– Naprawdę? Wampir u nas? No cóż, pomyślmy – oznajmiła z lekkim uśmiechem sugerującym, że zdaje sobie sprawę z przepełniającej mnie radości. – Nie jest chyba jednak zbyt bystry, kochana, skoro zadaje się ze Szczurami. Z drugiej strony Denise nieźle się przed nim popisuje.
Odkryłam, że Arlene ma rację. Arlene jest o wiele lepsza niż ja, jeśli chodzi o ocenę spraw męsko-damskich, jest przecież ode mnie znacznie bardziej doświadczona.
Wampir był głodny. Zawsze słyszałam, że wynaleziona przez Japończyków syntetyczna krew wystarcza nieumarłym za pożywienie, w rzeczywistości wszakże nie zaspokajała ich głodu i dlatego nadal zdarzały się czasem „nieszczęśliwe wypadki” (jest to wampirzy eufemizm na określenie krwawych zabójstw dokonywanych na ludziach). A Denise Rattray gładziła sobie gardło, poruszała głową, kręciła szyją… Co za suka!
Do baru wszedł nagle mój brat, Jason, zbliżył się powoli, po czym mnie uściskał. Jason wie, że kobiety lubią facetów, którzy są dobrzy dla członków swoich rodzin i uprzejmi dla osób w jakiś sposób upośledzonych, więc ściskając mnie, zyskuje podwójne punkty. Nie, żeby musiał się przesadnie starać o popularność u płci przeciwnej. Wystarczy, że jest sobą, szczególnie że przystojniak z niego. Na pewno potrafi być również złośliwy, większość kobiet jednak wyraźnie tego nie zauważa.
– Hej, siostrzyczko, jak się miewa babcia?
– Bez zmian, czyli w porządku. Wpadnij do nas, to zobaczysz.
– Wlecę. Która dziś przyszła solo?
– Och, sam poszukaj. – Gdy Jason zaczął się rozglądać, dostrzegłam tu i ówdzie pospieszne ruchy kobiecych rąk poprawiających włosy, bluzki, malujących wargi…
– O rany. Widzę DeeAnne. Jest wolna?
– Przyszła z kierowcą ciężarówki z Hammond. Facet poszedł do toalety. Uważaj na niego.
Brat uśmiechnął się do mnie, a ja się zdumiałam, że inne kobiety nie dostrzegają samolubności tego uśmiechu. Gdy Jason wszedł do baru, nawet Arlene wygładziła koszulę, a jako osóbka czterokrotnie zamężna powinna nieco lepiej szacować mężczyzn. Inna kelnerka, z którą pracowałam, Dawn, odrzuciła w tym momencie włosy i wyprostowała plecy, prezentując sterczące cycki. Jason uprzejmie jej pomachał, ona zaś posłała mu pozornie drwiący uśmieszek. Już jakiś czas temu zerwała z Jasonem, lecz Dawn nadal pragnie, by mój brat ją dostrzegał.
Byłam naprawdę zajęta – w sobotni wieczór do „Merlotte’a” wpadali choć na chwilę niemal wszyscy mieszkańcy miasteczka – na moment straciłam więc z oczu mojego wampira. Kiedy w końcu znalazłam wolną chwilę i postanowiłam sprawdzić, co u niego, okazało się, że nadal rozmawia z Denise. Mack patrzył na niego z tak chciwą miną, że aż się zaniepokoiłam.
Podeszłam bliżej do ich stolika i zagapiłam się na Macka. Po chwili otworzyłam swój umysł na jego myśli i go „podsłuchałam”.
Odkryłam, że Mack i Denise trafili do więzienia za „osuszanie” wampirów!
Okropnie się zdenerwowałam, niemniej jednak automatycznie zaniosłam dzban piwa i kufle do stolika, przy którym siedziały cztery hałaśliwe osoby.
Wampirza krew podobno chwilowo łagodzi symptomy niektórych chorób i zwiększa potencję seksualną (takie skrzyżowanie prednizonu i viagry), toteż istniał ogromny czarny rynek i wielkie zapotrzebowanie na prawdziwą, nie rozcieńczaną wampirzą krew. A gdzie jest popyt, tam są i dostawcy. I właśnie się dowiedziałam, że do tych dostawców należy wstrętna Szczurza Parka. Wciągali w pułapkę wampiry i osuszali ich ciała z krwi, którą później sprzedawali w małych fiolkach, po dwieście dolarów każda. Było to najbardziej poszukiwane lekarstwo od przynajmniej dwóch lat. Niejeden klient wprawdzie oszalał po wypiciu czystej wampirzej krwi, czarnemu rynkowi bynajmniej coś takiego wszakże nie zaszkodziło.
Pozbawiony krwi wampir zazwyczaj nie egzystuje długo. Morderczy osuszacze zostawiali nieszczęsnych nieumarłych związanych, najczęściej po prostu porzucając ich ciała na dworze. Wschodzące słońce kończyło udrękę biednych istot. Od czasu do czasu czytało się o zemście wampira, który zdołał się uwolnić i przeżyć. Wówczas osuszacze ginęli straszną śmiercią.
