jeszcze chwycić komórkę, którą wyrwałem jej z ręki.

Przeciskałem się przez wąskie przejście na rękach i kolanach, kierując się w stronę światła. Poczułem, jak dwukrotnie uderzyła mnie w stopy i kostki. Musiałem przesunąć na bok jakieś pudła, które otaczały nas murem jak grób faraona. Kilka upadło tuż za mną i usłyszałem kolejne jęknięcie Maszy.

Drzwi kołyszącej się ciężarówki były lekko uchylone, więc rzuciłem się w ich kierunku i prześlizgnąłem się pod nimi. Nie było już schodów, więc zawisłem nad drogą, by po chwili zsunąć się na asfalt głową do przodu i walnąć o czarną powierzchnię z łomotem, który zadźwięczał mi w uszach jak gong. Zerwałem się na nogi, przytrzymując się zderzaka, i z desperacją pociągnąłem za klamkę u drzwi, zamykając je z trzaskiem. Masza wrzeszczała wewnątrz – musiałem przyciąć jej palce. Czułem, że zaraz zwymiotuję, ale nie zrobiłem tego.

Zamiast tego zamknąłem drzwi ciężarówki na kłódkę.

Rozdział 20

W pobliżu nie było akurat żadnego z tych trzech gości od przeprowadzek, więc zacząłem zwiewać. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, więc pomyślałem, że pewnie krwawię, ale ręce po jej dotknięciu były suche. Moja skręcona kostka zastała się w ciężarówce, więc biegłem jak połamana marionetka, zatrzymując się tylko raz, żeby anulować opcję kasowania zdjęcia na telefonie Maszy. Wyłączyłem radio – żeby oszczędzić baterie i żeby nie mogli mnie wyśledzić – i ustawiłem wyłącznik czasowy na dwie godziny, dłużej się nie dało. Próbowałem ustawić go tak, żeby nie trzeba było wprowadzać hasła podczas budzenia telefonu z hibernacji, ale już sama ta operacja wymagała znajomości hasła. Dlatego postanowiłem sprawdzać telefon przynajmniej raz na dwie godziny, dopóki nie rozgryzę, jak wydostać z niego zdjęcie. Potrzebowałem ładowarki.