Выбрать главу

Wiotka, delikatna, z wyniosłą postacią i piękną twarzą, kobieta ta posiadać musiała wiele energii, skoro potrafiła bez łzy, bez westchnienia wysłuchać surowego wyroku, skazującego na śmierć drogą jej nadzieję, przyjąć na barki swe ten niewymowny ciężar niepewności, nieokreśloności położenia, jaki po krótkiej uldze spadł na nie znowu. Serce i głowa młodej kobiety bardzo ciężkimi musiały być w tej chwili, nie rozpłakała się ona jednak, nie jęknęła, nie westchnęła nawet.

Znać pora jęków głośnych i płaczu nie wstydzącego się oczów ludzkich nie przyszła jeszcze dla niej, duma jej człowiecza nie była jeszcze złamaną ani siły starganymi. Wszak stała ona u początku dopiero kalwaryjskiej swej drogi, dwie stacje jej tylko przebyła, dwa razy tylko płonęła wewnętrznym wstydem, zadrżała do głębi w poczuciu własnej nieudolności.

Posiadała jeszcze dość sił, aby dumą i wolą powściągać wybuchy własnych uczuć; nie posiadała dość znajomości samej siebie, aby przestać spodziewać się…

Adam Rudziński uszanował milczący żal ubogiej kobiety; obcy jej w zupełności, kilka razy zaledwie przez nią widziany, uczuł, że w tej chwili oddalić się powinien. Pożegnawszy Martę, acz pełnym szacunku ukłonem, wyszedł z salonu, ale żona jego wtedy dopiero pochwyciła ręce Marty i ściskając je w swych dłoniach, rzekła pośpiesznie:

— Nie trać nadziei, droga pani! Nie mogę pogodzić się z myślą, abyś tym razem jeszcze opuściła dom mój nie pocieszona i nie zaspokojona w słusznych swych żądaniach. Nie znam przeszłości twej, ale zdaje mi się, iż odgaduję trafnie, sądząc, że ubóstwo zaskoczyło cię niespodzianie, że nie byłaś przygotowaną do zajęcia śród społeczności miejsca pracownicy, dla siebie i dla innych byt zdobywającej…

Marta podniosła nagle oczy na mówiącą.

— Tak — przerwała z żywością — tak, tak…

Spuściła znowu oczy i chwilę milczała. Znać było, że myśl jej uderzona została z nagła uwyraźnieniem tego, co dotąd w nieokreślonych stawało przed nią zarysach.

— Tak — powtórzyła po chwili z mocą. — Ubóstwo i potrzeba pracy zaskoczyły mię niespodzianie. Nic mię nie uzbroiło przeciw pierwszemu, nic nie nauczyło drugiej… Przeszłość moja była cała ciszą, miłością i zabawą… na burzę i samotność nie wyniosłam z niej nic…

— Okropny los! — wyrzekła po chwili milczenia Maria Rudzińska. — Gdyby przeniknąć go, odgadnąć, zrozumieć całą jego okropność mogli wszyscy ojcowie, wszystkie matki! …

Powiodła dłonią po oczach i zwyciężając szybko swe wzruszenie zwróciła się ku Marcie.

— Mówmy o pani — rzekła. — Jakkolwiek z dwóch już dróg, na jakie wstąpić próbowałaś, wytrącił cię brak stosownych do torowania ich narzędzi, nie trać nadziei i odwagi. Zawody nauczycielski i artystyczny okazały się dla pani niestosownymi, ależ praca umysłowa i artystyczna to jeszcze niecały zakres działalności ludzkiej, a nawet kobiecej. Pozostaje jeszcze przemysł, handel, rzemiosło. Gdyś pani rozmawiała z moim mężem, przyszła mi do głowy myśl szczęśliwa… Znam z bliska właścicielkę jednego z najzamożniejszych sklepów bławatnych… byłam z nią nawet parę lat na pensji i odtąd zachowałyśmy pomiędzy sobą stosunki, jeśli nie przyjaźni, to przynajmniej dobrej znajomości.

Sklep obszerny, modny i zasobny do usług swych potrzebuje prawdziwej armii komisantów, subiektów itd. Co więcej, nie dawniej jak przed tygodniem

Ewelina D., spotkawszy się ze mną w teatrze, mówiła mi, że utraciła nieraz jednego z najużyteczniejszych sklepowi jej subiektów i znajduje się z tego powodu w pewnym kłopocie. Czy zgodziłabyś się pani stać w sklepie za kontuarem, przyjmować gości sklepowych, mierzyć materie, urządzać w oknach wystawy itd. ? Miejsca takie bywają bardzo dobrze opłacane. Aby spełniać przywiązane do nich czynności, niczego więcej nie trzeba jak uczciwości, przyzwoitości układu i dobrego smaku. Czy pojedziesz pani ze mną do Eweliny D. ? Przedstawię cię jej, w potrzebie poproszę, namówię…

W kwadrans po wymówieniu słów tych przez Marię Rudzińska dorożka wioząca dwie kobiety zatrzymała się przed jednym z najokazalszych sklepów przy ulicy Senatorskiej istniejących. Przed drzwiami opatrzonymi w szerokie zwierciadlane szyby stały dwie karety, pięknymi bardzo końmi zaprzężone, ze stangretami w liberii na koźle.

