Выбрать главу

– Jesteś nadal aresztowany, Marcusie. Jak wszyscy w tym miejscu. Nie mogą po prostu tutaj wpaść i otworzyć szeroko drzwi. Każdy, kto się tutaj znajduje, będzie musiał przejść przez rozprawę sądową. To może trwać, no cóż, to może trwać całymi miesiącami.

– Będę musiał tu siedzieć miesiącami?

Chwyciła moje dłonie.

– Nie, myślę, że dość szybko będziemy mogli postawić cię przed sądem i wypuścić za kaucją. Choć dość szybko to relatywne stwierdzenie. Nie sądzę, żeby dzisiaj miało się cokolwiek wydarzyć. Ale będą cię traktować humanitarnie, nie tak jak tamci. Dostaniesz prawdziwe jedzenie. Nie będziesz przesłuchiwany. Twoja rodzina będzie mogła cię odwiedzać. To, że pozbyliśmy się DBW – stwierdziła – nie oznacza, że możesz sobie stąd ot tak wyjść. Staramy się oczyścić świat z dziwacznej wersji wymiaru sprawiedliwości, którą oni ustanowili, i zastąpić ją starym systemem. Systemem opartym na sędziach, otwartych sprawach sądowych i prawnikach. Więc możemy się postarać, żeby cię przenieśli do wydziału dla nieletnich na lądzie, ale Marcusie – zaznaczyła – tam może być naprawdę ciężko. Naprawdę, naprawdę ciężko. To jest prawdopodobnie najlepsze dla ciebie miejsce, dopóki cię stąd nie wyciągniemy za kaucją.

Wyciągnąć za kaucją. Oczywiście. Przecież jestem kryminalistą – jeszcze nie postawiono mnie w stan oskarżenia, ale pewnie znajdą mnóstwo zarzutów. Już same nieczyste myśli na temat rządu były praktycznie nielegalne.

Ponownie ścisnęła moje dłonie.

– To jest do dupy, ale tak właśnie musi być – mówiła dalej. – Ważne, że to koniec. Gubernator wykopał ze stanu DBW i zlikwidował wszystkie punkty kontrolne. Prokurator generalny wydał nakaz aresztowania funkcjonariuszy organu ochrony porządku publicznego zamieszanych w „stresujące przesłuchania” i tajne aresztowania. Pójdą do więzienia, Marcusie, i to dzięki tobie.

Popadłem w otępienie. Słyszałem słowa, ale one prawie nie miały sensu. Niby już było po wszystkim, ale nie do końca.

– Posłuchaj – ciągnęła. – Została nam jakaś godzina lub dwie, zanim się to wszystko ułoży, zanim po ciebie wrócą i znowu cię gdzieś wsadzą. Co chcesz robić? Przejść się po plaży? Coś zjeść?

Mają tutaj niesamowitą stołówkę, włamaliśmy się do niej po drodze. Same pyszności.

W końcu padło pytanie, na które mogłem odpowiedzieć.

– Chcę znaleźć Ange. Chcę znaleźć Darryla.

Próbowałem Sprawdzić numery ich celi na jakimś dostrzeżonym właśnie komputerze, ale nie znałem hasła, więc pozostał nam tylko spacer po korytarzach i nawoływanie ich po imieniu. Więźniowie odpowiadali nam zza drzwi swoich cel, krzyczeli lub błagali nas, żebyśmy ich wypuścili. Nie rozumieli, co się właśnie wydarzyło, nie mogli zobaczyć, jak kalifornijskie jednostki specjalne SWAT zabierają skutych w kajdanki strażników zgromadzonych na nabrzeżu.

– Ange! – wołałem wśród zgiełku – Ange Carvelli! Darryl Glover! To ja, Marcus!

Przeszliśmy przez cały korytarz, ale nam nie odpowiedzieli. Czułem, że zaraz się rozpłaczę. Wywieziono ich na statkach za granicę – pewnie byli w Syrii lub w jakimś jeszcze gorszym miejscu. Miałem ich już więcej nie ujrzeć.

Usiadłem, oparłem się o ścianę korytarza i położyłem dłonie na twarzy. Zobaczyłem Miss Gestapo, widziałem, jak uśmiecha się z wyższością, pytając mnie o login. To wszystko przez nią. Pójdzie za to do pierdla, ale to za mało. Pomyślałem, że gdy ją znowu spotkam, chyba ją zabiję. Zasługiwała na to.

– Chodź – ponagliła mnie Barbara – Chodź, Marcusie. Nie poddawaj się. Tutaj jest więcej takich cel.

Miała rację. Wszystkie mijane przez nas drzwi były stare i zardzewiałe i pochodziły jeszcze z czasów, kiedy wzniesiono tę bazę. Ale na samym końcu korytarza zwisały nowe pancerne drzwi grubości słownika. Otworzyliśmy je i weszliśmy do ciemnego korytarza znajdującego się po drugiej stronie.

