Otworzył moje drzwiczki, a ja wysiadłam, nie patrząc mu w oczy. Czuł się świetnie w nocy; wiedziałam, że ja nigdy nie będę miała tak dobrego samopoczucia o tej porze. Krążyło zbyt wiele dziecięcych opowieści o nieprzyjemnych rzeczach, które zdarzały się w mroku nocy.
Cóż, ściśle rzecz biorąc, Bill stanowił jedno z takich „zagrożeń”. On sam nie musiał się prawie niczym przejmować.
– Będziesz się gapiła do rana na własne stopy czy wreszcie ze mną porozmawiasz? – spytał głosem niewiele głośniejszym od szeptu.
– Stało się coś, o czym powinieneś wiedzieć.
– A więc mi o tym opowiedz. – W jakiś sposób usiłował nade mną zapanować: czułam jego władzę, na szczęście udało mi się mu nie ulec. Bill westchnął.
– Nie mogę tego znieść – powiedziałam ze zmęczeniem. – Usiądźmy na ziemi albo gdzieś. Od chodzenia bolą mnie nogi.
W odpowiedzi podniósł mnie i posadził na masce samochodu. Potem stanął przede mną, założył ramiona na piersi i jawnie czekał na mój ruch.
– Opowiedz mi – powtórzył po chwili.
– Zamordowano Dawn. Zginęła dokładnie tak jak Maudette Pickens.
– Dawn?
Nagle poczułam się nieco lepiej.
– Druga kelnerka w barze.
– Rudowłosa? Ta, która tak często wychodzi za mąż?
Poczułam się znacznie lepiej.
– Nie, ciemnowłosa. Ta, która ciągłe ocierała się biodrami o twoje krzesło, żeby zwrócić na siebie uwagę.
– Och, ta. Przyszła do mnie do domu.
– Dawn? Kiedy?!
– Zaraz po twoim wyjściu. Tej nocy, gdy odwiedziły mnie tamte wampiry. Miała szczęście, że się z nimi minęła. Wydawała się strasznie śmiała i sądziła pewnie, że ze wszystkim umie sobie poradzić.
Podniosłam na niego wzrok.
– Dlaczego miała szczęście, że się z nimi minęła? Nie ochroniłbyś jej?
W świetle księżyca oczy Billa wyglądały na całkowicie ciemne.
– Nie sądzę – odparł.
– Jesteś…
– Jestem wampirem, Sookie. Nie myślę w taki sposób jak ty. Nie opiekuję się mechanicznie… ludźmi.
– Mnie obroniłeś.
– Ty to co innego.
– Tak? Podobnie jak Dawn jestem kelnerką. I, jak Maudette, pochodzę z prostej rodziny. Czym się od nich różnię?
Nagle się zezłościłam. Wiedziałam, co się teraz zdarzy.
Bill chłodnym palcem dotknął środka mojego czoła.
– Różnisz się – zapewnił mnie. – W niczym nie przypominasz nas, wampirów, lecz nie jesteś również taka jak one.
Poczułam błysk wściekłości tak intensywnej, że niemal nie mogłam nad nią zapanować. Zamachnęłam się i uderzyłam mojego wampira, choć wiedziałam, że to czyste szaleństwo. Odniosłam wrażenie, że walę w wielką opancerzoną ciężarówkę marki Brink. Bill w okamgnieniu ściągnął mnie z samochodu i przyciągnął do siebie, jednym ramieniem przyciskając mi ręce do boków.
– Nie! – wrzasnęłam. Wierzgałam i kopałam, jednakże tylko niepotrzebnie traciłam energię. W końcu osunęłam się obok niego.
Oboje oddychaliśmy głośno i spazmatycznie – sądzę wszak, że każde z nas z innego powodu.
– Dlaczego uznałaś, że musisz mi powiedzieć o Dawn? – Pytanie zabrzmiało zupełnie normalnie. Nikt by się po nim nie domyślił, że przed chwilą doszło między nami do walki.
– No cóż, Władco Ciemności – odwarknęłam gniewnie. – Maudette miała na udach stare ślady ugryzień. A policjanci powiedzieli Samowi, że u Dawn dostrzeżono identyczne.
Jeśli milczenie można scharakteryzować, jego było pełne zadumy. Gdy rozmyślał (czy co tam wampiry robią w takiej chwili), jego uścisk zelżał. Jedną ręką Bill zaczął nieuważnie pocierać moje plecy, jakbym była skamlącym szczeniaczkiem.
– Sugerowałaś, zdaje mi się, że nie umarły od tych ugryzień.
– Nie. Przyczyną śmierci obu było uduszenie.
– Nie zabił ich zatem wampir. – Wyłożył mi to tonem pozbawionym najmniejszych wątpliwości.
– Dlaczego?
– Gdyby wampir karmił się krwią tych kobiet, zostałyby osuszone, a nie uduszone. Nie zmarnowałby zdrowych ciał w tak bezsensowny sposób.