Nagle mój wampir się podniósł i ruszył wraz ze Szczurami ku drzwiom. Mack dostrzegł moje spojrzenie. Widziałam, że jawnie zaskoczył go wyraz mojej twarzy, a jednak Rattray odwrócił się, zbywając mnie wzruszeniem ramion – gestem zarezerwowanym dla wszystkich wokół.
Jego reakcja mnie rozwścieczyła. Naprawdę mnie rozwścieczyła!
Zastanawiałam się, co robić, lecz podczas gdy ja zmagałam się z sobą, cała trójka znalazła się już na dworze. Czy wampir uwierzyłby mi, jeślibym za nim pobiegła i powiedziała mu, co wiem? Przecież prawie nikt nie wierzył w moje umiejętności. A ci, którzy przypadkiem w nie uwierzyli, reagowali na mnie nienawiścią i strachem. Nie cierpieli mnie za to, że potrafię odczytać ich sekretne myśli. Arlene błagała mnie kiedyś, bym „zerknęła” w umysł jej czwartego męża, który przyszedł po nią pewnym późnym wieczorem, podejrzewała bowiem, że mężczyzna zastanawia się, czy nie zostawić jej i dzieci. Nie zrobiłam tego jednak, ponieważ nie chciałam stracić jedynej przyjaciółki. Właściwie nawet Arlene nie potrafiła mnie poprosić wprost, gdyż musiałaby głośno przyznać, że posiadam ten dar, to przekleństwo… A pozostali w ogóle nie chcieli przyjmować owego faktu do wiadomości. Woleli uważać mnie za wariatkę. Zresztą, wcale tak bardzo się nie mylili, bo własne zdolności telepatyczne czasem przyprawiały mnie niemal o szaleństwo!
Z tego też względu teraz zawahałam się, zmieszałam, przestraszyłam i rozgniewałam równocześnie. W następnej sekundzie jednak poczułam, że po prostu muszę zadziałać. Dodatkowo sprowokowało mnie spojrzenie, które posłał mi Mack – sugerował nim, że zupełnie się dla niego nie liczę.
Przeszłam bar i dotarłam do Jasona, który podrywał DeeAnne. Tę dziewczynę powszechnie uznawano za łatwą. Kierowca ciężarówki z Hammond siedział po jej drugiej stronie i patrzył na nią spode łba.
– Jasonie – odezwałam się ostro. Mój brat odwrócił się w moją stronę i posłał mi piorunujące spojrzenie. – Słuchaj, czy łańcuch nadal leży na tyłach twojego pikapa?
– Nigdy nie opuszczam domu bez niego – odparł powoli, badawczo mi się przyglądając. Wyraźnie usiłował odgadnąć z mojej miny, czy mam kłopoty. – Będziesz walczyć, Sookie?
Odpowiedziałam uśmiechem. Przyszło mi to łatwo, gdyż w swojej pracy wiecznie się uśmiechałam.
– Mam nadzieję, że nie – odparłam pogodnie.
– Hej, a może potrzebujesz pomocy? – spytał.
Ostatecznie był moim bratem.
– Nie, dzięki – odrzekłam. Starałam się mówić spokojnym tonem. Odwróciłam się i podeszłam do Arlene. – Słuchaj – powiedziałam. – Muszę dziś trochę wcześniej wyjść. Przy moich stolikach niewiele się dzieje, możesz je za mnie obsłużyć? – Nie sądziłam, że kiedykolwiek poproszę o coś takiego Arlene, chociaż sama wielokrotnie ją zastępowałam. Arlene również zaoferowała mi pomoc. – Nie, nie, wszystko jest w najlepszym porządku – zapewniłam ją. – Wrócę, jeśli zdążę. A jeśli posprzątasz tu za mnie, ja sprzątnę twoją przyczepę.
Przyjaciółka z entuzjazmem pokiwała rudą grzywą.
Spojrzałam na Sama, potem wskazałam na drzwi dla personelu, na siebie i w końcu poruszając dwoma palcami, pokazałam, że wychodzę.
Mój szef kiwnął głową, choć nie wyglądał na zbytnio szczęśliwego.
Wyszłam tylnymi drzwiami. Próbowałam iść po żwirze jak najciszej.
Parking dla pracowników znajduje się na tyłach baru. Trzeba przejść przez drzwi prowadzące do magazynu. Na parkingu stał samochód kucharki oraz auta Arlene, Dawn i moje. Po prawej stronie, nieco na wschód, przed przyczepą Sama tkwił jego pikap.
Ze żwirowego parkingu dla personelu wyszłam na położony na zachód od baru, znacznie większy asfaltowy parking dla klientów. Polanę, na której stoi „Merlotte”, otacza las, a brzegi parkingu są głównie żwirowe. Sam dbał o dobre oświetlenie parkingu dla klientów; w surrealistycznym blasku wysokich latarni teren wyglądał dziwnie.
Dostrzegłam wgniecione sportowe czerwone auto Szczurzej Parki, wiedziałam zatem, że oboje są blisko.