– I co wtedy zrobisz? – spytałam. Eric wydawał się zaskoczony.
– Ta osoba odda nam pieniądze – odparł po prostu.
– A potem?
Zapatrzył się na mnie, mrużąc duże niebieskie oczy.
– Och, jeśli zdołamy znaleźć dowód zbrodni, oddamy sprawcę policji – odrzekł gładko.
Czułam, że łże jak z nut.
– Zawrzyjmy umowę, Ericu – zaproponowałam mu bez uśmiechu.
Wszyscy wokół zastygli, na szczęście blond wampir wcale się na mnie nie zdenerwował. Nawet uśmiechnął się pobłażliwie.
– Jaką, Sookie?
– Jeśli naprawdę oddasz winnego policji, zjawię się znów następnym razem, kiedy mnie wezwiesz. – Eric uniósł brwi. – Tak, wiem, że prawdopodobnie i tak musiałabym się zjawić i wykonać twoje polecenie. Lecz czy nie lepiej, że przyjdę chętna, pełna dobrych intencji? – Po ciele spłynął mi pot. Nie mogłam uwierzyć, że targuję się z wampirem.
Eric jednak wyraźnie rozważał moje słowa. I nagle zaczęłam czytać mu w myślach. Wiedział, że może zrobić ze mną, co zechce. Wszędzie i w każdej chwili. Wystarczy, że zagrozi Billowi lub innej osobie, którą kocham. Pragnął jednak polepszyć swoje kontakty z ludźmi i w miarę możliwości przestrzegać naszego prawa. Nie chciał nikogo zabijać, póki nie będzie musiał.
Czułam się, jakbym – zamiast do jego umysłu – wpadła w dół pełen zimnych, oślizgłych, bardzo niebezpiecznych węży. Miałam wprawdzie kontakt jedynie z przebłyskiem jego myśli… czymś w tym rodzaju… tym niemniej nieoczekiwanie uświadomiłam sobie istnienie ogromnej, nieznanej mi dotąd rzeczywistości.
– Poza tym – dodałam szybko, zanim wampir zdąży odkryć, że znalazłam się we wnętrzu jego głowy – skąd wynika twoja pewność, że złodziej jest człowiekiem?
Pam i Długi Cień poruszyli się nagle, Eric wszakże jednym gestem nakazał im spokój.
– Interesująca myśl – zauważył. – Pam i Długi Cień są moimi partnerami w tym barze. Jeśli wszyscy ludzie okażą się niewinni, zapewne będziemy musieli przyjrzeć się tej parce.
– To tylko sugestia – stwierdziłam cicho, a Eric przyjrzał mi się lodowatymi, niebieskimi oczyma istoty, która ledwie pamięta, czym jest człowieczeństwo.
– Zacznij od tego mężczyzny – rozkazał.
Klęknęłam przy krześle Bruce’a. Zastanawiałam się, co robić. Nigdy nie czytałam ludziom w myślach na rozkaz. Pewnie pomógłby dotyk. Bezpośredni kontakt, że tak powiem, uwyraźniłby transmisję. Wzięłam mężczyznę za rękę, lecz wydało mi się to zbyt intymne (poza tym dłoń okazała się mokra od potu), odsunęłam mu więc mankiet marynarki i chwyciłam za nadgarstek. Następnie zajrzałam Bruce’owi w małe oczy.
„Nie wziąłem tych pieniędzy, ten, kto je wziął, jest szalony i głupi, skoro naraża nas na takie niebezpieczeństwo, co zrobi Lillian, jeśli mnie zabiją, a Bobby i Heather, po co w ogóle pracowałem dla wampirów, chyba z czystej chciwości, za którą teraz płacę, Boże, nigdy już nie zamierzam pracować dla tych istot, jak ta wariatka może odkryć, kto wziął tę pieprzoną forsę, dlaczego mnie nie puszcza, kim ta dziewucha w ogóle jest, czy jest również wampirzycą, czy może jakimś demonem, ma tak dziwne oczy, trzeba było najpierw ustalić, kto ukradł pieniądze, a dopiero później poinformować Erica o ich zniknięciu…”.
– Czy to ty wziąłeś pieniądze? – wydyszałam, choć byłam pewna, że znam już odpowiedź.
– Nie – jęknął Bruce. Pot spływał mu po twarzy, a jego aktualne myśli i reakcja na moje pytanie potwierdzały wszystko to, co usłyszałam przed chwilą.
– Wiesz, kto je wziął?
– Chciałbym wiedzieć.
Wstałam, odwróciłam się do Erica i potrząsnęłam głową.
– Nie ten facet – rzuciłam.
Pam wyprowadziła nieszczęsnego Bruce’a, po czym wprowadziła na przesłuchanie następną osobę.
Była to barmanka, ubrana w powłóczystą czarną suknię z dekoltem i licznymi rozcięciami. Postrzępione włosy w odcieniu rdzawego blondu opadały jej na plecy. Praca w „Fangtasii” stanowiła wymarzone zajęcie dla miłośniczki kłów, a dziewczyna miała blizny udowadniające, że panienkę cieszą te dodatkowe korzyści. Była tak pewna siebie, że uśmiechnęła się do Erica i tak głupia, że śmiało zajęła drewniane krzesło. Nawet założyła nogę na nogę w stylu – jak jej się wydawało – Sharon Stone. Zaskoczyliśmy ją – obcy wampir i obca kobieta; nie spodobałam się jej, choć na widok Billa oblizała sobie wargi.
– Hej, kochanie – rzuciła pod adresem Erica. Uznałam, że biedaczka nie ma za grosz wyobraźni.