Dwie kobiety wysiadły z dorożki i weszły do sklepu. Na odgłos dzwonka zawieszonego u drzwi zza długiego stołu, całkiem prawie przedzielającego sklep na dwie połowy, wybiegł młody mężczyzna i z bardzo zgrabnym ukłonem zapytał je, czego żądają.

— Chciałabym widzieć się z panią Eweliną D. — rzekła Maria Rudzińska — czy jest w domu?

— Nie wiem z pewnością — z nowym ukłonem odpowiedział młody człowiek — ale natychmiast służyć pani będę odpowiedzią.

Kończąc te słowa poskoczył ku przeciwległej ścianie i przyłożył usta do otworu tuby prowadzącej na wyższe piętra domu głos mówiący na dole.

— Wyszła, ale zaraz wróci — odpowiedziano z góry.

Młody człowiek poskoczył znowu ku dwom niedaleko drzwi stojącym kobietom.

— Raczą panie usiąść — wymówił wskazując stojącą w rogu sklepu aksamitem obitą kanapkę— albo — dodał wyciągając rękę w stronę wschodów zasłanych kobiercem — może na górę…

— Zaczekamy tutaj — odrzekła Maria Rudzińska i wraz z towarzyszącą jej kobietą usiadła na kanapie.

— Mogłybyśmy pójść na górę i doczekać się powrotu pani Eweliny w jej mieszkaniu — półgłosem mówiła Maria do swej towarzyszki — zdaje mi się jednak, że dobrze będzie, jeśli przed rozmową z właścicielką sklepu przypatrzysz się pani zwykłym zajęciom osób sprzedających towary i zobaczysz, na czym one polegają.

Widok, jaki oczom dwóch kobiet przedstawiał się w głębi sklepu, niezmiernie był ożywiony. Składało go osiem istot ludzkich głośno i z nadzwyczajnym zapałem mówiących i stosy materii rozwijanych, zwijanych, szeleszczących, połyskiem jedwabiu i wszystkimi barwami tego świata mieniących się i błyszczących.

Z jednej strony długiego stołu, całkowicie zakrytego piętrzącymi się jedne na drugich lub rozwiniętymi i falującymi sztukami kosztownych materii, stały cztery kobiety ubrane w atłasy i sobole, właścicielki zapewne dwóch przed drzwiami sklepu oczekujących karet. Z drugiej strony stołu znajdowało się czterech młodych mężczyzn… tak, znajdowało się, nie podobna bowiem dla określenia pozycji, w jakiej zostawali, użyć innego wyrazu jak ten, który określa pozycje ciał ludzkich wszelkie: stojące, chodzące, skaczące, przeginające się na wszystkie strony, wdrapujące się na wszystkie ściany, rozdające ukłony wszelkich znaczeń i rozmiarów, dokonywające gesty najrozliczniejsze za pomocą najrozliczniejszych poruszeń rąk, piersi, głowy, ust, brwi, nawet włosów… Te ostatnie, jakkolwiek w zwykłym porządku rzeczy dość poślednią grające rolę w organizmie i powierzchowności człowieka, tu na szczególną zasługiwały uwagę.

Wypomadowane, wyperfumowane, połyskujące, woniejące, w misterne pierścienie poskręcane lub w pełnym znaczenia nieładzie na czoła opadające, stanowiły one arcydzieła sztuki fryzjerskiej i zaraz do bardzo wysokiego stopnia podnosiły wytworność postaci młodych sklepowych. Być może, iż postacie te nie były z przyrodzenia wielce wytwornymi, znać było nawet, że natura obdarzyła je niepospolitą siłą fizyczną, grubością i jędrnością muskułów, w zupełności upoważniającą do zajęcia się rodzajem pracy cięższym nieco, mniej wybrednym i przyjemnym, jak rozwijanie jedwabnych tkanin, przesuwanie w dwóch palcach pajęczych koronek i wywijanie politurowanym, leciuchnym, zgrabniuchnym łokciem . Ramiona ich były szerokie, ręce duże, palce grube, twarze niezbyt nawet młodzieńcze, dojrzałością rysów i bujnością zarostu trzydziestkę z górą objawiające. Ale z jakimże pełnym najwybredniejszego smaku wytworem sporządzone były czarne tużurki, szerokie ramiona te obejmujące, jak wspaniale poniżej bujnych zarostów kolorowe krawaty rozwijały motyle swe skrzydła, jak wdzięcznymi gestami poruszały się te duże muskularne ręce, jakie gustowne, a zarazem bijące w oczy pierścienie zdobiły te grube palce! Nic na świecie, z wyjątkiem jednego śniegu, prześcignąć nie mogło w białości koszul, puszystymi żabotami i wypukłymi haftami wzdymających się na ich piersiach, nic na świecie, żadna struna, żadna sprężyna, żadna gutaperczana piłka ani gorsetem wykształcona kibić niewieścia iść nie mogła w zawody z giętkością poruszeń ich, sprężystością poskoków, ruchliwością oczów i doskonałym wyćwiczeniem języków.