2. Miłość bardzo często przeplata się z cierpieniem i bólem. Niektóre kobiety bolą odbite kopniakiem nerki.
K. (inicjał także zmieniony) studiuje socjologię. Jest atrakcyjną brunetką, taką, za którą gwiżdżą chłopaki na budowie. K. nienawidzi nocnych barów, głośnej muzyki i dymu papierosowego, a mimo to przychodzi regularnie do baru Magdy w Mercure. Przychodzi tam ze swoim facetem albo, jak mówi Magda, przywlekana jest przez niego. Facet ma na imię Jarek, ma szeroką poprzeczną bliznę na wygolonej głowie, wąskie oczy, wąskie usta i tatuaż z wojska na przedramieniu. Rzadko wydaje z siebie jakiś dźwięk, ale zawsze trzyma w dłoni skórzany portfel wypchany banknotami. Magda twierdzi, że jego penis ma więcej centymetrów niż IQ punktów, chyba żeby – w co Magda nie wierzy – miał penisa ponad – trzydziestocentymetrowego. K., gdy się rozczuli, twierdzi, że kocha Jarka i że jest on mężczyzną jej marzeń. Jarek chyba o tym wie, bo gdy zbyt dużo wypije, zaciąga K. do męskiej toalety, aby mu.zrzuciła z krzyża”, I K. mu „zrzuca”. Ale nie to jest według Magdy najgorsze. Ponieważ K. jest atrakcyjną młodą kobietą, często jest zaczepiana przez mężczyzn. Jarek, mimo że wygolony, nie należy do osiłków, więc nie atakuje tych mężczyzn, tylko K. Potrafi wyzwać ją od niewyżytych uniwersyteckich kurew i uderzyć. Pewnego razu K. zaprotestowała. Wybiegła z baru. Jarek pobiegł za nią. Gdy długo nie wracali, Magda wyszła zobaczyć, co się stało. K. leżała z zakrwawioną twarzą na brudnym śniegu i jęczała. Jarek najpierw ją przewrócił, a potem kopnął leżącą w nerki. Magda zadzwoniła po karetkę.
Po tym incydencie K. nie przychodziła do baru przez pół roku. Potem zaczęła się znowu pojawiać. z Jarkiem. Zapytana przez Magdę, wylękniona, rozglądając się, czy na pewno Jarek tego nie usłyszy, wyszeptała, że.on jak nie bije, to jest dobrym, szlachetnym człowiekiem”. Magda twierdzi, że zna kilka przypadków „dobrych i szlachetnych, gdy akurat nie biją”. Niektórzy z nich mają tytuły naukowe i służbowe samochody. Niektórzy mają także żony w domach. Ciekawe, w co kopią swoje żony, jeśli odbijają nerki swoim kochankom? Ale gdy nie biją, to tak naprawdę przecież „dobrzy i szlachetni mężczyźni”.
Tony dał znać o swoim istnieniu. Zaczął ją gryźć delikatnie w bosą stopę. Chciał wyjść. Skończyła pisać. Sprawdziła tylko, czy nadeszły jakieś e – maile. Była reklamówka z ofertami Merlina, gdzie często zamawia książki. Czekał na nią także e – mail od Magdy!
Martiniaue,
Nie doceniasz mnie, baby!
Jeśli ktoś potrafi zmieszać 5 gramów (sic!) żubrówki, 80 gramów soku jabłkowego i 15 gramów mineralnej bez gazu, sprzedać to Japończykowi jako kultowy francuski drink w barze w Mercure i wziąć za to jeszcze duży napiwek, to potrafi także otworzyć załącznik bez pomocy faceta. Dużo rzeczy można zrobić bez pomocy faceta, chociaż z facetem niektóre mogą być bardziej przyjemne.
Remek mimo to przybiegł na stancję, l to dzisiaj rano. Wyciągnął mnie z łóżka.
O 8 rano!!! Czujesz to?!
Tylko dlatego, że to Remek i że znam w szczegółach jego trudne dzieciństwo, nie zabiłam go tym ogromnym budzikiem, który masz od swojej babki.
Remkowi „Optymiście Tysiąclecia” wymięka optymizm. Remek się martwi, l to już przed ósmą rano. Oficjalnie przybiegł dowiedzieć się, czy dojechałaś szczęśliwie (tak jak gdyby nie mógł zadzwonić do Ciebie, right?), a nieoficjalnie chciał mnie wypuścić na temat profesora. Był przy tym zmartwiony jak matka, która oddała lekarzom swoje dziecko na operację przeszczepu szpiku kostnego. Ponoć jakimś dramatycznym gestem wysłałaś go spod kasztanowca „na drzewo” i zniknęłaś ze „starszym, nie budzącym zaufania obcym mężczyzną”. l byłaś przy tym „smutna, jak nigdy dotąd”. Oczywiście nic mu nie powiedziałam o.starszym mężczyźnie”. Jedno wszakże wiedz, Marty, mówię Ci to teraz jako doświadczona psycholka z baru: Remek przechodzi z fazy kupowania Ci biletów do kina w fazę myślenia o tym, że chciałby Cię w tym ciemnym kinie trzymać za rękę. I żebyś Ty także tego chciała. Ćwiczyłaś to już z Andrzejem komputerowcem, więc znasz możliwe scenariusze. Zastanów się nad tym i we właściwym momencie włóż Remka do zamrażalnika, bo mu wycieknie cała dopamina i radość życia mu się ulotni. A on przecież ma do spłacenia w Stargardzie to stypendium i mógłby tam potem przy okazji uszczęśliwiać jakąś kobietę.
