Z szoku znieruchomiałam. Czyjeś ręce chwyciły mnie za ramiona i zaczęły wyciągać spod gnijącego trupa. Odpychałam się stopami, by się wycofać jak najprędzej.
Nie czułam smrodu, ale widok rozpadającego się z niewiarygodną szybkością wampirzego ciała był wstrętny i okropnie przerażający. Dostrzegłam sterczący z pokrytych Czarną mazią pleców Indianina kołek. Eric stał równie nieruchomo jak pozostali, tyle że w dłoni trzymał drewniany młotek. Bill znajdował się tuż za mną; to on wyciągnął mnie spod zwłok Indianina. Pam czekała przy drzwiach, rękę położyła na ramieniu Belindy. Kelnerka wyglądała na równie przestraszoną jak ja.
Nawet maź powoli zaczęła niknąć w dymie. Staliśmy zmrożeni, aż rozwiała się jego ostatnia wstęga. W końcu na dywanie pozostał tylko niewielki ślad przypalenia.
– Będziesz musiał kupić nowy dywan – palnęłam ni z tego, ni z owego, bo już naprawdę nie mogłam znieść ciszy.
– Masz okrwawione usta – zauważył Eric. Wszystkie wampiry w pełni wysunęły kły i wyglądały na podniecone.
– Zakrwawił mnie.
– Połknęłaś trochę?
– Prawdopodobnie. Co to znaczy?
– Zobaczymy – wtrąciła Pam mrocznym, chrapliwym głosem. Przypatrywała się Belindzie w sposób, który przyprawił mnie o wyraźne zdenerwowanie. Kelnerka jednak, co było dla mnie niewiarygodne, wydawała się z tego spojrzenia dumna. – Zwykle – dodała wampirzyca, wpijając się wzrokiem w wydatne wargi Belindy – my pijemy ludzką krew, nie ludzie naszą.
Eric przyglądał mi się z podobnym zainteresowaniem, jak Pam Belindzie.
– Jak teraz postrzegasz swoje otoczenie, Sookie? – spytał miłym tonem. Słysząc go, nigdy bym nie pomyślała, że dopiero co zabił starego przyjaciela.
Hmm… zastanowiłam się nad jego pytaniem. Ogólnie rzecz biorąc, postrzegałam je jaśniej. Dźwięki były wyraźniejsze i słyszałam je dokładniej. Miałam ochotę odwrócić się i spojrzeć na Billa, bałam się jednak spuścić wzrok z Erica.
– No cóż, sądzę, że my z Billem chyba już pójdziemy – powiedziałam, jakby było to jedyne możliwe posunięcie. – Zrobiłam, Ericu, to, o co prosiłeś. Teraz zamierzamy odejść. Nie będziesz się mścił na Ginger, Belindzie i Brusie, prawda? Zawarliśmy przecież układ. – Ruszyłam do drzwi z tupetem, którego wcale w sobie nie czułam. – Założę się, że musisz iść się zająć barem. Kto przyrządza dziś wieczorem drinki?
– Mam zastępcę – odparł Eric nieobecnym głosem. Jego oczy ani na moment nie opuściły mojej szyi. – Pachniesz inaczej, Sookie – mruknął, robiąc ku mnie krok.
– Ej, Ericu, pamiętaj, że zawarliśmy umowę – przypomniałam mu uprzejmie i wesoło z wielkim, choć nieco spiętym uśmiechem. – Bill i ja idziemy właśnie do domu, zgadza się? – Zaryzykowałam spojrzenie za siebie, na mojego wampira. Serce we mnie zamarło. Bill miał oczy szeroko otwarte i nieodgadnione oblicze. Obnażył kły i cicho powarkiwał. Jego źrenice były ogromne. Gapił się na Erica. – Pam, zejdź z drogi – poleciłam cicho, lecz ostro. Wampirzyca otrząsnęła się z oszałamiającej ją żądzy krwi i jednym spojrzeniem oceniła sytuację. Otworzyła drzwi biura, wypędziła Belindę, potem stanęła obok wyjścia, robiąc nam miejsce. – Zawołaj Ginger – zasugerowałam, a Pam natychmiast pojęła sens moich słów.
– Ginger – zawołała chrapliwie. Barmanka wypadła z drzwi w dole korytarza. – Eric cię potrzebuje – dodała.
