Выбрать главу

- A może interesuje cię, który z nich robił na wyrku za dziunię albo przyglądał się, jak inni to robią? - prowokowała go nadal, powoli wysuwając się z jego objęć.

- Czy...

- Ty nie jesteś z obyczajówki.

- Prowadzę śledztwo na czyjeś zlecenie — skłamał szybko Jakub. - Mam...

- Myszygine! - przerwała. - Zamiast zdjąć sztaniety, szuka haków na żałosnych dupków.

- Dupków?

- A nie? - zapytała i poprosiła o papierosa.

Stern wyjął z kieszeni papierośnicę i podsunął ją dziewczynie. Rewka sięgnęła wypielęgnowanymi palcami po jednego, po czym wydęła usta i czekała, aż gość jej przypali.

- Więc?

Panienka się nie śpieszyła. Pochyliła głowę nad zapalniczką, a kiedy tytoń się rozjarzył, posłała efektownie dym w stronę dziennikarza, przyglądając się mu uważnie.

- Już wiem, gdzie cię widziałam - wycedziła, specjalnie przeciągając słowa.

- Gdzie?

- Na uniwerku. Ruta mówiła, że przez ciebie jakiś szaleniec wykończył jej najlepszego kolegę.

Stern miał zamiar zaprotestować, lecz dziewczyna położyła rękę na jego ramieniu.

- Spokojnie. Gdyby nie to, że za chwilę przyjdzie tu Damian, z chęcią bym się z tobą zabawiła.

- Kto to jest Damian?

- Ksiądz. Ma w kalesonach to samo, co ty. A może masz ochotę na wspólny z nami numerek? Jak pedan- cik w skórzanych rękawiczkach? - dodała, uwalniając się z uścisku dziennikarza i siadając na łóżku. - To trochę więcej kosztuje. Namyśl się, byle szybko, to dam ci rabat. Nie lubię tylko, gdy ktoś każe mi się rozebrać, a potem wiąże ręce do łóżka jak...

- ...jak marionetce? - dopowiedział Stern.

- Chyba was wszystkich pokręciło! - rzuciła z pogardą, zaciągając się papierosem. - Jeszcze jeden nawiedzony, który bajeruje o laleczkach.

- Dlaczego nawiedzony? - zdziwił się Stern.

- Bo tak. Bogaci chłopcy lubią różne świństwa. A najbardziej rajcuje ich, jak kogoś upodlą. Zwłaszcza ten przemądrzały elegancik z gładką buźką. Kiedy powiedziałam coś nie tak o jego chłopaku, rzucił się na mnie z pięściami jak furiat. Jeszcze teraz czuję na szyi jego wypielęgnowane palce.

- O kim mówisz?

- Sam się domyśl. Za chwilę opowiesz, że nie rozumie cię żona. A może masz chęć jak twój szalony Kański zrobić to ze mną w szafie?

Dziewczyna, pomijając przekleństwa, mówiła składnie, co wskazywało, że przez jakiś czas faktycznie mogła być studentką. Zbity z pantałyku Stern zastanawiał się, gdzie naprawdę mieszka i z jakiej rodziny pochodzi.

- Tu się pracuje, więc jeśli nie masz na mnie ochoty, zamknij grzecznie drzwi z drugiej strony - przerwała mu rozmyślania - zanim Karol skuje ci mordę. Zejdź na dół pod pingwina. Maria bierze do ust bez głupich sentymentów.

Stern podniósł się z łóżka i spojrzał na dziewczynę, której czarny kosmyk włosów przyczepił się do ust.

- No, co się tak na mnie gapisz? - Wypuściła w jego stronę białą smugę dymu i odwróciła się na bok, czekając, aż wyjdzie. - Adieu!

Ledwie Stern znalazł się w holu, stała się rzecz nieprawdopodobna, której nie wyśniłby w najgorszych snach: zderzył się w progu z inspektorem Andrzejem Ziębą.

Grubas tym razem miał szybszy refleks.

- Uszanowanie! Kogo moje oczy widzą? - ironizował, nie tracąc rezonu. - Pan redaktor Stern. Czyżby przyszedł tu pan do swojej...

Stern nie zareagował na chamski dowcip. Szukał dla siebie wymówki, lecz w jego głowie panowała totalna pustka. Rzucił więc w końcu bez przekonania, że to oczywista pomyłka, że musiał pomylić adres.

- Jasne! Pomyłka... Powiedz to swojej ślubnej, na pewno ci uwierzy - zaśmiał się Zięba bezczelnie i puścił do dziennikarza oko. Potem usiadł ciężko w fotelu pod rozłożystą palmą, gdzie wyglądał jak arabski szejk. Jemu też zachciało się zapalić. Niespiesznie wyjął więc papierosa i poczęstował Sterna. - Rewka Adeł?

- Skąd wiesz, że właśnie ona mnie interesuje? - odpowiedział pytaniem Jakub.