– Ginger, odpowiedz tej pani na kilka pytań – polecił jej Eric tonem stanowczym, nieubłaganym i twardym niczym kamienny mur.
Barmanka po raz pierwszy chyba odkryła, że nadeszła pora na powagę. Skrzyżowała kostki, ręce położyła na udach i przyjęła surową minę.
– Tak, szefie – odparła. Zaczęłam się obawiać, że zaraz zwymiotuję. Dziewczyna wielkopańsko zamachała do mnie ręką, jakby sugerując: „Dalej, wypełniaj polecenia naszego pana”. Chwyciłam jej przegub, lecz wyrwała rękę. – Nie dotykaj mnie – powiedziała, niemal sycząc.
Była to tak ekstremalna reakcja, że wszystkie wampiry zastygły w oczekiwaniu. Prawie czułam w powietrzu napięcie.
– Pam, unieruchom Ginger – rozkazał Eric. Wampirzyca w milczeniu przeszła za krzesło barmanki, po czym pochyliła się nad nią i położyła jej ręce na ramionach. Dziewczyna walczyła, usiłując poruszać głową, Pam jednak mocno ją trzymała.
Znowu chwyciłam przegub nieszczęśnicy.
– Ukradłaś pieniądze? – spytałam, wpatrując się w płonące od złości brązowe oczy Ginger. Zareagowała gwałtownie. Krzyczała długo i głośno, obrzucając mnie przekleństwami. Wsłuchałam się w myślowy chaos panujący w jej małym móżdżku. – Ona wie, kto je zabrał – poinformowałam Erica. Barmanka przestała nagle krzyczeć, tylko szlochała. – Nie może podać jego imienia – dodałam – bo ją ugryzł. – Dotknęłam blizny na szyi Ginger, jakby moje słowa wymagały dokładniejszego wyjaśnienia. – W jakiś sposób jej zabronił – dopowiedziałam po kolejnej próbie odczytania myśli dziewczyny. – Nawet nie może go opisać.
– Hipnoza – skomentowała Pam. Pod wpływem bliskości barmanki wysunęła kły. – Silny wampir.
– Sprowadźcie jej najbliższą przyjaciółkę – podsunęłam.
Ginger trzęsła się jak osika. Chyba usiłowała coś sobie przypomnieć, ale nie mogła.
– A ta ma zostać czy odejść? – spytała mnie wprost wampirzyca.
– Niech odejdzie. Tylko przestraszy tę drugą.
Tak bardzo się zaangażowałam w sprawę i po raz pierwszy tak jawnie używałam mojej dziwnej zdolności, że aż się bałam spojrzeć na Billa. Wydawało mi się, że nie mogę na niego patrzeć, gdyż jego widok osłabi mnie. Wiedziałam jednak, gdzie stoi. Wraz z Długim Cieniem od początku przesłuchania zastygli w miejscu.
Pam wyciągnęła drżącą Ginger z pokoju. Nie mam pojęcia, co z nią zrobiła, tak czy owak po chwili wróciła z kelnerką w podobnym stroju. Nowo przybyła, imieniem Belinda, była starsza i mądrzejsza od barmanki. Miała kasztanowe włosy, okulary i najseksowniej wydęte wargi, jakie kiedykolwiek widziałam.
– Belindo, z jakim wampirem Ginger się spotyka? – spytał Eric kobietę, gdy tylko usiadła, a ja jej dotknęłam. Kelnerka miała dość rozumu, by spokojnie uczestniczyć w rozmowie i tyleż inteligencji, by nakazać sobie szczerość.
– Był taki jeden – odparła wprost.
Dostrzegłam w umyśle Belindy zamazany obraz.
– Który z nich? – spytałam szybko i kelnerka pomyślała imię. Zanim je przekazałam, spojrzałam na Indianina, a wtedy on przeskoczył krzesło, na którym siedziała Belinda, i rzucił się na mnie, kucającą przed kobietą. Wpadłam plecami w biurko Erica i tylko podniesione dłonie uchroniły mnie przed zębami, które Długi Cień właśnie miał zatopić w moim gardle z zamiarem rozprucia go. Ugryzł mnie za to w przedramię – tak mocno, że aż wrzasnęłam; a przynajmniej próbowałam wrzasnąć, niestety po upadku zabrakło mi powietrza, wydałam więc z siebie jedynie nerwowy gulgot.
Czułam jego ciężkie ciało na swoim, doskwierało mi ugryzione przedramię i własny strach. Przypomniałam sobie sytuację z Rattrayami i fakt, że zaczęłam się bać śmierci z rąk Szczurów dopiero wówczas, gdy zrobiło się już niemal za późno. Teraz postanowiłam nie wypowiadać głośno imienia Indianina; wiedziałam, że w takim przypadku wampir natychmiast zada mi śmiertelny cios. Sekundę później usłyszałam jakiś straszny hałas i odkryłam, że ciało wampira ciąży, mi jeszcze bardziej. Nie miałam pojęcia, co się stało. Widziałam oczy Indianina nad moim ramieniem. Były szeroko otwarte, brązowe, oszalałe, lodowate… Niespodziewanie zmatowiały, a potem zaczęły się zamykać. Z ust wampira chlusnęła krew. Część spłynęła mi na rękę, część dostała się do moich otwartych ust. Zakrztusiłam się. Twarz wampira odsunęła się od mojego przedramienia i na moich oczach zapadła w siebie, a następnie zaczęła marszczyć. Oczy Indianina zmieniły, się w galaretowate sadzawki. Garście gęstych, czarnych włosów wampira spadły mi na twarz.