– Co mam do stracenia? – spytałam z pasją w głosie. – Odkąd cię spotkałam, przeżywam najlepszy okres… najlepszy okres mojego życia!
– Jeśli umrę, idź do Sama.
– Przekazujesz mu mnie?
– Nigdy – odparł łagodnym, zimnym tonem. – Nigdy.
Czułam, że chwyta mnie za ramiona. Leżał blisko mnie, wspierając się na łokciu. Po chwili przybliżył się nieco i jego chłodna skóra dotknęła w wielu miejscach mojej.
– Posłuchaj, Bill – powiedziałam. – Nie jestem wykształcona, ale nie jestem też głupia. Hmm… naprawdę brakuje mi doświadczenia czy obycia, nie uważam się jednak za osóbkę naiwną. – Miałam nadzieję, że wampir nie uśmiecha się w ciemnościach. – Mogę kazać im cię zaakceptować. Potrafię to zrobić.
– Tak, jeśli ktoś to potrafi, to na pewno ty – przyznał. – Och, znów chcę w ciebie wejść.
– Co masz na myśli…? Ojej, już wiem. Już rozumiem, co masz na myśli. – Wziął moją rękę i położył na swoim członku. – Ja także tego pragnę. – Rzeczywiście pragnęłam Billa… o ile zdołam się znowu kochać po tym gwałtownym stosunku na cmentarzu. Mój wampir był wówczas tak wściekły, że jeszcze teraz byłam cała sponiewierana. A jednak poczułam rozchodzące się w moim ciele ciepło, sugerujące niezwykłe podniecenie, od którego Bill mnie wręcz uzależnił. – Kochanie – szepnęłam, pieszcząc go wszędzie od stóp do głowy. – Kochanie. – Pocałowałam wampira i poczułam jego język w swoich ustach. Dotknęłam językiem jego kłów. – Umiesz się kochać bez gryzienia? – spytałam, nadal szeptem.
– Tak. Kosztowanie twojej krwi to tylko wielki finał.
– Byłoby prawie tak samo dobrze bez gryzienia?
– Nie, nigdy nie będzie tak dobrze, lecz nie chcę cię osłabić.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu – dodałam tytułem próby. – Minęło kilka dni, zanim zaczęłam się normalnie czuć.
– Byłem samolubny… ale jesteś taka wspaniała.
– Gdy się wzmocnię, będzie jeszcze lepiej – zasugerowałam.
– Pokaż mi, jaka jesteś silna – powiedział żartobliwie.
– Połóż się na plecach. Nie mam właściwie pojęcia, jak się to robi, wiem jednak, że inni ludzie tak się kochają.
Usiadłam na nim okrakiem. Jego oddech słyszalnie przyspieszył. Cieszyłam się, że w pokoju panuje mrok, a na zewnątrz wciąż pada deszcz. W blasku błyskawicy dostrzegłam jego oczy; pałały. Ostrożnie usadowiłam się we właściwej pozycji (w każdym razie miałam nadzieję, że jest właściwa) i wsunęłam w siebie jego członek. Pokładałam wielką wiarę we własny instynkt i rzeczywiście nieźle sobie poradziłam.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Znów byliśmy razem. Moje wątpliwości przynajmniej chwilowo zagłuszył strach, który ogarnął mnie na myśl, że mogę stracić Billa. W każdym razie ja i mój wampir wróciliśmy do naszego wcześniejszego, niespokojnego wspólnego życia.
Jeśli pracowałam na nocną zmianę, przyjeżdżałam później do domu Billa i zwykle spędzałam resztę nocy u niego. Gdy pracowałam w dzień, wampir zjawiał się u mnie po zachodzie słońca. Oglądaliśmy telewizję, wychodziliśmy do kina albo graliśmy w scrabble’a. Co trzecią noc wypoczywałam (lub Bill musiał się powstrzymać od gryzienia mnie), w przeciwnym razie zaczynałam się czuć słaba i ospała. Kiedy wysysał ze mnie zbyt dużo krwi, brałam mnóstwo witamin i żelaza, aż mój wampir zaczynał się skarżyć na smak; wtedy ograniczałam żelazo.
Czasem przesypiałam noc, Bill natomiast oddawał się innym czynnościom. Nierzadko czytał bądź też wędrował po okolicy. Czasami pracował na moim oświetlonym lampą podwórzu.
Jeżeli posilał się także krwią innych osób, zachowywał ten fakt w sekrecie, a ofiary znajdował – tak jak go o to prosiłam – z dala od Bon Temps.
Okres ten nie był dla mnie łatwy, ponieważ miałam wrażenie, że przez cały czas oboje na coś czekamy. Podpalenie gniazda wampirów w Monroe rozwścieczyło Billa i (jak sądzę) przestraszyło. Na pewno irytowały go własne ograniczenia – dla kogoś tak potężnego na jawie nie jest miła świadomość własnej bezradności za dnia, w czasie snu.
Zastanawialiśmy się, czy teraz, gdy nie żyła trójka prowokatorów, zmieni się społeczne nastawienie w stosunku do wampirów.