Mieściło się tam czworo kolejnych drzwi do celi, drzwi bez kodów kreskowych. Wszystkie były wyposażone w elektroniczną klawiaturę.

– Darryl? – zawołałem. – Ange?

– Marcus?

To była Ange, jej głos dochodził zza najodleglejszych drzwi. Ange, moja Ange, mój anioł.

– Ange! – zawołałem. – To ja, to ja!

– O Boże, Marcus – wydusiła z siebie, a potem słychać już było tylko łkanie.

Zacząłem walić w pozostałe drzwi.

– Darryl! Darryl, jesteś tu?

– Tutaj – rozległ się słaby, zachrypnięty głos. – Jestem tutaj. Ja naprawdę bardzo, bardzo przepraszam. Proszę. Strasznie mi przykro.

Jego głos brzmiał jak głos człowieka... złamanego. Wykończonego.

– D, to ja – powiedziałem, opierając się o drzwi. – To ja, Marcus. Już po wszystkim, aresztowali strażników. Wykopali Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Staniemy przed sądem, ale to będzie otwarta rozprawa. Będziemy przeciwko n i m zeznawać.

– Przepraszam – powiedział. – Przepraszam.

Wtedy do drzwi podszedł patrol policji. Nadal wszystko filmowali.

– Pani Stratford? – powiedział jeden z nich. Z podniesioną osłoną wyglądał jak zwykły gliniarz, a nie jak mój wybawca. Jak ktoś, kto przyszedł, żeby mnie zamknąć.

– Kapitanie Sanchez – powiedziała. – Tutaj przebywa dwóch interesujących nas więźniów. Cieszyłabym się, gdyby ich zwolniono i gdybym mogła sama zbadać ich sprawę.

– Proszę pani, jeszcze nie mamy kodów dostępu do tych drzwi – powiedział.

Podniosła rękę.

– Nie tak się umawialiśmy. Mieliście mi całkowicie udostępnić te pomieszczenia. To zarządzenie wydane bezpośrednio przez gubernatora. Nie ruszymy się stąd, dopóki nie otworzycie tych cel.

Jej twarz była całkowicie spokojna, bez ani jednej oznaki napięcia czy zniechęcenia. Była całkowicie wiarygodna.

Kapitan wyglądał tak, jakby potrzebował snu. Skrzywił się.

– Zobaczę, co da się zrobić – odparł.

W końcu, po półgodzinie, udało się otworzyć cele. Próbowali trzy razy, aż wreszcie znaleźli właściwe kody, dopasowując je do RFID umieszczonych na identyfikatorach aresztowanych strażników.

Najpierw weszli do celi Ange. Miała na sobie szpitalną, wiązaną z tyłu koszule, a jej cela była jeszcze bardziej pusta niż moja – tylko obite ściany, żadnego zlewu ani łóżka, żadnego światła. Wynurzyła się na korytarz, mrużąc oczy, a policjanci skierowali na nią kamerę, świecąc jej jasnym światłem prosto w twarz. Barbara stanęła tak, żeby ją przed nim osłonić. Ange wyszła niepewnie z celi, lekko powłócząc nogami. Z jej oczami, z jej twarzą było coś nie tak. Płakała, ale chodziło o coś jeszcze.

– Dali mi środek usypiający – bąknęła. – Bo cały czas krzyczałam, że chcę się widzieć z adwokatem.

Wtedy ją przytuliłem. Opadła na mnie, mocno mnie obejmując. Pachniała stęchlizną i potem, ale ja wcale nie pachniałem lepiej. Nie chciałem jej już nigdy wypuścić.

Wtedy właśnie otworzyli drzwi do celi Darryla.

Ubrany był jedynie w podartą szpitalną koszulę. Leżał na końcu celi zwinięty w kłębek, zasłaniając się przed kamerą i naszym wzrokiem. Podbiegłem do niego.

– D – szepnąłem mu do ucha. – D, to ja, Marcus. Już po wszystkim. Aresztowali strażników. Wychodzimy za kaucją, idziemy do domu.

Trząsł się i zaciskał powieki.

– Przepraszam – szepnął i odwrócił twarz.

Wtedy uzbrojony gliniarz i Barbara zabrali mnie stamtąd, zaprowadzili do mojej celi i zamknęli drzwi. Tam właśnie spędziłem kolejną noc.

Nie pamiętam zbyt dobrze podróży do sądu. Przykuli mnie do pięciu innych więźniów, z których wszyscy siedzieli dłużej ode mnie. Tylko jeden mówił po arabsku – to był starszy człowiek, cały się trząsł. Pozostali byli młodzi. Ja jako jedyny byłem biały. Gdy już nas wsadzili na pokład promu, zauważyłem, że wszyscy ludzie przetrzymywani na Treasure Island byli mniej lub bardziej ciemnoskórzy.