Jeżeli stać Cię na uczciwość, to przyznasz, że prawdopodobnie podtrzymujesz u Twojego męża poczucie niższości. Jeżeli czegoś akurat nie pamięta z owego wieczoru, natychmiast jesteś na miejscu, aby mu przypomnieć: „Jak mogłeś jej to powiedzieć? Jak mogłeś sprowokować do odejścia moją najlepszą koleżankę? Naprawdę myślisz, że oni uznali, że ta historia jest zabawna?”. Znów wzmacnia się jego wewnętrzne przekonanie, że jest nic nie wart. Ponieważ zaś jest to bardzo bolesna rzeczywistość, a on ucieka od nieprzyjemności, więc zwraca się ku butelce. A Ty jesteś bezgranicznie zdumiona. Myślałaś, że po scenie, którą zrobił ostatniej nocy i po takiej ilości alkoholu jaką wypił, jeżeli już na Twoje nieszczęście uniknął śmierci pod kołami ciężarówki, to przynajmniej przestanie pić. Niestety, nie przestał. Znów przegrałaś. Choroba jest górą i będzie tak zawsze. Spójrz prawdzie w oczy – on jest wobec alkoholu bezsilny. I Ty także.
Słyszałam kiedyś określenie, że alkoholik jest egomaniakiem z kompleksem niższości. W trakcie picia z osoby niepewnej przekształca się w coraz bardziej pewną siebie. Przechodzi od Harryego przez pana Harryego, a potem Jaśnie Wielmożnego Pana Harryego, do władcy wszechświata. Jego poczucie wielkości nie ma granic. Jest królem – i musisz o tym pamiętać. Żyje ponadto w świecie fantazji. Mój czteroletni syn właśnie wyszedł z domu przebrany za supermana, lecz jego wiara w to, że jest supermanem jest mniejsza niż dwa lata temu. Gdy miał dwa lata, próbował latać jak superman i wybił sobie ząb. Teraz wie, że to tylko zabawa. Alkohol zmienia charakter – hokus pokus i masz przed sobą, jak to określił w odniesieniu do siebie pewien alkoholik, Króla Dzidziusia.
Wielkościowe zachowania alkoholika nie ograniczają się tylko do przechwałek. Zamówienie kompletu nowych mebli do salonu albo nowszego i większego samochodu jest dla niego niczym. Opłacenie takich zamówień nie stanowi problemu, ponieważ w wyobraźni posiada on dużo pieniędzy. Gdy wchodzicie razem do restauracji może krzyknąć: „Stawiam wszystkim kolejkę”. Znałam kobietę, której z trudem udało się uniknąć histerii, gdy jej mąż zapłacił za obiad ludzi przy sąsiednim stoliku. Incydent ten zdarzył się bezpośrednio po jej całodziennych poszukiwaniach najtańszych butów dla dzieci. Gdy żona patrząca na odpływający czek protestuje z zachowaniem dobrych obyczajów – jest ignorowana, a gdy robi scenę – jest traktowana jak jędza. Przecież on jest po prostu szczodry. Lada dzień dostanie awans. Bycie biednym to kwestia samopoczucia.
Alkoholik może wydawać pieniądze bez ograniczeń, aby się wywyższyć. W rzeczywistości próbuje kupić sobie szacunek i przyjaźń. Nic innego nie może dać. Jednak chwilowe uniesienie i aplauz wkrótce gasną i przychodzi klęska. Rodzina w sposób dosłowny płaci za nią.
Często mówi się, że możemy kochać innych tylko w takim stopniu, w jakim kochamy siebie. Jeżeli jest to prawda – a wydaje mi się, że tak – to alkoholik nie jest w stanie zaofiarować miłości. Jeżeli ktoś jest niezdolny do okazywania miłości, to przyjmowanie jej staje się dla niego coraz trudniejsze. Miłość, którą okazuje rodzina sprawia, że alkoholik czuje się winny. A ponieważ czuje się on osobą niezasługującą na miłość, ucieka w alkohol. Jego kompani w barze dają mu fałszywe poczucie wspólnoty, ale szybko znika ono z postępem picia. Alkoholik zamyka się w sobie.
Wraz z rozwojem choroby jego poczucie izolacji przybiera inną formę. Ludzie odwracają się od niego. Koledzy nie chcą go widzieć. Rodzina zmienia się, gdy wraca do domu. Może utracić pracę. Nawet jego kolega barman może odmówić obsłużenia go. Izolacja staje się rzeczywistością. Jest naprawdę sam. W desperacji zwraca się do swojego jedynego prawdziwego przyjaciela – butelki. Cóż to za samonapędzająca się choroba! Alkoholizm wywołuje zmiany, które przynoszą ze sobą ogromną samotność, a wtedy oferuje siebie jako jedyny sposób na nią.
