Выбрать главу

Co nie znaczy, że jako nastolatka często na takie chodziłam.

Nie, nie, nie zamierzam wpadać w ten stary kanał! Jestem, jaka jestem, lecz mam przed sobą całe życie i mogę się cieszyć różnymi drobnostkami: małymi przyjemnościami.

– Mogłabym się tu wprowadzić – oświadczyłam Arlene, która zaklejała kolejne pudło.

– Nie za szybko? – spytała i zaczerwieniła się ze wstydu na swój krytyczny ton.

– Łatwiej będzie mi tutaj niż po drugiej stronie korytarza, gdzie stale myślałabym o tym pustym pokoju – wyjaśniłam.

Przyjaciółka przemyślała moją odpowiedź, kucając obok kartonu, z taśmą klejącą w ręku.

– Rozumiem – przyznała wreszcie, pokiwawszy rudą głową.

Załadowałyśmy kartony do jej samochodu. Arlene uprzejmie zaproponowała, że po drodze do domu podrzuci je do punktu odbiorczego, a ja z wdzięcznością przyjęłam jej ofertę. Nie miałam ochoty znosić znaczących i litościwych spojrzeń osób przyglądających się, jak oddaję ubrania mojej babci, jej buty i koszule nocne.

Na pożegnanie uściskałam Arlene i pocałowałam ją w policzek. Zagapiła się na mnie bez słowa. Nasza przyjaźń wkroczyła w nowy wymiar. Arlene niespodziewanie pochyliła głowę ku mojej i przypadkiem lekko stuknęłyśmy się czołami.

– Ty zwariowana dziewczyno – powiedziała z sympatią w głosie. – Przyjedź do nas jak najszybciej. Lisa chce, żebyś jej popilnowała któregoś wieczoru.

– Przekaż jej, że ciocia Sookie ją pozdrawia. Coby’emu także.

– Przekażę. – Moja przyjaciółka ruszyła do samochodu. Jej ogniste włosy podskakiwały niczym płomienie, pełne ciało w kelnerskim stroju wyglądało jak uosobienie kobiecości.

Gdy auto Arlene zaczęło znikać na drodze dojazdowej wśród drzew, opuściła mnie cała energia. Miałam wrażenie, że żyję już milion lat, czułam się stara i okropnie samotna. Pewnie teraz już zawsze tak będzie.

Nie byłam głodna, ale spojrzawszy na zegar, uznałam, że pora coś zjeść. Weszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki jeden z licznych pojemników marki Tupperware. Znalazłam w nim indyka z sałatką winogronową. Lubiłam tę potrawę, a jednak siedziałam nad nią przy stole i bezmyślnie dłubałam widelcem. W końcu się poddałam, odniosłam pojemnik do lodówki i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Ubrudziłam się podczas sprzątania szaf. Nawet tak dobra gospodyni jak moja babcia przegrywała walkę z kurzem.

Prysznic sprawił mi wielką przyjemność. Gorąca woda wyraźnie zmyła przynajmniej część mojej niedoli. Umyłam szamponem włosy, wyszorowałam całą skórę, ogoliłam nogi i pachy. Później peseta wyrównałam kształt brwi, wtarłam w ciało balsam, spryskałam się dezodorantem, a włosy skropiłam odżywką w sprayu, by się łatwiej rozczesały. Użyłam niemal wszystkich kosmetyków, które wpadły mi w rękę. Z rozpuszczonymi mokrymi lokami wróciłam do sypialni, założyłam koszulę nocną, białą z ptakiem Tweety na przedzie i wzięłam grzebień. Usiadłam przed telewizorem, by podczas długiego, nużącego czesania obejrzeć jakiś program.

Nagle odechciało mi się wszystkiego. Poczułam się prawie odrętwiała.

Powlokłam się do salonu z grzebieniem w jednej ręce i ręcznikiem w drugiej. Nagle zabrzęczał dzwonek do drzwi.

Zajrzałam w wizjer. Bill czekał cierpliwie na ganku.

Otworzyłam mu, ani się na jego widok nie ciesząc, ani się nim nie przejmując.

Kompletnie mnie zaskoczył. Miałam mokre włosy i nagie stopy, byłam w nocnej koszuli. No i bez makijażu.

– Wejdź – mruknęłam.

– Jesteś pewna?

– Tak.

Wszedł zatem, jak zawsze rozglądając się wokół.

– Co robisz? – spytał, patrząc na stos rzeczy, które odłożyłam z myślą, że może zechcą je wziąć przyjaciele babci. Na przykład pan Norris mógłby być zainteresowany oprawionym w ramy obrazem, którzy przedstawiał jego matkę i babcię.

– Posprzątałam dzisiaj sypialnię – wyjaśniłam. – Chyba się do niej wprowadzę. – Nie znalazłam więcej słów. Bill odwrócił się i uważnie mi się przypatrywał.

– Pozwól mi uczesać twoje włosy – poprosił.

