Bill leżał na boku i przyglądał mi się. Wcześniej byliśmy w kinie. Mój wampir miał fioła na punkcie filmów fantastycznych opowiadających o obcych; może uważał te osobliwe stworzenia za pokrewne dusze. Film okazał się nudną strzelaniną, a prawie wszyscy obcy byli brzydcy, wstrętni, morderczy. Bill wściekał się na treść, gdy zabrał mnie na kolację i potem, podczas jazdy powrotnej do jego domu. Ucieszyłam się, kiedy zaproponował przetestowanie nowego łóżka.
Chętnie się z nim położyłam.
Patrzył na mnie, tak jak – co powoli odkrywałam – lubił. Może słuchał bicia mojego serca, ponieważ mógł usłyszeć u mnie odgłos, którego ja nie mogłam usłyszeć u niego. A może obserwował pulsowanie mojego tętna, bo ja jego tętna dostrzec nie mogłam. Nasza rozmowa szybko odbiegła od tematu obejrzanego filmu do zbliżających się wyborów gminnych (Bill chciał się zarejestrować, by móc głosować, oczywiście korespondencyjnie), a później do dzieciństwa każdego z nas. Uprzytomniłam sobie, że Bill próbuje desperacko przypomnieć sobie wydarzenia z tego etapu jego życia, gdy był zwykłym człowiekiem.
– Bawiłaś się kiedyś ze swoim bratem w „pokaż mi swoje”? – spytał. – Teraz uważa się te gry za normalny objaw dorastania, nigdy jednak nie zapomnę, jak moja matka stłukła mojego brata Roberta, gdy znalazła go w krzakach z Sarah.
– Nie – odparłam, starając się brzmieć swobodnie, choć na tę myśl moje szczęki stężały, a żołądek zabolał ze strachu.
– Nie mówisz prawdy.
– Ależ mówię. – Skupiłam wzrok na podbródku wampira, szukając rozpaczliwie innego tematu do rozmowy. Bill jednak był bardzo uparty.
– Czyli że nie robiłaś tego z bratem. Z kim więc?
– Nie chcę o tym mówić. – Zacisnęłam dłonie w pięści. Czułam, że napinam wszystkie mięśnie.
Niestety Billa nie sposób było zbyć. Przyzwyczaił się do tego, że ludzie odpowiadają szczerze na jego pytania; w najgorszym razie używał swego czaru.
– Powiedz mi, Sookie – mówił przymilnym tonem, a ciemne oczy zaokrągliły mu się z ciekawości. Przesunął kciuk w dół po moim brzuchu. Zadrżałam.
– Miałam… czułego wujka – wyjaśniłam. Znajomy, sztuczny uśmiech rozsunął mi wargi.
Uniósł ciemne łukowate brwi. Nie znał tej frazy. Wytłumaczyłam mu to określenie jak najoględniej.
– Tak się nazywa dorosłych krewnych płci męskiej, którzy molestują… dzieci w rodzinie.
Oczy zapłonęły mu z gniewu. Przełknął ślinę. Widziałam, jak porusza się jego grdyka. Uśmiechnęłam się nieśmiało. Przez długą chwilę odgarniałam sobie rękoma włosy z twarzy. Nie mogłam przestać.
– I ten ktoś ci to zrobił? Ile miałaś lat?
– Och, wszystko się rozpoczęło, kiedy byłam naprawdę mała. – Mój oddech przyspieszał, serce łomotało coraz szybciej. Były to objawy paniki, które powracały, ilekroć przypominałam sobie wuja Bartletta. Złączyłam kolana i zacisnęłam. – Miałam chyba pięć lat – paplałam coraz szybciej. – Wiem, powiesz, że nigdy właściwie… ach… nie pieprzył mnie, ale robił coś innego. – Ręce trzęsły mi się przed oczyma, gdzie trzymałam je, by zasłonić twarz przed spojrzeniem wampira. – I najgorsze, Billu, absolutnie najgorsze, jest to – ciągnęłam, po prostu niezdolna przestać – że ilekroć przyjeżdżał z wizytą, za każdym razem wiedziałam, co zrobi, bo potrafiłam czytać w jego myślach! I w żaden sposób nie mogłam go zmusić, by przestał! – Przyłożyłam dłonie do ust. Pragnęłam przerwać swoją opowieść. Nie powinnam była w ogóle jej zaczynać! Nie powinnam była nic mówić! Przewróciłam się na brzuch i tak ukryta, napięłam całe ciało.
Po długiej chwili poczułam na ramieniu chłodną rękę Billa. Leżała tam, kojąc mnie.
– To się działo przed śmiercią twoich rodziców? – spytał typowym dla siebie, spokojnym głosem. Nadal nie umiałam na niego spojrzeć.
– Tak.
