– Ile to było… lat temu? Sześć? – spytałam szeryfa, jedynie dla przedłużenia pogawędki. Chciałam postać przy ich stoliku jeszcze chwilę. Wiedziałam, że Norris tak posmutniał na mój widok, ponieważ sądził, iż mój brat zostanie aresztowany za morderstwo Maudette Pickens, co zdaniem burmistrza będzie najprawdopodobniej oznaczało, że Jason zabił też naszą babcię. Pochyliłam głowę, ukrywając przed nim oczy.
– Przypuszczam, że tak. Hmm, pomyślmy… pamiętam, że ubieraliśmy się właśnie na występ taneczny Jean-Anne… więc było to… tak, masz rację, Sookie, sześć lat temu. – Szeryf kiwnął mi głową na potwierdzenie. – Był tu dziś Jason? – rzucił od niechcenia, jakby po namyśle.
– Nie, nie widziałam go – odrzekłam. Szeryf zamówił mrożoną herbatę i hamburgera. Rozpamiętywał dzień, w którym przyłapał Jasona ze swoją Jean-Anne. Obściskiwali się na pace pikapa mojego brata.
O, rany! „Jean-Anne ma szczęście – pomyślał szeryf – że również nie została uduszona”. Jego kolejna myśl dotknęła mnie do żywego: „Te zabite dziewczyny to i tak śmiecie”.
Czytałam w myślach szeryfa Dearborna jak w książce. Wyczuwałam kontekst i rozmaite niuanse jego myśli. Przemknęło mu przez głowę: „Wykonują najgorsze prace, nie chodziły do college’u, pieprzą się z wampirami… kompletne dno”.
Nie potrafię wręcz opisać ogromu bólu i gniewu, które poczułam, słysząc tę ocenę.
Chodziłam mechanicznie od stolika do stolika, przynosiłam napoje i kanapki, sprzątałam resztki, pracując tak ciężko jak zwykłe, z tym okropnym uśmiechem rozciągniętym na mojej twarzy. Rozmawiałam z dwudziestoma znanymi mi osobami; myśli większości z nich były niewinne – na przykład, że dzisiejszy dzień jest strasznie długi. Wielu klientów baru rozmyślało o pracy lub o rzeczach, które będą musieli zrobić w domu bądź też o drobnych problemach do rozwiązania, jak na przykład załatwienie fachowca, który naprawi zmywarkę do naczyń, albo konieczność zamówienia na weekend firmy sprzątającej.
Arlene ulżyło, ponieważ dostała okres.
Charlsie zatopiła się w przyjemnych marzeniach związanych z jej „krokiem ku nieśmiertelności”, czyli mającym się urodzić wnukiem. Gorliwie się modliła dla córki o lekką ciążę i bezpieczny poród.
Lafayette dumał o tym, że współpraca ze mną staje się coraz dziwniejsza.
Policjant Kevin Pryor zastanawiał się, co jego partnerka Kenya robi w wolny dzień. On pomagał matce sprzątać szopę na narzędzia i nienawidził każdej minuty spędzonej na tym zajęciu.
Dotarło do mnie wiele komentarzy (zarówno głośnych, jak i niewypowiedzianych) o moich włosach, cerze i bandażu na ręce. Wielu mężczyzn i jedna kobieta uważali mnie za bardziej pociągającą. Niektórzy spośród facetów, którzy uczestniczyli w wyprawie zakończonej podpaleniem domu wampirów, sądzili, że nie mają u mnie najmniejszych szans z powodu mojej sympatii do wampirów i żałowali swego czynu dokonanego pod wpływem impulsu. Zapamiętałam sobie tych mężczyzn w myślach. Nie zapomnę im, że mogli zabić mojego Billa, chociaż w tej chwili pozostali przedstawiciele wampirzej społeczności zajmowali odległe miejsca na mojej liście ulubionych osób.
Andy Bellefleur i jego siostra, Portia, jedli razem lunch; mieli zwyczaj się u nas spotykać przynajmniej raz w tygodniu. Portia była żeńską wersją Andy’ego: średniego wzrostu, masywnej budowy, z wydatnymi ustami i szczęką. Podobieństwo między bratem i siostrą wychodziło wszakże na korzyść jemu, nie jej. Słyszałam, że Portia jest bardzo kompetentnym prawnikiem. Może zasugerowałabym jej sprawę Jasona, kiedy zastanawiał się nad zatrudnieniem adwokata, gdyby nie była kobietą… i w tamtym momencie martwiłam się raczej o nią niż o mojego brata.
Dzisiaj głowę prawniczki wypełniały przygnębiające myśli. Chociaż była świetnie wykształcona i dobrze zarabiała, smuciła się, gdyż nikt nie zapraszał jej na randkę. Nie potrafiła myśleć o niczym innym.