Chociaż Bill nie powiedział mi niczego wprost, z tematów, jakie często poruszaliśmy w naszych rozmowach, wywnioskowałam, że wampir martwi się o moje bezpieczeństwo. Stale pozostawał wszak na wolności morderca Dawn, Maudette i mojej babci.
Mężczyźni z Bon Temps i okolic srodze się pomylili, jeśli sądzili, że spaliwszy wampiry z Monroe, uwolnią się od lęku przed zabójcą. Zgodnie z raportem koronera żadnej z zabitych kobiet nie brakowało w chwili zabójstwa krwi. Co więcej, ślady po ugryzieniach na ciałach Maudette i Dawn nie tylko wyglądały staro, ale również takie się okazały. Jednoznaczną przyczyną śmierci obu kobiet było uduszenie. Obie uprawiały przed śmiercią seks. Zostały też zgwałcone po śmierci.
Arlene, Charlsie i ja starałyśmy się zachowywać skrajną rozwagę. Nie wychodziłyśmy same na parking, przed wejściem do swoich domów sprawdzałyśmy, czy drzwi są zamknięte na klucz, a podczas jazdy samochodem stale obserwowałyśmy towarzyszące nam na drodze auta. Trudno jednak w każdym momencie zachowywać maksymalną ostrożność i żyć w ciągłym napięciu, toteż jestem pewna, że każdej z nas co jakiś czas zdarzała się chwila nieuwagi. Arlene i Charlsie mogły sobie jednak pozwolić na pewne rozkojarzenie, gdyż – w przeciwieństwie do dwóch pierwszych ofiar – nie mieszkały same. Arlene mieszkała z dziećmi (a czasem także z Rene Lenierem) Charlsie natomiast z mężem, Ralphem.
Jako jedyna z nich mieszkałam sama.
Jason przychodził do baru prawie co noc i zawsze zamieniał ze mną kilka zdań. Uświadomiłam sobie, że mój brat stara się naprawić stosunki między nami, więc zawsze odpowiadałam mu uprzejmie. Jason jednak pił teraz więcej niż kiedykolwiek, a przez jego łóżko przewijało się tyle dziewczyn, co przez publiczną toaletę. Chociaż wydawało mi się, iż żywi prawdziwe uczucia dla Liz Barrett… Współpracowaliśmy nad kwestią majątku babci i wujka Bartletta, mimo że ta ostatnia sprawa bardziej dotyczyła mojego brata niż mnie. Wuj Bartlett zostawił mu wszystko, z wyjątkiem zapisu dla mnie.
Pewnej nocy mój brat zamówił dodatkowe piwo, po czym mi się zwierzył, że jeszcze dwukrotnie wzywano go na posterunek policji. Wizyty tam doprowadzały go do szaleństwa. W końcu odbył rozmowę z Sidem Mattem Lancasterem, który mu doradził, by od tej pory zjawiał się na posterunku wyłącznie z nim, swoim adwokatem.
– Dlaczego stale cię wzywają? – spytałam. – Chyba czegoś mi nie powiedziałeś. Andy Bellefleur nie gnębi nikogo innego, a wiem, że zarówno Dawn, jak i Maudette spotykały się z wieloma mężczyznami.
Jason popatrzył na mnie zmartwiony. Nigdy nie widziałam u mojego przystojnego starszego brata tak zażenowanej miny.
– Filmy – wymamrotał.
Pochyliłam się bliżej, nie miałam bowiem pewności, czy dobrze go usłyszałam.
– Filmy? – spytałam z niedowierzaniem.
– Ciii – syknął. Wyglądał na cholernie winnego. – Kręciliśmy filmy.
Chyba byłam tak samo zakłopotana jak Jason. Siostry i bracia nie muszą wiedzieć o sobie wszystkiego.
– I dałeś im kopię – podsunęłam nieśmiało, zastanawiając się jednocześnie nad skalą jego głupoty. Jason odwrócił wzrok. Jego zamglone niebieskie oczy romantycznie zalśniły od łez. – Debil – oceniłam. – Nie mogłeś wprawdzie wiedzieć, że obejrzy je ktoś poza wami, pomyśl jednak, co się zdarzy, kiedy postanowisz się ożenić? Co będzie, jeśli jedna z twoich ekskochanek wyśle przyszłej pannie młodej kopię waszej randki?
– Dzięki, że kopiesz leżącego, siostrzyczko.
Wzięłam głęboki oddech.
– No dobra, dobra. Już nie kręcisz takich filmów, co? – Zdecydowanie pokiwał głową. Nie wierzyłam mu. – I wszystko opowiedziałeś Sidowi Mattowi, prawda? – Kiwnął głową z mniejszym przekonaniem. – Dlatego twoim zdaniem Andy jest na ciebie taki cięty?
– Tak sądzę – bąknął żałośnie Jason.
– Cóż, jeśli sprawdzą twoje nasienie i nie będzie pasowało do próbek znalezionych podczas sekcji w pochwach Maudette i Dawn, oczyszczą cię z zarzutów.