Ty także czujesz się odcięta od innych i samotna. Zaczynasz zastanawiać się, czy nie czułabyś się mniej samotna, gdybyś była bez niego. Ty także zerwałaś większość kontaktów towarzyskich, a trudno Ci jest wyobrazić sobie, że mogłabyś wyjść, poznawać nowych ludzi, zawierać nowe przyjaźnie i być atrakcyjna. Ale Ty nie masz nawet butelki na pocieszenie. Twój ból jest palący. Joan L. przyznała mi się kiedyś, że aby odepchnąć dokuczliwe uczucia jadła czekoladę. „Czekoladka nie musiała nawet dobrze rozpuścić się w ustach – mówiła. – Napychałam się do momentu, gdy czułam mdłości i gdy to uczucie brało górę nad samotnością”. Rodzina naprawdę może stać się bardziej chora niż alkoholik. Nie wiem, jak Ty, ale Joan była już na najlepszej drodze. Jeżeli pomyślisz o tym, prawdopodobnie zdołasz przebić tę historię z czekoladkami szaleństwami, które Ty wyprawiałaś.
Alkoholik jest perfekcjonistą. Nie toleruje braku doskonałości u siebie i u innych. Wspólna praca z nim jest prawie niemożliwa, bo nie sposób sprostać jego wymaganiom. Każde zadanie, którego się podejmuje musi być wykonane doskonale. Jeżeli nie jest w stanie zrealizować go doskonale, woli nie robić wcale. Gdy próbuje zabrać się do czegoś, trwa to tak długo, że raczej w ogóle nie warto, żeby to robił. „Kupił farby, pędzle, robocze ubranie i przygotował pokój do malowania – opowiadała mi Barbara. – Dwa i pół roku później zdecydowałam, że lepiej zrobię to sama”. Perfekcjonizm w powiązaniu z małą odpornością na frustracje stanowi usprawiedliwienie dla rezygnacji z projektu i pretekst do picia. Ta szczególna mieszanina jest bardzo wybuchowa; lepiej aby rodzina trzymała się od niej z daleka.
Może myślisz, że to, co opisałam dotyczy wielu znanych Ci ludzi, że perfekcjonistami nie są wyłącznie alkoholicy. Prawdopodobnie masz rację. Jednakże alkoholika odróżnia od innych ludzi nieumiejętność skutecznego radzenia sobie z frustracjami wynikającymi z potrzeby doskonałości. W przypadku bardziej typowej osobowości nad tymi uczuciami można zapanować. Zostają wyciszone albo szybko przechodzą po gwałtownym kryzysie. Reakcje alkoholika są zupełnie nieproporcjonalne do sytuacji i dają mu pretekst do picia.
Stoisz stale przed pytaniem: „Czy czekać aż on to zrobi, czy mam to zrobić sama? Na pewno zrobiłby to lepiej niż ja, ale zanim się tym zajmie mogę być już za stara, żeby się ucieszyć”. Osiem miesięcy temu pewien mój znajomy alkoholik kupił grę telewizyjną. Czeka teraz na odpowiedni moment, aby ją zamontować. Jego najstarszy syn jest w drugiej klasie szkoły średniej i czuję, że ten właściwy moment nie nadejdzie, zanim chłopiec nie pójdzie na studia. Od czasu do czasu żona sugeruje, żeby wreszcie zamontował tę grę. Staje się wtedy zły i broni się, lecz ciągle czekają. Opisana sytuacja nie jest zbyt poważna. Ale te z Was, które przeżyły weekend bez wody, ponieważ mąż zamierzał sam dokonać naprawy, a gdy już zakręcił dopływ, to okazało się, że nie ma właściwego klucza potrzebnego do naprawy, wiedzą o czym mówię. „To prosta sprawa – powiada. – Nic poważnego”. Cóż za fatalne słowa! A Ty w końcu korzystasz z łazienki sąsiadów, próbując nie przejmować się faktem, że miałabyś ochotę zdzielić męża czymś ciężkim po głowie. Wiesz, że w końcu i tak zadzwonisz po hydraulika, ponieważ on przerwie w środku i zacznie pić, bo jakieś cholerne coś nie pasuje do jakiegoś innego cholernego czegoś.
Jeżeli dokończy pracę, to będzie cudownie. Będziesz musiała jednakże przekonać siebie, że warto było na to czekać. Siwe włosy pozostaną. Jeżeli opowiesz komuś tę historię, ludzie będą mieli dobrą zabawę, Ty jednak będziesz musiała poczekać może z pięć lat, żeby też móc się z niej pośmiać. Pamela L. czekała trzy lata, żeby jej mąż naprawił uszkodzony sufit w kuchni. Była zdecydowana czekać do końca. Któregoś dnia jej mąż zadzwonił do mnie, żebym przyszła i obejrzała nowy, piękny sufit w kuchni. Był dumny z siebie. Sufit wyglądał wspaniale… ale trzy lata!