– Opowiedziałaś swojej mamie? I nie zareagowała?
– Opowiedziałam jej, lecz odparła, że mam sprośne myśli albo znalazłam w bibliotece jakąś książkę, z której dowiedziałam się rzeczy, na które jestem zbyt młoda. – Pamiętam jej twarz, okoloną włosami nieco ciemniejszymi niż mój średni blond… twarz skrzywioną z odrazy. Mama pochodziła z bardzo konserwatywnej rodziny i nie tolerowała publicznego okazywania miłości czy poruszania tematów, które uważała za nieprzyzwoite. – Dziwne, że rodzice wyglądali na szczęśliwych – dodałam w zadumie. – Tak bardzo się od siebie różnili. – Potem uświadomiłam sobie, jak śmieszne jest moje stwierdzenie. Przekręciłam się na bok. – Tak jak my się różnimy – stwierdziłam i usiłowałam się uśmiechnąć. Na obliczu Billa nie było żadnych emocji, choć widziałam drżenie mięśni jego szyi.
– A ojcu powiedziałeś?
– Tak, tuż przed ich wypadłem. Zbyt się czułam zakłopotana, żeby porozmawiać z nim wcześniej, kiedy byłam młodsza. Szczególnie że matka mi nie uwierzyła… W pewnym momencie odkryłam, że nie mogę dłużej znieść tej sytuacji, a wiedziałam, że muszę widywać wujka Bartletta co najmniej w dwa weekendy każdego miesiąca, tak często bowiem nas odwiedzał.
– Nadał żyje?
– Wujek Bartlett? O tak, na pewno! To brat mojej zamordowanej babci, czyli matki mojego ojca. Bartlett mieszka w Shreveport. Wiesz, gdy po śmierci moich rodziców wraz z Jasonem przenieśliśmy się do domu babci, podczas pierwszej wizyty wuja ukryłam się. Babcia mnie znalazła i spytała, dlaczego się chowam, toteż zwierzyłam jej się ze wszystkiego. Uwierzyła mi.
Przypomniała mi się ulga, której doświadczyłam tamtego dnia, cudny dźwięk głosu mojej babci obiecującej, że nigdy więcej nie będę musiała się spotkać z jej bratem, że ten człowiek już nigdy nie wejdzie do jej domu.
I nie wszedł. By mnie chronić, babcia odcięła się od własnego brata. Wcześniej wuj próbował zresztą molestować także jej córkę, Lindę, kiedy ta była małą dziewczynką, wtedy jednak babcia wyparła to wspomnienie, uznając, że pewnie coś źle zinterpretowała. A jednak, mimo iż nie całkiem uwierzyła w seksualne zamiary brata wobec Lindy – jak mnie zapewniła – później ani razu nie zostawiła go sam na sam z nią i prawie przestała go zapraszać do swojego domu…
– Czyli że on również nazywa się Stackhouse?
– Och, nie, nie. Babcia nazywała się Stackhouse po mężu, jej panieńskie nazwisko brzmi Hale. – Zastanowiłam się, czy że muszę przeliterować to słowo Billowi. Od tak dawna był przecież Południowcem, że (chociaż był wampirem) powinien znać także tę rodzinę. Bill zapatrzył się w dal. Rozproszyłam go tą swoją ponurą i paskudną historyjką. Nie miałam po niej ochoty na seks, na pewno nie. – Idę – oświadczyłam. Wysunęłam się z łóżka i schyliłam po ubranie. Szybciej, niż potrafiłam dostrzec, wampir wyskoczył z łóżka i odebrał mi moje rzeczy.
– Nie zostawiaj mnie teraz – poprosił. – Zostań.
– Wprowadziłam się w płaczliwy nastrój – wyjaśniłam mu. Na dowód prawdziwości moich słów po policzkach spłynęły mi dwie łzy. Uśmiechnęłam się ze smutkiem.
Bill starł palcami łzy z mojej twarzy i przesunął językiem po mokrych śladach.
– Zostań ze mną do świtu – powiedział.
– Ale przed świtem musisz się schować do swojej kryjówki.
– Do czego?
– No w miejsce, w którym spędzasz dzień. Nie chcę wiedzieć, gdzie ono jest! – Dla podkreślenia swoich intencji podniosłam ręce. – Czy nie musisz schować się przed pierwszym światłem świtu?
– Och – odparł. – Będę wiedział kiedy. Czuję, gdy nadchodzi świt.
– Na pewno nie zaśpisz?
– Na pewno.
– W porządku zatem. A mnie pozwolisz się trochę przespać?
– Jasne że tak – odparł z dżentelmeńskim ukłonem, trochę zabawnym z powodu nagości. – Za chwilę. – Kiedy położyłam się na łóżku i wyciągnęłam ręce do niego, dorzucił: – W końcu.