Właśnie zaczynałam się czuć z nim swobodnie, a ten nagle powiada coś tak zimnego, tak wampirzego! Trzeba było zacząć wszystko od nowa.
– Zatem – mruknęłam zmęczonym głosem – albo mamy przebiegłego i bardzo opanowanego wampira, albo osobę, która postanowiła zabijać kobiety lubiące się spotykać z wampirami.
Nie podobała mi się żadna z tych możliwości.
– Hmm… – zadumał się. – Sądzisz, że ja to zrobiłem? – spytał.
Pytanie było niespodziewane. Wyzwoliłam się z jego objęć i spojrzałam mu w twarz.
– Bardzo się starasz pokazać, jak okropnie jesteś nieczuły – wytknęłam mu. – W co naprawdę chcesz, abym uwierzyła?
Tak cudownie było tego nie wiedzieć. Tak cudownie było pytać. O mało się nie uśmiechnęłam.
– Mógłbym je zabić, ale nie zrobiłbym tego ani tutaj, ani teraz – odparł. W świetle księżyca widziałam jedynie jego ciemne tęczówki i czarne, wygięte w łuk brwi. – Chcę tu pozostać. Mieć dom… – Wampir, tęskniący za domem, też coś. Bill zrozumiał moją minę. – Nie żałuj mnie, Sookie. Popełnisz błąd.
Prawdopodobnie chciał, żebym spojrzała mu w oczy.
– Bill, nie zdołasz mnie oczarować, omamić czy jak to nazywasz. Nie zdołasz sprawić, żebym zdjęła dla ciebie koszulkę, a ty wtedy mnie ugryziesz… I tak nie zapomnę, że cię dziś spotkałam, nie próbuj więc ze mną żadnych swoich sztuczek. Graj ze mną uczciwie lub użyj siły.
– Nie – odparł, niemal dotykając wargami moich ust. – Do niczego nie będę cię zmuszał.
Zwalczyłam pragnienie pocałowania go. Ale przynajmniej wiedziałam, że to moje własne pragnienie, a nie coś mi narzuconego.
– Skoro nie ty je pogryzłeś – kontynuowałam, starając się opanować – pewnie Maudette i Dawn poznały innego wampira. Maudette chadzała do baru wampirzego w Shreveport. Może Dawn również tam bywała. Zabierzesz mnie tam?
– Po co? – spytał. Z jego głosu biło prawie wyłącznie zaciekawienie.
Nie potrafiłam wyjaśnić kwestii niebezpieczeństwa komuś, komu niezbyt często ono groziło. Przynajmniej w nocy.
– Nie jestem pewna, czy Andy Bellefleur zada sobie trudu i tam pojedzie – skłamałam.
– Nadal więc w okolicy mieszkają Bellefleurowie – zauważył nieco innym tonem. Trzymał mnie tak mocno, że aż poczułam ból.
– Tak – przyznałam. – To liczna rodzina. Andy jest policyjnym detektywem, jego siostra, Portia, prawniczką, kuzyn Terry – weteranem i barmanem. Zastępuje czasem Sama. Jest też wielu innych.
– Bellefleurowie…
Mój wampir zaczynał mnie wręcz miażdżyć!
– Bill – zapiszczałam w panice.
Natychmiast rozluźnił uścisk.
– Przepraszam – powiedział sztywno.
– Muszę się położyć do łóżka – odparłam. – Jestem naprawdę zmęczona, Bill. – Bardzo lekko ułożył mnie na żwirze i popatrzył na mnie z góry. – Oświadczyłeś tamtej trójce wampirów, że do ciebie należę – zauważyłam.
– Tak.
– Co właściwie miałeś na myśli?
– Że jeśli oni spróbują ssać twoją krew, pozabijam ich – odrzekł. – Znaczy to, że jesteś moją istotą ludzką.
– Muszę ci się zwierzyć, że ucieszyłam się, gdy to powiedziałeś, choć nie jestem pewna konsekwencji, jakie niesie z sobą taka przynależność do ciebie – stwierdziłam ostrożnie. – I nie przypominam sobie, żebyś mnie pytał o zgodę.
– Wszystko jest prawdopodobnie lepsze niż zabawa z Malcolmem, Liamem i Diane.
Nie zamierzał odpowiedzieć mi wprost.
– Zabierzesz mnie do tego baru?
– Kiedy masz następną wolną noc?
– Za dwa dni.
– W takim razie wtedy. Przyjadę o zachodzie słońca.
– Masz samochód?
– A jak twoim zdaniem przemieszczam się z miejsca na miejsce? – Prawdopodobnie jego lśniącą twarz rozjaśniał uśmiech. Bill obrócił się i zaczaj znikać w ciemnym lesie. Przez ramię rzucił: – Sookie, spraw, żebym poczuł się dumny.
Zostałam z otwartymi ustami.
Ja mam sprawić, żeby on poczuł się dumny! Też coś.