Obojętnie kiwnęłam głową. Wampir usadowił się na kwiecistej kanapie i wskazał mi miejsce na starej otomanie przed sobą. Usiadłam posłusznie, a on pochylił się nieco do przodu i otoczył udami moje pośladki. Począwszy od ciemienia, zaczął rozczesywać moje splątane włosy.

Ponownie odkryłam rozkosz ciszy. Nie docierały do mnie żadne myśli Billa. Za każdym razem czułam się przy nim jak ktoś, kto po raz pierwszy wkłada stopę do chłodnej sadzawki po bardzo długiej, męczącej wędrówce w gorący dzień.

W dodatku długie palce wampira biegle sobie poczynały z moją gęstą grzywą. Siedziałam z zamkniętymi oczyma i stopniowo się uspokajałam. Czułam lekkie ruchy ciała siedzącego za mną i operującego grzebieniem Billa. Przemknęło mi przez głowę, że niemal słyszę bicie jego serca, po czym uświadomiłam sobie, jaka ta myśl jest głupia. Przecież jego serce nie biło.

– Czesałem kiedyś moją siostrę, Sarah – mruknął cicho, jakby czuł, że się uspokoiłam i nie chciał burzyć mojego nastroju. – Miała włosy ciemniejsze niż ty i jeszcze dłuższe. Nigdy ich nie obcinała. W dzieciństwie nasza mama kazała mi czesać włosy Sarah, ilekroć sama była zajęta.

– Siostra była młodsza od ciebie czy starsza? – spytałam powoli, nieco oszołomiona.

– Młodsza. Trzy lata młodsza.

– Miałeś innych braci lub siostry?

– Moja matka urodziła dwoje martwych dzieci – odparł w zadumie, jak gdyby z trudem sobie przypominał. – Kiedy miałem jedenaście lat, straciłem o rok starszego brata, Roberta. Złapał gorączkę, która go zabiła. Teraz wstrzyknęliby mu kilka ampułek penicyliny i od razu by wyzdrowiał. Wtedy wszakże nie było antybiotyków. Sarah przeżyła wojnę, ona i moja matka, ojciec natomiast zmarł podczas mojej służby w wojsku. Miał coś, co teraz nazywa się wylewem. Moja żona mieszkała wtedy z moją rodziną, a moje dzieci…

– Och, Bill – jęknęłam ze smutkiem, prawie szeptem. Stracił tak wiele…

– Nie, Sookie – odparł i jego głos odzyskał swoją zwyczajną zimną klarowność.

Przez chwilę wampir kontynuował pracę w milczeniu, aż w końcu grzebień przesuwał się swobodnie przez moje włosy. Wtedy Bill podniósł biały ręcznik, który rzuciłam na poręcz kanapy i zaczął mi nim oklepywać włosy, a gdy wyschły, zburzył je palcami, dodając im puszystości.

– Hmm… – mruknęłam. Dźwięk nie był dłuższy niż spokojne westchnienie.

Czułam, jak jego chłodne palce podnoszą włosy z mojego karku, później musnęły szyję. Nie mogłam mówić ani się ruszać. Wypuściłam powoli powietrze, usiłując nie wydawać żadnych innych odgłosów. Wargi wampira dotknęły mojego ucha, zęby złapały płatek. Potem Bill wsunął mi język w ucho, otoczył mnie ramionami, krzyżując je na mojej piersi i pociągnął ku sobie.

W jeden cudowny moment zrozumiałam, czego pragnie jego ciało – na szczęście nie dotarły do mnie jego myśli, co tylko zepsułoby tak intymną sytuację. Jego ciało wyrażało zaś coś niezwykle prostego.

Bill podniósł mnie z łatwością, z jaką ja podniosłabym niemowlę. Obrócił mnie, tak że usiadłam na jego udach okrakiem, przodem do niego. Otoczyłam go ramionami i pochyliłam się trochę, by go pocałować. Całowaliśmy się, a wampir wprawił swój język w ruch, który potrafiła zrozumieć osoba nawet tak niedoświadczona jak ja. Nocna koszula uniosła mi się aż do pośladków. Rękoma bezradnie zaczęłam pocierać jego ramiona. Co dziwnie, pomyślałam o miseczce z karmelkami, którą moja babcia stawiała na piecu, gdy robiła cukierki. Myślałam o ich ciepłej, słodkiej, stopionej złocistości.

Bill wstał, ja zaś nadal tkwiłam niemal przyklejona do niego.

– Gdzie? – spytał.

Wskazałam na dawny pokój mojej babci. Wampir wniósł mnie tam – moje nogi ciągle otaczały jego ciało, moja głowa spoczywała na jego ramieniu – i położył mnie na świeżo posłanym łóżku. Stanął przy nim, w świetle księżyca wpadającego przez nie zasłonięte okna widziałam, jak się rozbiera, szybko i starannie. Chociaż wielką przyjemność sprawiała mi obserwacja Billa, wiedziałam, że również muszę zrzucić odzienie. Wciąż nieco zakłopotana, jednym ruchem ściągnęłam nocną koszulę i upuściłam ją na podłogę.