Oblicze Ginger rozjaśniło się, jakby dziewczyna miała randkę z Davidem Duchovnym. Niemal tak szybko, jak to robią wampiry, zjawiła się w pokoju i zaczęła się ocierać o Erica. Eric – jakby otrząsnął się z jakiegoś zaklęcia – poruszył się i patrzył z góry na Ginger, która głaskała go dłońmi po piersi. Kiedy się pochylał, by pocałować barmankę, zerknął na mnie ponad jej głową.
– Jeszcze się zobaczymy – rzucił, ja zaś natychmiast wyciągnęłam Billa z pomieszczenia.
Mój wampir nie chciał odejść, miałam więc wrażenie, że ciągnę ciężką kłodę. Na szczęście w korytarzu zrozumiał chyba konieczność zniknięcia z „Fangtasii”. Wyszliśmy na zewnątrz, pośpiesznie ruszyliśmy na parking i już po chwili siedzieliśmy w aucie Billa.
Obejrzałam swój strój. Całe ubranie miałam pokrwawione i wymięte. Dziwnie pachniałam. A fe! Przeniosłam wzrok na Billa, zamierzając się z nim podzielić odczuwanym wstrętem, on jednak gapił się na mnie w niedwuznaczny sposób.
– Nie – powiedziałam gwałtownie. – Uruchomisz teraz samochód, Billu Compton, i odjedziesz stąd, zanim coś się zdarzy. Stanowczo ci powtarzam, że nie jestem w nastroju do figlów!
Nic więcej nie zdążyłam powiedzieć, gdyż Bill sięgnął ku mnie, chwycił mnie w pasie i pociągnął w górę, ku sobie. Jego usta znalazły się na moich, a jego język zaczął zlizywać z mojej twarzy krew.
Naprawdę się wystraszyłam. A poza tym wpadłam w okropny gniew. Złapałam mojego wampira za uszy i odciągnęłam jego głowę od swojej, używając całej posiadanej siły; okazało się, że jestem mocniejsza, niż przypuszczałam.
Oczy Billa nadal wyglądały jak głębokie jaskinie zaludnione duchami.
– Bill! – wrzasnęłam, potrząsając nim. – Opanuj się wreszcie! – Powoli wracał do siebie. W końcu drżąco westchnął, po czym lekko pocałował moje wargi. – No dobrze, możemy wreszcie pojechać do domu? – spytałam, wstydząc się swojego roztrzęsionego głosu.
– Pewnie – odparł. Wciąż jeszcze się uspokajał.
– Czy czuliście się jak rekiny, które zwietrzyły krew? – spytałam po kwadransie milczącej jazdy. Już prawie wyjechaliśmy z Shreveport.
– Dobra analogia.
Nie musiał przepraszać. Zachowywał się przecież zgodnie ze swoją naturą, zgodnie z instynktem wampira. Nie czuł się winny. Ja jednak po prostu zapewne pragnęłam usłyszeć jego przeprosiny.
– Mam więc kłopoty? – spytałam wreszcie. Była druga nad ranem i odkryłam, że nie przejmuję się tym wszystkim tak bardzo, jak powinnam.
– Eric dotrzyma danego ci słowa – odrzekł Bill – nie wiem wszakże, czy ciebie osobiście zostawi w spokoju. Chciałbym… – dodał i zamilkł. Chyba po raz pierwszy słyszałam, że Bill czegoś pragnie.
– Sześćdziesiąt tysięcy dolarów nie jest pewnie dużą sumą dla wampira – zauważyłam. – Wydaje mi się, że wszyscy macie mnóstwo pieniędzy.
– Wampiry, rzecz jasna, okradają swoje ofiary – odparł lekkim tonem. – Początkujące wampiry rabują zwłoki, bardziej doświadczone potrafią przekonać ludzi do dobrowolnego oddawania pieniędzy. Dzięki naszemu czarowi człowiek zapomina, że to zrobił. Jedni z nas zatrudniają własnych doradców finansowych, drudzy zajmują się handlem nieruchomościami, jeszcze inni żyją z odsetek zainwestowanych w rozmaite fundusze. Eric i Pam wspólnie założyli bar. Większość pieniędzy wyłożył Eric, resztę dała Pam. Długi Cień był im znany od stu lat, więc przyjęli go na barmana. A on ich zdradził.
– Dlaczego ich obrabował?
– Pewnie potrzebował kapitału na jakieś przedsięwzięcie – odparł Bill nieobecnym tonem. – Ze względu na swój tryb życia nie mógł po prostu dopaść jakiegoś pracownika banku, zahipnotyzować go, wziąć od niego pieniądze, a później go zabić… Dlatego zabrał je Ericowi.
– Eric nie pożyczyłby mu?