Выбрать главу

– Śpi – oznajmił. – Niedawno się przebudził i zaczął płakać. Nie mógł przestać. Dali mu coś na sen.

Wprowadził nas do sali, w której leżał Darryl. Mój przyjaciel miał czyste i uczesane włosy, spał z otwartymi ustami. W kącikach jego ust było coś białego. W tym samym pokoju leżał jeszcze tylko jakiś człowiek około czterdziestki o arabskim wyglądzie. Zdałem sobie sprawę, że był to ten sam facet, z którym mnie skuli w drodze z Treasure Island. Pomachaliśmy do siebie z zakłopotaniem.

Potem odwróciłem się do Darryla. Wziąłem go za rękę. Jego paznokcie były obgryzione do krwi. Jako dziecko ciągle je obgryzał, ale w szkole średniej pozbył się tego nawyku. Myślę, że to Van go do tego namówiła, uświadamiając mu, jak ohydnie wygląda, trzymając cały czas ręce w buzi.

Usłyszałem, że moi rodzice i tata Darryla cofnęli się i zasunęli wokół nas parawan. Położyłem głowę na poduszce obok twarzy przyjaciela. Miał krzaczastą nierówną brodę, która przypomniała mi Zeba.

– Hej, D – powiedziałem. – Udało ci się. Wyjdziesz z tego.

Trochę chrapał. O mało nie powiedziałem: kocham cię, a były to słowa, których użyłem tylko w stosunku do jednej osoby spoza mojej rodziny, słowa, których ponoć nie wypadało mówić koledze. W końcu po prostu jeszcze raz uścisnąłem mu dłoń. Biedny Darryl.

Epilog

Barbara wezwała mnie do swojego biura w świąteczny weekend czwartego lipca. Nie byłem jedyną osobą, która przyszła do pracy w święto, ale jako jedyny mogłem to uzasadnić tym, że na wyjazd z miasta nie pozwalał mi program codziennych przepustek w poprawczaku.

W końcu oskarżyli mnie o kradzież telefonu Maszy. Możecie w to uwierzyć? Oskarżyciel dogadał się z moją adwokatką i wycofał wszystkie oskarżenia związane z „elektronicznym terroryzmem” oraz ze „wszczynaniem zamieszek”, ale w zamian musiałem przyznać się do drobnej kradzieży. Dostałem trzy miesiące odsiadki w domu poprawczym dla młodocianych przestępców w Mission z prawem do codziennych przepustek. Spałem w poprawczaku, dzieląc pokój z bandą prawdziwych kryminalistów, dzieciaków z gangów i nieletnich ćpunów. Przebywało tam kilku totalnych świrów. W ciągu dnia byłem „wolny”, mogłem wyjść i zająć się swoją „pracą”.

– Marcus, wypuszczają ją – powiedziała.

– Kogo?

– Johnstone, Carrie Johnstone – odparła. – Sąd wojskowy na zamkniętej rozprawie oczyścił ją ze wszystkich zarzutów. Akta są zapieczętowane. Przywrócili ją do czynnej służby. Wysyłają ją do Iraku.

Carrie Johnstone to Miss Gestapo. Jej imię wyszło na jaw podczas wstępnych przesłuchań w sądzie okręgowym w Kalifornii, ale to było wszystko, co ujawnili. Nie pisnęła ani słowa o tym, kto wydawał rozkazy, co zrobiła, kto i dlaczego został uwięziony. Przesiedziała po prostu te kilka dni w sądzie w całkowitej ciszy.

Tymczasem federalni krzyczeli i wrzeszczeli o „jednostronnym i nielegalnym” zamknięciu ośrodka na Treasure Island przez gubernatora oraz o nakazie eksmisji policji federalnej z San Francisco wydanym przez burmistrza miasta. Wielu z tych gliniarzy, jak i strażników z Gitmo na Zatoce skończyło w stanowych więzieniach.

Biały Dom nie wydał żadnego oświadczenia, stolica milczała. Następnego dnia po tej nieoczekiwanej ciszy na schodach rezydencji gubernatora odbyła się sucha, sztywna konferencja prasowa, podczas której szef DBW ogłosił wspólnie z gubernatorem ich wzajemne „porozumienie”.

DBW miał zadbać o to, aby sąd wojskowy na tajnych rozprawach zbadał „możliwe błędy w wyrokach” popełnione po ataku na Bay Bridge. Sąd miał wykorzystać wszelkie dostępne mu środki, aby upewnić się, że wszyscy, którzy dopuścili się czynów przestępczych, zostali odpowiednio ukarani. W zamian za to kontrolę nad działaniami DBW w Kalifornii miał przejąć senat stanowy, który w razie potrzeby miał prawo zamknąć wszystkie komórki bezpieczeństwa wewnętrznego na terenie stanu, przeprowadzić w nich inspekcję lub zmienić ich priorytety.