Andy z kolei był zdegustowany, że nadal trwa mój związek z Billem Comptonem. Również jego zaciekawiły korzystne zmiany w moim wyglądzie. Zastanawiał się też, w jaki sposób wampiry uprawiają miłość. I wcale się nie cieszył z faktu, że będzie musiał aresztować Jasona. Nie uważał go za bardziej podejrzanego od kilku innych mężczyzn, mój brat wydawał mu się jednak najbardziej przestraszony, z czego Andy wnosił, że Jason ma coś do ukrycia. Istniały też filmy wideo, na których mój nieszczęsny brat uprawiał seks – w dodatku dość ostry – z Maudette i Dawn.
Gapiłam się na detektywa, kontemplując niepokojącego myśli. A przecież Bellefleur wiedział, do czego jestem zdolna.
– Sookie, przyniesiesz mi wreszcie to piwo? – spytał w końcu, machając w powietrzu wielką dłonią, czym starał się przyciągnąć moją uwagę.
– Pewnie, Andy – odparłam nieobecnym głosem i wyciągnęłam z lodówki butelkę. – Napijesz się jeszcze herbaty, Portio?
– Nie, dzięki, Sookie – odparła grzecznie kobieta, oklepując sobie usta papierową serwetką. Portia przypominała sobie w myślach okres szkoły średniej, kiedy zaprzedałaby duszę za randkę z cudownym Jasonem Stackhouse’em. Zastanawiała się, co mój brat teraz porabia, czy miałaby o czym z nim rozmawiać… po czym pomyślała, czy jego wspaniałe ciało nie jest przypadkiem warte intelektualnej ofiary. Uświadomiłam sobie, że Portia najwyraźniej ani nie widziała kaset, ani nie wiedziała o ich istnieniu. Andy był rzeczywiście dobrym policjantem.
Spróbowałam wyobrazić sobie Portię z Jasonem i nie mogłam powstrzymać uśmieszku. Spotkanie byłoby niesamowitym przeżyciem dla nich obojga. Pożałowałam – nie po raz pierwszy zresztą – że nie umiem wprowadzać myśli w ludzkie umysły, tak jak potrafię je stamtąd „wyciągać”.
Do końca mojej zmiany nie dowiedziałam się niczego interesującego. Może jeszcze tylko uderzył mnie jeden szczegół pomyślany przez Andy’ego Bellefleura. Na filmach wideo, które mój niemądry brat nakręcił, dziewczyny były łagodnie krępowane. Policjantowi fakt ten skojarzył się ze śladami sznura na szyjach ofiar.
Reasumując, tego dnia dla dobra Jasona otworzyłam swoją głowę na napływ ludzkich myśli i doświadczenie to nie przyniosło absolutnie żadnych rezultatów. Wszystko, co usłyszałam, zmartwiło mnie jeszcze bardziej, nie otrzymałam natomiast żadnej informacji, która mogłaby pomóc mojemu bratu.
Pomyślałam, że wieczorem przyjdą inne osoby do baru. Nigdy wcześniej chyba nie wpadłam do „Merlotte’a” ot tak, dla czystej przyjemności. Może powinnam dzisiaj wieczorem się tu zjawić? Co będzie robił wtedy Bill? Czy w ogóle chciałam go widzieć?
Czułam się strasznie samotna. Z nikim nie mogłam porozmawiać o moim wampirze, bo nie istniała ani jedna osoba, której choć w pewnym stopniu nie szokowałby fakt, że się z nim widuję. Czy mogłam powiedzieć na przykład Arlene, że jestem smutna, ponieważ przerażają mnie bezwzględni, wampirzy kumple Billa, a jeden z nich ugryzł mnie ubiegłej nocy, wpuścił mi swoją krew do ust i leżąc na mnie, zginął przebity kołkiem? Arlene nawet sobie nie wyobrażała, że można mieć takie problemy.
Nie przychodził mi do głowy nikt, kto by sobie wyobrażał.
Nie mogłam sobie przypomnieć żadnej znajomej dziewczyny, która spotykałaby się z wampirem, a nie należałaby do niewybrednych fanek wampirów, miłośniczek kłów, które umawiały się z każdym osobnikiem, byle… był wampirem.
Gdy kończyłam pracę, „poprawiony” wygląd stracił moc w tym sensie, że nie dodawał mi już pewności siebie. Czułam się teraz raczej jak wybryk natury.
Kręciłam się po domu, później krótko się zdrzemnęłam, potem podlałam kwiaty babci. Tuż przed zmierzchem zjadłam jakieś gotowe danie, które podgrzałam w kuchence mikrofalowej. Mimo iż do ostatniej chwili wahałam się, czy wyjść z domu, włożyłam w końcu czerwoną koszulę, białe spodnie i trochę biżuterii, po czym pojechałam z powrotem do „Merlotte’a”.
Czułam się bardzo dziwnie, wchodząc do baru jako klientka. Sam stał za barem i na mój widok uniósł brwi. Tego wieczoru pracowały trzy kelnerki, które znałam jedynie z widzenia, a hamburgery smażył inny kucharz; jego twarz dostrzegłam w okienku do wydawania posiłków.