- Czy ja wyglądam na gazowego inkasenta? Łazisz po teatrzykach i szukasz wrażeń. Węszysz i wypytujesz, jakbyś, Kuba, pomylił profesję. Będziesz zawiedziony, gdy ci powiem, że ta laleczka od dawna jest w naszym rejestrze. Tu każdy się pożywi. Niestety dziś, jak zauważyłeś, czeka na specjalnego gościa, a mogłaby ci niejedno opowiedzieć.

- Na przykład?

- Na przykład, że lubi męskie zbiorowe towarzystwo, że upodobała sobie bogatych aktorów, którzy cenią drewniane laleczki, że wypłakują się w jej ramionach jak u mamusi.

- Bzdura!

- Więc sam ją o to zapytaj.

- Pytałem - przyznał Stern i w tym momencie poczuł na karku czyjąś dłoń zaciskającą się z okropną siłą.

- Ni uczyli mówić dziń dobry? - usłyszał.

Spróbował się wyrwać.

- Ni puwidzieli, kurwa, ży tu si płaci?

Stern na darmo się szarpał. Dostał silny cios w kark i nerkę i może niewidoczny przeciwnik dalej by się nad nim pastwił, gdyby nie niespodziewane słowa Zięby:

- Możesz go puścić, Karol, ten pan przyszedł ze mną.

- No, chyba ży! - Karol potaknął chamskim i grubym głosem i Stern poczuł, że znowu jest wolny.

- Co za miłe spotkanie. Chciałoby się, żeby trwało wiecznie - szydził inspektor, przyglądając się, jak redaktor rozciera obolały kark. - Powstanie z tego demaskujący tekst i świat dowie się, że Rewka A. daje dupy policjantom. Czyż nie tak? I jeszcze do tego, że Andrzej Z., inspektor policji z komendy wojewódzkiej, nadużywając swojej funkcji, stara się rozwikłać kryminalną zagadkę w ramionach sprzedajnych dziewek.

Byłby jeszcze długo umoralniał Sterna, gdyby nie pulchna kobieta, która pojawiła się w holu. Była ubrana w czerwoną, sięgającą do kostek podomkę i czerwone pończochy z czarnymi podwiązkami - wyglądała jak prawdziwa burdelmama.

- Witam pana Andrzejka - zaszczebiotało rozkołysane sto kilo żywej wagi, trzepocząc pokrytymi henną rzęsami. - Co za miła niespodzianka. Rozumiem, ży ten eligancki kolega czeka z panem w kulejce. Może w czymś pomóc? - zapytała usłużnie. - Proponuję na początek flądrę. Mamy nowy nabytek, śliczna Orleana z Rumunii. Gwarantuję, ży zadowoli nawet wybrednego klienta. No, śmiało, śmiało. Pierwszy raz gratis - zwróciła się do Sterna. - Obiecuję, ży nie będzie pan zawiedziony.

Kiedy znikła w swoim buduarze, Zięba napuszył się jak paw.

- I widzisz, jak może być tu przyjemnie? - zakpił, poklepując dziennikarza po plecach. Przez chwilę milczał, zaciągając się dymem, po czym dodał: - I ta niepowtarzalna atmosfera, gdy każdy chce ci szczerze pomóc. Å propos, czy możesz mi wyświadczyć przysługę?

- Jaką?

- Nie wpieprzaj się do mego śledztwa! - zażądał inspektor, drapiąc się po tłustej głowie.

- A jak nie?

Zięba dogasił peta w doniczce i posłał pod baldachim z palmowych liści trzy śliczne kółeczka dymu.

- No, chyba ży - zacytował Karola - na własne życzenie chcesz zafundować sobie kłopot!

Stern miał zamiar zaprotestować, lecz na korytarzu pojawił się niespodziewanie jego prześladowca i zaczął się przyglądać spode łba rozmawiającym pod palmą gościom. Wyraźnie szukał zaczepki, lecz kiedy usłyszał krzyk panienki dobiegający z pierwszego piętra, przeklął siarczyście, podwinął rękawy i ruszył po schodach na górę uspokoić naprzykrzającego się klienta.Jakub żałował, że nie zapytał Rewki o fakty. Interesujące byłoby dowiedzieć się, czy przypadkiem w dniach, kiedy zdarzyły się morderstwa, pozostali przy życiu panowie korzystali z jej usług. Nie zamierzał jednak pchać się w łapy tego draba z tak błahego powodu.

Wkrótce okazało się, że na zewnątrz także czeka na niego niespodzianka. Ledwie wsiadł do redakcyjnej tatry i zapuścił siłnik, gdy pojawił się za nim nowiutki wiśniowy mercedes z wielkimi lampami. Gdy ruszył, auto wciąż trzymało się za nim jak przyklejone. Nie namyślając się więc długo, raptownie przyspieszył. Niewidoczny kierowca powtórzył jego manewr. Przejechali Królewską i Zamarstynowską i wpadli w wąskie uliczki Krakidałów, by wykazać się swym kunsztem między straganami i końskimi zaprzęgami.