Poza tym Remek powiedział mi, że Jedzie na pogrzeb. To dziecko bez gałek ocznych, to od tej Anity, zmarło. Okazuje się, że oprócz oczu miało niewykształcone jeszcze inne narządy, i mała Julia umarła. Gdy Remek zamilkł, to nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać. Nie chcę się dalej o tym rozpisywać, bo zaczynają trząść mi się ręce i nie trafiam w klawisze.
Mam jeszcze jeden news dla Ciebie (zauważ, że nie ma Cię w city mniej niż 24 godziny, a mogłabyś swoją osobą zapełnić pół Newsweeka). Wczoraj późnym wieczorem, gdy Ty jechałaś do Szczytna, zapukał do drzwi Twój kolega „z tej samej wioski”. Akurat Teo był u mnie na dokarmianiu (zauważyłam, że u mężczyzn występuje często interesująca prawidłowość: jedzą u jednych kobiet, a zasypiają w łóżkach u zupełnie innych). Andrzej miał taką minę, gdy dowiedział się, że Ciebie nie ma, iż biedny Teo porzucił niedokończony talerz z ogórkową i wrócił w pośpiechu do siebie na piętro.
Słuchaj, piękny Andrzej (wychudł, ma podkrążone oczy, trzydniowy zarost i czarny pulower, który łatwo się zdejmuje przez głowę; wyglądał super!) przyszedł jak gdyby nigdy nic i powiedział, że „ma do zaktualizowania iMaca Martyny”. Rozglądał się po pokoju tak, jak gdyby myślał, że może jednak jesteś, tylko schowałaś się i leżysz na przykład pod kanapą.
Tak mi się go jakoś żal zrobiło, więc gdy on poszedł dłubać przy Twoim kompie, zaparzyłam • zieloną herbatę, którą on tak lubi, i którą Ty mu zawsze podawałaś, i zaniosłam mu na biurko. Biegam w wełnianych skarpetach po domu, więc nie słyszał, gdy weszłam do Twojego pokoju i stanęłam z tym kubkiem za jego plecami.
Słuchaj teraz uważnie, Marty!
On siedział przed wyłączonym komputerem i miał łzy w oczach.
Postawiłam herbatę obok klawiatury i wyszłam, udając, że nic nie zauważyłam. Ty wiesz przecież, że się gubię, tracę contenace, zaczynam mówić po francusku, a czasami nawet tracę zmysły w obecności płaczących mężczyzn. Musiałam wyjść, aby nic takiego się nie stało. Po godzinie Andrzej wyszedł z Twojego pokoju, zaniósł pusty kubek do kuchni i pożegnał się ze mną. Twój iMac jest tak samo ładny jak przed jego wizytą, więc komputerem się raczej nie martw.
A teraz ten tekst…
Drżą mi ręce, nogi. I piersi mi także drżą.
Marty, ja nie muszę wcale myśleć, kto napisał ten tekst.
Ja to wiem.
Czytałam ten tekst minimum 10 razy. I to cztery dni przed Tobą.
Może nie w tej wersji, którą mi załączyłaś, ale te wszystkie jego piękne myśli o słowie, nauce, Bogu i Internecie już tam były.
I były tam jeszcze takie słodkie błędy ortograficzne, l tymi błędami także mnie rozczulił.
Taki tekst mógł napisać tylko Piotr, tzn. Twój ojciec.
Pomyślałam, że należy mu się za to Dido do słuchania. Kazałam jednemu cieciowi z bani wypalić kopię Dido dla mnie, a jemu wysłałam Pocztexem mój oryginał. Bo Twój ojciec zasługuje na to, aby mieć tylko oryginały.
A do kartonu z płytą Dido włożyłam mu kilogram krówek. Takich ciągnących.
Czy wiesz, że on potrafi zjeść pół kilo krówek w ciągu godziny?
Wiesz?
Znalazłam też najpiękniejszy błękitny krawat w mieście – pasuje do tej jego koszuli ze spinkami, w której tańczył ze mną walce, l też dołożyłam do Dido. Żeby dzisiaj w Warszawie mógł wyglądać tak, jak chciałabym, aby wyglądał.