Krzyk reporterów był ogłuszający, ale Barbarze udało się zadać pierwsze pytanie.

– Panie gubernatorze, z całym szacunkiem, mamy niepodważalny dowód w postaci nagrania, że Marcus Yallow, obywatel tego stanu, rodowity Amerykanin, został poddany symulowanej egzekucji przez funkcjonariuszy DBW, którzy najwidoczniej wykonywali rozkazy Białego Domu. Czy obywatele, którzy zostali poddani tym nielegalnym, bestialskim torturom, mogą liczyć na sprawiedliwe rozprawy sądowe? – Jej głos drżał, ale się nie załamał.

Gubernator rozłożył ręce.

– Sądy wojskowe dopilnują, żeby sprawiedliwości stało się zadość. Jeśli pan Yallow lub ktokolwiek inny, kto ma powody, aby winić Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czuje się pokrzywdzony, ma oczywiście prawo dochodzić odszkodowań od rządu federalnego.

Tym właśnie się zajmowałem. W ciągu tygodnia od momentu, kiedy gubernator ogłosił ten komunikat, do sądu wpłynęło ponad dwadzieścia tysięcy pozwów przeciwko DBW. Moją sprawę prowadziła ACLU, która złożyła wniosek o ujawnienie wyników zamkniętych obrad sądów wojskowych. Jak dotąd sądy odnosiły się do tego dość przychylnie.

Ale tego się nie spodziewałem.

– Całkowicie ją uniewinnili? Wymigała się od kary?

– Prasa niewiele pisze na ten temat. „Po dokładnej analizie wypadków, które miały miejsce w San Francisco oraz w specjalnej bazie na Treasure Island, sąd orzeka, że nie ma podstaw do dalszych działań w sprawie pani Johnstone”. Chodzi właśnie o to słowo: „dalszych”, brzmi tak, jakby już ją ukarali.

Parsknąłem. Odkąd wypuszczono mnie z Gitmo na Zatoce, Carrie Johnstone śniła mi się prawie co noc. Widziałem, jak jej twarz wznosi się nad moją i jak z małym krzywym uśmiechem prosi tego faceta, żeby przyniósł mi „drinka”.

– Marcusie... – zaczęła Barbara, ale jej przerwałem.

– W porządku. W porządku. Nakręcę o tym film. Wypuszczę go w ten weekend. Poniedziałek to świetny dzień na wirala. Każdy wraca po weekendzie do pracy i szuka czegoś śmiesznego, żeby puścić to znajomym ze szkoły czy biura.

Częścią układu z poprawczakiem były wizyty u psychoanalityka dwa razy w tygodniu. Gdy już doszedłem do tego, że w sumie to nie jest kara, zacząłem czerpać z nich przyjemność. Psychoanalityk pomógł mi zrozumieć, że w chwilach zdenerwowania powinienem skupić się na konstruktywnym działaniu i nie pozwolić, żeby zjadały mnie negatywne uczucia. Nagrania pomogły.

– Muszę już iść – rzuciłem, z całych sił dusząc w sobie emocje.

– Uważaj na siebie, Marcusie – powiedziała Barbara.

Wisiałem akurat na telefonie, kiedy Ange objęła mnie od tyłu.

– Właśnie przeczytałam o tym w sieci – powiedziała. Czytała miliony kanałów RSS, ściągając je czytnikiem nagłówków, który zasysał tekst tak szybko, że praktycznie ściągał go z kabla nadawcy. Była naszym oficjalnym blogerem, i to całkiem niezłym, wycinała najciekawsze artykuły i wrzucała je do sieci tak szybko, jak wytrawny kucharz przygotowuje śniadania.

Obróciłem się w jej ramionach, żeby objąć ją z przodu. Prawdę mówiąc, tego dnia nie zrobiliśmy zbyt dużo. Po kolacji nie wolno mi było przebywać poza poprawczakiem, a ona nie mogła mnie odwiedzać. Widywaliśmy się w biurze, ale tam kręciło się zwykle sporo ludzi, więc nie wypadało się przytulać. Przebywanie sam na sam w biurze przez cały dzień to zbyt duża pokusa. Było gorąco i duszno, co oznaczało, że oboje mieliśmy na sobie podkoszulki i krótkie spodenki, i gdy tak pracowaliśmy obok siebie, nasze ciała często się o siebie ocierały.

– Chcę nakręcić filmik – powiedziałem. – Chcę go dzisiaj puścić w obieg.